"Wywiad z ks. Robertem C. Pasley’em KHS
Od połowy lat sześćdziesiątych katolicy w Ameryce Północnej mogli już oglądać “msze ludowe” przy akompaniamencie gitar akustycznych, „msze z polką” przy dźwiękach akordeonu czy „msze dla nastolatków” z oprawą muzyczną w wykonaniu amatorskich zespołów rockowych. Czy Sobór Watykański II wzywał do tego typu eksperymentów? Co właściwie soborowe dokumenty mówią o muzyce liturgicznej?
Ks. Robert Pasley: Nie, dokumenty soborowe nie wzywały do wprowadzenia tego typu muzyki. Dokumenty kościelne mówią o dopuszczeniu do wykonywania nowych kompozycji w językach narodowych. Ta myśl pojawiła się zresztą już wcześniej, jednakże oficjalne teksty Kościoła deklarują, że śpiew gregoriański cieszy się uprzywilejowaną pozycją w liturgii. Aprobują również inne dzieła należące do naszego dziedzictwa, w szczególności polifoniczną muzykę chóralną, która jest najbliższa chorałowi. Nawet kompozycje na chór i orkiestrę są dozwolone, dopóki nie odciągają uwagi od mszy i nie stają się same w sobie odrębnym od niej występem.
Najnowszy dokument Watykanu dotyczący muzyki kościelnej nosi tytuł Musicam Sacram, pochodzi z 1967 roku i nie wspomina słowem o zespołach rockowych lub mszach przy akompaniamencie gitar. Wyznacza on właściwie priorytety w kwestii tego, które części mszy mają być śpiewane. Po pierwsze, jeżeli już cokolwiek jest śpiewane podczas mszy, to powinny to być w pierwszej kolejności: znak krzyża na początku, modlitwy kapłana, dialogi kapłana z wiernymi, aklamacje przy Ewangelii[1], dialog prefacji, prefacja i Święty, Modlitwa Pańska oraz rozesłanie.
W drugiej kolejności powinny być natomiast śpiewane: Kyrie, Gloria, Agnus Dei, Credo oraz modlitwa wiernych. W końcu, jako trzecie w hierarchii ważności, dokument wymienia pieśń na wejście i śpiew podczas procesji komunijnej (przez pieśń rozumie się tu jednak Introit oraz antyfonę na komunię z Graduału Rzymskiego lub psalmy w Graduale Simplex albo antyfonę na wejście i na komunię znajdujące się w Mszale Rzymskim), śpiewy między czytaniami (psalm responsoryjny lub Graduał czy też Traktus z Graduale Romanum), werset Offertorium z Graduału Rzymskiego oraz czytania, w tym Ewangelia. Dokument ów stanowi ponadto, że jeżeli wszystkie wymienione wyżej części są śpiewane, można dodać do całości hymny.
Niemal wszystkie wskazania Musicam Sacram zostały zignorowane i śpiew, który był wyjątkiem i [miał być] włączany do mszy jako ostatni w kolejności – hymn – w efekcie stał się pierwszym i jedynym śpiewem, który w ogóle jest wykonywany. Wprowadziło to do liturgii wszystkie rodzaje muzyki świeckiej i tonalności, których przedtem nawet sobie nie wyobrażano.
Czy nie jest sprzecznością oczekiwać chorału gregoriańskiego oraz polifonicznej muzyki chóralnej na mszy i jednocześnie wymagać od zgromadzenia aktywnego uczestniczenia w Eucharystii?
Ks. Pasley: Cóż, zależy co rozumie się przez aktywne uczestniczenie. W języku angielskim przyjęło się tłumaczenie tych słów Soboru jako „aktywne uczestniczenie”, ale [łaciński] oryginał to participatio actuosa, który oznacza „rzeczywiste uczestniczenie”. Gdy zaś o nim mowa, faktycznie odzwierciedla ono myślenie Piusa XII wyrażone w jego encyklice na temat liturgii, Mediator Dei [1947]. W Mediator Dei mowa jest o tym, że w mszy nieodzowny jest udział ludu, że nie jest on tylko biernym obserwatorem. Jednakże ów udział odnosi się przede wszystkim do przeżywania wewnętrznego, a dopiero w drugiej kolejności do zewnętrznych czynności.
Nawet w tradycyjnej mszy są części, które mógł śpiewać lud, np. Kyrie. Śpiewa się je po grecku i jest bardzo proste: „Panie, zmiłuj się nad nami, Chryste, zmiłuj się nad nami.” Nie wymaga praktycznie żadnej nauki. Następnie Sanctus: po kilku wykonaniach lud wiedziałby, co znaczą łacińskie słowa. Podobnie jest z Agnus Dei. Być może Gloria i Credo byłyby dla ludu z początku trochę trudne do zrozumienia, ale ten medal ma dwie strony. Po pierwsze, nawet najnowsze Ogólne wprowadzenie do Mszału rzymskiego z 2000 roku stwierdza, że schola może sama śpiewać Gloria i Credo (dodam, że OWMR mówi, iż Credo powinno być “śpiewane lub odmawiane” – zwracam tu uwagę na pierwszeństwo śpiewu). Schola może śpiewać dłuższy tekst po łacinie, podczas gdy lud może wykonywać refren. To przykład zewnętrznego uczestniczenia. Ale, co ważniejsze, jeżeli lud ma w ławkach obok wersji łacińskiej tłumaczenie, może siedzieć tam i medytować nad tymi słowami, podczas gdy schola – jako “eksperci” – śpiewa je. Większość ludzi nie ma dobrego głosu i czuje się niezręcznie śpiewając. Tak, mogą zaśpiewać znany im hymn, przy wsparciu organów. Ale prawdziwe aktywne uczestniczenie pojawia się, gdy lud medytuje, używając zmysłu słuchu do słuchania, wzroku do czytania, kiedy lud jednoczy się z wprawionymi w śpiewie kantorami, kiedy wierni wznoszą swe serca do Boga tak, że efektem nie jest bezustanne zaangażowanie, ale faktyczne uczestniczenie. Sobór Watykański II rzeczywiście wzywał do większego uczestniczenia, ale sądzę, że Ojcowie mieli tu na myśli raczej śpiewanie chorału oraz wprowadzenie jakiejś nowszej muzyki sakralnej, która byłaby podobna do chorału, utrzymana w jego duchu.
Znaczna część najpiękniejszej muzyki tradycyjnej Kościoła poszła w odstawkę, gdy możliwe stało się odprawianie mszy w języku narodowym. Jak tłumaczyłby Ksiądz nieprzyjazne nastawienie do muzyki z łacińskimi tekstami wśród części duchowieństwa także dzisiaj?
Ks. Pasley: Sądzę, że nastąpiło odrzucenie łaciny jako języka obcego, którego lud nie rozumiał, jako czegoś zbyt trudnego i wymagającego. Była ona również symbolem przeszłości. Jego Świątobliwość papież Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał Ratzinger, napisał książkę zatytułowaną Nowa pieśń dla Pana. Pyta w niej, dlaczego przeciwstawia się sobie okres przed i po soborze, jakby dzieliła je przepaść. W istocie powinna istnieć między nimi ciągłość, a mimo to wielu ludzi dostrzega tu lukę. Ultratradycjonaliści postrzegają ją jako zerwanie z tradycją; ultraliberałowie lub też „postępowi” kapłani widzą w niej zerwanie z przeszłością, do którego skądinąd nie powinno dojść. Bywa, że za zupełnym odrzuceniem łaciny jako zbyt „formalnej” stała swoista mentalność ideologiczna. Żyjemy w czasach, w których wszystko ma być bardziej wspólnotowe, bardzo nieformalne, w których nie ma sensu jakakolwiek odrębność; wszystko powinno być wspólne. Tak więc ów „formalizm” łaciny był postrzegany jako przeszkoda. W praktyce, jeżeli pozbędziemy się tekstu łacińskiego i lud odzwyczaja się od słuchania łaciny, nie wykonujemy również łacińskiej muzyki, bo jest to jeszcze bardziej „formalne”. Jest ona częścią dziedzictwa cywilizacji zachodniej i wielu ludzi dopracowywało ją przez wieki z ogromną precyzją. Kłóci się z nowoczesną mentalnością pod tytułem „Hej, ludziska, jestem waszym kumplem”. [Śmiech] (...)
http://www.liturgia.dominikanie.pl/dokument.php?id=1367