Wyjść po angielsku
Zapraszam do przeczytania, bo naprawdę warto. Artykuł nie tylko pokazuje, jak umiera mit o cudownym życiu na wyspach. On też w piękny sposób opisuje presję, jaką odczuwają Polacy za granicą. Że wstyd im wrócić bez kasy.
Ciekawa jest za to opinia psycholożki Agnieszki.
Cytuj:
- Ludzie ambitni, którzy chcieli tu zrobić karierę, nauczyć się angielskiego, zająć wysoko płatne stanowiska. Przeliczyli się. Pracują ciężko, by utrzymać standard, nie starcza im siły czy czasu na naukę, więc nie robią karier, przez co przestają się podobać sami sobie. A wokół niewyobrażalnie bogaci Brytyjczycy albo Arabowie na zakupach, wszędzie kuszą reklamy luksusowych wycieczek. To z kolei dobija szczególnie najnowszych emigrantów, którzy są po prostu psychicznie słabi. Ta grupa różni się od wcześniej przyjeżdżających. Pewną bezradnością, żeby nie rzec - lenistwem. Kiedyś emigracja była wyzwaniem, na które decydowały się jednostki energiczne, ludzie zdecydowani i twardzi. Dziś z każdego większego miasta leci do Londynu albo Dublina tani samolot. Łatwiej tu przyjechać, niż iść w Polsce do pośredniaka. I nadzieja większa. Przylatują... ot, tak. Myślą, że jakoś się ułoży. Rozczarowanie bywa śmiertelne.
Trudno się nie zgodzić. W Polsce nie udało się znaleźć pracy. Ciężko, brak wykształcenia, brak języków. A więc - na wyspy. Bilet 300 zł, Londyn, Dublin - gdziekolwiek. Język? Przecież tam już tyle Polaków....
Większości swoich znajomych, którym średnio wiedzie się na Wyspach polecam powrót. Namawiam ich na jak najszybszy, na Wrocław/Gdańsk/Katowice/Poznań. Na wynajęcie kawalerki i życie tutaj, bo pracy jest dużo. Sam zresztą pomagam, piszę CVki, listy motywacyjne, pomagam stworzyć "profil zawodowy", uświadomić, że mają doświadczenie i są coś warci na rynku pracy. I znajdują pracę.
Potem zazwyczaj słyszę: tam żyliśmy wsród obcych ludzi, z dorywczej pracy, za małe pieniądze, najtańsze żarcie. Tutaj zarabiają mniej, a jednak wynajmują najczęściej dwupokojowe mieszkanie, zakupy robią w Tesco, ale już nie tylko najtańsze produkty. No i mają znajomych, przyjaciół, mogą umówić się na piwko w knajpie, stać ich na wyjście do kina.
I po 3 miesiącach zazwyczaj dostają stałą umowę.
Ciekawa co jednak będzie, kiedy wróci więcej osób? Kiedy nastąpi boom re-emigracji?
Do tego idiotyczne pomysły Tuska, który chce ludziom wracającym dawać specjalną pomoc, dodatkowe środki... Oczywiście, dla nich to fajne - tylko czemu Ci, co zostali nie dostali nic?
Crosis