Buddyzm a chrześcijaństwo
Autor |
Wiadomość |
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
Paschalis napisał(a): Po pierwsze, nie jest to Offtop bo osobowe podejście do Boga w chrześcijaństwie jest jedną z zasadniczych różnic między chrześcijaństwem, a buddyzmem.
Po drugie, nie jest tak, że się nie angażujecie bo Dominikdano się np. angażuje (...)
Ależ dyskutuj o tym z Dominikiem, po prostu nie wciągaj w to innych.
Buddyzm nie ma żadnego podejścia do osobowego boga, równie dobrze można rozmawiać o chrześcijańskim podejściu na marchewki. No więc, ja widziałem marchewkę - więc chyba istnieją, boga nie spotkałem, więc nie mam zdania na jego temat, ale podobno są ludzie co go spotkali - dla buddysty nie ma to znaczenia. Jak do buddysty przyjdzie osobowy bóg, to buddysta powinien się z nim grzecznie przywitać i porozmawiać, ale to nic nie zmieni w jego buddyjskiej praktyce. Po prostu będzie nadal tym samym buddystą, który wie, że istnieje osobowy bóg.
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
Śr cze 06, 2007 10:17 |
|
|
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
Bądźmy poważni marchewki nie mają nic wspólnego z religią, a to czy Bóg jest traktowany osobowo, czy nie to dla każdej religii kwestia bardzo istotna. Stąd warto ją poruszyć w dyskusjach o relacjach między chrześcijaństwem, a buddyzmem.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 11:15 |
|
 |
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
Paschalis napisał(a): Bądźmy poważni marchewki nie mają nic wspólnego z religią, a to czy Bóg jest traktowany osobowo, czy nie to dla każdej religii kwestia bardzo istotna. Stąd warto ją poruszyć w dyskusjach o relacjach między chrześcijaństwem, a buddyzmem.
Otrzymałeś już odpowiedź - jest to kwestia ważna dla Ciebie, a nie dla buddysty. Co jeszcze chciałbyś wiedzieć?
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
Śr cze 06, 2007 11:31 |
|
|
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
To kim lub czym jest Bóg powinno być ważne dla każdej religii. A w tym kim jest ważne znaczenie ma to, czy jest osobą, czy nie. Stąd właśnie różnica między buddystami, a chrześcijanami w tej kwestii jest tak istotna.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 12:09 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Filippiarzu
Osobowy Bóg jest przez chrześcijąnskich mistyków postrzegany w stopniu określającym poziom ich oświecenia. Na tej podstawie można np. prześledzić ich rozwój duchowy, wyzwolenie się z rozmaitych nabytych wierzeń, osiągnięty wgląd, czy stan świdomości w róznych chwilach życia.
Natomiast Jesuz miał do "osobowości bożej" ambiwalentny stosunek i zalecał by "oddać cesarzowi co cesarskie, a Bogu co boskie".
Czyli jeśli w polu świadomości pojawi się cesarz, to go uhonorować wg jego "cesarskiej" miary, jeśli Bóg to postąpić z nim tak samo, oddać mu jego "boskość".
Konsekwentnie więc, jeśli w moim-twoim-jego-jej świecie ("ego-kosmosie") pojawi się człowiek, to trzeba mu oddać to, co ludzkie.
|
Śr cze 06, 2007 12:20 |
|
|
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
Twoja interpretacja słów Jezusa nijak się ma do prawidłowej egzegezy biblijnej. Jezus mówi tu o wierze świeckiej w kontekście płacenia podatków, która przynależy do cezara, rozróżniając ją od władzy Boskiej, która przynależy do Boga.
Mistycy chrześcijańscy z niczego nie musieli się wyzwalać. Wiara w osobowość Boga była w samym centrum ich duchowości i stanowiła największą siłę ich działań i duchowych przeżyć, której kwintesencją była miłość do Boga, który stał się człowiekiem, i ofiarował siebie na krzyżu. Cały rozwój mistycyzmu u schyłku średniowiecza był związany z osobistym doświadczeniem naśladowania Chrystusa z miłości do Niego. To samo widoczne jest u tak wybitnych chrześcijańskich mistyków co św. Jan od Krzyża, św. Teresa z Avila, św. o. Pio, św. Faustyna, czy św. Teresa od Dzieciątka Jezus.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 12:32 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Moje interpretacja jest moja, a egzegeza jest interpretacją egzegetów, ale czyja jest prawidłowa?
Uważam, że moja.
Warto jeszcze przypomnieć, że tak jak i dziś, również w czasach Eckharta i Św. Jana od Krzyża wszelkie odstępstwa od kościelnych dogmatów były podstawą do oskarżenią o herezję i do prześladowań, które obu ww. mistyków dotknęły. Eckharta bardzo bezwzglednie przymuszano do wyparcia się prawdy. W wyniku tego biedak zmarł. Jana od Krzyża trzymano w areszcie. Nie tylko ich zresztą tak dręczono. Każde zdanie, słowo, czy myśl mistyków, były z uwagą śledzone przez strażników ortodoksji, dlatego musieli oni często kamuflować prawdę, doklejając do swego przekazu rozmaite pobożne śmieci. Stąd też czasem mógł się pojawić w ich pismach jakiś osobowy bóg.
Ketman jest i był zawsze jednym ze sposobów na przechytrzenie cenzury.
Kosciół zdominowany przez teologów nigdy nie ufał mistykom i miał ich pod czujnym okiem inkwizycji.
|
Śr cze 06, 2007 13:49 |
|
 |
keylan
Dołączył(a): Pt maja 18, 2007 9:12 Posty: 167
|
Paschalis napisał(a): To kim lub czym jest Bóg powinno być ważne dla każdej religii. A w tym kim jest ważne znaczenie ma to, czy jest osobą, czy nie. Stąd właśnie różnica między buddystami, a chrześcijanami w tej kwestii jest tak istotna.
ekhm, w Buddyzmie tak nie jest, bóg i jego istota nie są sednem tej religii, w naszej praktyce staramy się wyrwać z samsary, osiągnąć oświecenie i osobowy czy bezosobowy bóg jest kwestią poboczną, wiem że to może ci się wydawać szokujące ale tak jest.
|
Śr cze 06, 2007 15:13 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
Dominikdano, tworzysz własną wersję historii alternatywnej, która z prawdziwą historią nie ma za wiele wspólnego. Prawdziwa historia jest bowiem taka, że kontakt z osobowym Bogiem był kluczowym elementem duchowości św. Jana od Krzyża. Jego duchowość jest przepełniona opisami osobowego kontaktu z Bogiem i refleksji nad naśladownictwem Chrystusa wraz z wieloma cytatami z Ewangelii i całej Biblii. Św Jan był do końca wierny Kościołowi i niezależnie od szykan nigdy się go nie wyrzekł. Twierdzenie, że on tylko udawał, pod naciskami inkwizycji jest ahistoryczne i deprecjonujące jego samego. Warto dodać, że to właśnie KK wyniósł go na ołtarze.
A co do twojej interpretacji to jednak tysiące teologów różnych wyznań chrześcijańskich, którzy w zażartych sporach doszli do opracowania w miarę spójnej metody czytania Biblii, czynią ją bardziej wiarygodną, niż interpretacja Biblii dokonywana przez pojedynczego buddystę. Z kontekstu wypowiedzi Jezusa wynika jasno o czym mówił i, że miał na myśli rozdział świeckiej władzy od boskiej.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 15:51 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Jest wielkim spłyceniem mistyki Św. Jana od Krzyża, gdy odnosi się ją do "spotkania z osobowym Bogiem", przypominającego starotestamentowe, mityczne wzorce. Nie da się też takiego poglądu dowodzić na podstawie dzieł tego mistyka, bo o "Bogu osobowym" nic nie pisał. Natomiast można wykazać, że pojmował Boga jako rzeczywistość nieopisywalną słowami, zaledwie intuicyjnie uchwytną negacją, podobną do hinduskiego neti-neti:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Neti_neti
/Dr-na-GK Ks III R2. 3/:
Dusza powinna dążyć do Boga, poznając Go raczej przez to, czym On nie jest, aniżeli przez to, czym jest. Tym samym więc musi odrzucać całkowicie wszystkie doznania tak naturalne jak i nadprzyrodzone.[...] Tym tylko sposobem wzniesie się ona ponad samą siebie, tj. ponad wszelkie poznanie szczegółowe i poznanie odczuwalne, w szczytnej nadziei Boga nieograniczonego.
|
Śr cze 06, 2007 17:05 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
Po raz kolejny powtórzę, że transcendencja to nie jest bezosobowość.
Natomiast dzieła św. Jana od Krzyża wprost przepełnione są doświadczeniem bezosobowego Boga.
Choćby tutaj fragment jego najważniejszego dzieła "Droga na górę Karmel":
6. O, któż nam może należycie wyłożyć, jak daleko, zgodnie z wolą naszego Pana, mamy posunąć wyrzeczenie samych siebie! To pewne, że ma to być jakby śmierć i unicestwienie doczesne, naturalne i duchowe wszystkich rzeczy cenionych przez wolę, od której wszelkie wyrzeczenie zależy. To właśnie chciał Zbawiciel wyrazić w słowach: “Kto by bowiem chciał duszę swoją ocalić, straci ją” (J 12, 25). Znaczy to: Kto by chciał coś posiadać, czegoś szukać dla siebie, ten straci duszę. “Kto by zaś stracił duszę swoją dla mnie, ocali ją” (Mt 10, 39), to znaczy, że kto wyrzeknie się dla Chrystusa tego wszystkiego, czego jego wola pragnie i w czym ma upodobanie, a wybierze raczej to, co jest krzyżem (co sam przez św. Jana nazywa “nienawiścią duszy swojej” (J 12, 25), ten ocali swą duszę. Tę samą naukę dał Chrystus owym dwom uczniom, domagającym się miejsca po Jego prawicy i lewicy, nie odpowiadając wprost na żądanie tego wywyższenia, lecz ofiarując im kielich, który sam (s.206) miał pić. jako rzecz cenniejszą i pewniejszą na tej ziemi niż radość (Mt 20, 20-22).
7. “Kielich” ten to umrzeć dla własnej natury, aby mogła postępować tą wąską ścieżką, ogołacając się i unicestwiając we wszystkim, co posiada w dziedzinie zmysłów (jak już powiedzieliśmy) i (jak zaraz powiemy) w sferze ducha, tj. w swym rozumowaniu, smakowaniu i odczuwaniu. Musi więc być nie tylko wolna od rzeczy zmysłowych i ziemskich, lecz również nie obciążona rzeczami duchowymi, by mogła swobodnie postępować po tej wąskiej drodze. Na niej bowiem zmieści się tylko wyrzeczenie siebie (jak to zaznacza Zbawiciel) i krzyż jako laska umilająca i ułatwiająca drogę. Dlatego też mówi Pan przez św. Mateusza: “Albowiem jarzmo moje słodkie jest, a brzemię moje lekkie” (Mt U, 30). Brzemieniem tym jest krzyż Chrystusa. I jeśli człowiek zdecyduje się naprawdę podjąć i znosić dla Boga uznojenie we wszystkich rzeczach, znajdzie w nich wszystkich wielką ulgę i słodycz, aby tak ogołocony ze wszystkiego mógł postępować tą drogą nie szukając czegokolwiek. Jeśliby jednak zechciał cośkolwiek mieć dla siebie, czy to od Boga czy od stworzeń, nie będzie zupełnie ogołocony i pełen zaparcia się we wszystkim, a co za tym idzie, nie będzie mógł ani wejść na tę ciasną ścieżkę, ani po niej postępować.
8. Chciałbym więc przekonać osoby duchowe, że ta droga do Boga nie polega na mnogości rozważań, ani na różnych ćwiczeniach czy upodobaniach (co wprawdzie jest potrzebne, ale dla początkujących). Droga zaś zjednoczenia opiera się na jednej niezbędnej rzeczy, to jest na umiejętności prawdziwego zaparcia się siebie tak co do zmysłów, jak i co do ducha, na cierpieniu dla Chrystusa i unicestwieniu się we wszystkim. Przez tę praktykę więcej się czyni i więcej zdobywa niż przez wszystkie ćwiczenia. Gdy zaś zaniedba się to ćwiczenie, które jest fundamentem i korzeniem cnót, wszelkie inne ćwiczenia stają się bezużytecznym kołowaniem, chociażby dosięgały tak wzniosłych rozważań i obcowań jak anielskie. Postęp bowiem to nic innego jak tylko naśladowanie Chrystusa, który “jest drogą, prawdą i życiem i nikt nie przychodzi do Ojca, jeno przez Niego”, jak to sam mówi przez św. Jana (J 14, 6). Na innym zaś miejscu mówi te słowa: “Jam jest bramą. Jeśli kto przeze mnie wnijdzie, będzie zbawiony” (tamże, 10, 9). Nie jest więc oznaką dobrego ducha, jeśli kto chce iść przez słodkości i wygody, uciekając od naśladowania Chrystusa.
9. Wspomnieliśmy już, że Chrystus jest “drogą”; droga ta, to śmierć dla naszej natury, zarówno w jej części zmysłowej jak i duchowej. Chcę teraz wskazać na przykładzie Chrystusa, jak to się dokonywa, Chrystus bowiem to nasz wzór i światło.
10.a) Po pierwsze, pewne jest, że Chrystus co do zmysłów duchowo obumarł w swym życiu, a naturalnie w swej śmierci. Sam bowiem powiedział, że w życiu nie miał, gdzie by głowę skłonił (Mt 8, 20), a tym mniej miał jeszcze w chwili śmierci.
11.b) Po drugie, pewne jest, że w chwili śmierci został wyniszczony w swej duszy przez pozbawienie wszelkiej pociechy i podpory. Ojciec pozostawił Go w tak całkowitym opuszczeniu w niższej części duszy, że Chrystus zmuszony był wołać: “Boże mój. Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mt 27, 46). To było największe odczuwalne opuszczenie w Jego życiu. Ale też wtedy dokonał dzieła większego niż wszystkie cuda, które zdziałał, dzieła największego na niebie i ziemi, jakim jest pojednanie i połączenie przez łaskę rodzaju ludzkiego z Bogiem. A stało się to w czasie i chwili, gdy nasz Pan wyniszczony był we wszystkim. Opuścili Go ludzie, bo w chwili śmierci zamiast uszanowania, naigrawali się z Niego. Opuszczały Go siły przyrodzone, dla których śmierć była ostatecznym wyniszczeniem. Opuścił Go i Ojciec, bo nie miał wtedy żadnej opieki i pociechy od Niego. I w tym opuszczeniu, jakby unicestwiony i starty na proch, spłacał doskonale dług i łączył ludzi z Bogiem. Dlatego słusznie mówił w Jego imieniu Dawid: Ad nihilum redactus sum, et nesciyi; “A ja w niwecz obrócony byłem i nie wiedziałem” (Ps 72, 22).
Z tego przykładu człowiek duchowy zrozumie tajemnicę bramy i drogi Chrystusowej do zjednoczenia z Bogiem, oraz pojmuje, że im więcej się ktoś wyniszczy dla Boga w swej części zmysłowej i duchowej, tym więcej się z Nim zjednoczy i tym większego dzieła dokona. A jeśli ktoś dojdzie mężnie do tego całkowitego nic, które jest najgłębszą pokorą, dokona się wtedy zjednoczenie duchowe pomiędzy duszą a Bogiem. I to jest najwznioślejszy i najwyższy stan, jaki można osiągnąć w tym życiu. Polega on nie na przyjemnościach, upodobaniach, smakach i uczuciach duchowych, lecz na prawdziwej śmierci krzyżowej w zmysłach i duchu, czyli w zewnętrznej i duchowej części człowieka.
12. Nie chcę się zbyt rozwodzić, choć równocześnie nie chciałbym pominąć tego przedmiotu, wiem bowiem, że wielu z tych, którzy uważają się za przyjaciół Chrystusa, zna Go mało. Szukają bowiem (s.208) u Niego pociech i upodobań dla siebie, kochając raczej siebie niż Jego gorycz i śmierć.
Mówię o tych, co się uważają za Jego przyjaciół. O innych bowiem, którzy żyją z dala od Niego - czy to będą wielcy uczeni i możni tego świata, czy którzykolwiek inni, żyjący światem, jego sprawami, zajęci sobą i swymi godnościami - można powiedzieć, że nie znają Chrystusa. Kres ich ostateczny, chociażby nie był najgorszy, będzie bardzo gorzki. I o nich tu nie mówię, powiedzą im to w dzień sądu, ponieważ oni przede wszystkim powinni głosić słowa Boże, jako że postawieni są przez Boga na świeczniku ze względu na swą naukę i wysoki stopień hierarchii społecznej. („Droga na Górę Karmel”, Ks. II, Rozdział 9)
Tekst jest wprost przepełniony osobową relacją ze Zbawicielem i chęcią jego naśladowania. Nie ulega wątpliwości, że osobowa relacja z Bogiem stanowiła bardzo ważny element duchowości św. Jana od Krzyża.
Zresztą nawet jego imię: "Jan od Krzyża" pokazuje jak ważnym elementem jego duchowości było naśladownictwo Chrystusa w Jego Męce, czyli jak najbardziej osobowym doświadczeniu.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 17:33 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Nie, nie zgadzam się. Czym innym jest relacja z Jezusem, z Jego nauką i osobą historyczną, a nawet z mitem Chrystusa, a czym innym koncepcja Boga osobowego, z którym jakoby "spotyka" się mistyk. Mistyk jednoczy się z Bogiem transcendentnym, czyli przekraczającym rozumowe poznanie, z Bogiem nieograniczonym, czyli równiez nieograniczonym przez jakąkolwiek osobowość, "bytowatość". Te wszystkie określenia są produktem intelektu, którym nie da się zrozumieć, tego co ponad umysłem.
W samym słowie "osoba" zawrate jest oddzielenie, a to przeczy zjednoczeniu. "Spotkanie" nie jest tym samym co "zjednoczenie się", a więc nie jest celem mistyków.
Nawiasem, to w tak długim cytacie mozna znaleźć tylko groch z kapustą, a nie uzasadnienie hipotezy, ze święty Jan od Krzyża pisał o Bogu osobowym. Niczego takiego tu nie ma.
|
Śr cze 06, 2007 19:25 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
A kim jest dla chrześcijan Zbawiciel  Cały ten cytat jest relacją z Bogiem osobowym, Chrystusem. Znajdź mi gdzie św. Jan twierdzi, że Chrystus nie jest Bogiem, bo to, że traktuje go jako żywą osobę nie ulega wątpliwości. Naśladowanie Chrystusa, które tak silnie i dramatycznie bije z powyższej cytatu nie jest "mitem Chrystusa".
A to kolejna twórczość św. Jana, nie pozostawiająca wątpliwości co do tego, że św. Jan uznawał Chrystusa za Boga, a Boga za jak najbardziej osobową istotę:
O Trójcy Przenajświętszej
(Acerca de la Santisima Trinidad)
Do słów Ewangelii: “Na początku było Słowo".
Było już na początku Słowo i w Bogu żyło, W którym swoje piękności, I swoje szczęście kryło. To Słowo było Bogiem I początkiem się zwało I było na początku A początku nie miało. Ono było początkiem, Początek w nim wstrzymany; Co się zrodził w początku, Słowem Syn jest nazwany. On zawsze był poczęty, A zawsze się poczyna, Ojciec Przedwieczny swój byt Zlewa na swego Syna. Tak więc chwała Synowa Jest w Ojcu położona, A chwała Ojca cała Jest w Synu wyrażona. Jak kochany w kochanym Jeden się w drugim znajduje, A Miłość co ich łączy, W istności występuje. I we wszystkich swych przymiotach, W potędze i równości Trzech Osób - jedna miłość Kryje się w ich istności! I jedna miłość ich wszystkich, W jedną miłość złączyła Kochanych z kochającym, W którym każda z nich żyła. A byt, który Trzej mają, Każda z nich posiadała, Każda z nich kocha Tego, W którym ten byt swój miała. I ten byt ich odrębny Jedną wspólność stanowi I łączy ich w jedności, Której nikt nie wysłowi. Stąd więc jest nieskończona Miłość, co ich łączyła, Wśród Trzech Jedyna miłość Istność ich stanowiła. Im więcej bowiem miłość Zespala się w jedności, Tym większą ma potęgę I pełnię żywotności.
_________________ www.onephoto.net
|
Śr cze 06, 2007 19:58 |
|
 |
Dominikdano
Dołączył(a): Pt maja 20, 2005 20:00 Posty: 747
|
Dla większości chrześcijan Chrystus jest synem Boga osobowego, który niczym pogański Zeus, zstąpił z wyżyn swego majestatu i uwiódł żydowską dziewicę Marię. W wyniku tego zdarzenia narodził się hybrydalny Bóg-człowiek. To jest oczywiście mit, bardzo prymitywny i z poważną mistyką nie ma najmniejszego związku.
Mistyk rozwija się, wychodząc z poziomu niższego - mitycznego i magicznego i jeśli jest poetą, jak św. Jan od Krzyża, to niekiedy z talentem opisuje ten proces, akurat tak, jak go w danej chwili swego życie pojmuje. Czasami pisze lżejsze kawałki, dla początkujących w drodze.
Kiedyś może nawet sam wierzył, że Bóg to dobroduszny staruszek z siwą brodą i w białej sukni, bujający na chmurkach, ale również będący miłośnikiem pięknych i nadobnych niewiast. Może nawet gdzieś taki pogląd zapisał, albo powiedział. Ale gdy się rozwinął i osiągnął wyżyny duchowości to nie mówił i nie pisał już takich bzdur.
Z Bogiem osobowym może się spotkać ciocia Ela na nieszporach, ale nie mistyk. Mistyka taki Bóg nie obchodzi, bo wie że jest urojeniem umysłu. Umysł może wykreować wszystko co pobożny człowiek zapragnie świadomie, lub nieświadomie przeżywać i mistyk dobrze rozpoznaje te złudzenia. Sam wiele takich doświadczył. Ten poziom pseudomistyki ma za sobą... amen!
Mistyk dąży do zjednoczenia z Bogiem, a to oznacza bycie z Nim twarzą w twarz, tak jak oświecenie buddyjskie jest byciem twarzą w twarz z Buddą.
Jednak jeśli nie chce się przyjąć słów mistyka, który tak, jak św. Jan od Krzyża wyraźnie to powiedział i z uporem twierdzi się, że powiedział coś inaczej, czego nie powiedział, to kto na to coś poradzi?
Pozostańmy więc przy swoich poglądach, bo szkoda czasu na jałowe spory.
Oddam teraz słowo, wpierw o. Wiesławowi Dawidowskiemu:
U podstaw doświadczenia mistycznego leży wiara. Jeśli wiara jest formą wiedzy, to mistyka jest już czymś więcej niż wiedza. Od wiedzy wyższe jest bowiem uczestnictwo, a mistyka poprzez uczestnictwo w Bogu pozwala poznać to, co niepojęte. Tak właśnie czuli to Pseudo-Dionizy Areopagita czy Mistrz Eckhart. Mistyka to zjednoczenie z tym, kto niepojęty, a nie poznawanie go. Człowiek wchodzi w siebie po to, aby dotrzeć do Boga, o którym się dowiaduje, że jest nicością. Świadomy roli teologii apofatycznej Kłoczowski zachęca słowami Eckharta: „Kochaj Go jako »nie-Boga«, »nie-Umysł«, »nie-Osobę« i »nie-obraz«”.
Wiecej tu:
http://www.tygodnik.com.pl/numer/275416/dawidowski.html
oraz jeszcze Grzegorzowi Graffowi:
/frag. art. "Spotkanie z mistyką"
Recenzja: Jan Andrzej Kłoczowski, DROGI CZŁOWIEKA MISTYCZNEGO, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001./
[...]mistyk to człowiek, który ma nadzieję na bezpośredni, niezniekształcony, pełny kontakt z Absolutem. Gdzie więc spodziewa się ów kontakt nawiązać, skoro jasne jest, że w widzialnym świecie jest to niemożliwe. Otóż mistyk poszukuje Boga w swym wnętrzu, jest on gotów porzucić świat, aby w najgłębszym i najświętszym miejscu swej duszy doświadczyć pełnego zjednoczenia ze Stwórcą. To niesłychane spotkanie we wnętrzu, w obrębie mistyki chrześcijańskiej realizuje się poprzez miłość.[...]Ścieżka do Boga wiedzie przez wnętrze, czy można więc uzyskać jakieś wskazówki, rady, który służyłyby na tej drodze pomocą? Trudno w tak delikatnej materii o jakieś jeden, powszechnie obowiązujący schemat. Tym niemniej możliwe jest sformułowanie pewnych, bardzo ogólnych prawidłowości. U większości mistyków droga do Absolutu składała się z trzech głównych etapów, były to: oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie.
http://www.kongresruchow.pl/formacja/mo ... icleid=412
Przy okazji, to właśnie ojciec prof. Kłoczowski jest chyba najdalej zaawansowanym, polskim mistykiem, który w kościele ma odwagę głosić to, co sam poznał, acz wplatając czasem teologiczne argumenty. Bardzo trudno jest się oczyścić z takich religijnych przesądów.
|
Cz cze 07, 2007 9:26 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
Nie będę tu wnikał w ignoranckie rozumienie innych religii, która ujawnia się w zrównywaniu wiary w Bóstwo Chrystusa z magią, i wspomnianej egzegezie biblijnej wypowiedzi o Cezarze, z której wyczytuje się bezosobowość Boga, z pominięciem dokonań i wniosków wielowiekowej myśli chrześcijańskiej w tym zakresie. Nie jest to bowiem tematem tego wątku. Ważne jest tutaj to, że starasz się wyrwać doświadczenie religijne świętego Jana od Krzyża z doświadczenia chrześcijańskiego twierdząc, że jego religijność nie jest chrześcijańska, rzekomo opierając się na wierze w bezosobowego Boga, co ma ją zbliżać do mistycyzmu buddyjskiego.
Podane przeze mnie wcześniej cytaty i źródła wykazują, że św. Jan od Krzyża nie wyrażał duchowości niechrześcijańskiej. Był on mistykiem na wskroś chrześcijańskim i jego doświadczenie religijne było głęboko zakorzenione w doświadczeniu Boga osobowego i chęci naśladowaniu Chrystusa, którego pojmował jako Boga człowieka. Nie widzę powodu bym miał coś jeszcze dodawać. Być może do tych błędnych wniosków dochodzisz wskutek wrogiego stosunek do innych religii, a być może wskutek uporczywego mylenia pojęcia transcendencji z pojęciem bezosobowości, z czego nawet ze znanego dominikanina o. Kłoczowskiego chcesz zrobić buddystę. Na koniec swoich wypowiedzi w tej kwestii podam jeszcze jeden przykład "prymitywizmu, nie mającego związku z poważną mistyką" (czytaj: taką, która nie czerpie z doświadczenia religijnego Dominikdano) autorstwa św. Jana od Krzyża:
O udzielaniu się Trzech Osób w Trójcy Świętej
W tej bezkresnej miłości,
Która z Dwóch pochodziła,
Mówił Ojciec do Syna Słowa pełne radości.
Słowa rozkoszy takiej,
Iż jej nikt nie kosztował,
Tylko Syn Boży jeden
Nimi się rozkoszował.
O ile odczuć można,
Słowa Ojca te były:
“Nic mi nie daje szczęścia,
Tylko Ty, Synu miły".
Wszelkie upodobanie
Tylko w Tobie znajduję
I co Tobie jest drogie,
Ja również to miłuję.
Kto niepodobny Tobie
Nie uznam go za swego,
Bom Ciebie upodobał
O życie życia mego!
Jesteś blaskiem mej światłości,
Jesteś moją mądrością,
Obrazem mej istoty,
Najgłębszą mą radością.
Kto Cię ukocha, Synu,
Oddam mu w zamian siebie
I miłość mą ku Tobie
Złożę w nim jakby w niebie!
Iż ukochano Ciebie,
Którego tak miłuję".
Pozdrawiam.
_________________ www.onephoto.net
|
Cz cze 07, 2007 10:53 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|