Reinkarnacja, jaki ma sens?
Autor |
Wiadomość |
szyszkownik
Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 12:43 Posty: 805
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Asparagus napisał(a): szyszkownik napisał(a): No nie, wręcz przeciwnie. Prawo Kammy (Karmy), mówi, że wszystkie nasze uczynki, słowa, a nawet intencje spotkają się z odpowiednimi rezultatami i nie ma przed tym ucieczki. Jeśli nie chcesz dążyć do rozpoznania ostatecznej prawdy jaką jest Nibbana, będziesz musiał trwać w samsarze to jest bezsensownym kołowrocie narodzin i śmierci, cierpienia wywołanego przez niestałość itd. Ale wybór należy i tak tylko do ciebie. Ale co z ludźmi uwielbiającymi czynić zło i zadawać innym cierpienie (i sobie jednocześnie). Dla nich taki świat to raj... Tacy ludzie odrodzą się w stanach dla nich odpowiednich. Będą doświadczać cierpienia i je zadawać innym, sobie podobnym. Skoro chcą tego, to dokładnie to "otrzymają", a ściślej mówiąc wykreują przez swoje działania. Inaczej mówiąc nasze czyny, które wykonujemy twrzą tendencję, te zaś nawyki, te zaś konstytuują karmę, która zaczyna się manifestować w sprzyjających warunkach (czyli na przykład po śmierci).
|
Wt maja 24, 2011 11:18 |
|
|
|
 |
wojwek
Dołączył(a): Pn gru 27, 2010 14:27 Posty: 224
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Przepraszam, że się włączę.
A jaka siłą sprawia, że potem jest się tym kim chce się być?
|
Wt maja 24, 2011 12:46 |
|
 |
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Ta siła to przyczyna i skutek, ale nie działa to na zasadzie "chciejstwa". Ludzie pragnący być brutalni i okrutni dążą lub z innej strony patrząc - są przyciągani do miejsc gdzie jest brutalność i okrucieństwo. Przyczyna i skutek - tylko tyle i aż tyle.
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
Wt maja 24, 2011 17:38 |
|
|
|
 |
szyszkownik
Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 12:43 Posty: 805
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Dodam jeszcze, że Budda określił to siłę jako "avija", to znaczy ignorancja, niewiedza, która rodzi pożądanie (o czym wspomniał filippiarz) i awersję. Muszę przyznać, że chrześcijańska koncepcja grzechu pierworodnego jak i buddyjska avija są do siebie zaskakująco podobne. Obie stwierdzają, że grzechowi pierworodnemu i niewiedzy są poddani wszyscy ludzie (istoty czujące w buddyzmie). Jeśli pytasz o techniczne aspekty, czyli w jaki sposób avija powoduje, że ludzie w niej pogrążeni odradzają się w takich czy innych formacjach zmysłowo-umysłowych, umysłowych i przyczynowych to na poziomie metafizycznym odpowiem, że karma nagromadzona w ciągu życia, po śmierci zaczyna się manifestować w określonej formacji zmysłowo-umysłowej. Inaczej mówiąc karma jest w pewnien sposób rodzajem energii mentalno-moralnej, która musi znaleźć swoje ujście w taki czy inny sposób. W ciągu życia następuje nagromadzenie tej energii, która często jeszcze za życia zaczyna się manifestować. Najpełniej jednak realizuje się po śmireci, gdy nie mamy już żadnego wpływu woiltywnego na czynniki zewnętrzne. Więcje na ten temat można poczytać tu: http://sasana.wikidot.com/dobre-pytanie ... wiedz#toc7
|
Wt maja 24, 2011 22:09 |
|
 |
xiwanx
Dołączył(a): Cz kwi 12, 2007 17:42 Posty: 238 Lokalizacja: Toruń, Kujawsko-pomorskie
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Szyszkownik, widzę, że jako kolejny przejąłeś sztafetę i uświadamiasz bojowo usposobionym chrześcijanom, że właściwie to nic nie wiedzą o buddyzmie, chociaż mają o nim tak wiele do powiedzenia  Dzięki za Twoją pracę u podstaw 
_________________ GeekLaw - blog o prawie w świecie internetu i nowych technologii.
|
Śr maja 25, 2011 9:43 |
|
|
|
 |
Asparagus
Dołączył(a): Śr mar 09, 2011 12:28 Posty: 382
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
filippiarz napisał(a): Asparagus napisał(a): Opozycja pomiędzy buddyzmem a chrześcijaństwem jest ogromna. Buddyzm to bierność. Chrześcijaństwo to aktywność. Buddyzm dąży do ucieczki od zła i cierpienia. Chrześcijaństwo uczy jak zwyciężać zło i znajdować sens w cierpieniu. Jeśli chodzi o buddyzm to bzdury prawisz. Buddyzm jest praktyką (aktywnością) i naucza, że poddanie się ideologii (bez znaczenia - buddyjskiej, chrześcijańskiej, zulu-gulowskiej) jest porzuceniem rozwoju i dążenia do prawdy na rzecz zniewolenia czyjąś subiektywną ideologią - czyli jest spoczęciem na umysłowo-duchowej mieliźnie. Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak jeden buddyzm. W ramach buddyzmu działa wiele różnych odłamów, które różnią się od siebie w radykalny sposób - od prymitywnych, ocierających się o animizm po bardziej wysublimowane. filippiarz napisał(a): Chrześcijaństwo może uczyć jak zwyciężać zło bo najpierw to zło tworzy - zaszczepia je w ludzkich umysłach jako ideę zła, której wcześniej tam nie było. Chrześcijaństwu jak najbardziej pozostaje tylko dywagować nad domniemanym sensem cierpienia, bo chrześcijaństwo nie rozumie jego istoty i nie potrafi pomóc go usunąć. Zło istnieje naprawdę. Nie trzeba być chrześcijaninem abyto zauważyć. filippiarz napisał(a): Buddyzm natomiast od zawsze naucza czym jest cierpienie, skąd się ono bierze i jak się go pozbyć - tylko tyle i aż tyle.. A także jak znaleźć cierpienie, nawet gdy się nie cierpi... filippiarz napisał(a): Asparagus napisał(a): No O.K. W takim razie jest to faktycznie fajna doktryna bo do niczego nie przymusza. Jest tylko jeden problem, takie podejście jest amoralne i w zasadzie zdejmuje z ludzi odpowiedzialność za popełnione uczynki.
Powyższe zdanie nie ma logicznego sensu. W jaki sposób brak zewnętrznego przymuszenia ma prowadzić do amoralności skoro nasze szczęście jest zależne tylko i wyłącznie od nas, naszej odpowiedzialności i moralności?? Jeśli każdy ustala sobie swoją moralność, to każda moralność ma taką samą wartość. Wielcy zbrodniarze w swoim własnym mniemaniu postępowali słusznie, odrzucając zasady moralne. filippiarz napisał(a): Asparagus napisał(a): W buddyzmie najbardziej mi się podobają młynki modlitewne - jaki praktyczny wynalazek i ile rzeczy można zrobić modląc się jednocześnie...  W buddyzmie jako całości (ogólnej doktrynie) nie ma młynków modlitewnych. Istnieją one tylko w Tybecie jako część lokalnej kultury. Jak już pisałem, buddyzm jest podzielony na setki odłamów - od buddyzmu tybetańskiego, po sektę czczącą sławnych pisarzy... filippiarz napisał(a): Szukanie przyjemności też jest źródłem cierpienia. Osoba szukając przyjemności w bólu (swoim czy cudzym) znajdzie tak wyłącznie cierpienie niezaspokojenia tej przyjemności - zawsze jest jej za mało lub jest za mało intensywna. Ale co to za życie przez spełniania swoich pragnień. To zwykła wegetacja.
|
Śr maja 25, 2011 10:29 |
|
 |
xiwanx
Dołączył(a): Cz kwi 12, 2007 17:42 Posty: 238 Lokalizacja: Toruń, Kujawsko-pomorskie
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Asparagus napisał(a): filippiarz napisał(a): Buddyzm natomiast od zawsze naucza czym jest cierpienie, skąd się ono bierze i jak się go pozbyć - tylko tyle i aż tyle.. A także jak znaleźć cierpienie, nawet gdy się nie cierpi... Potrafisz wskazać źródło takiej nauki? Buddyzm mówi "istnieje cierpienie" - tak brzmi pierwsza szlachetna prawda, często przeinaczana na "życie jest cierpieniem". Nie mówi, że pojawia się, wtedy gdy go nie ma - nie mówi, że całość ludzkiego doświadczenie jest cierpieniem. Mówi tylko, że nieuchronnie nadejdzie: narodziny (w sensie moment narodzin), starość, choroba, śmierć są cierpieniem.
_________________ GeekLaw - blog o prawie w świecie internetu i nowych technologii.
|
Śr maja 25, 2011 10:46 |
|
 |
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Asparagus napisał(a): Po pierwsze nie ma czegoś takiego jak jeden buddyzm. W ramach buddyzmu działa wiele różnych odłamów, które różnią się od siebie w radykalny sposób - od prymitywnych, ocierających się o animizm po bardziej wysublimowane. A więc nie uogólniaj. Nie myl nieistotnej otoczki formalnej z sensem i treścią. Natomiast cały buddyzm wywodzi się z "czterech szlachetnych prawd" - to jest wspólne. Interpretacje tych "prawd" są po prostu ideologiami i różnymi opiniami dopasowanymi do odbiorcy. Prawdę można objawiać wg tybetańskich zabobonów jak i chrześcijańskich zabobonów. No chyba, że uważasz, że prawdą są ideologie czy opinie, ale wtedy należy przemyśleć np. taki cytat; "Ja jestem drogą, prawdą i życiem". Asparagus napisał(a): Zło istnieje naprawdę. Nie trzeba być chrześcijaninem abyto zauważyć. To pokaż mi "zło" "istniejące naprawdę". Takie oderwane od subiektywizmu i personalnych zapatrywań. Asparagus napisał(a): filippiarz napisał(a): Buddyzm natomiast od zawsze naucza czym jest cierpienie, skąd się ono bierze i jak się go pozbyć - tylko tyle i aż tyle.. A także jak znaleźć cierpienie, nawet gdy się nie cierpi... Musisz rozwinąć swoją myśl, bowiem dla mnie na razie nie ma ona logicznego zaczepienia w zrozumiałym kontekście. Asparagus napisał(a): Jeśli każdy ustala sobie swoją moralność, to każda moralność ma taką samą wartość. Wielcy zbrodniarze w swoim własnym mniemaniu postępowali słusznie, odrzucając zasady moralne. Dokładnie - wg. siebie czynią słusznie. Tak samo Ty uważasz, że czynisz słusznie propagując swoją moralność, a ja uważam, że słusznie czynię jej nie przyjmując bo znam lepsze standardy moralne. Ale to tylko bicie filozoficznej piany, bowiem moralność wynika z ewolucji biologicznej i zasad społecznych, a nie z religijnych farmazonów - te mogą ją tylko w miarę poprawnie opisywać (dodając mitologiczną otoczkę), ale najczęściej tylko ją zniekształcają na gruncie ideologicznym. A tak już bardziej wyrafinowanie, to nie zawsze złoczyńcy myślą, że czynią słusznie. Często po prostu realizują bardzo silne wewnętrzne pragnienie, nawet pomimo tego, że jest ono sprzeczne z ich moralnością. Dążą do zaspokojenia pragnień. Asparagus napisał(a): Jak już pisałem, buddyzm jest podzielony na setki odłamów - od buddyzmu tybetańskiego, po sektę czczącą sławnych pisarzy... To tak jak chrześcijanie. Dla mnie najciekawszą sektą chrześcijańską są kwakerzy, a najlogiczniejszą kalwiniści. Asparagus napisał(a): filippiarz napisał(a): Szukanie przyjemności też jest źródłem cierpienia. Osoba szukając przyjemności w bólu (swoim czy cudzym) znajdzie tak wyłącznie cierpienie niezaspokojenia tej przyjemności - zawsze jest jej za mało lub jest za mało intensywna. Ale co to za życie przez spełniania swoich pragnień. To zwykła wegetacja. A zamierzasz zachęcać narkomanów, złodziei, gwałcicieli i tym podobnych do "spełniania" ich nienasyconych pragnień? A kto ma decydować, które pragnienia są słuszne, a które nie? Ty? Bo bogowie raczej nie kwapią się do publicznej dyskusji, a ich domniemane biografie spisane z trzeciej ręki (o ile zupełnie nie zmyślone) przez ludzi pozbawionych stronniczości to przeterminowana makulatura zabobonów. A tak wracając do reinkarnacji. Reinkarnacja jest dla mnie oczywistym faktem, bowiem obserwuję ją na co dzień i sam jej doświadczam. Osoby atakujące reinkarnację skupiają się tylko na jej aspekcie mistyczno-religijnym, czyli o aspekcie "przed i po życiu". Natomiast jakoś nie dostrzegają, że ich aktualne "ja" nie jest tym samym "ja" jakim byli np. jako trzylatek (różnica jest tu kolosalna) czy "sobą samym" sprzed minuty (małą różnica) - to jest dokładnie to samo zjawisko jak w reinkarnacji "wcieleniowej". Nie ma jakiegoś stałego "ja" "skaczącego" po ciałach. Twoje aktualne ciało jest tylko w małym stopniu tym z dzieciństwa - nie wygląda przecież jak ciało dziecko i praktycznie nie składa się nawet z tej samej materii, bo większość atomów ciała została "wymieniona", często wielokrotnie, na te z otoczenia. Tak samo myślimy inaczej, mówimy inaczej, mamy inne standardy moralne, uznajemy inne idee itd. Są pewne wspólne cechy - np. DNA, wspomnienia, śladowe ilości tych samych atomów obecnych w obu ciałach. Niemniej tamto stare, dziecięce "ja" już dawno nie istnieje, a aktualne nie jest tym samym "ja". Stare "ja" jest przyczyną istnienia aktualnego "ja", ale nie jest tożsame z nim. Tak samo działa reinkarnacja pomiędzy "wcieleniami" - stare "ja" jest przyczyną/daje przyczynę nowego "ja", ale nie jest tym samym "ja". Różnice są w tym wypadku po prostu większe, bo nie są tak bardzo zależne od przyczyn biologicznych jak przy reinkarnacji w ramach jednego ciała. Oczywiście uznanie reinkarnacji w kontekście "wcieleniowym" opiera się już głównie na wierze. Ja pomimo sceptyzmu religijnego "wierzę" (pewne wyrafinowane i maksymalnie odreligijnione koncepcje do mnie przemawiają. Te tybetańskie nie przemawiają) we "wcieleniową" reinkarnację na zasadzie "nie mam dowodu, ale dostrzegam przesłanki, a ta teoria daje więcej pożytku niż problemów".
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
Śr maja 25, 2011 12:17 |
|
 |
szyszkownik
Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 12:43 Posty: 805
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
xiwanx napisał(a): Szyszkownik, widzę, że jako kolejny przejąłeś sztafetę i uświadamiasz bojowo usposobionym chrześcijanom, że właściwie to nic nie wiedzą o buddyzmie, chociaż mają o nim tak wiele do powiedzenia  Dzięki za Twoją pracę u podstaw  Ku chwale Buddy! Szczerze mówiąc to mam takie ambiwalentne odczucia co do kwestii uświadamiania komukolwiek czegokolwiek. Ale skoro ten temat istnieje to w sumie, czemu nie... Tak więc staram się ograniczać do udzielania informacji, odpowiadania na konkretne pytania czy wątpliwości w miarę swoich możliwości. Nie mniej zdaję sobie sprawę z bezsensowności wzajemnego przekonywania się co do doktryn religijnych. Nie mniej może coś z tego fajnego się wykluje... (czyt. - może uda się przekabacić jakiegoś chrześcijanina na buddyzm  ).
|
Śr maja 25, 2011 22:13 |
|
 |
Asparagus
Dołączył(a): Śr mar 09, 2011 12:28 Posty: 382
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
filippiarz napisał(a): Reinkarnacja jest dla mnie oczywistym faktem, bowiem obserwuję ją na co dzień i sam jej doświadczam. Osoby atakujące reinkarnację skupiają się tylko na jej aspekcie mistyczno-religijnym, czyli o aspekcie "przed i po życiu".
Nie ma jakiegoś stałego "ja" "skaczącego" po ciałach. Twoje aktualne ciało jest tylko w małym stopniu tym z dzieciństwa - nie wygląda przecież jak ciało dziecko i praktycznie nie składa się nawet z tej samej materii, bo większość atomów ciała została "wymieniona", często wielokrotnie, na te z otoczenia. Tak samo myślimy inaczej, mówimy inaczej, mamy inne standardy moralne, uznajemy inne idee itd. Są pewne wspólne cechy - np. DNA, wspomnienia, śladowe ilości tych samych atomów obecnych w obu ciałach. Niemniej tamto stare, dziecięce "ja" już dawno nie istnieje, a aktualne nie jest tym samym "ja". Stare "ja" jest przyczyną istnienia aktualnego "ja", ale nie jest tożsame z nim.
Tak samo działa reinkarnacja pomiędzy "wcieleniami" - stare "ja" jest przyczyną/daje przyczynę nowego "ja", ale nie jest tym samym "ja". Różnice są w tym wypadku po prostu większe, bo nie są tak bardzo zależne od przyczyn biologicznych jak przy reinkarnacji w ramach jednego ciała.
Oczywiście uznanie reinkarnacji w kontekście "wcieleniowym" opiera się już głównie na wierze. Ja pomimo sceptyzmu religijnego "wierzę" (pewne wyrafinowane i maksymalnie odreligijnione koncepcje do mnie przemawiają. Te tybetańskie nie przemawiają) we "wcieleniową" reinkarnację na zasadzie "nie mam dowodu, ale dostrzegam przesłanki, a ta teoria daje więcej pożytku niż problemów". To co piszesz jest nielogiczne. Skoro nawet w ramach jednej osoby nie ma stałego "ja", to skąd założenie, że dochodzi do jakichś kolejnych "wcieleń"? Ja wcale nie uważam, że pomiędzy "ja" dziesięć lat temu, i "ja" dzisiaj nie ma ciągłości. Wręcz przeciwnie, odczuwam tutaj zdecydowaną ciągłość "ja". No i na koniec jakie praktyczne pożytki daje Ci wiara w reinkarnację?
|
Cz maja 26, 2011 8:23 |
|
 |
filippiarz
Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06 Posty: 4608
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Dlatego piszę "w ciapkach" - "wcielenie" a nie wcielenie - w buddyzmie (w każdej z tysięcy sekt ;P) metempsychoza jest negowana. A założenie jest takie, że zawsze wszystko ma swoje przyczyny i skutki, nawet jeśli nie jesteśmy ich w stanie dostrzec. Budda dostrzegł przyczyny i skutki śmierci i narodzin - nauczał tego w skutek czego inni też to dostrzegli i nauczali dalej. Ja tego nie widzę (widzę drobne przesłanki), ale inne rzeczy, które naucza buddyzm zgadzają się z moją praktyką i doświadczeniami. Tak więc zakładam (sceptycznie ufam), że pod tym względem też nie jestem "ładowany w rogala".
Ależ ja nie neguję ciągłości pomiędzy różnymi "ja" - ciągłość istnieje, także pomiędzy "wcieleniami" - jedne "ja" przekształcają w się w inne "ja", te w kolejce, etc. Każde "ja" jest skutkiem innego "ja" i jest przyczyną kolejnego "ja" - jest ciągłość.
Wiara w samsarę (czyli w wędrówkę, czyli w reinkarnację) właściwie nic mi nie daje konkretnego - spokojnie mogę się bez niej obejść. Natomiast podoba mi się zgrabność intelektualnego współdziałania tej idei z innymi aspektami filozofii którą aktualnie "wyznaję", przydaje się też w praktyce medytacyjnej - jestem cynicznym mizantropem i przynajmniej na razie przydają mi się dodatkowe powody aby praktykować Mettę ;P
_________________ "Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
 "Inter faeces et urinam nascimur".
|
Cz maja 26, 2011 10:55 |
|
 |
szyszkownik
Dołączył(a): Pt sty 21, 2011 12:43 Posty: 805
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
Asparagus napisał(a): To co piszesz jest nielogiczne. Skoro nawet w ramach jednej osoby nie ma stałego "ja", to skąd założenie, że dochodzi do jakichś kolejnych "wcieleń"? Ja wcale nie uważam, że pomiędzy "ja" dziesięć lat temu, i "ja" dzisiaj nie ma ciągłości. Wręcz przeciwnie, odczuwam tutaj zdecydowaną ciągłość "ja".
Właśnie w tym sęk, że nie ma kolejnych wcieleń... Właściwie to istnieje nieporozumienie dotyczące reinkarnacji. Chodzi o to, że w buddyzmie mówimy o ponownym odradzaniu się, nie zaś o wcieleniu się jakiegoś stałego elementu (duszy, ja, umysłu). Chodzi o to, że nie ma nic trwałego, stałego. Skoro tak, to zadajesz słuszne pytranie co się odradza? Otóż to co się odradza to rezultaty twoich działań, czyli kamma (karma). Rezultaty te też są nietrwałe, zatem poprzez ponowne odrodzenie, niastępuje ich anihilacja - przechodzą z możności do aktualności. Jak już pisałem kamma manifestuje się w postaci określonego układu zmysłowo-umysłowego, np. jako człowiek. Karmę można porównać do moralnego DNA. Tak jak z połączenia DNA rodziców powstaje nowe istnienie, które po części ma coś z tych rodziców, tak samo karma współtworzy uwarunkowania przyczynowo-skutkowe. Współtworzy ponieważ karam nie jest jakimś totalnym determinantem. To co w jakich warunkach przyjdzie nam żyć, nie mamy na to wpływy w chwili zaistnienia tych uwarunkowań. Mamy na to miast wpływ jaka będzie nasza "odpowiedź", na zaistniałe warunki. Jeśli chodzi o odczucie ciągłości "ja", to słusznie zauważyłeś że masz odczucie trwałości. Zauważ jednak, że mówmiy o odczuciu nie zaś o stanie faktycznym. Gdy popatrzymy na nasze ciało, wydaje się, że jest czymś stały i trwałym. Tymczasem tak naprawdę, w ciągu minuty ginie i powstaje ileś tam komórek, nie móciąć już o stanie kwantowym, który cechuje się jeszcze większą nieoznaczonością, nietrwałością itd. Podobnie jest z naszym psychicznym "ja". Ono nieustanie się zmienia pod wpływem czasu, wydarzeń i okoliczności. Moje "ja", 10 lat temu, było nieco inne niż obecnie. Coś się we mnie zmnieło. Pewne cechy odeszły, pojawiły się nowe. Niektórzy ludzie mogą się tak diametralnie zmienić psychicznie, że wydają się zupełnie innymi osobami, zyskują jakby nową tożsamość. Jak więc widzisz. Nie ma nic trwałego, na pewno nie ciało ani nie psychika. Dlatego teologowie chrześcijańscy postulowali istnienie wiecznej duszy, jako jedynego trwałego pierwiastka. Nie mniej jest to tylko postulat metafizyczny.
|
Cz maja 26, 2011 11:26 |
|
 |
Asparagus
Dołączył(a): Śr mar 09, 2011 12:28 Posty: 382
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
szyszkownik napisał(a): Asparagus napisał(a): To co piszesz jest nielogiczne. Skoro nawet w ramach jednej osoby nie ma stałego "ja", to skąd założenie, że dochodzi do jakichś kolejnych "wcieleń"? Ja wcale nie uważam, że pomiędzy "ja" dziesięć lat temu, i "ja" dzisiaj nie ma ciągłości. Wręcz przeciwnie, odczuwam tutaj zdecydowaną ciągłość "ja".
Właśnie w tym sęk, że nie ma kolejnych wcieleń... Właściwie to istnieje nieporozumienie dotyczące reinkarnacji. Chodzi o to, że w buddyzmie mówimy o ponownym odradzaniu się, nie zaś o wcieleniu się jakiegoś stałego elementu (duszy, ja, umysłu). Chodzi o to, że nie ma nic trwałego, stałego. Skoro tak, to zadajesz słuszne pytranie co się odradza? Otóż to co się odradza to rezultaty twoich działań, czyli kamma (karma). Rezultaty te też są nietrwałe, zatem poprzez ponowne odrodzenie, niastępuje ich anihilacja - przechodzą z możności do aktualności. Jak już pisałem kamma manifestuje się w postaci określonego układu zmysłowo-umysłowego, np. jako człowiek. O.K. Ale w takim razie ta cała koncepcja jest zupełnie zbędna i praktycznie nie różni się od trywialnego materializmu. szyszkownik napisał(a): Karmę można porównać do moralnego DNA. Tak jak z połączenia DNA rodziców powstaje nowe istnienie, które po części ma coś z tych rodziców, tak samo karma współtworzy uwarunkowania przyczynowo-skutkowe. Współtworzy ponieważ karam nie jest jakimś totalnym determinantem. To co w jakich warunkach przyjdzie nam żyć, nie mamy na to wpływy w chwili zaistnienia tych uwarunkowań. Mamy na to miast wpływ jaka będzie nasza "odpowiedź", na zaistniałe warunki. Ale czy te warunki są rzeczywiście efektem "naszych" wcześniejszych działań? szyszkownik napisał(a): Jeśli chodzi o odczucie ciągłości "ja", to słusznie zauważyłeś że masz odczucie trwałości. Zauważ jednak, że mówmiy o odczuciu nie zaś o stanie faktycznym. Gdy popatrzymy na nasze ciało, wydaje się, że jest czymś stały i trwałym. Tymczasem tak naprawdę, w ciągu minuty ginie i powstaje ileś tam komórek, nie móciąć już o stanie kwantowym, który cechuje się jeszcze większą nieoznaczonością, nietrwałością itd. Podobnie jest z naszym psychicznym "ja". Ono nieustanie się zmienia pod wpływem czasu, wydarzeń i okoliczności. Moje "ja", 10 lat temu, było nieco inne niż obecnie. Coś się we mnie zmnieło. Pewne cechy odeszły, pojawiły się nowe. Niektórzy ludzie mogą się tak diametralnie zmienić psychicznie, że wydają się zupełnie innymi osobami, zyskują jakby nową tożsamość. Jak więc widzisz. Nie ma nic trwałego, na pewno nie ciało ani nie psychika. Dlatego teologowie chrześcijańscy postulowali istnienie wiecznej duszy, jako jedynego trwałego pierwiastka. Nie mniej jest to tylko postulat metafizyczny. Jest dokładnie na odwrót. Moje "ja" jest nie tylko czymś stałym, ale jest też jedynym "czymś" co dla mnie istnieje. Te wszystkie zmiany o których piszesz są tylko obserwowane przeze mnie.
|
Pt maja 27, 2011 7:57 |
|
 |
xiwanx
Dołączył(a): Cz kwi 12, 2007 17:42 Posty: 238 Lokalizacja: Toruń, Kujawsko-pomorskie
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
szyszkownik napisał(a): Skoro tak, to zadajesz słuszne pytranie co się odradza? Otóż to co się odradza to rezultaty twoich działań, czyli kamma (karma). Rezultaty te też są nietrwałe, zatem poprzez ponowne odrodzenie, niastępuje ich anihilacja - przechodzą z możności do aktualności. Jak już pisałem kamma manifestuje się w postaci określonego układu zmysłowo-umysłowego, np. jako człowiek. Bardzo Abhidharmiczne podejście - według mnie po rozkładzie tego na czynniki pierwsze rzeczywiście zostaje materializm, albo nihilizm. Według mnie z nauk Buddy jednak wynika, że odradzają się po prostu konwencjonalne istoty. Jest ciągłość (różnie tłumaczona), ale nie ma stałości. Asparagus napisał(a): Moje "ja" jest nie tylko czymś stałym, ale jest też jedynym "czymś" co dla mnie istnieje. No nieźle - to jeszcze chrześcijaństwo? 
_________________ GeekLaw - blog o prawie w świecie internetu i nowych technologii.
|
Pt maja 27, 2011 12:55 |
|
 |
Asparagus
Dołączył(a): Śr mar 09, 2011 12:28 Posty: 382
|
 Re: Reinkarnacja, jaki ma sens?
xiwanx napisał(a): szyszkownik napisał(a): Skoro tak, to zadajesz słuszne pytranie co się odradza? Otóż to co się odradza to rezultaty twoich działań, czyli kamma (karma). Rezultaty te też są nietrwałe, zatem poprzez ponowne odrodzenie, niastępuje ich anihilacja - przechodzą z możności do aktualności. Jak już pisałem kamma manifestuje się w postaci określonego układu zmysłowo-umysłowego, np. jako człowiek. Bardzo Abhidharmiczne podejście - według mnie po rozkładzie tego na czynniki pierwsze rzeczywiście zostaje materializm, albo nihilizm. Według mnie z nauk Buddy jednak wynika, że odradzają się po prostu konwencjonalne istoty. Jest ciągłość (różnie tłumaczona), ale nie ma stałości. No to jest czy nie ma? Kto z Was jest heretykiem? Asparagus napisał(a): Moje "ja" jest nie tylko czymś stałym, ale jest też jedynym "czymś" co dla mnie istnieje. No nieźle - to jeszcze chrześcijaństwo?  A to trzeba by J. Ratzingera zapytać...
|
Pt maja 27, 2011 13:21 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|