Tak dla zainteresowania artykułem: "KŁOPOTY Z EKUMENIZMEM - RAPORT Z FRONTU WSCHODNIEGO" Andrzeja Bielata OP
Co i jak księża i batiuszki myślą o sobie nawzajem?
Katechizm mówiąc o środkach prowadzących ku jedności chrześcijan, wcześniej niż dialog teologów wymienia formację duchowieństwa. Żeby praca ta nie wisiała w próżni wypada zdać sobie sprawę z naszych ukrytych założeń, stereotypów czy też fałszywych oczywistości.
Widok z plebani na wschód
Pierwsze problem, to fakt, że my, katolicy jesteśmy największym z kościołów. Porównując "marne" tysiące i miliony ich wiernych4, z naszymi setkami milionów śmiesznym może się wydawać nagłaśnianie dialogu katolickiego imperium z np. kilkusettysięcznymi "asyryjczykami dochalcedońskimi". Kryterium ilości jest jednak złudne, zwłaszcza w osobowych relacjach. Sami głośno bronimy się przed poddaniem moralności i prawdy pod referendum. Po drugie kiedyś bywało, że heretyków np. arian, było więcej niż katolickich ortodoksów. Po trzecie: jeśli Bóg taką małą trzódkę wśród siedemnastu (!) stuleci uchował, to coś ważnego muszą chyba mieć do przekazania większym braciom.
Oczywistością "poprawnego katolika" jest sylogizm: "mamy papieża - papież to Piotr - Piotr to książę Apostołów - a więc
niech się słuchają." Tu problem tkwi w tym, że kościoły wschodu pamiętają, że Piotrowa służba jedności, niekoniecznie wyglądała tak jak to jest w drugim tysiącleciu. I sam Jan Paweł do tej ich pamięci się odwołuje prosząc o podpowiedzi: jakiego posługiwania Piotrowego potrzebuje Kościołów w trzecim tysiącleciu. Co do Kościołów prawosławnych w Państwach komunistycznych stosuje się kolejne uproszczenie: "oni się skompromitowali współpracą z organami, oni bardziej służą swoim państwom niż ewangelii." Ten stereotyp z kolei jest niestety obosieczny. Czy księża katoliccy w ZSRR nie współpracowali (od współpracy łatwiej wykręcić się było pozbawionemu odpowiedzialności za rodzinę celibateriuszowi!), czy katolicyzm w Polsce, Chorwacji, Słowacji, na Filipinach itd. nie był (jest) zaangażowany w sprawy narodu, polityki i państwa? Te pytania pozostawię jako retoryczne.
Kolejnym mitem o mnichach i popach wschodu jest ich zacofanie i prostactwo. Turyści, którzy odwiedzili Athos i ludzie pamiętający jak to przed wojną było na kresach potwierdzą to ochotnie. Tylko znów jedno ale: czy postępowość i ogólna erudycja, czyli właściwości większości katolickiego kleru są argumentem świadczącym o większej prawdziwości wiary Kościoła Rzymskiego? Ostatni "podwodny kamień", o który my katoliccy księża, z zasady potykamy się zawsze, jest myślenie kategoriami prawa kanonicznego. Niewątpliwie wschodowi brakuje Arystotelesowskiej solidności w myśleniu i rzymskiej konkretności w wyrażaniu sądów. Ale Kościół to więcej niż II i III księga CIC, a z kolei IV księga Kodeksu nie wyczerpuje prawdy o sakramentach. Prawosławni powyższe tematy rozpatrują wychodząc z tajemnicy Trójcy Świętej, (której nasz prawodawca kościelny nie normuje kanonami). Problem jest poważny, gdy zastanowimy się np. nad pytaniem o prymat. My widzimy historię i prawo - oni Trynitarny wymiar Kościoła i kapłaństwa. I jak tu się dogadać posługując się tak różnymi językami. A w temacie "władza", nie może być niedomówień i niedokładności, nawet, a może zwłaszcza w Kościele. Lecz uczą nas moraliści, że grzeszyć można przed nadmiar (co za dużo to i
).
Dialogowi przeszkadzają więc i trzy zjawiska tego typu: katolicki masochizm, ekumenizm "folklorystyczny" i ekumenizm "akcyjny" ("tygodniowy").
"Ekumeniczni masochiści", to ci dla których nie-swoje zawsze jest lepsze. Najczęściej nie znają oni swojego i więcej zajmują się popularyzacją tradycji braci odłączonych niż szukaniem nici łączących nasze tradycje. "Folkloryści" to tacy, którzy powiesili ikonę, zaśpiewali akatyst, poczytali Bonhoffera i poczuli się "katolicyzmem otwartym". "Akcje" i "tygodnie" zaliczone i odfajkowane do następnego roku, kiedy "znów trzeba będzie", też mogą być skutecznym sposobem na dobre samopoczucie.
w całości artykuł znajduje się tutaj: http://www.dominikanie.pl/teofil/2000/klopoty.htm
Zachęcam do lektury