|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 5 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
bratt
Dołączył(a): Pn sie 21, 2006 14:36 Posty: 69
|
 Z BRAKU MIłOśCI?
Z BRAKU MIŁOŚCI?
Kilkunastoletnie zbrodniarki mówią, że to zawinił brak miłości w ich dzieciństwie...więc one nie czują się winne, bo tak im pani psycholog tłumaczy ich okrucieństwo i agresję. No tak, gdy się rozejrzeć, to wszędzie jest pełno niedokochanych i poranionych w dzieciństwie ludzi. To tam leżą wszystkie przyczyny ich dramatów, nałogów, rozwodów, przestępstw, nieudacznictwa, depresji...etc. I ciekawe jest to, że wielu swoje dzieciństwo wspominało dość dobrze do czasu, aż im ktoś objaśnił, jak ono było złe, jak toksyczni byli jego rodzice, nauczyciele i wychowawcy, i jak bardzo oni są winni tego, co się z nim dzieje...
*
Było to w żeńskim liceum. Jak co miesiąc przyjechał psycholog i zaraz przed gabinetem ustawiła się długa kolejka dziewcząt. Czytałem ich prace na temat sensu, a właściwie bezsensu życia. Teraz te prace można było czytać z twarzy. Po dwóch godzinach psycholog wyszedł z miną katorżnika. – „To jest nieprawdopodobne – powiedział – żadna z nich nie była kochana, co druga podejrzewa kogoś o molestowanie...Wyliczają różne poranienia, jakby praktykowały u psychoterapeuty...Żadna nie czuje radości z życia i nie wierzy w miłość, bo jej nie zaznała...” Zamilkł, bo za dużo powiedział. Szliśmy korytarzem do furty. Tam od kilku dni siedziała 86-letnia zakonnica. Miała tak pogodne spojrzenie i takim szczerym uśmiechem witała każdego, że nie sposób było czymś podobnym nie odpowiedzieć. O coś zagadnęła i zaczęła się rozmowa. W pewnej chwili zapytałem ją o dzieciństwo. – „Moje dzieciństwo? – uśmiechnęła się – Byłam znajdą. Od chałupy do chałupy, a potem to...” Odwinęła rękaw i pokazała numer obozu w Oświęcimiu. „Tam byłam 2 lata – powiedziała – ale Bóg dał wyjść nie przez komin. I jakoś Mu nie mogę się za to życie nadziękować!” Psycholog patrzył na nią wytrzeszczonymi oczami. W końcu wyjąkał: „To może siostra pójdzie ze mną do tych dziewczyn...tak poranionych i smutnych...”
*
Czy to naprawdę brak czyjejś miłości zawinił wszystkiemu? A czy tamci, którzy niedokochali, byli „dokochani”? Kto z nas jest naprawdę dokochany? Przecież są tacy, co uciekają przed nią, odrzucają ją...ku rozpaczy kochających! A może to brak chęci pokochania, przebaczenia, zatroszczenia się o kogoś, bycia dla niego tak za nic, a pięknie...jest większą winą? Ale kto teraz powie szczerze: moja wina...? Lepiej poobdzielać nią wszystkich i wcale sobie tym nie ulżyć i nie pomóc... A gdzie jest wdzięczność taka,jak u tej siostry? We wdzięczności jest ponoć także wdzięk...
_________________ bratt
|
Śr lis 22, 2006 12:14 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
bratt napisał: Cytuj: Kilkunastoletnie zbrodniarki mówią, że to zawinił brak miłości w ich dzieciństwie...więc one nie czują się winne, bo tak im pani psycholog tłumaczy ich okrucieństwo i agresję. No tak, gdy się rozejrzeć, to wszędzie jest pełno niedokochanych i poranionych w dzieciństwie ludzi. To tam leżą wszystkie przyczyny ich dramatów, nałogów, rozwodów, przestępstw, nieudacznictwa, depresji...etc. I ciekawe jest to, że wielu swoje dzieciństwo wspominało dość dobrze do czasu, aż im ktoś objaśnił, jak ono było złe, jak toksyczni byli jego rodzice, nauczyciele i wychowawcy, i jak bardzo oni są winni tego, co się z nim dzieje...
Tu trzeba pójść głebiej niż psychologowie.Czy tylko o brak miłości chodzi.Owszem zaszły pewne czynniki,które nasilały w umyśle tych osób agresję.Te osoby pewnie tą agresję też w sobie podsycały i oto do czego doszło.Ale jest jeszcze kwestia nieukształtowanego sumienia i braku należytego wychowania tych osób.Jeszcze trzeba wliczyć ewentualny wpływ złego towarzystwa.
I uwaga na psychologów,bo niektórzy mogą zasiewać złe sugestie w umysły.Na razie takiego psychologa na szczęście nie spotkałem.
|
Śr lis 22, 2006 12:24 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
 Re: Z BRAKU MIłOśCI?
To nie jest tak, że takie doświadczenia w dzieciństwie dadzą u każdej osoby taki sam efekt. Mamy różną odporność na stres i różną konstrukcję psychiczną. To, co jednego złamie, drugiego ledwie dotknie.
|
Śr lis 22, 2006 14:42 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Czyli kwestia silnej woli i wiary.Czy ma to jakieś powiązania z wiarą.A może nie ma tego powiązania.Może nie zależy to od wiary.U wierzącego mocna wiara też ma swój udział,a czy w przypadku ateistów którzy nie wierzą też są różnice osobnicze w odczuwaniu stresu.Jestem ciekaw.
Niewierzący nie wierzą.Jeśli odporność na stres może zależeć od mocy naszej wiary to jak reagują na stres ateiści,którzy nie wierzą.Czy też mogą stawić mu czoła i jak.A może stres nie ma związku z duszą a jedynie z umysłem ? Wtedy o odporności decydowałaby silna wola.Ciekawe.
|
Śr lis 22, 2006 14:54 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
EIRE II napisał(a): Czyli kwestia silnej woli i wiary.
Ani silnej woli, ani wiary. Silna konstrukcja psychiczna to odporność na stres, stabilność emocjonalna, adekwatna samoocena, poczucie bezpieczeństwa, niski poziom lęku.
Wielu neurotyków ma bardzo silną wiarę.
|
Cz lis 23, 2006 7:50 |
|
|
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 5 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|