Czy można między politykami a gangsterami postawić znak równości?
Tak naprawdę to jedni i drudzy są żądni władzy i pieniędzy.
Tak samo jedni i drudzy zrobią prawie wszystko, żeby dojść do celu, nawet po trupach. (vide Dębski, Papała...ect.)
Jednym i drugim przyświeca ta sama idea, pieniądze i władza.
Jedyna różnica to fakt, iż jedni robią to bez ogródek, a drudzy w białych rękawiczkach.
Czy nie jest też tak, że jedni bez drugich nie mogą żyć i współżyją w swoistej symbiozie?
Jak Wy to widzicie?

Mój post był - w pewnym sensie - trochę prowokacyjny. (aby dyskusja była bardzie gorąca)
Widzę, że jednak nic z tego nie wyszło, więc proponuję wywalić temat do zsypu.
Na koniec odpowiem sobie sam.
Oczywistym jest, że nie można postawić znaku równości między politykami i gangsterami.
Są w śród polityków osoby uznane, z dorobkiem naukowym, bezinteresowne, prześladowane, o postawach altruistycznych.
Nie mniej trzeba zauważyć, że wśród polityków jest też dużo osób nastawionych jedynie konsumpcyjnie do życia i polityka jest tylko środkiem do zdobycia upragnionego celu jakim jest władza i pieniądze.
Chyba nie jest to nic odkrywczego, ale nigdy za mało piętnowania takich postaw.
To tyle.

Przede wszystkim był, moim zdaniem, zbyt ogólny. Daleko idące uogólnienia są w oczywisty sposób nieprawdziwe, tak że nie ma nad czym dyskutować. Prowokacja niewiele pomoże.

To przepraszam, mam po nazwiskach?
Niestety, nie mam takiej ochrony prawnej jak dziennikarze, więc mogę wyłącznie ogólnikami walić.