Molly napisał(a):
Przeszukałam forum i nie znalazłam takiego wątku. Może ktoś z was jest minimalistą tzn. nie zagraca swojej przestrzeni nie potrzebnymi rzeczami oraz pozbywa się bez sentymentów, rzeczy których już nie używa.
Ja
Zawsze byłam nastawiona mocno antykonsumpcyjnie w kwestii rzeczy materialnych, ostatnie lata skierowały mnie bardziej na ścieżkę minimalizmu, w pewnym sensie nawet ekstremalnego.
Źródła tego wszystkiego upatruję w swoim oczytaniu i doświadczeniach z młodego wieku. W pewnym momencie (miałam jakieś 11-13 lat) moim rodzicom powodziło się bardzo dobrze, i jak miałam fanaberie mieć spodnie za cztery stówy, dostawałam, przy okazji wyjścia na pizze. Wtedy do Polski dopiero wchodziły wielkie marki, więc to był hit:) Miałam rzeczy dobrego gatunku, dostawałam kieszonkowe, na książki nigdy mi nie żałowano (tonami...

), ale niestety nie posiadałam takiej rzeczywistej wiedzy na temat pieniędzy, ich wartości, możliwości itd. Zaspakajano moje potrzeby, mogłam sobie kasę przepuszczać na czekolady i eklerki (co tylko dowodzi mojej głupoty ówczesnej).
Nagle (mniejsza o powody) wszystko się skończyło i nastały bardzo ciężkie czasy dla mojej rodziny. Ciężkie na tyle, że w celu zakupu jedzenia została rozbita moja skarbonka, przejedzona również kwota odkładana dla mnie przez babcię "na zaś" na książeczce mieszkaniowej. Wszystko się zepsuło, a zabezpieczenia jakie poczynili moi rodzice okazały się jednak być niewystarczające - tzn. konsumpcja w okresie prosperity była raczej skierowana na rzeczy, które ciężko ewentualnie spieniężyć, albo już ich nie ma, a zapasy nie starczają na długo.
Miałam jakieś 14 lat i cholernie wyraźnie zobaczyłam wtedy ile tak naprawdę warte są moje jeansy Lee (wczesne lata 90 to były). Dokładnie tyle ile każde inne spodnie o tej samej funkcji użytkowej. Moja mama to typ artystyczny i zawsze buszowała po lumpach (nawet jak i tak kupowała drogie butikowe ciuchy) i kiedy poszłam jej śladem doznałam wstrząsu, bo... Tego było tak dużo. A ja pamiętałam jeszcze jak przez mgłę czasy w którym towary zagraniczne dopiero raczkowały na naszym rynku. Idea kiełkowała. Czytałam w tym czasie wszystko co się dało, od powieścideł przez Platona, Thoreau (te nazwiska przywołuję raczej pod kątem minimalizmu i teorii, bo czytałam co sie dało) po światową poezję. Poznawałam literaturę i sztukę, krążącą gdzieś wokół beat generation, ruchu hippisowskiego i punku. Potem doszły jakieś szczątki na temat alterglobalizmu, ale bez netu jeszcze bardzo mało. Zawsze byłam typem aktywnym i wyjatkowo mało "dziewczęcym" w kontekście przekazu kulturowo-społecznego. Ceniłam prosty, wygodny i odporny ubiór, makijaż miałam na sobie jeno tzw. sceniczny (na potrzeby spektakli, bądź muzyczno-artystycznych kwestii, pi razy drzwi jak makijaż członków kapel metalowych) i to nie jest to o czym się mysli mówiąc "makijaż". To po prostu smarowanie twarzy koloryzującymi tłustymi, teatralnymi farbami na czas wydarzenia. Biżuteria odpadła, bo albo gubiłam albo zapominałam. W liceum byłam już wyjatkowo tanią w utrzymaniu abnegatką wyglądową, z orientacją w sztuce i literaturze na poziomie uniwersyteckim. Kanałami udało mi się dostać dostęp do pobliskiej biblioteki uniwersyteckiej.
W rodzinie było już finansowo lepiej, więc dochodziło do sytuacji gdzie mama błagała mnie by mogła mi kupić nową kurtkę czy buty. Rodzina dalsza długo trawiła, że prezenty dla "dorastającej pannicy" typu jakieś kosmetyki stają się przechodnie a większość dóbr materialnych pannica ma w głębokim poważaniu.
Jeżeli już czegoś pragnęłam to był to np. bilet na coś, albo warsztaty, albo materiały plastyczne, albo potrzebna mi elektronika (jak sobie przypomnę ten skaner ...

, choć wtedy to był cud techniki ).
Do tego doszła pasja w zakresie życia o jak najmniejszym osobistym wpływie na środowisko, wykorzystywanie kuchennych specyfików w łazience itd. Plus oczywiście własny samorozwój, edukacja, wałkowanie buddyjskich poglądów na przywiązanie i ichniejszych koncepcji etycznego życia w kapitalistycznej i zglobalizowanej rzeczywistości.
Na reklamy odporna jestem wyjątkowo, być może dlatego, że teorią reklamy zajęłam się już w liceum, a poza tym mnie mierżą:)
Kuchnię swą i dietę uprościłam i "uzdrowiłam" zarazem. Gotuję od zera, nie jem przetworzonych, poza tym vege.
Od czasu opuszczenia domu rodzinnego tułam się po tylu miejscach, że akumulacja przedmiotów oznacza większy horror z przeprowadzkami, więc.... mam ich mało, ale jeśli juz coś posiadam to wykorzystuję.
Od kilku lat jestem już upewniona w decyzji dot. tego jakiego życia chcę i czego potrzebuję. Nauczyłam się żyć z niewielką ilością rzeczy, zminimalizowałam swoje potrzeby, zracjonalizowalam wydatki i zachciewajki. Choćby dlatego, że to czego się podejmuję nie dostarczy mi kokosów, zwłaszcza, że jestem urodzoną aktywistką społeczną i bardzo dużo poświęcam od siebie. Moje wydatki miesięczne obejmują zakwaterowanie, wyżywienie (ok. 100/150zł na mc). Ubrania kupuję tylko wtedy jak zauważę konkretną potrzebę (potrafię wymienić wszystko co mam w szafie tzn wyrecytować, co do jednej skarpetki) i to tylko na ciuchach i o ile nie przekracza 10zł, choć normą jest 1zł, bieliznę nabywam w hurtownii w paczkach i dzielę się potem z kimś z rodziny. Nie oszczędzam na książkach (praca naukowa) ale staram się kupować elektroniczne (mam czytnik), a częściej czytać w oryginale w obcych językach - przez lata zgromadziłam dużą bibliotekę cyfrową. Używek nie stosuję. W sezonie staram się zbierać - jak mogę - np. pokrzywę i inne rośliny, włączać do diety. Jak jestem w "czystych okolicach" sama zbieram zioła.
W kwestii higieny używam tylko bardzo podstawowych i uniwersalnych środków (mydło naturalne, bez dodatkowych detergentów) plus te kuchenno-naturalne.
Potrafię wyjechać pakując się szybko i w niewielką torbę, aczkolwiek tu pozostały mi pewne przywiązania natury psychicznej i chciałabym się w przyszłości na tyle zdyscyplinować, by móc to zrobić nie żałując niczego, ani nie mając myśli o tym co zostawiłam za sobą. Zwłaszcza, że przemieszczanie się z jedną tylko torbą to o wiele łatwiejsze funkcjonowanie, zaś w życiu różnie się dzieje i czasem musimy się pogodzić ze stratą wszystkiego poza własnym życiem, więc chciałabym być świadoma jak to się robi:)
Mój minimalizm nie przejawia się jedynie w :
- zbieraniu doświadczeń
- nauce (z uwzględnieniem umiejętności)
- odbieraniu piękna
- rozwoju osobistym
- poszukiwaniach