Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz cze 06, 2024 3:55



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 4 ] 
 Życie po życiu 
Autor Wiadomość
Post Życie po życiu
Istnieją takie opowieści. Swego czasu zebrał je dr Moody w swojej książce.
Wiem, że jest tu co najmniej jedna osoba, która mogłaby opowiedzieć swoje doświadczenie w tej kwestii.
Jeśli ktoś jeszcze chciałby się podzielić swoim doświadczeniem, również zapraszam.
Wiem i rozumiem, że mówimy o doświadczeniach bliskich śmierci a nie śmierci absolutnej (co zauważa np. Biuletyn Sceptyczny). Niemniej trudno byśmy my, tu na ziemi, mogli w problem wejść głębiej. Jest to tylko sonda.


Pn cze 28, 2004 21:14
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
O życiu, po życiu pisano wiele. Ten temat jest niezwykle interesujący gdyż każdy człowiek od wieków chciałby przekroczyć siebie i swoje „ułomności” poznać wszelkie tajemnice będąc jeszcze pielgrzymem w drodze do „pełni”.
Śmierć jest kresem kończącym pielgrzymowanie i nie ma powrotu z tamtej strony na tą stronę.
Lekarz towarzyszący umierającemu, widzi z zewnątrz gasnące życie człowieka. Teolog i filozof powie, że śmierć jest dniem narodzin ducha człowieczego do nieba. W śmierci otwiera się możliwość pierwszego w pełni osobowego aktu człowieka: tym samym jest ona bytowo uprzywilejowanym miejscem świadomego stawania się, wolności, spotkania z Bogiem i podjęcia decyzji o swoim wiecznym losie.

Książki o umieraniu są intelektualną spekulacją na temat istnienia życia po życiu.
”Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało ….”” - cokolwiek zostało powiedziane w książkach Moodiego, Szumana, Denisa, etc. dotyczy tego a nie tamtego życia, z którego po odłączeniu się duszy od ciała nie ma powrotu.

Obiecałem PTR, że napisze o moim „przeżyciu” umierania, czyli zatrzymania akcji serca, //tzw. śmierci klinicznej// reanimacji i powrotu, do rzeczywistości. Nie będę się wgłębiał w sytuacje poprzedzająca moje umieranie, bo nie jest to głównym tematem.

Pamiętam, że jak odzyskałem świadomość – przytomność, która wracała mi powoli, poczułem, że jestem w niewoli a to, co zobaczyłem oczyma było pomimo kolorów szare i niewyraźne //po prostu straszne//. Poczułem zawód. Czułem się fatalnie – nie chciałem wracać do tego, co potocznie nazywamy „życiem”.
Trudno mi jest operować pojęciami, które i tak nie będą adekwatne, do przybliżenia zaistniałych wtenczas sytuacji. Pamiętam, że „po tamtej stronie” //o ile można tak to nazwać// czułem się jak w domu. Błogość i stan totalnego spokoju, jaki mi towarzyszył został zaburzony wtrąceniem mnie w miejsce, które rozpoczęło się bólem. Nie mówię o bólu fizycznym, bo takiego nie odczuwałem – ból ten był spowodowany „klatką”, do której zostałem ponownie wtrącony i powierzchownością tego, co się wokół mnie działo.
Ktoś usiłował się cieszyć moim powrotem a ja zamknąłem oczy i powracałem myślą do sytuacji, z której zostałem wytrącony. Niby nic szczególnego się po ”tamtej stronie” nie działo. A jednak silne uczucie utraty czegoś tak bardzo realnego i wspaniałego spowodowało wstrząs, który towarzyszył mi przez wiele dni. Marzyłem o powrocie i ten stan spowodował u mnie chęć poszukiwania w książkach możliwości wytłumaczenia sobie, co takiego wpłynęło na moje zniechęcenie, do życia i radosne bycie <gdzieś tam>
Powoli zapominałem „to coś”, co sprawiło, że do dzisiaj nie boję się śmierci. Trudno mi jest powiedzieć jak dalece odszedłem od „siebie” i czy to było częściowe odłączenie się duszy od ciała czy nie. Wiem, że nie stosowano żadnych środków farmaceutycznych o działaniu halucynogennym, więc jedynie mój mózg mógł pracować na zwiększonych obrotach, broniąc się - tworząc naturalne halucynogenne wrażenia.
Do dzisiaj pamiętam wyraźnie, że byłem z <kimś> ,kogo znakomicie znałem i był mi ten <ktoś> tak bardzo bliski jak nikt dotąd. Otoczył mnie „opieką” całkowicie, tzn. od wewnątrz i na zewnątrz. Miałem świadomość, że znam go od zawsze, ale nie widziałem jego twarzy. Nie będę nawet dociekał, kim był ten <ktoś>, bo i tak nie mam możliwości zweryfikowania moich przeżyć z czymś, co jest jakimkolwiek porównaniem. Mogę napisać, że to był Jezus, czy Matka Boska jak i również spokojnie stwierdzić, że spotkałem się ze sobą samym, jednak tak blisko jak byłem z tym <kimś> nigdy dotąd ze sobą tak blisko nie byłem jak i z nikim innym.
PTR z pewnością nie zadowoli Cię mój post, ponieważ nic nie wniosłem do wyjaśnienia „tajemnicy” czy zaspokojenie Twoich zainteresowań.
Jedynie sam i tylko sam mogę powracać do tych <momentów> godzin, czy <ułamków sekund>, które sprawiły i zmieniły tak wiele w moim życiu.
Jeszcze jedno, nawet nie wiem dokładnie, co one wniosły, czym dla mnie były i czym są obecnie. Wiem, że śmierć jako kres ludzkiego pielgrzymowania na czas obecny nie stanowi u mnie normalnej reakcji przerażenia, jaka przeważnie towarzyszy ludziom. Trudno mi jest również powiedzieć, czy w innej sytuacji umierania będę przestraszony i przerażony. Myślę, że w tym szczególnym momencie, momencie śmierci najważniejsze jest to, co sprowadza nasze życie do jednego <punktu>. Taka „laserowa wiązka” skupia całe nasze życie w mały <punkt>, który jest niezwykle istotny. Istotne jest to, by nasze życiowe rozproszenie dało się „ogarnąć” skupić i jeszcze sprowadzić nas w <środek naszej istoty> byśmy się nie „rozlecieli” w przestrzeni jak wolne atomy. Nad tym w życiu powinniśmy usilnie pracować.
Praca nad sobą polega, zatem na skupianiu i łączeniu ze sobą tego, co potocznie nazywamy wartościami //dobrem//. Im jesteśmy bardziej skupieni tym spotkanie po tamtej stronie jest większe – intensywniejsze, bogatsze i wspanialsze.
Jeśli miłość jest <pozytywna energią> //w technicznym tego słowa znaczeniu// to myślę, że należy się jej oddać całkowicie, bo ona pozwala na tworzenie zwartej całości i silnie przylegających cząstek tworzących niepodzielna całość – opiera się rozproszeniu – rozerwaniu.
Zło jest siłą duchową dążąca do rozerwania skupionej wokół siebie miłości. Niewyobrażalny ból musi towarzyszyć rozrywaniu tego, co stanowi istotę człowieka. Ból ciała jest niczym w porównaniu z bólem rozsadzającym i rozdzierającym nas od samego siebie i od Boga, który swoim istnieniem i dążeniem – miłością pomaga nam <powrócić do siebie> samego i do Niego jako Źródła Miłości.

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Wt cze 29, 2004 12:48
Zobacz profil
Post 
Miałem Ci odpisać, a nie odpisałem, bo nie wiem co napisać.

Natomiast w aktualnym "Miłujcie się" jest opis takiego przypadku życia po życiu niejakiego profesora Sotrma (tzn. to on umierał). Otóż znam krytykę zjawiska życia po życiu, no bo przecież to tylko taki efekt, mózg umiera, itp. Natomiast zastanowiło mnie to, że osoba, która tego doświadcza, doświadcza że stoi obok swego łóżka, koło łóżka jest żona, a on się próbuje z nią skomunikować i nie może. I to jest - moim zdaniem - dziwne, bo w śnie jednak by mógł. Najzwyczajniej by z nią porozmawiał, a tu nie może... :)


Wt lis 23, 2004 15:39

Dołączył(a): Śr maja 26, 2004 14:14
Posty: 124
Post 
Bez szczegółowych odsyłaczy:
Jeśli nie u Moody'ego, to może u Iana Wilsona, opisane są jeden lub dwa przypadki, gdy "wędrująca dusza" dostrzegała szczegóły, których jako żywy człowiek nie mogła zauważyć - mi utkwiła w pamięci opowieść o ...starym trampku (w każdbądźrazie - bucie), który leżał na zewnętrznym gzymsie budynku szpitala. :)

Jak do tego się odnieść? ;/ a po co się odnosić? ;)

_________________
Głosząc Boga,
zamknij usta
i otwórz serce


Wt lis 23, 2004 16:02
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 4 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL