Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz kwi 25, 2024 23:39



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 11 ] 
 fałszywa przyjaźń 
Autor Wiadomość
Post fałszywa przyjaźń
napoczątku mam prośbe do szefu o nie uswani tego teamtu wiem ze byl temato przyjazn ale to chem poruszc o faszywaj przjazn tylko o tej jak ona jest czy moze ja rozurznic dleczego0 ludzie są wqaszywim przyjacłmi
czy mzoen ich tak nazawac sam okałż sie mial wiel faszywch przyjacil


Pt wrz 10, 2004 22:59
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr cze 30, 2004 16:24
Posty: 3075
Post 
jesli chodzi o rozluznienie przyjazni. nie koniecznie musi to byc falszywa przyjazn. czasem poprostu czas zmienia te relacje, kazdy ma swoje nowe obowiazki i zajecia. Czasem odleglosc moze rozluznic przyjazn, co nie oznacza, ze nie mozna tego naprawic. Z przyjaznia jest tak jak z miloscia, jesli sie skonczy, to oznacza ze tak naprawde to jej nigdy nie bylo.

_________________
Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie...
Obrazek
Obrazek


N wrz 12, 2004 13:34
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr wrz 01, 2004 19:05
Posty: 20
Post 
Zgadzam się z Julia,jesli przyjaźń się skończy,to tak naprawdę jej nie było....
Przyjaźń to wielkie słowo.Dlatego,Luki nigdy nie nazywaj przyajcielem tego,kogo znasz krotko.Mimo,ze dogadujecie się wspaniale,macie podobne zainteresowania,pasujecie do siebie...Musiz go nzac dobrze...W koncu,po takich "latach" zgody,pokłocicie się.I co?Zobaczysz,jaka jest jego rekacja,co zrobi...A gdy będziesz w potrzebie?Co on uczyni?Pomoze Ci,czy się odsunie nagle,a wroci,gdy bedzie dobrze,albo w ogole go na horyznocie nie zobaczysz...Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.Stare przysłowie,ale mądre.Bardzo.Bo w potrzebie moze się okazać,ze ten,kogo nie zauwazałes wczesniej pomoze Ci, wkonu nawiązecie znajomosci i to moze byc Przyjaźń na całe lata...Niekoniecznie oczywiscie :D
A co do fałszywej przyajźni,ona jest tez stara jak swiat..Powstaje,gdy ktos chce się komus przypodiobac,miec z tej przyjaźni korzysci,później wyśmiać...
Ja juz tak łatwo nie mowie do nikogo PRZYJACIELU(esli chodzi o ludzi).Nie mam kogos takiego.Straciłam wiarę,ze odnajdę... :( Mam tylko pare bliskich osob...Ale Ty jej nie trac,zapewne jeszcze Ci się uda...Ja wto wierzę,popros o to Jezusa,on Cię wysłucha i obdarzy prawdziwym Przyajcielem,albo sam się nim stanie...To zalezy od Ciebie... :)
Pozdrawiam!


Pn wrz 13, 2004 8:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr cze 30, 2004 16:24
Posty: 3075
Post 
Dzieciom na katechezie powtarzam, ze czlowiek by byl naprawde szczesliwy musi mieć przjaciela. A najwiekszym i najlepsztym przyjacielem jest Jezus.

_________________
Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie...
Obrazek
Obrazek


Pn wrz 13, 2004 13:06
Zobacz profil
Post 
O miłości św. Paweł napisał:
Cytuj:
"Miłość nigdy nie ustaję" [1 Kor 13,8]
Przyjaźń natomiast może się skończyć. Nie móżna bowiem przyjaźnić się z wrogiem, ze zdrajcą itp. Natomiast miłować nieprzyjacioł nakazał nam Pan Jezus.


Pn wrz 13, 2004 15:55
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr cze 30, 2004 16:24
Posty: 3075
Post 
przyjazn jest najdoskonalsza forma milosci.

_________________
Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie...
Obrazek
Obrazek


Pn wrz 13, 2004 20:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
tu jest rozwinięcie tematu przyjaźni:
viewtopic.php?t=1095


Wt wrz 14, 2004 8:01
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
Teofil, Jan napisał:

Cytuj:
Przyjaźń natomiast może się skończyć. Nie móżna bowiem przyjaźnić się z wrogiem, ze zdrajcą itp. Natomiast miłować nieprzyjacioł nakazał nam Pan Jezus.


Teofilu, Janie – prawdziwa przyjaźń nie może się skończyć. Ona istnieje pomimo różnych sytuacji, które ją raczej umacniają. Z pewnością chodzi tu o grę słów jednak zauważ jak wiele rzecz straciło swoje właściwe znaczenie. Najlepszym przykładem wydaje mi się „miłość”, – słowo to już dawno straciło znaczenie tego, co oznacza. Miłością nazywamy to wszystko, co nią nie jest – a na pytanie, czym jest miłość nie potrafimy prosto odpowiedzieć.
To, że nazwiemy jakiś układ przyjaźnią – nie oznacza, że znajomość, na której nam „zależało” – //z różnych powodów// nią była.

No i drugie Twoje zdanie „nie można przyjaźnić się z wrogiem, ze zdrajcą itp.”.
Wiesz Teofilu, to prawda, że to rzadko się zdarza taka „przyjaźń”, – ale jestem przekonany, że takie sytuacje się zdarzały. Inaczej stwierdzenie „zło dobrem zwyciężaj” nie miałoby sensu. Może jestem idealista, ale popatrz Teofilu na sytuację może taką przeze mnie wymyśloną.
Tonie statek ratuję się z niego dwoje ludzi. Powiedzmy, że jeden był tym, którego nazwałeś wrogiem i zdrajcą drugi niech będzie kapłanem.
Znajdują się obaj na bezludnej wyspie. Są „skazani” na swoje towarzystwo i jeśli nawet nie zdają sobie sprawy //na początku - przez kilka pierwszych dni//, że ich wspólnym interesem jest tworzenie układu mającego na celu przeżycie, – ///czyli takiej trochę wymuszonej przyjaźni///, to po jakimś czasie stanie się to oczywistą codziennością, że jeden z drugim będą musieli się „dogadywać”.

No i teraz rola kapłana, którego wstawiłem w ten przykład – trochę jak misjonarz będzie musiał poznawać człowieka, z którym ustawiły go okoliczności losu przez jakiś tam nieokreślony czas.

Oczywiście można założyć tu wiele wersji wydarzeń jednak człowiek postawiony w sytuacji ekstremalnej lub diametralnie innej musi bardziej intensywnie myśleć i zdecydowanie uważać na swoje emocjonalne „odruchy”, które po prostu się nie opłacają jak nie sa weryfikowane z miejsca przez rozum..
Wydaje mi się, że nawet z wrogiem można się zaprzyjaźnić. Poprzez codzienne „oswajanie” się ze sobą – wzajemne poznawanie, jeden i drugi może zadziwić się sobą samym, odkrywając w sobie zarówno te mocne jak i te słabe - ciemne strony.

Nie ma ludzi wrogów i zdrajców – oni staja się takimi przez tych, którzy uważają się Np. za „przyjaciół”. Wiec czesto i przez nas samych.

Ostatnia kwestia – Teofilu, Pan Jezus nam absolutnie nie nakazywał miłowania nieprzyjaciół. Każdy nakaz rodzi sprzeciw. Miłość rodzi się w wolności a nie z nakazu.
Pan Jezus pokazał nam jak się kocha nieprzyjaciół i zaproponował byśmy Go naśladowali.
Wiem Teofilu, że tak to Widzisz, ale musiałem to napisać, bo we mnie każde stwierdzenie „nakazowe” rodzi coś zgoła przeciwnego i jak to przeczytałem, co napisałeś, to miałem mieszane uczucia. :D

Julia napisała:

Cytuj:
przyjazn jest najdoskonalsza forma milosci.


Julio myślę, że miłość jest hierarchicznie wyżej ustawiona od przyjaźni choćby z tej racji, że przyjaźń nie ma w założeniu miłowania nieprzyjaciół, a miłość tak – [patrząc oczywiście na przyjaźń i miłość bardzo szeroko].
W niektórych sytuacjach gesty miłości i przyjaźni są identyczne, bo faktycznie przyjaźń może rodzić miłość a miłość wymaga przyjaźni. Chodź jedna i druga nie ma granic.

Pozdrawiam :)

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Wt wrz 14, 2004 11:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr cze 30, 2004 16:24
Posty: 3075
Post 
oki lars

a moze to milosc jaes najdoskonalsza forma przyjzni?

nie wazne. chodzi o to, ze przyjaciel jest taka osoba, z ktora mozna pomilczec i to milczenie nie jest meczace. przyjaciel zostaje jak inni odczodza.

_________________
Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie...
Obrazek
Obrazek


Wt wrz 14, 2004 21:25
Zobacz profil
Post 
To nic, że jestem nudny. Kto nie chce, niech nie czyta, niech białe nazywa czerwonym, niebieskim czy czarnym. Mnie to nie obchodzi.
Nie jestem przyjacielem ani Larsa, ani Julii, ani Elki, ani nikogo z forumowiczów. Ale czy to oznacza, że ja Larsa, Julii, Elki czy też Jo_tki nie miłuję? Tego powiedzieć nie mogę, bo naprawdę cieszyło by mnie każde dobro, którego by dostąpili i smuciło by mnie wszystko, co by ich - nie daj Boże - boleśnie dotknęło. Dlatego mogę o sobie powiedzieć, że ja im sprzyjam, czyli popieram ich działania i zamiary. A od wyrazu "sprzyjać" pochodzi rzeczownik "Przyjaciel". Czy jednak muszę im sprzyjać zawsze? Nie, bo jeśli ich działanie jest takie, które w moim przekonaniu jest naganne, nie będę im w tym sprzyjał. Ale miłować muszę, bo miłość nakazuje mi przynajmniej życzyć im obiektywnego dobra.
Już wielokrotnie odwoływałem się do powieści Cronina KLUCZE KRÓLESTWA. Pozwole sobie raz jeszcze na to. Otóż Cronin opisuje w tej powieści pewną małą wspólnotę katolików, pracujących na misji w Chinach. We wspólnocie tej służą dwie Francuski, Niemka i ks. Franciszek - Irladczyk. Wbucha I Wojna Światowa. Francja staje na przeciwko Niemcom. I oto we wspólnocie w której dotychczas panowała przyjaźń wkrada się atmosfera wrogości. Ks. Franciszek odwołuje się więc do Chrystusowego nakazu miłości, aby zwalczyć rodzącą się między zakonnicami wrogość.
Napisałeś Larsie:
Cytuj:
Miłość rodzi się w wolności a nie z nakazu.
Pan Jezus pokazał nam jak się kocha nieprzyjaciół i zaproponował byśmy Go naśladowali.
Czy potrafisz to logicznie uzasadnić? Ponadto nie przypominam sobie ani jednego przykładu na to, aby Pan Jezus demonstrował kiedykolwiek jak to należy się kochać z nieprzyjacielem. Wiem natomiast, że nakazał nam miłować się wzajemnie, zgodnie z tym, co mówi przykazanie miłości. Mało, Pan Jezus nakazuje nam:
Cytuj:
"Miłujcie waszych nieprzyjaciół... Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią?"[Mt 5,44.46].

Pokój i dobro!


Śr wrz 15, 2004 9:25
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 19, 2003 8:14
Posty: 487
Post 
Teofil, Jan napisał:

Cytuj:
Napisałeś Larsie: Cytat:
Miłość rodzi się w wolności a nie z nakazu.
Pan Jezus pokazał nam jak się kocha nieprzyjaciół i zaproponował byśmy Go naśladowali.
Czy potrafisz to logicznie uzasadnić? Ponadto nie przypominam sobie ani jednego przykładu na to, aby Pan Jezus demonstrował kiedykolwiek jak to należy się kochać z nieprzyjacielem. Wiem natomiast, że nakazał nam miłować się wzajemnie, zgodnie z tym, co mówi przykazanie miłości. Mało, Pan Jezus nakazuje nam:


Panie Teofilu – kochać się z nieprzyjacielem a kochać nieprzyjaciół – to zasadnicza różnica. Pozwól, że nie będę tu przeprowadzał szczegółowej analizy – myślę, że się rozumiemy.

Ja napisałem wyraźnie „miłość rodzi się w wolności” Prosze popatrzec na Ewangelię o synu marnotrawnym - z ostatniej niedzieli . Ojciec wyposażył syna w to, co on zażądał i pozwolił mu odejść. Nie kazał mu kochać siebie „na siłę”, – choć będąc ojcem był dysponentem tego, co ów syn zażądał. Syn w stosunku do ojca w tej konkretnej postawie był „nieprzyjacielem”. Ojciec mógł postąpić „nakazowo” //wg. Twojej oceny Teofilu// w stosunku do niego, czyli nie dać mu niczego i nie pozwolić odejść z domu. Przynajmniej tak na ludzki rozum można by było ocenić ten przypadek, gdyż niewielu jest ojców, którzy w taki ewangeliczny sposób by postąpili.
Ojciec syna marnotrawnego dał synowi wolność wyboru i pozwoliłby by on [jego syn] nauczył się doceniać to, co miał, a poprzez to, co utracił, był zmuszony do zastanowienia się.

Na tym przykładzie wyraźnie widać dojrzewanie człowieka, który w wolności bez jakiegokolwiek przymusu ojcowskiego uczy się wartościowania od podstaw. Moment jego powrotu i oczekiwanie ojca, który nie zadawał żadnych pytań a dodatkowo przywrócił mu status syna jest momentem przemiany.

Myślę, że właśnie wtedy, kiedy syn nie licząc na miłość ojcowską a bardziej na litość, której tez nie był pewny do końca – otrzymał stokroć więcej.
Pewnie syn doznał szoku – sam prosił o możliwość odpracowania utraconych dóbr "materialnych" i ocenił siebie jako niegodnego powrotu -jako syna. Dla niego pozostanie najemnikiem u ojca, już miało wielka wartość – wartość życia i śmierci. Ojciec wyszedł mu naprzeciw z pierścieniem, odzieniem i jeszcze urządził ucztę.

Popatrz Teofilu na ten scenariusz czy tu przynajmniej raz padł jakiś nakaz?

Teraz miłość nieprzyjaciół.

Jezus mówił o nadstawianiu drugiego policzka, – co oznacza, że nie odpłaca się złem za zło, lecz jest gotowy na wielokrotne otrzymywanie „uderzeń” w imię dobra.
Sam Jezus po uderzeniu Go, zapytał, „za co mnie bijesz?” jednak sam oddał siebie samego za nas, którzy jesteśmy „nieprzyjaciółmi”. Wszyscy jesteśmy grzesznikami, – czyli „nieprzyjaciółmi”, bo przecież grzech to odejście od Boga. Stąd też jak Widzisz jest to jeden z nielicznych przykładów tego, o czym pisałem - w zakwestionowanym przez Ciebie cytacie.

Słyszałem wczoraj od znajomego księdza takie opowiadanie.

Pewien pobożny człowiek został okradziony przez grupę złodziei. Wszedł do swojego domu i popatrzył, że wszystko mu zabrano. Zastanowił się nad tym, jak użytkował te rzeczy, których był teraz pozbawiony.
Doszedł do wniosku, że może źle z nich korzystał skoro Bóg dopuścił, że mu je zabrano, a nowi właściciele są bardziej potrzebujący niż on.
Pomyślał jeszcze chwilę i stwierdził, że obejdzie się bez tych rzeczy i podziękował Bogu za, to, że w taki sposób dał mu do zrozumienia, iż nie był właścicielem tego, co stracił a jedynie użytkownikiem – dzierżawcą.
Wszystko, co posiadał było mu zbędne ale za to otrzymał o wiele więcej. – Zrozumial, że przebywa na ziemi jako pielgrzym a gromadzenie dóbr może stanowić przywiązanie się do nich.
Poczuł wdzięczność za uwolnienie go od przywiązania.

W tym zamysleniu popatrzył na stół i przypomniał sobie, że jeszcze niedawno stal tam metalowy kubek, z którego pił trędowaty, bo go ugościł, jednak nie wymył kubka.
Czym prędzej wstał i dogonił złodziei i z daleka wołał za nimi, prosząc by się na chwile zatrzymali. A oni śmiejąc się przyspieszyli.
Pobożny człowiek nie dał za wygraną – dogonił ich i zatrzymał. Tego było im już za wiele, wściekli złodzieje otoczyli go kołem pewni, że zacznie się awantura i będą musieli go pobić.
Jak usłyszeli, co powiedział, że powinni uważać pijąc z kubka, bo z niego wcześniej pił chory na trąd a to grozi im zarażeniem.
Byli strasznie zdziwieni – zaniemówili, nie wierzyli.
A okradziony zegnajac sie dodał, że nie ma do nich żalu, bo widzi, że oni widocznie mają większe potrzeby niż on i nie powinni czuć się złodziejami gdyż wszystko, co zabrali w tej chwili z jego woli staje się ich własnością. Stali się legalnymi użytkownikami swojego łupu.

Znowu nastąpiła konsternacja. Złodzieje nie mogli zrozumieć tego, co się dzieje.
Liczyli się z innym biegiem wydarzeń. Wielokrotnie doświadczali konsekwencji swojego postępowania, ale z czymś takim się jeszcze nie spotkali.
Rozmawiali dBugo, az postanowili wrócić do tego człowieka i zapytać się, dlaczego tak postąpił, – dlaczego ich ostrzegł przed straszną chorobą, dlaczego w końcu będąc pokrzywdzonym, bo okradzionym przez nich postąpił tak szlachetnie.

Pobożny człowiek uświadomił im, że stal się bogatszy o wiele więcej niż „stracił”, bowiem zrozumiał, że złość, która po ludzku byłaby naturalna zatrułaby go wewnętrznie, spowodowałaby radość z tego, że dotknie ich straszna i nieuleczalna choroba, więc ratując siebie od „jadu” nienawiści przygotował miejsce na łaskę, którą otrzymał. Teraz widzi, że ta łaska rozlała się i na nich.
Teraz jestem prawdziwym chrześcijaninem, bo zrozumiałem, co znaczy miłować nieprzyjaciół, a to, co otrzymałem ma stokroć większą wartość od tego, co „utraciłem”.


Pozdrawiam :)

_________________
Bóg zna Twoją przeszłość, ofiaruj mu teraźniejszość a On zatroszczy się o twoją przyszłość.


Śr wrz 15, 2004 12:20
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 11 ] 

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL