|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
Malgorzata Ka.
Dołączył(a): Pt cze 05, 2009 15:35 Posty: 18
|
 Mowa czy swiadectwo?
Jak jest lepiej,dawac swiadectwo,czy mowic o Bogu osobie,ktora jest ateista.Niektorzy mowia,ze lepsze swiadectwo,ale z tym nie zawsze dobrze wychodzi,bo przeciez wszyscy upadamy.
|
N cze 07, 2009 9:15 |
|
|
|
 |
kastor
Dołączył(a): Cz sty 31, 2008 22:30 Posty: 1191
|
a mowy mało kto chce słuchać
żyj po swojemu jak najlepiej umiesz, a "marketingiem" niech Bóg się zajmie
jeśli już chcesz mówić o Bogu to lepiej mów katolikom, nie ateistom, którzy z definicji są na 'nie', napewno masz w swoim otoczeniu wielu ludzi, którzy wierzą w Boga - najczęściej na 'gwiazdkę' i Wielkanoc - oni naprawdę potrzebują usłyszeć, czy zobaczyć jak wygląda prawdziwa wiara
pozdrawiam
_________________ O Tobie mówi serce moje;
szukaj Jego oblicza...
|
N cze 07, 2009 12:43 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Kastor, przyznaję Ci rację, aczkolwiek nie do końca się z Tobą zgodzę w tym, ze ateści z definicji są na "nie".
W moim przekonaniu - i do wiary, i do ateizmu trzeba dojrzeć.
Odnoszę to tylko do włąsnego doświadczenia zawodowego, gdyż wiem, ze wielu z krnabrnych gimnazjalistów deklaruje sie ateistami, nie majac o tym pojęcia. I podobnie mozna wielu zdeklarowanym dorosłym ateistom udowodnić, ze wbrew deklaracjom są jednak wierni wielu wartościom i zasadom wiary.
Na własnej skórze niejako przekonałem sie, ze dzieci w podstawówce i młodziez gimnazjalna, przy odpowiednim podejściu, CHCE WIERZYĆ. Problemem jest dla nich jest jednak często nierozumienie tego, w co każe im sie wierzyć. I słowo "każe" jest tu kluczowe.
Tu przywoła śp. ks. prof. Tischnera, który stwierdził onegdaj, ze żadnemu z funcjonariuszy byłej PZPR nie udało tak skutecznie zniechęcić, jak to udaje sie niektórym duchownym. i cos w tym jest.
Sam byłem zdziwiony, gdy na moich lekcjach (j.pol.) uczniowie byli zaskoczeni tym, gdy ukazywałem im sens lub powstanie wielu dzieł sztuki w zwiazku z wiarą. Dla wielu było szokiem wyrażonym pytaniami typu: "To on (artysta) to zrobił (napisał, stworzył) dlatego, ze wierzył w Boga?"
Bycie wierzącym czy niewierzącym w wydaniu dorosłych wydaje kwestia refleksyjnego wyboru. Ale czy tak jest rzeczywiscie?
Miałem nieprzyjemność pracować z młodym proboszczem, który swą arogancja i pazernoscią (np. nakazywanie uczniom wykupowania, niby z kieszonkowego, co najmniej raz w miesiącu Mszy za rodziców - i to w rodzinach wielodzietnych, niektórych skrajnie biedujących) zniechęcił do siebie nauczycieli (lekceważenie obowiązków nauczycielskich, nieprzychodzenie na lekcje, ignorowanie rad pedag. itd.), rodziców (wyszydznie nieprzychodzenia do koscioła lub czynienie wyrzutów, że chodzą na msze do innej miejscowosci), uczniów i znaczną część lokalnej wiejskiej społecznosci (wyśmiewanie "tylko brzęczącej, prawie bez papierka" kolekty). Po roku został totalnie "znielubiany". Po dwóch - został przeniesiony.
Po nim nastał inny proboszcz - skrajna odmiana. Życzliwy, dobroduszny, choć młody jak poprzedni to typowy "dobrodziej" jak z XIX-wiecznej literatury. Dzieciaki do niego chetnie chodzą na lekcje i zagadują na przerwie, do pokoju nauczycielskiego potrafi przynieść czasem ciasto, zaprosił całe grono na skromną ale uroczystą kolację na plebanii, by poznać nauczycieli). Dla niego - bez problemu i bez wynagrodzenia ludzie garna się do prac porządkowo-remontowych przy kosciele i plebanii. Pracujacym przyniesie pizzę lub piwo, albo chociaż przyjdzie prozmawiać. Nie unika zadnej dyskusji i nie obraża się, gdy ktoś krytykuje Kościół. Potrafił z własnej inicjatywy zaproponować odprawienie Mszy za zmarłego ojca jednego z nauczycieli i nie musiał zachecać w zaden specjalny sposób uczniów, by przyszli na roraty.
Dla mnie właśnie taka postawa jest owym "marketingiem" na rzecz wiary. Jest tu bowiem i słowo, i swiadectwo. Bardzo się cieszę, że dane mi było na swej drodze spotkać takiego Księdza.
|
N cze 07, 2009 13:43 |
|
|
|
 |
szuba
Dołączył(a): Cz maja 24, 2007 16:10 Posty: 530
|
Osobiście uważam, że na ludzi bardziej działają świadectwa, niż słowa. A już najbardziej działają świadectwa nie te mówione słowami, a "mówione" czynem.
A kiedy w postawie jakiegoś człowieka znajduje się i słowo, i świadectwo życia według tego słowa - wtedy gwarantuję, że ten człowiek przyciągnie do Boga wielu, oj wielu ludzi.
Konris, masz rację - taka postawa to właśnie ten "Boży marketing" doskonały Boży marketing...
I zgadzam się również w tym względzie, że ludzie młodzi CHCĄ wierzyć, ale potrzebują przykładu, potrzebują wyjaśnienia pełnego Miłości - tej przez duże M...
Też spotkałam na swojej drodze kilku wspaniałych kapłanów, takich którzy swym życiem dziękują Bogu, których życie jest modlitwą... Spotkałam również wielu świeckich ludzi, przed którymi naprawdę chylę czoła. Którzy mówią o Bogu, żyją w Bogu, dla Boga i z Bogiem.
To wspaniałe.
|
N cze 07, 2009 14:52 |
|
 |
Cyryl
Dołączył(a): So sie 18, 2007 13:38 Posty: 1656
|
konris napisał(a): Kastor, przyznaję Ci rację, aczkolwiek nie do końca się z Tobą zgodzę w tym, ze ateści z definicji są na "nie". W moim przekonaniu - i do wiary, i do ateizmu trzeba dojrzeć. Odnoszę to tylko do włąsnego doświadczenia zawodowego, gdyż wiem, ze wielu z krnabrnych gimnazjalistów deklaruje sie ateistami, nie majac o tym pojęcia. I podobnie mozna wielu zdeklarowanym dorosłym ateistom udowodnić, ze wbrew deklaracjom są jednak wierni wielu wartościom i zasadom wiary.
Na własnej skórze niejako przekonałem sie, ze dzieci w podstawówce i młodziez gimnazjalna, przy odpowiednim podejściu, CHCE WIERZYĆ. Problemem jest dla nich jest jednak często nierozumienie tego, w co każe im sie wierzyć. I słowo "każe" jest tu kluczowe.
Tu przywoła śp. ks. prof. Tischnera, który stwierdził onegdaj, ze żadnemu z funcjonariuszy byłej PZPR nie udało tak skutecznie zniechęcić, jak to udaje sie niektórym duchownym. i cos w tym jest.
Sam byłem zdziwiony, gdy na moich lekcjach (j.pol.) uczniowie byli zaskoczeni tym, gdy ukazywałem im sens lub powstanie wielu dzieł sztuki w zwiazku z wiarą. Dla wielu było szokiem wyrażonym pytaniami typu: "To on (artysta) to zrobił (napisał, stworzył) dlatego, ze wierzył w Boga?"
Bycie wierzącym czy niewierzącym w wydaniu dorosłych wydaje kwestia refleksyjnego wyboru. Ale czy tak jest rzeczywiscie? Miałem nieprzyjemność pracować z młodym proboszczem, który swą arogancja i pazernoscią (np. nakazywanie uczniom wykupowania, niby z kieszonkowego, co najmniej raz w miesiącu Mszy za rodziców - i to w rodzinach wielodzietnych, niektórych skrajnie biedujących) zniechęcił do siebie nauczycieli (lekceważenie obowiązków nauczycielskich, nieprzychodzenie na lekcje, ignorowanie rad pedag. itd.), rodziców (wyszydznie nieprzychodzenia do koscioła lub czynienie wyrzutów, że chodzą na msze do innej miejscowosci), uczniów i znaczną część lokalnej wiejskiej społecznosci (wyśmiewanie "tylko brzęczącej, prawie bez papierka" kolekty). Po roku został totalnie "znielubiany". Po dwóch - został przeniesiony.
Po nim nastał inny proboszcz - skrajna odmiana. Życzliwy, dobroduszny, choć młody jak poprzedni to typowy "dobrodziej" jak z XIX-wiecznej literatury. Dzieciaki do niego chetnie chodzą na lekcje i zagadują na przerwie, do pokoju nauczycielskiego potrafi przynieść czasem ciasto, zaprosił całe grono na skromną ale uroczystą kolację na plebanii, by poznać nauczycieli). Dla niego - bez problemu i bez wynagrodzenia ludzie garna się do prac porządkowo-remontowych przy kosciele i plebanii. Pracujacym przyniesie pizzę lub piwo, albo chociaż przyjdzie prozmawiać. Nie unika zadnej dyskusji i nie obraża się, gdy ktoś krytykuje Kościół. Potrafił z własnej inicjatywy zaproponować odprawienie Mszy za zmarłego ojca jednego z nauczycieli i nie musiał zachecać w zaden specjalny sposób uczniów, by przyszli na roraty.
Dla mnie właśnie taka postawa jest owym "marketingiem" na rzecz wiary. Jest tu bowiem i słowo, i swiadectwo. Bardzo się cieszę, że dane mi było na swej drodze spotkać takiego Księdza.
Księża są różni tak samo jak nauczyciele,których reprezentujesz ,są różni.Jedni potrafią do danego przedmiotu zachęcić,a inni potrafią go jak najskuteczniej obrzydzić.Ja w szkole spotykałem więcej obojętnych albo tych drugich.Krytykując jakąś grupę spojrzyj najpierw krytycznie na swoje gniazdko.Ja spotkałem na swojej drodze zdecydowanie więcej fajnych księży niż nauczycieli.Wg. mojej opinii zdecydowanie największą rolę w zakorzenieniu wiary ma rodzinny dom,przykład idący od rodziców ,dziadków etc.Jeśli młody człowiek zetknie się nawet ze zwariowanym księdzem,nie zburzy to fundamentów jego wiary.
|
N cze 07, 2009 16:01 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Kolejny raz odnoszę wrażenie, że nieuważnie czytasz moje posty. Wobec nauczycieli jestem równie krytyczny i sceptyczny. Tyle ze to forum mniej nauczycieli dotyczy. Ale masz rację, ze mało kto tak moze do szkoły zniechęcic jak nauczyciel. Nigdzie jednak nie pisałem, ze nauczyciele to ktos lepszy niż księża.
Zgadzam sie też co do roli domu w krzewieniu wiary. Problem w tym, iż niektórzy moi pierwsi uczniowie posyłaja swoje dzieci do szkoły. A są wsród nich (tj. tych młodych rodziców) część takich, którzy - ujmę to w intelektualnym skrócie - do Koscioła zostali zniechęceni przez swego byłego proboszcza, który nie zbudował w nich fundamentów wiary.
Gwoli równowagi pogladów - wkleję pewną wypowiedź z innego forum, z którą się utożsamiam:
/.../Mam naprawdę serdecznie dość usprawiedliwiania księży przed młodzieżą. Kościół chciał nie chciał kojarzy im się przede wszystkim z księżmi. Znam wielu naprawdę fajnych, pobożnych ale znam tez wielu, którzy zwyczajnie powinni dawno być "wyrzuceni na zewnątrz". Ludzie piszą do biskupa skargi, osobiście chodzą by ich upomnieć a tu nic nie są wyciągane żadne konsekwencje. Ignoruje się prosty lud. A tego ludu coraz mniej. Ktoś tu się wyżej podniecał,że ksiądz na kolacje grono zaprosił, że miły jest do dzieci itp - przepraszam ale jeżeli ktoś jest księdzem, a nie jest taki to niech zmieni "zawód" - takie zachowanie to powinna byc norma, to powinno być jak bułka z masłem. Na szczęście znam sporo takich księży
|
N cze 07, 2009 16:14 |
|
 |
Cyryl
Dołączył(a): So sie 18, 2007 13:38 Posty: 1656
|
Fundamenty wiary to mają zbudować rodzice,a nie proboszcz.Masz typowe dla pedagogów dziwne przekonanie,że szkoła czy inna instytucja ma wychowywać.Nie szkoła ma wychowywać ale rodzice i oni wraz z chrzestnymi dali przyrzeczenie co do wychowania dziecka w wierze chrześcijańskiej.Ksiądz to nie jest zawód ,który można zmienić,kapłanem zostaje się na całe życie, i tym dobrym i tym złym.To tak jak z żoną,choćbyś po ślubie przekonał się,że poślubiłeś jędzę,przysięga małżeńska obowiązuje do śmierci.
|
N cze 07, 2009 16:27 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Przyjmujesz punkt dojscia za punkt wyjscia. W mojej szkole sporo jest sytuacji, że dzieci w gimnazjum mają juz wyższe wykształcenie od rodziców. A jesli przyjmujesz, że bezrobotni i zaniedbani intelektualnie lub zapracowani, na emigracji itp. rodzice bedą dawali przykład, o jakim Ty piszesz, to wole pozostać przy swoim podejsciu pedagoga. jest bliższe życia niz Twoje
|
N cze 07, 2009 16:39 |
|
 |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
ja bym sie w ogóle zastanowiła nad nawraceniem innych-
ja raz probowalam moja znajoma nawrocic- ona stosowala seks przedmalzenski i w ogole cale zycie miala problemy w zwiazku ,a Boga nieuznawala, poniewaz raz nie spelnil jej prosby jak sie modlila, a poza tym ma awersje do Ksiezy.
skonczylo sie tym,ze jej chlopak powiedzial,ze rozbijam ich zwiazek mowiac,ze seks przedmalzenski nie jest dobry i tak dalej.
a przy tym caly czas radzila mi sie co ma zrobic z tym zwiazkiem,bo jednego dnia bylo ok,drugiego juz nie. eh. w koncu doszlo do tego,ze ona miala dosyc tego ,ze ja sie zmiernilam( tj nawrocilam) i ze ona tego nie rozumie i ma dosc ,wiec odeszla. glownie duzo ludzi odemnie odeszlo od kiedy przezylam nawrocenie..
czasem sie zastanawiam dlaczego ludzi ,ktorzy wierza glebiej niz tylko coniedziela Msza albo w ogole i tak dalej uwaza sie za jakis nienormalnych i sie izoluje od nich?
|
Pn cze 08, 2009 22:38 |
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
*Julka* napisał(a): ja bym sie w ogóle zastanowiła nad nawraceniem innych- Chrześcijanie maja obowiązek głoszenia i świadczenia. Rzeczy jasna robić to z głową... (i sercem i Duchem  ) *Julka* napisał(a): skonczylo sie tym,ze jej chlopak powiedzial,ze rozbijam ich zwiazek mowiac,ze seks przedmalzenski nie jest dobry i tak dalej. a przy tym caly czas radzila mi sie co ma zrobic z tym zwiazkiem,bo jednego dnia bylo ok,drugiego juz nie. eh. w koncu doszlo do tego,ze ona miala dosyc tego ,ze ja sie zmiernilam( tj nawrocilam) i ze ona tego nie rozumie i ma dosc ,wiec odeszla. glownie duzo ludzi odemnie odeszlo od kiedy przezylam nawrocenie.. Jezus sporo o tym mówi. Możnaby nawet pewnie powiedzieć (bodajże za którymś świętym lub pisarzem), że nie dziwmy się, gdy świat nas prześladuje, dziwmy się, jeśli nas nie prześladuje! *Julka* napisał(a): czasem sie zastanawiam dlaczego ludzi ,ktorzy wierza glebiej niz tylko coniedziela Msza albo w ogole i tak dalej uwaza sie za jakis nienormalnych i sie izoluje od nich?
Bo:
- "Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków." (J 3:20)
Trudno, żeby ktoś lubił, gdy mówi się mu (lub swoim życiem pokazuje), że coś źle robi, że czyni zło - łatwiej żyć wśród osób, które nie wystają moralnie z własnego środowiska. Gdy jest ciemniej (gdy jest dużo szarości), trudniej dostrzec plamę na swoim "ubraniu", a gdy się człowiek zbliży do mocnego światła (lub widzi siebie na tle idealnej bieli), to wszystko jest widoczne.
- zostali oszukani przez ludzi, którzy nie znają Boga i fałszywie go postrzegają
- itd.
O tym możnaby napisać książkę.
_________________ Piotr Milewski
|
Pn cze 08, 2009 23:18 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 10 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|