Ścianka
Dołączył(a): Pn maja 04, 2009 6:10 Posty: 179
|
 Do przemyślenia/ Fanatyzm.
"Jestem matką syna, który założył rodzinę, ma kilkoro dzieci. Jeszcze przed ślubem był fanatycznym wegetarianinem i przymusił swoją żonę i dzieci do tego typu diety. Zarówno syn, jak i synowa są głęboko wierzący, w każdym razie na każdym kroku to manifestują,chodzą na rozmaite dokształcające wykłady, dzieci chodzą do katolickiej szkoły, itp.
Matka dzieci pracuje, rodzina nie ma możliwości, ani dostatecznej wiedzy, aby w moim pojęciu bezpiecznie realizować tego typu ograniczającą dietę w przypadku dzieci. Jedno z dzieci ( 7 lat) cierpi na niskorosłość i ma wzrost dziecka i pierwszych grup przedszkolnych . Zostało potwierdzone badaniami, że jest to skutek niedoboru pełnowartościowego białka. Rodzice dzieci z uporem nie zgadzają się na podawanie dziecku ( dzieciom) mięsa i ryb, godząc się nawet na to, aby ich syn przez najbliższych kilka lat poddawany był terapii hormonem wzrostu, bolesnej ( codzienne zastrzyki) i niebezpiecznej. Nie godzą się nawet na podawanie na próbę, przez określony czas mięsa, traktowanego jako lekarstwo. Hormony, w tym hormon wzrostu tworzone są z białek.
Żadne dyskusje i prośby ze strony dalszej rodziny nie przynoszą żadnych skutków.
Dla syna wegetarianizm jest rzeczą nadrzędną nad zdrowiem i przeszłym życiem swojego dziecka.
Synowa natomiast odpowiada, że jej jako matki głównym zadaniem jest doprowadzenie dziecka do życia wiecznego, a Panu Bogu jest wszystko jedno, czy dziecko będzie garbate, krzywe, czy niskorosłe.
Poniżej cytuję fragment jej dzisiejszej mailowej odpowiedzi na moje kolejne prośby o zmianę diety dziecka:
" Myślę, że kluczem w tej sprawie jest podejście do istnienia człowieka w ogóle. Mama uważa że egzystencja ziemska jest czymś najważniejszym i podstawowym, więc coś co może obniżać w jakiś sposób jej jakość od razu staje się obiektem bezwzględnej walki. Ja uważam, że życie człowieka ma szerszy kontekst a jego ziemska egzystencja jest tylko drogą do wieczności. Ciało jest dla duszy niejako formą "przetrwalnikową", czyli człowiek po to dostaje się na ziemię aby rozwinąć przede wszystkim duszę a ciało jest tylko środkiem pomocniczym do tego. Oczywiście to nie znaczy ze o ciało nie mamy dbać, ale nie możemy uczynić z niego rzeczy nadrzędnej. Do pełnego rozwoju duszy oprócz ciała człowiek potrzebuje jeszcze innych niematerialnych wartości, dlatego życie w kochającej się harmonijnej rodzinie, która przekazuje silną wiarę, jest dla rozwoju osoby zdecydowanie ważniejsze niż jego rozwój fizyczny. Jedno dziecko ma porażenie mózgowe a inne niskorosłość. Są takie, które są zupełnie zdrowe na ciele, dobrze odżywione itp. a mimo to wcale nie są szczęśliwymi ludźmi i nie mogą się w zyciu odnaleźć. Są też tacy, którzy mimo naprawdę ciężkiej niepełnosprawności fizycznej sa wspaniałymi szczęśliwymi ludźmi. Bardzo wielu świętych było ludźmi chorymi i cierpiącymi. Mojżesz się jąkał a mimo to Pan Bóg wybrał go na wodza ludu wybranego. .. Może nie robię tego co wy uważacie za słuszne, ale to jest nasz syn a nie wasz. Urodził się w naszej rodzinie i ostatecznie my zdecydujemy co zrobić a czego nie robić. Doceniam waszą troskę i biorę pod uwagę wszystko co mówicie, ale nie oznacza to że mogę wszystko wcielić w zycie i ze wszystkim od razu się zgodzić. "
Jestem również osobą wierzącą, może w sposób bardziej tradycyjny w porównaniu z moim synem i synową. Jestem przekonana, że obydwoje grzeszą, zarówno pychą jak i przeciwko piątemu i pierwszemu przykazaniu. Stworzyli sobie bożka, którym jest wegetarianizm. Dzięki źle realizowanej diecie wegetariańskiej sami stworzyli problem zdrowotny u swojego syna ( nie tylko), który to problem będzie rzutował na całe jego dorosłe życie, pracę zawodową itp. Pamiętam przykazania Jana Pawła II mówiące o tym, ze dzieci nie są naszą własnością. Że zostały nam dane przez Boga na małą chwilę, przez która mamy obowiązek o nie dbać.
Brakuje mi niestety religijnych argumentów w dyskusji z synem i synową.
Czy możecie mnie wesprzeć lub pomóc zrozumieć, że może oni mają rację."
*** Wypowiedź niejakiej Niaty z założonego przez nią tematu. Według mnie warto wyciągnąć tę sprawę jeszcze raz na wierzch, i przemyśleć, trochę głębiej sprawę, odnieść ją do siebie samego, do naszego podejścia do wychowania i wdrażania dziecka w religię.
A tu pewne przemyślenia, czasem głębsze, do tej wypowiedzi:
"No, i w końcu mam to, o czym piszę i przestrzegam na tym forum. To znaczy, że się nie myliłem, a przynajmniej nie całkowicie.
To jest bardzo smutne, poniekąd, bo dla Ciebie. Dla nich nie. Dla nich to normalka. Dla mnie swego rodzaju wyznacznikiem poprawnych poglądów, pojęcia życia jest szczęście i to, czy ktoś używa zdrowego rozsądku, rozumu. Czy oni są szczęśliwi, Twój syn i jego rodzina? Jak sądzisz, co zaobserwowałaś? Myślę, że im się może wydawać, że są szczęśliwi. Dla nich szczęście ma dopiero nadejść po śmierci. Teraz nie jest to istotne. Wybacz, jeśli będzie to niepoukładany post, a będzie to burza myśli/ świadomości. Twoim zadaniem, realną rzeczą, która może się udać, jest uchronienie tych dzieci przed praniem mózgu ze strony rodziców i duchownych. I rodzice, i duchowni mogą mieszać im w głowach. Wiesz, co to jest pranie mózgu? To przyjmowanie czyichś poglądów za swoje. Duchowni też to robią przekazując naukę o religii i wierze, ale najbardziej radykalne i fanatyczne poglądy będą wcielać w nich rodzice. Wydaje się, po tej jednej wiadomości, że jesteś poukładaną osobą. Staraj się tym dzieciom pokazywać inny świat, świat, gdzie nie ma rygorystycznych zasad itd. Bo wiesz czego im może zabraknąć w życiu? Wiesz? One będą martwe. Nie będzie w nich życia. Oczywiście przedstawiam teraz najczarniejszy scenariusz, bo od tego ja zawsze jestem. Czy one umieją się cieszyć życiem, bawić, kolegować z kimś? Pokazuj im, jak tylko możesz, zwyczajny, acz też piękny świat ludzi, przyrody, może poezji, sportu. Zwyczajnych, impulsywnych zachcianek, spontaniczności, radością z powiewu wiatru, zachwytem nad dającym do myślenia filmem. Sprowadź je na ziemię. Wskazuj im, że istnieje inny świat, ten realny, gdzie każdy wierzy w to, do czego sam doszedł, świat, w którym uczymy się na własnych błędach, świat, gdzie używamy własnego sumienia, a nie dyrektyw i rozkazów kogoś nad nami. Gdyż Bóg dał nam wolność sumienia. I nie zapomnij, podsuń im kiedyś jakieś książki. Niech poczytają o innym świecie niż tym, w którym ich wychowują. Dla mnie osobiście książka jest właśnie czymś takim. Książka "dała mi w pysk" i pokazała, jak pięknie można żyć, zachwycać się wszystkim, każdą istotą. Pokazała, jaką w jakiej klatce żyję, klatce, która powstała niebezpośrednio przez rozwód moich rodziców, ale także powstała przez religię. Książka bardzo wiele uczy, o życiu, o świecie. Oprócz tego filmy i bajki dla dzieci czy młodzieży. Niech zobaczą, jak cieszą się ludzie, którym nie nakłada się obroży nakazów i zakazów Boga, którego ludzie mają tylko obraz. Niech zobaczą zwyczajną radość z małych rzeczy, frajdę. Bo nie zapominaj, że, jak napisał jeden z doktorów Kościoła, nie możemy powiedzieć nic o Bogu, może tylko wskazać jaki nie jest. Co jest oczywiście zaprzeczeniem pierwszej części zdania, ale już mniejsza o to. Powiem Ci tak. Przepraszam Cię, ale nie potrafię inaczej, jak wmieszać tu swoje poglądy na tę sprawę. Pytanie brzmi: Czym Ty różnisz się od swojego syna i jego żony? To będzie brzmiało jak oskarżenie, ale ja naprawdę chcę dojść do tego, by ludzie byli wolni i szczęśliwi. Czym wy się różnicie? Jesteś katoliczką, nieprawdaż? To ja ci powiem. Niczym. Bo Ty też od urodzenia skazałaś swoje dzieci na swoją wiarę, ochrzciłaś je, wychowałaś je według zasad wiary. Oni robią to samo. Co ci w tym nie pasuje, co? Ty też tak postąpiłaś. Wiesz, że żona twojego syna ma rację w jednym zdaniu? "Myślę, że kluczem w tej sprawie jest podejście do istnienia człowieka w ogóle. " Tutaj ona się nie myli. (Zrobię sobie chwilę przerwy. Rozsadzają mnie emocje, jak zawsze, gdy chodzi o kwestię wiary. Chyba jestem od tego jakoś uzależniony, od wykłucania się z ludźmi i tłumaczenia, jak się mylą w tym swoim katolicyzmie. Ostatnio skończyłem 17 lat. Ale po rozwodzie rodziców stałem się bardziej ortodoksyjny, miałem skrupulanckie sumienie, wszystko wydawało mi się grzechem. Służyłem jako lektor, pod kierunkiem walniętego księdza, którego mój tata ma ochotę zabić za to. Tak więc już wiesz, dlaczego Ci chcę pomóc. Bo czuję, jakbym kogoś uczył, jakbym robił coś, co ma sens. Ja sam katolikiem już nie jestem, bo jak przed chwilą pisałem, religia była dla mnie toksyczna, a poza tym, gdy dałem dojść mojemu sumieniu do głosu, ono powiedziało:"Wybierz Boga świadomie, dobrowolnie!". Tak więc przestałem z dnia na dzień niemalże chodzić do kościoła i wiesz, co się okazało? Że nie mogę Go wybrać świadomie i dobrowolnie, bez przmusu, bo ja w niego nie wierzę. Jestem bliżej buddyzmu niż katolicyzmu.) Bardzo chcę, byś mnie wysłuchała, i nie odrzuciła tego, a zastanowiła się nad tym. Katolicy czy muzułmanie, czy żydzi mają to do siebie, że łatwo odrzucają porady i poglądy niewierzących, gdyż wierzą w tą swoją nieomylność Kościoła. Ty też w nią wierzysz, prawda? I niczym się to nie różni od wiary twojego syna i jego żony. Musisz to zrozumieć, że oni żyją tak, jak im Bóg "powiedział", żeby żyli . Tak jak i Ty. Więc nie możesz mieć do nich pretensji. Ty też nie dałaś im wolności wyboru, tylko wychowałaś je w swojej wierze, bo to uważałaś za słuszne. Oni też robią to, co uważają za słuszne. I ja mocno wierzę, że nikt nie zrobił dobrze, bo prawdziwy rozwój jest wtedy, gdy człowiek sam dochodzi do tego, w co wierzy, a może nie wierzy.
Pewnie mam trochę racji ,pewnie trochę bredzę. Na pewno nie jestem obiektywny w sprawie wiary, bo w tym się chyba nie da być obiektywnym. Niata, oni mają tyle racji, na ile ich wyobrażenie Boga jest prawdziwe. O tym dowiemy się po śmierci. Albo i nie. Nie wiadomo. Zamachowcy, którzy zniszczyli World Trade Center też mieli swój obraz Boga. I który obraz Boga jest prawdziwy? Jaki jest Bóg? Jaki jest sens życia? Przemyśl to. Stąd się bierze cierpienie i wojny, których przyczyną są różnice w poglądach na sens życia, na Boga. Ja po odejściu od katolicyzmu miałem kryzys światopoglądowy, naprawdę miałem depresję. Nie wiedziałem co i jak. Ale wiedziałem, gdzie szukać, dzięki mojej specyficznej umiejętności, przez którą czuję, że ten świat jest abstrakcyjny. Wiem na pewno, że moje poglądy nigdy nie będą wbrew innym ludziom i będę się starał, by nie były wbrew ich wolności. Akceptuję wszystkich ludzi, szanuję ich i wierzę, że żyją najlepiej, jak tylko umieją, i zawsze, gdy ludzie obgadują lub posądzają kogoś, ja staram się i o obgadywanych, i o obgadujących myśleć pozytywnie. Bo każdy wychował się inaczej, i każdy inaczej się rozwinął, i poznał inną cząstkę prawdy. Nie wiem, czy Ci pomogę. Jak Ci można pomóc, a raczej Twojemu synowi? Wiedz, że ja uważam, iż on i jego żona się na pewno mylą. Tu na pewno nie ma zdrowego rozsądku, w ich poglądach."
|