Jeżeli mogę wtrącić swoje skromne zdanie - uważam, że jest w tym trochę prawdy, może nawet większość. Kiedy człowiek grzeszy, zatapia się w tym cuchnącym (z pozoru pachnącym) oceanie, bywa tak, że życie mija mu łatwo, jak z płatka, wszystko mu wychodzi. A niech no tylko sięgnie apogeum, poczuje rozpacz - cała radość opada i pozostaje czysty obraz nędzy i lęku. Dalej - spowiedź - w pierwszych momentach czuje się silny, umocniony, ale niestety ten stan po krótkim czasie się zmienia - zło wraca ze zdwojoną siłą. I człowiek myśli "dlaczego"? Przecież dopiero byłem oddać swoje zmartwienia i ciężary Bogu...a no dlatego; bo szatan nie śpi. On czeka i najmocniej uderza w najsilniejszych. I teraz - my możemy coś z tym zrobić - albo nie ustawać w zaufaniu do Boga i stawać się coraz silniejsi ; odpierać atak - albo, pogrążać się w rozpaczy i dać się pokonać panu ciemności. Ale to tak obok, bo wątek nie o tym
Co do "wisienki" - tak, to ciekawe, ponieważ szatan czuje się tym bardziej wygranym, im więcej zabierze Bogu - w tej sytuacji wierzącego, "świeżego" człowieka. Co mu po upadłym, który i tak już topi się w czeluści grzechu?
Moje skromne wyobrażenie na ten temat