Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N kwi 28, 2024 12:07



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Czy są tu jacyś wielcy zwolennicy zjawisk paranormalnych? 
Autor Wiadomość
Post Czy są tu jacyś wielcy zwolennicy zjawisk paranormalnych?
Jeśli tak to proszę sobie rozważyć, przemedytować, przeanalizować, pojąć spróbować, zgłębić, czy przeczytać poniższy artykuł:
http://www.astraldynamics.npc.pl/viewto ... ight=randi

Zostało to zamieszczone na Forum Parapsychologicznym. Czytając moich adwersarzy zwróćcie uwagę na stan umysłowy w którym się znajdują.
Może jeszcze dla informacji: pilaster jest forumowiczem z Katolika, którego tam poprosiłem o wsparcie, bo dyskusja na całkowicie obcym terenie w pojedynkę byłaby... niezwykle ciężka.

Po lekturze tej dyskusji (o ile jeszcze jesteście w stanie myśleć racjonalnie i macie ochotę na coś więcej), zapraszam tu:
http://www.astraldynamics.npc.pl/viewto ... sc&start=0
w tej dyskusji osobiście uczestniczyłem :D


Pt lut 13, 2004 11:03
Post 
no wiecie, ale żeby się w ogóle nie zainteresować :D
:lol:


Cz maja 27, 2004 12:29
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
hehehe,PTR, gdyby moja mama zechciala pisac na forum, mialbys rozmówczynię :D:D:D


Cz maja 27, 2004 13:00
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt sty 20, 2004 18:35
Posty: 31
Post 
Zjawiska ,ktore nazywasz paranormalnymi sa naturalnymi prawami,roznica polega na tym ,ze brak nam wiedzy na ten temat w porownaniu do zjawisk nam znanych na co dzien, Tzw "cuda" nie istnieja ,nawet Jezus ich nie czynil -byl straznikiem praw Bozych-to tylko dzialania,zjawiska ,ktorych nie potrafimy wyjasnic,nie rozumiemy.Sa jedyne prawa ustanowione przez Boga ,prawa naturalne-"co siejesz to ząć bedziesz".Wiadomo ,że sa rozne stany swiadomości -postrzegania.Np w snie przebywa nasza jażn w innym swiecie ,też wydaje się realnym,podobnie jak swiat jawy po przebudzeniu.Postrzegasz swiat takim ,jakim wierzysz ze jest,a jestes tym kim myslisz ,że jestes .To cżlowiek ksztaltuje swoja rzeczywistośc +zbiorowa swiadomośc ,na globalne wydarzenia nie ma wielkiego wplywu jednostka,ale na swoja ma i to wielki-jest taka jaka mysli i mowi,wierzy ze jest. Miłego dnia.Może cos napisze jeszcze pa.


Pn cze 07, 2004 19:06
Zobacz profil
Post KK vs paranormality
Największym zwolennikiem zjawisk paranormalnych jest Kościół Katolicki.

Pozdrawiam serdecznie


Śr lip 28, 2004 11:14
Post 

Old spirit
A słońce jest zielone, bo tak.
Powyższe zdanie jest równie uargumentowane jak to co napisałeś.

Jestem drugim w ciągu 48 godzin człowiekiem, którzy dyskutuje ze mną na zasadzie 'Ja Ci powiem w co Ty wierzysz, a Ty się broń dlaczego wierzysz w to, co Ci powiedziałem, że wierzysz'.
Uzasdanić Twoją tezę próbował comrade w tym miejscu.


Śr lip 28, 2004 13:49
Post egzorcyzm vs iluzjonizm
PTRqwerty napisał(a):
A słońce jest zielone, bo tak.
Powyższe zdanie jest równie uargumentowane jak to co napisałeś.


To instytucja kościelna przestała utrzymywać egzorcystów? Nie mówi się już o tym, że np. wiele paranormalnych zjawisk to efekt działalności szatańskiej? Kościół jest zdania, że w wyniku seansów spirytystycznych (choćby jednego z wszystkich przeprowadzonych) nijak nie da się zostać opętanym prze szatańskie demoniczne moce?? Toż to są zjawiska paranormalne!!


Śr lip 28, 2004 22:31
Post 

taaaaa...
Widzisz jestem jakby między młotem a kowadłem, co? Jeżeli uznam istnienie zjawisk paranormalnych, będzie to oznaczało, że uznaję, że chłopaczek mający 16 lat, który wypisuje na forum, że każdego dnia praktykuje opuszczanie swego ciała, wie o czym mówi. Ja zaś podejrzewam problemy z dorastaniem. Jeżeli zaś odrzucę cuda, wtedy będę niby z niezgodzie z nauczaniem Kościoła.

Wydaje mi się jednak, że czymś w swej istocie innym jest zjawisko paranormalne, tak jak je rozumieją intuicyjnie osoby uznające takowe zjawiska, a czym innym jest cud religijny.

Niemniej na tę chwilę nie zajmuję jakiegokolwiek wiążącego stanowiska. Równocześnie jestem bezgranicznie sceptyczny wobec rewelacji, które wypisują ludzie na forach paranormalnych z uwagi na brak ich sceptycyzmu i wręcz alergiczną niechęć do tego by próbować owe wydarzenia weryfikować i badać.

Na tę chwilę nie mam więcej do powiedzenia na ten temat.

Oto artykuł z Biuletynu Sceptycznego z działu Kościół a sceptycyzm traktujący O cudach

Cytuj:
Niejednokrotnie mamy okazję słyszeć o takim lub innym zdarzeniu, które nazywane jest "cudownym". Dla jednych zjawisko cudu może pełnić funkcję motywacyjną w wierze, dla innych zaś odwrotnie - będzie następowało poszukiwanie wszelkich "contra", aby zjawisko sprowadzić jedynie do poziomu zjawiska naturalnego.

Zacznijmy może od samej definicji cudu. W języku hebrajskim słowo "cud" oddawane jest przez "ot" - znak, albo "mofet" - cud. W jezyku greckim cud jest określany jako "dynamis" - moc, dzieło mocy, "ergon" - czyn, dzieło, "terata" - cuda (w tekście Ewangelii wg. św. Mateusza), "paradoksa" - niewiarygodne, budzące zdziwienie i strach (np. Łk 5, 26) lub "aretai" - dzieła potęgi (np. 1P 2, 9). Te wszystkie określenia "cudu" znajdujemy w Piśmie Świętym.

Czymże jest jednak sam cud ? Słownik Teologiczny (red. A. Zuberbier, Katowice 1985) określa cud jako "znaki działania Bożego w historii zbawienia na korzyść ludu Bożego lub poszczególnych ludzi". Należy jednak podkreślić, że Biblia opisując jakiś cud nie kładzie nacisku na element cudowności, ale na sens religijny i osobowy. Cud jest znakiem czegoś dla kogoś; jest znakiem Boga dokonanym dla ludu lub konkretnej osoby.

Dzisiaj określanie zjawiska jako "cudowne" powierzone jest wielu ekspertom. Dlatego Kościół zanim orzeknie o cudowności jakiegoś zjawiska, bardzo dokładnie zapoznaje się z opiniamii ekspertów. I tak w badaniach zjawiska biorą udział przedstawiciele nauk empirycznych (których zadaniem jest określenie, czy dane zjawisko można wytłumaczyć przy pomocy metod właściwych dla nauk empirycznych), historycy (czy coś podbnego miało już miejsce w historii), psychologowie (czy opisywane zjawiska nie są wytworami chorej wyobraźni czlowieka), teologowie i filozofowie (czy dane zjawisko jest zgodne z Objawieniem i pierwszymi zasadami bytu). Tak więc uznanie danego zjawiska za cudowne nie jest sprawą prostą.

Zjawisko "cudu" nie musi wcale polegać na przysłowiowym tworzeniu kwadratowych kół. Uznając zjawisko za cudowne , potwierdza się jedynie nadzwyczajność wydarzenia, które niejako "zawiesza" prawa natury. Ale nie chodzi wcale o przekroczenie samych praw natury (aspekt zewnetrzny), ale o sens religijny danego wydarzenia.

Dla przykładu, autorzy Biblijni mieli zupełnie inny obraz świata. Nie znali stałych i immanentnych praw rządzących wszechświatem, lecz mieli żywy obraz Boga, który ciągle działa w naturze i historii. Regularność zjawisk opisanych np. w Kpł 26, 6; Jr 5, 24; Mt 5, 45 posiada swoje źródło nie w stałych prawach natury, ale w woli Bożej. Dlatego cud nie jest wyzwaniem rzuconym prawom natury; do wszechmocy Boga nie należy działanie sprzeczne z prawami, które sam jako Stwórca ustanowił. Cud nie sprzeciwia się siłom stworzenia, lecz ułatwia w nadzwyczajny sposób ich pełną realizację. Nie chodzi o łamanie praw natury, lecz o ich doskonalenie zgodnie z tendencją całego stworzenia.

W XIX wieku, wieku w którym zakrólował empiryzm oraz pozytywizm, doprowadzono do uzasadniania faktów na drodze empirycznej. Np. każde uzdrowienie w Lourdes poddawane jest niezwykle starannym badaniom naukowym, a przede wszystkim lekarskim. Odrębnym zagadnieniem pozostaje, na ile nawet stwierdzone przez lekarzy przypadki uzdrowień można uważać za cudowne, a więc upatrywać w nich interwencję Bożą. Jeżeli są ona znakiem takiej interwencji, naukowa analiza musi być bezradna w uchwyceniu ich istoty. Naukowa analiza będzie jedynie spełniała rolę pomocniczą, dochodząc do przekonania, że konkretne uzdrowienia są przez współczesną medycynę niewytłumaczalne. Ważniejszą rolę dla uznania danego faktu za cudowny odgrywa tak zwany "kontekst religijny", a więc wiara i modlitwa o uzdrowienie ze strony chorego lub osób mu bliskich. Poza kontekstem religijnym trudno jest mówić o cudownej interwencji Bożej.

Na pewno wydarzenia odbierane jako cudowne spełniają w życiu człowieka ważną rolę, gdyż zmuszają go do zastanowienia się nad przyjętym obrazem rzeczywistości. Zjawiska cudowne mogą zwracać uwagę na złożoność ludzkiej egzystencji, której do końca nie da się wytłumaczyć w sposób czysto racjonalny. Cuda mogą przyczynić się do umocnienia wiary, choć nie stanowią "dowodu" wiary. Wiara "udowodniona" przestaje być wiarą. Z drugiej jednak strony, cuda wcale nie są konieczne do tego by wierzyć.

Podsumowując należy stwierdzić, że:


Cud winien być traktowany jako znak Bożego działania w historii. Jako znak Boży musi być rozpatrywany w całej jego strukturze, a więc z uwzględnieniem elementu ontycznego i treściowego wraz z kontekstem religijnym w jakim się zwykle dokonuje.


Cud musi być rozważany w ścisłej i organicznej łączności z całym objawieniem nadprzyrodzonym, którego stanowi część będąc jedną z form dzieł Bożych. Na tle tej całości objawienie i w łączności z Biblią, cud uzyskuje swój właściwy i pełny sens.


Cud winien być rozpatrywany jako znak zbawienia; objawienie nadprzyrodzone posiada bowiem charakter zbawczy, a nie doktrynalny. Ponieważ główne wydarzenia zbawcze to śmierć i zmartwychwstanie Jezusa, więc i cud w funkcji motywacyjnej trzeba widzieć jako znak wskazujący na te wydarzenia, a nawet je implikujący.


Szerzej na temat cudów, dla Zainteresowanych, polecam książkę:

ks. Prof. Dr hab. M. Rusecki. Funkcje cudu. Sandomierz - Lublin 1997.


Bibliografia:


Cuda. J. Kudasiewicz, A. Zuberbier. W: Słownik Teologiczny. Tom 1. Red. A. Zuberbier. Katowice 1985 s. 100-105.


Ks. M. Rusecki. Funkcje cudu. Sandomierz - Lublin 1997 s. 284-286.



Zaś tu mamy Katechizm Kościoła Katolickiego a sprawy paranormalne.

Cytuj:
Kościól Katolicki jasno i jednoznacznie wypowiada się w swojej nauce o kwestiach paranormalnych. Oto kilka cytatów z Katechizmu, które przedstawiamy do przemyślenia osobom wierzącym, które parają się tzw "paranaukami".
2115 Bóg może objawić przyszłość swoim prorokom lub innym świętym. Jednak właściwa postawa chrześcijańska polega na ufnym powierzeniu się Opatrzności w tym, co dotyczy przyszłości, i na odrzuceniu wszelkiej niezdrowej ciekawości w tym wzgledzie. Nieprzewidywanie może stanowić brak odpowiedzialności.


2116 Nalezy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopow, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historia i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem - połaczonym z miłująca bojaźnią - które należa się jedynie Bogu.

2117 Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągac nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzm często pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.




Niemniej proszę nie oczekiwać ode mnie, że ja zaakceptuję jakieś OBE (wychodzenie ze swego ciała). Tym osobom gdy się zaproponuje eksperyment z karteczkami, robią duże oczy, że w ogóle można mieć taki pomysł. I testu nigdy nie realizują! Nie oldzie... nawet jeśli o. Pio miał jakąś szczególną łaskę, to nie uznam rewelacji 16-latka bełkoczącego na forum paranormalnym.


Proponuję też zapoznać się z Biuletynem Sceptycznym. Można tam sporo zarobić. Może znowu zacytuję.


Cytuj:
Jeśli posiadasz zdolności nadprzyrodzone lub paranormalne, jeśli jesteś pewien, że potrafisz to udowodnić, skontaktuj się z redakcją Biuletynu. Możesz zarobić naprawdę wielkie pieniądze, conajmniej 750 000$ USA, a może nawet więcej... Różne osoby i stowarzyszenia na świecie oferują mnóstwo pieniędzy dla tych, którzy wykażą, że to działa. Nie wahaj się, wyślij formularz do Jeśli jesteś ofiarą szarlatanów, też zgłoś się do naszej Redakcji. Nie dostaniesz pieniędzy, ale będziesz mógł przekazać swoje świadectwo.
Jeśli po prostu chciałbyś zadać jakieś pytanie, coś powiedzieć na te tematy, nie wahaj się i pisz. Obiecujemy, że odpowiemy na każdy sensowny list. Z góry informujemy, że nie odpowiadamy na listy anonimowe, obraźliwe oraz nie na temat. Chętnie opublikujemy rysunki, obrazki, zdjęcia itp.

W Stanach Zjednoczonych, w Wielkiej Brytanii, we Francjii i w innych krajach istnieją od lat stowarzyszenia badające twierdzenia o istnieniu przeróżnych zjawisk paranormalnych. W Polsce jak narazie takiej organizacji nie ma.

A szkoda.

Jeśli masz wątpliwości co do wartości opowieści magów, różdżkarzy i tym podobnych astrologów, może moglibyśmy wspólnie założyć takie stowarzyszenie w Polsce.



Pewnie napiszesz, że przecież o. Pio coś tam. O. Pio nigdy nie uważał, że to co się dzieje jest jego zasługą, a uważał, że była w tym wola Boga.

Zaś jeśli chcesz więcej to proponuję lekturę o Projekcie Alfa.




Pt lip 30, 2004 14:42
Post 
PTRqwerty napisał(a):
Widzisz jestem jakby między młotem a kowadłem, co? Jeżeli uznam istnienie zjawisk paranormalnych, będzie to oznaczało, że uznaję, że chłopaczek mający 16 lat, który wypisuje na forum, że każdego dnia praktykuje opuszczanie swego ciała, wie o czym mówi. Ja zaś podejrzewam problemy z dorastaniem.


Cóż to za paralogika PTR ? :x Uznanie zjawisk paranormalnych utożsamiasz z pokładaniem zaufania odnośnie tego co pisze szesnastolatek na forum?? Uznawanie tychże zjawisk czy też dopuszczanie możliwości ich występowania nie wymusza wiary we wszystko z czym człowiek się zetknie poprzez media.

Abstrachując od tego czy szesnastolatek o którym wspomnialeś opisuje rzeczywiste przeżycia czy też swoje fantazje lub też robi to ze względu na problemy wieku dorastania, to jednak odrzucanie z góry, apriori, iż nie mówi on prawdy jest dość prymitywne. Podobnie będzie gdy założymy, iż nie może mówić nieprawdy. Być może jego opisy są wynikiem konfabulacji? Być może to, czego doświadcza jest objawem jakiejś niepoznanej jeszcze funkcji mózgu? Być może cierpi na schizofrenię? Pytania chyba można mnożyć...

Inną sprawą jest, że opisy różnych doświadczeń zaliczanych w poczet zjawisk paranormalnych nie pochodzą (jak chyba chciałby PTR) jedynie od nastolatków. Nie będzie chyba zbyt karkołomne przypuszczenie, że Ty PTR "wyjaśnisz" taki stan rzeczy żerowaniem na naiwnych w celu wyłudzania kasy lub chorobą psychiczną czy też opętaniem. Nie zakładasz chyba możliwosci, że te osoby mogą opisywac rzeczywistezjawiska.

Jeśli kogoś interesuje problematyka tzw. "podróży po za cialem" to ma przed sobą szerokie pole do poszukiwań i badań. Ty jednak PTR reprezentujesz postawę czysto negującą, zakładasz niemożliwość(?) występowania takich i tym podobnych zjawisk. Twoja postawa więc niczego do tej sfery nie wniesie prócz prymitywnego uprzedzenia.

Jeżeli zaś odrzucę cuda, wtedy będę niby z niezgodzie z nauczaniem Kościoła.

PTRqwerty]Wydaje mi się jednak, że czymś w swej istocie innym jest zjawisko paranormalne, tak jak je rozumieją intuicyjnie osoby uznające takowe zjawiska, a czym innym jest cud religijny. Niemniej na tę chwilę nie zajmuję jakiegokolwiek wiążącego stanowiska.[/quote]

Oj, PTR, popełniłeś alogiczną gafę. Toż to zajmujesz wiążące stanowisko! Skoro dla Ciebie czym innym są zjawiska paranormalne, a czymś zupełnie innym religijne cuda - jest to zajmowanie stanowiska w tej kwestii. Nie zajmowanie stanowiska w tej dziedzinie musiałoby być tożsame z bezstronością, do czego z pewnością dość wiele Ci jeszcze brakuje.

[quote="PTRqwerty napisał(a):
Równocześnie jestem bezgranicznie sceptyczny wobec rewelacji, które wypisują ludzie na forach paranormalnych z uwagi na brak ich sceptycyzmu i wręcz alergiczną niechęć do tego by próbować owe wydarzenia weryfikować i badać.


Aby powyższe stwierdzenie o braku sceptycyzmu i wręcz alergicznej niechęci nosiło w sobie odpowiedni ładunek obiektywizmu, musiłabyś być co najmniej pracownikiem CEBOS-u :D Nie rekomendujesz się jak mniemam odpowiednimi kompetencjami by wysnuwać takie twierdzenia. To o czym mówisz to jedynie opinia kogoś uprzedzonego, kto skupia się jedynie na małym odsetku przypadków i to pozwala mu na uogólnienia, wysuwanie twierdzeń.

Nie twierdzę, że nie ma takich osób o których mówisz. Jednak wniosek jaki wysunąłeś może być niewłaściwy z powodu zastosowania błędnych, nieobiektywnych założeń początkowych oraz emocjonalnego podejścia. Te czynniki wpływać będą na nieharmonijny, przebiegający w niewłaściwy sposób proces myślowy w wyniku którego powstałe wnioski będą nosić ciężkie znamiona subiektywizmu i błędów.

Artykuł p.t "Kościół a sceptycyzm traktujący o cudach" jest napisany - widać przez kogo - i jaką książkę proponuja autor, bibligirafia tez mówi sama za siebie. Gdyby komuś nie chciało się wskoczyć w miejsce gdzie ten artykuł jest zamieszczony - informuję, że napisany jest przez teologa moralistę i bioetyka ks. dr. Artura Katolo (to pseudo czy nazwisko ;) ? Notabene autor strony "racjonalista" także ma charakterystyczne nazwisko :)). Artykuł jest jednostronny przedstawiający podejście kościoła do przedmiotu cudów. Wsatwienie urywków z Katechizmu Kościoła Katolickiego w portalu wiara.pl jest jak najbardziej uprawnione jednak to wciąż ukazanie jednostronnego spojrzenia.

Ze swojej strony proponuję niniejsze pozycje:

Książki:
1. Tad Clements, "Nauka kontra religia"
(fragment rozdziału 4.: Język nauki a język religii
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2384)

2. H. Cunow, "Pochodzenie religii i wiary w Boga"


3. L. Kołakowski, "Nauka przed sądem Ciemnogrodu"

Artykuły:

1. Dzieje konfliktu religii i nauki
Autor tekstu: Mariusz Agnosiewicz
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,1933

2. Katolicka matematyka
Autor tekstu: Bogdan Motyl
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2789

3. Kościół i nauka - czyżby zawieszenie broni?
http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3471
Autor tekstu: Wojciech Rudny

Inne:

Theodore Schick Jr, "Czy koniec nauki?", tłum. A. Dominiczak, Bez Dogmatu, nr 34

Cytuj:
Korzystanie z horoskopow, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historia i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy.


Jak tu się dziwić występowania tego swoistego, specyficznego powiewu, a raczej swądu, tak bardzo charakterystycznego dla katolików skoro ich wykładnia aż kipi od klasyfikowania ad hoc. Dla kościoła jak widać wszyscy Ci, którzy próbują wyjaśniać np. przepowiednie i korzystają z astrologii są ludźmi, którzy chcą panować nad innymi.

Jak rozumieć panowanie nad historią? Jeśli za pomocą paranormalnych technik udało by się zweryfikowac całą historię - było by to z pewnością zapanowanie nad nią, a jednoczesnie bardzo dla KRzK niewygodne, więc obecnie, z urzędu musi być zakazane, bo urąga to samemu Bogu! Symboliczne ujęcie "Miecza Damoklesa" w tym wypadku urasta do wielkości Boga. Oj, to nie są przelewki - drżyjcie wszyscy poszukujący, wszyscy Ci, którzy za pomocą swych nieskrempowanych umysłów usiłują odkrywać wciąż nowe aspekty otaczającej nas rzeczywistości, próbować ją zrozumieć, biada Wam :-( . Bo cześć i szacunek połączone z miłującą bojaźnią należą się tylko Bogu! (I to PTR - jest właśnie bełkot!)

Kościół jest także wrogiem zjednywania sobie ukrytych mocy, nietrudno chyba się domyślić, że chodzi o moce szatańskie? Nie widać w tej wykładni jednoznaczej negacji, iż takowe moce nie występują, a zatem jeśli utożsamia się ich odkrywanie i chęci zapanowania nad nimi z negatywną wartością (stąd zakaz), to pewnie nie należą do rzeczywistości niebiańskiej, ale jak najbardziej piekielnej, wg. Kościoła oczywiście.

To bardzo charakterystyczne - wepchnięcie wszystkich ludzi, którzy próbują zgłębiać tajemnice "nieznanego" do jednego worka z naszywką: "zwolennicy urągania Bogu, nie oddający mu należytego dlań szacunku i czci, postepujący niezgodnie z jego wolą, narażający się na niebezpieczeństwo popadnięcia w sidła szatana".



Cytuj:
2117 Wszystkie praktyki magii lub czarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągac nadnaturalną władzę nad bliźnim - nawet w celu zapewnienia mu zdrowia - są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności.


A co w przypadku gdy nie chcemy osiągać nadnaturalnej władzy nad bliźnimi, zgłębiając jednak techniki magii, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi w celu zapewnienia mu zdrowia? Takie postępowanie także kościół potępia, czy raczej o nim nie wspomina?

Cytuj:
Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka.


No tak - nic dodać, nic ująć - po prostu katolickie podejście ukazane w całej swojej krasie. Stosowanie metody tradycyjnych praktyk medycznych nazywane są "uciekaniem się", a przyczyny jakie upatrywane są w związku z owym "uciekaniem się" są tylko wg. Kościoła dwie - pierwsza to wzywanie złych mocy (brrrrr), a druga -wykorzystanie łatwowierności drugiego człowieka. :D :D :D Gratuluję bogatego zróżnicowania przyczyn :D Wyłaniają nam się zatem spośród wszystkich stosujących takie metody jedynie dwie grupy osób. Grupa żerująca na naiwności i łatwowierności ludzkiej (trąci hipokryzją, ponieważ Kościół przecież zbudował swoje imperium między innymi w oparciu o łatwowierność) oraz grupa wzywająca złe moce :D

PTRqwerty]Niemniej proszę nie oczekiwać ode mnie, że ja zaakceptuję jakieś OBE (wychodzenie ze swego ciała). [/quote]

Oj, PTR! Z mojej strony z pewnością nie musisz się obawiać takowych oczekiwań :-D lepiej siedzieć tutaj, niż roznosić indoktrynacyjne wirusy po światach duchowych :lol: ;)

Twoja prośba podyktowana jest jakimś doświadczeniem wyniesionym z portalu astraldynamics? Ktoś wyrażał względem Twoich zapatrywań takie oczekiwania? :)

[quote="PTRqwerty napisał(a):
Tym osobom gdy się zaproponuje eksperyment z karteczkami, robią duże oczy, że w ogóle można mieć taki pomysł. I testu nigdy nie realizują!


Należy z powyższego wnosić, że proponowałeś przeprowadzenie wzmiankowanych testów tym ludziom osobiście, nie poprzez internetowe łącza ("robią wielkie oczy") ? :) A zakłądałes możliwość, iż test takowy mógł być przez nich wykonywany, jednak nie mają najmiejszej potrzeby i chęci w tym by powiadamiać o wynikach PTRqwerty'ego z portalu wiara.pl? :D Wyrażam podziw dla Twojego entuzjamu, który wyrażasz w swoich twierdzeniach, tym razem przejawił się on w wykrzykniku: "I testu nigdy nie realizują!" :)

PTRqwerty napisał(a):
Nie oldzie... nawet jeśli o. Pio miał jakąś szczególną łaskę, to nie uznam rewelacji 16-latka bełkoczącego na forum paranormalnym.


Konkrety proszę - na jakim forum, skąd informacja co do wieku osobnika, a także interpretacja tekstu - bełkot (podaj, ktory post zaliczyłeś w taki schemat, nie twierdzę, że takowy, napisany w bełkotliwym tonie post nie istnieje, nie bardzo Ci jednak wierzę PTR i chciałbym to osobiście zweryfikować :) ). Posłużyłes się bardzo ciekawym zestawieniem -" Szczególna łaska od Boga dla Padre Pio, a bełkot nastolatka na forum" :D To ma być oczywiście obiektywne podejście co do rowności szans :)

Jeśli chodzi o te wszystkie oferty towarzystw rzekomo mających na celu udowodnienie występowania zjawisk paranormalnych, to czy zaznajomiłeś się PTR z kryteriami doboru kandydatów? Jak przebiega wstępna selekcja, kto jest odrzucany i dlaczego? Jakie osoby biorą w tym udział, jaką przeszłością się rekomendują, z jakich środowisk się wywodzą?

PTRqwerty napisał(a):
Pewnie napiszesz, że przecież o. Pio coś tam. O. Pio nigdy nie uważał, że to co się dzieje jest jego zasługą, a uważał, że była w tym wola Boga.


To, że Padre Pio coś tam uważał, nie znaczy, że to jest jedyna, słuszna prawda.

Pozdrawiam


Wt wrz 28, 2004 22:33
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
old - w innym wątku jasno napisałeś, ze dla ciebie Biblia nic nie znaczy

dla chrześcijan w Biblii zawarte jest słowo Boga, jakie przekazał człowiekowi, a tam jasno jest napisane, co sie Bogu podoba, a co nie - też w sprawach magii, wróżbiarstwa, okultyzmu...

Cytuj:
A co w przypadku gdy nie chcemy osiągać nadnaturalnej władzy nad bliźnimi, zgłębiając jednak techniki magii, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi w celu zapewnienia mu zdrowia? Takie postępowanie także kościół potępia, czy raczej o nim nie wspomina?


Chciałbym się podzielić moimi doświadczeniami związanymi z oddawaniem się różnym praktykom Wschodu, ukazać niebezpieczeństwa z nimi związane i wskazać drogę wyjścia z nich. Jestem zakonnikiem o tzw. spóźnionym powołaniu. Wychowałem się w rodzinie chrześcijańskiej. Miałem 20 lat, gdy nastąpiły przemiany roku 1968, będące nie tylko momentem wielkiego wrzenia kulturowego. Byłem młodym naukowcem i przygotowywałem doktorat z chemii i fizyki. Próbowałem zastąpić obecność Boga w moim sercu przez inne ideały, takie jak działalność społeczna, ruch studencki itp. Nie potrafiło to jednak wypełnić pustki po Bogu. Żaden ideał nie był w stanie zastąpić mi Boga, który bardzo mnie fascynował w dzieciństwie - szczególnie Jezus Chrystus-Bóg w Eucharystii. Ta pustka doprowadziła mnie do zagubienia się.
Zaczęło się od tego, że któregoś dnia zostałem zaproszony na medytację transcendentalną. Doświadczenie to wywarło na mnie bardzo silne wrażenie. Powstało we mnie przekonanie, że dzięki tej technice znowu wkraczam na drogę życia wewnętrznego. Rzuciłem się więc całkowicie - z duszą i ciałem - w wir medytacji.
Wkrótce jednak zacząłem odczuwać rozbicie psychiczne. Wszyscy, którzy praktykowali medytację transcendentalną, wiedzą, że nie można się jej poświęcić bez odczuwania jej skutków. Znalazłem się w stanie jakby bardzo silnego zamroczenia.
Postanowiłem dotrzeć do guru, który stał za stosowaną przeze mnie techniką. Pojechałem więc do Hiszpanii. Guru bardzo mnie polubił i zajął się mną. Za jego namową skończyłem doktorat i znowu powróciłem do niego. Stałem się jego uczniem, czyli brahmaczarinem, i byłem z nim zawsze i wszędzie. Mogłem spędzić z nim długi okres czasu w Himalajach - w miejscu, gdzie on sam nauczył się wszystkich technik. Zapoznałem się z ich fundamentem filozoficznym oraz z kontekstem hinduizmu. Poznałem różne praktyki, nazywane na Zachodzie jogą.
Zarówno joga jak i inne praktyki wschodnie są czymś bardziej skomplikowanym i złożonym, niż się sądzi w Europie czy USA. Trzeba widzieć ich fundament doktrynalny, a przede wszystkim zdać sobie wyraźnie sprawę z celu, do którego mają doprowadzić.
Celem wszystkich technik orientalnych jest odnalezienie absolutu, boskości, doprowadzenie do jedności czyli tzw. fuzji, o której będzie mowa później. (...) Głosi się panteistyczną naukę, że wszystko jest Bogiem. Zaciera się granicę między samym Bogiem a stworzeniem. Tak więc wszystko jest przejawem Boga: roślina, krzesło. Nie można zeń wyjść, gdyż jest to sfera zamknięta. Możliwa jest natomiast swoista ewolucja wewnątrz tego jestestwa, w którym tkwimy.
W człowieku sprawa wygląda następująco: również ja jestem bogiem, co mam sobie stopniowo uświadomić. Bóg - według tych poglądów - nie jest osobą, lecz zasadą, mocą, siłą kosmiczną. I ja muszę zatem przebić się przez złudzenie odrębności mojej osobowości i wtopić się w całość otaczającego mnie świata - zespolić się, zjednoczyć z nim. Tak więc ceną - jaką należy zapłacić za dotarcie do tak rozumianego boga - jest wyrzeczenie się swojej osobowości, swojego „ja” i wtopienie się w „bożą", otaczającą nas energię.
Trzeba sobie dobrze uświadomić, że u podstaw praktyk orientalnych leży odrzucenie Boga osobowego. Wymieniane w hinduizmie bóstwa - np. triada: Wisznu, Brahma, Sziwa - są w gruncie rzeczy zasadami. Nie ma tu mowy o istotach-osobach. Akcentuje się jedność. Ona jest najważniejsza: stoi ponad wszelkim zróżnicowaniem. (...)
Jak już zaznaczyliśmy, bazą teoretyczną praktyk wschodnich jest panteizm, czyli pogląd, że wszystko jest bezosobowym bogiem. To zaś prowadzi do wyzbycia się własnej osobowości. Jeżeli bowiem bóg ma być jedną całością, muszę się wyzbyć swego wymiaru osobowego, własnej odrębności, inności i wtopić się w energię kosmiczną, która objawia się w wielości otaczających nas bytów.
Wyzbycie się własnej osobowości i wtopienie w energie kosmiczne, czyli fuzja z nimi, jest celem technik orientalnych. Są one zespołem ćwiczeń fizycznych, zmierzających do opanowania energii fizycznej i umysłowej. Techniki te doprowadzają do czegoś w rodzaju utraty świadomości, do wtopienia się w energie kosmiczne, do zespolenia się, fuzji z „całością". Jest to zatem doświadczenie o charakterze bezosobowym: wtapiam się i gubię w świecie, który nie ma nazwy.
Chodzi jednak nie tylko o zjednoczenie się z otaczającym światem i jego siłami. Trzeba ponadto zespolić się ściśle ze swoim mistrzem, gdyż osobowa relacja między uczniem i nauczycielem również uważana jest za dualizm domagający się ostatecznego przezwyciężenia. Prawda ostateczna jest ponad relacją osobową.
Widać zatem, że cechą charakterystyczną tego systemu jest depersonalizacja, czyli dążenie do wyzbycia się odmienności, tożsamości - własnej odrębnej osobowości. Bóg nie jest uważany za osobę, a droga do niego prowadzi przez depersonalizację.
Drogi proponowanej przez techniki orientalne nie można pogodzić z drogą dochodzenia do Boga, ukazywaną przez judaizm i chrześcijaństwo. Objawienie Starego i Nowego Testamentu mówi o Bogu, który różni się od otaczającego nas świata, od natury, od kosmosu, o Bogu-Stwórcy tego wszystkiego. Ten właśnie Bóg, różniący się od stworzeń, objawił się nam. Objawienie ukazuje wyraźną różnicę między Bogiem, a stworzeniem, które przez Niego zostało powołane do istnienia. Ten Bóg, który wybrał Abrahama, objawił, że jest Bogiem-Stwórcą. Ukazał również, czym jest stworzenie.
Tak więc w tradycji Izraela - z której wywodzi się chrześcijaństwo - natura Boska nigdy nie była utożsamiana z przyrodą. Takie rozumienie Boga kształtowało sposób odnoszenia się do Niego. Izraelici mogli zawsze zwracać się do Boga w sposób osobowy. My także możemy modlić się do Tego, który jest Osobą i pozwala nam pozostać odrębnymi osobami. Mogę być odmiennym „ja” przed Tym, który jest Boskim „Ty". Wraz z Nim mogę też działać, tworzyć historię, do czego zresztą On sam mnie wzywa. Osobowy Bóg powołuje mnie do wieczności, która nie będzie miała końca. Jako osoby jesteśmy zatem zapraszani do dialogu miłości z Bogiem osobowym, a nie do jakiegoś doświadczenia pozbawiającego nas osobowości na rzecz zespolenia się, fuzji ze światem.
(...)
Chciałbym powrócić do mojego świadectwa. Otóż na drogę mistyki naturalnej wszedłem w dobrej wierze. Wydawało mi się, że odnajdę Boga przez wyrzeczenie się własnej osobowości. Postawa ta - co zauważyłem dopiero później - była jakby cofnięciem się do etapu życia płodowego. W ten sposób określa się nieraz dążenie człowieka, ujawniające się w obliczu życiowych trudności. Wtedy człowiek może przeżywać pragnienie wyrzeczenia się siebie, zejścia z trudnej drogi tworzenia swojej osobowości: chce jak gdyby powrócić do stadium życia płodowego. Być może podświadomie pragnie znowu żyć w podobnej jedności, jaka w stadium płodowym łączyła go z matką. Na tamtym bowiem etapie życia nie istniały dla człowieka żadne problemy, ponieważ świadomość własnej, odrębnej osobowości nie była jeszcze w pełni wykształcona. Człowiek może przeżywać dylemat: albo stawiać czoła w trudnej walce wewnętrznej o swoją osobowość, albo - stosując różne techniki orientalne - wyrzec się swego wymiaru osobowego na drodze wtopienia się w energie kosmiczne, na drodze fuzji ze światem.
Niechęć do trudnej walki o budowanie własnej osobowości i szukanie ucieczki w fuzję z naturą można częściowo zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę tkwiące w nas następstwa grzechu pierworodnego: nasze zranienie... osłabienie moralne... bezwład...
Tak więc otwierają się przed nami dwie przeciwstawne drogi duchowe. Pierwsza to droga mistyki naturalnej, w której miesza się Boga z przyrodą, co w konsekwencji prowadzi do duchowej regresji, cofnięcia się, wyzbycia własnej osobowości na rzecz bezosobowej fuzji z naturą.
Druga droga - chrześcijańska - prowadzi do umacniania swojej osoby. Osobowy Bóg obdarzył nas bowiem darem synostwa Bożego. Mamy trwać w osobowym kontakcie z Bogiem, naszym Ojcem. Jesteśmy powołani do tego, by wzrastać w naszym dziecięctwie Bożym, trwając w jedności nie z naturą, energiami kosmicznymi, lecz z Jezusem Chrystusem, Synem Bożym.
Co do mnie, to - stosując różne techniki - szedłem pierwszą drogą: drogą mistyki naturalnej. Osiągnąłem stan moksa czyli nirwany. Chciałbym powiedzieć tu coś więcej o technikach opisanych w księgach Wedy. Ich praktykowanie wiąże się z głębokim doświadczeniem subiektywnym. Mają one silny oddźwięk psychosomatyczny. Techniki te mają doprowadzić do fuzji z przyrodą. Wszystkie postawy jogi zmierzają do odblokowania tzw. energii kosmicznej, od której jesteśmy rzekomo uzależnieni, a która ma się znajdować u podstawy kręgosłupa. Jest to tzw. kundalini. Energia ta ma wzrastać w kanałach energetycznych - ida i pingala - znajdujących się po obu stronach kręgosłupa i krzyżujących się między sobą. Te dwa kanały energetyczne wychodzą przez otwory nosowe. Skrzyżowanie kanałów energetycznych to tzw. czakry. Kiedy odblokowuje się stopniowo tę energię przez określone układy ciała, wzrasta ona i otwierają się kolejne czakramy.
(...)
Po przebyciu etapów wstępnych wszedłem w okultyzm. Znalazłem się w tym bardzo szybko. Czakras zostały już otwarte, byłem przygotowany przez praktyki orientalne. Przyswajałem wszystko niezwykle szybko. Pozwoliło mi to dotrzeć bardzo daleko.
Doświadczenia te miały przynieść mi wyzwolenie, tymczasem rodziły we mnie pewien niedosyt. W całym tym zamieszaniu nie znika bowiem z ludzkiego serca pragnienie miłości. Jeżeli człowiek łączy się ze wszystkim, miłość nie może zaistnieć. Ona nie może być przeżywana w całkowitej samotności. By kochać, muszą być dwie osoby. Miłość jest czymś międzyosobowym - podczas gdy nirwana, moksa i samadhi są doświadczeniami całkowitej samotności. Serce ludzkie jest stworzone do miłości, Bóg powołał nas do miłości.
Pośród tych wszystkich doświadczeń coś mnie niepokoiło i krzyczało w stronę tego TY, tak bardzo upragnionego. Myślę, że w sercu tego niezaspokojenia czekał na mnie Pan. Przybył On, by mnie uchwycić poprzez okoliczność zupełnie przypadkową. Otóż w otoczeniu guru znajdowały się osoby, których stan zdrowia był bardzo zły - chociaż w reklamach omawianych technik podkreśla się ich niezwykle korzystny wpływ na zdrowie. Tak naprawdę to polepszenie zdrowia jest tylko pozorne. Na dłuższą bowiem metę przemiany energetyczne w komórkach, cała przemiana materii przechodzi ogromne zaburzenia z powodu działań przeciwnych naturze. Zmiany w przemianie materii nie ułatwiają życia fizjologicznego, a utrata świadomości osobowej w niczym nie pomagają stronie psychicznej. Z czasem następuje zatem załamanie psychosomatyczne.
Utrata osobowości zaczyna się wpisywać w codzienność. To pozbawianie siebie osobowości jest uważane w tradycji hinduizmu za zupełnie zrozumiałe - za coś pozytywnego. Naprawdę jednak prowadzi ono do niszczenia możliwości psychicznych i odbija się na całym układzie psychosomatycznym.
Tak więc guru wezwał lekarzy, aby zbadali ludzi z jego otoczenia. Jedna z osób, którą wezwał, była chrześcijanką i wspomniała mi o Jezusie. Brzmienie Jego imienia przywróciło mi całą świadomość chrześcijańską. Przypomniało mi o Bogu osobowym, który nie jest jakąś zasadą, mocą kosmiczną, lecz pełnym miłości i do miłości wzywającym mnie TY.
(...)
Nie chcę tu oceniać osób wyznających hinduizm. Niektórzy twierdzą, że Hindus - który urodził się w tej kulturze, który żyje uczciwie i szuka Boga przez swoje życie, który robi wszystko, by spotkać się z Nim - znajdzie Go w samym sercu swej religii. Być może. Inaczej jest jednak z nami, ludźmi, którym dane było spotkać się z Bogiem żywym, z Bogiem powołującym nas do jedności z Nim...
Z czasem zaczynałem coraz lepiej rozumieć, że droga, którą obrałem, była cofnięciem się: cofnąłem się bowiem jakby do etapu poprzedzającego objawienie się Boga. Sam chciałem się wyzwolić, znaleźć wielkość, moc, siłę. Teraz trzeba było dokonać zwrotu i spotkać się z Bogiem żywym. Trzeba było porzucić fascynację i ubóstwianie przyrody, by odnaleźć Boga osobowego, który zapraszał mnie do uświęcania życia, do porzucenia zwodniczych praktyk, do kroczenia drogą, którą On sam pragnął mnie prowadzić, szanując całkowicie moją wolność. Bóg wzywał mnie, bym szedł drogą mojego prawdziwego wzrostu i rozwoju.
(...)
Zabrakło mi jednak pokory. Zamiast zacząć wsłuchiwać się w nauczanie Chrystusa i uznać, że muszę sobie jeszcze wszystko przyswoić, zamiast otworzyć się w pełni na działanie i kierownictwo Ducha Świętego, wybrałem własną aktywność. Zamiast pozwolić się objąć przez miłosierdzie Boże i dać się pouczyć, wolałem od razu działać. Wpadłem więc, jak uprzednio, w równie niebezpieczne sidła. O co mi chodzi? O drogę ogromnie niebezpieczną, na którą - podobnie jak ja - wkroczyło wielu młodych ludzi.
Otóż powracając ze Wschodu, czułem różnego rodzaju wibracje. Słowo to jest obecnie bardzo modne, gdyż weszło w użycie dzięki New Age i stanowi jakby syntezę wszystkich doświadczeń orientalnych. Tak więc powróciłem z całą nadwrażliwością spowodowaną otwarciem się czakras. Stopniowo zacząłem się więc stawać medium - tak to ostatecznie trzeba nazwać. Otwarcie czakra powoduje, że stajemy się bardzo wrażliwi na siły przyrody i energię kosmiczną - stajemy się medium.
Pewien radiesteta, którego spotkałem, odkrył - ku memu wielkiemu zaskoczeniu - że jestem niezwykle uzdolniony. Mówi mi: „Ma pan niebywały dar. Trzeba go więc natychmiast wykorzystać i służyć nim bliźnim.” Spróbowałem. Rzeczywiście, wszystko wychodziło. Diagnozy lekarskie stawiałem bez trudu i powoli zdawałem sobie sprawę, że nie tylko posiadam dar radiestezji, ale że potrafię też magnetyzować, czyli uzdrawiać przez nakładanie rąk. Ponownie usłyszałem: „Trzeba i ten dar oddać na służbę bliźnim."Tak więc w najlepszej wierze zacząłem praktykować radiestezję i magnetyzm. O mojej dobrej wierze może świadczyć fakt, że w czasie moich praktyk modliłem się. Starałem się połączyć z tymi właśnie praktykami nowy, odkryty, chrześcijański wymiar mojego życia.
Praktyki te jednak w rzeczywistości nie są niczym innym jak okultyzmem. Muszę tu uściślić to pojęcie. Okultyzm to nauki, a ściślej - cały zestaw różnych dyscyplin, technik usiłujących manipulować tymi energiami naturalnymi, które do tej pory są nieuchwytne dla nauk ścisłych, takich jak fizyka, biologia i chemia. Chodzi zatem o manipulowanie energiami przyrody. Techniki te i nauki nazywa się potocznie okultystycznymi, czyli wiedzą tajemną, ponieważ energie przyrody, które usiłują wykorzystać, nie są dostępne dla pomiarów naukowych.
(...)
Otóż praktykowałem w dalszym ciągu, pełen dobrej woli, magnetyzm i radiestezję. Nie wiedziałem wówczas, że jest to zdolność wykraczająca poza zwykłe siły natury (...). Umiejętność ta rozwinęła się, a właściwie rozwinąłem ją sam poprzez wcześniejsze praktykowanie jogi. Byłem medium dla energii kosmicznej. Praktykowałem to przez pewien okres i poprzez ćwiczenie rozwinąłem swe umiejętności.
Po pewnym czasie zdałem sobie sprawę, że mogłem stawiać diagnozy lekarskie bez wahadełka, posługując się zdolnością jasnowidzenia. Umiejętność ta jest bardzo dobrze znana na Wschodzie. Stanowi część tzw. sidi czyli mocy, władzy, która pojawia się zupełnie naturalnie i objawia się powoli, gdy tylko otwierają się tzw. czakra i człowiek zaczyna wchodzić na drogę fuzji i stapiania się z energiami kosmicznymi. Stajecie się wtedy coraz bardziej medium, kanałem, instrumentem tych energii. Macie tzw. sidi, a więc posiadacie moc, różne władze. (...)
Rozwinąłem zatem w sobie te moce, zdolność jasnowidzenia i wiele innych. Wszystkie one rozwinęły się nader szybko. Zaskoczyło mnie to. Muszę przyznać, że nie rozumiałem, jak mogłem zostać wybrańcem dla tak wielkich darów. Uważałem je bowiem za dary Boże, a przecież nie byłem ani trochę świętszy od innych. Biorąc pod uwagę swoje życie, nie widziałem powodów, by posiadać podobne dary!
Ten niesłychanie szybki wzrost różnych nadzwyczajnych umiejętności zaczynał mnie jednak nie tylko zastanawiać, ale i niepokoić. Zaczęło mi się to wydawać za łatwe. Drugą sprawą, która mnie zaniepokoiła, było to, że im bardziej wzrastały moje umiejętności, tym więcej zaczynałem obserwować dziwnych rzeczy, które dziś w USA zwie się channelingiem. Nie jest to jednak w zasadzie nic nowego, jak tylko zwykły spirytyzm.
(...)


Śr wrz 29, 2004 7:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
cd.
Miało to miejsce w trakcie Mszy św. Uczestniczyłem w niej w tamtym okresie codziennie. W chwili podniesienia - ku memu największemu zaskoczeniu i zmieszaniu - stwierdziłem, że pojawiają się we mnie liczne myśli bluźniercze, odnoszące się do Jezusa obecnego w Eucharystii. Zaniepokojony i całkowicie zbulwersowany poszedłem po Mszy św. do zakrystii, by powiedzieć o tym kapłanowi. Mówię mu, że dzieje się ze mną coś dziwnego, i opowiadam całe wydarzenie. Na to kapłan odpowiada mi z całym spokojem: „Bynajmniej mnie to nie dziwi". - „Jak to nie dziwi?! Dobre sobie.” - „Jestem diecezjalnym egzorcystą. Spotkajmy się ponownie. Przeanalizujemy wszystko i zobaczymy w czym rzecz."
Zrobiliśmy to. Zaproponował mi wówczas przeprowadzenie egzorcyzmu, co okazało się absolutnie konieczne. Był to dla mnie etap bolesny, głęboko upokarzający, za który jednak wielbię obecnie Pana. Przeprowadzanie egzorcyzmów było czasem głębokiego rozeznania. Wtedy Bóg pozwolił mi właściwie ocenić oddziaływanie wszystkich praktyk, którym do tej pory oddawałem się w dobrej wierze.
Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo - pomimo mej szczerej wiary - byłem osaczony. Owe istoty bowiem stopniowo zaczynały się ujawniać. Nie dokonało się to jednak nagle, lecz stopniowo, z dnia na dzień. W miarę jak współpracuje się z tymi istotami, jak doskonalimy swoje zdolności mediumiczne, posuwają się one coraz dalej. Te byty duchowe coraz mocniej ujawniają swoją obecność. Trzeba było jednak zdecydowanej konfrontacji z Eucharystią, by odsłoniły one swoje prawdziwe oblicze, by ujawniły swój sprzeciw wobec światłości Chrystusa.
Stałem się świadkiem bitwy między siłami światłości i ciemności, gdyż podczas sprawowania egzorcyzmów ja sam byłem miejscem tej walki. Zobaczyłem też spustoszenie, jakie uczyniło we mnie to, że byłem medium. Od tej chwili mogłem właściwie ocenić swoje doświadczenia i pragnę się tym z wami podzielić. Nie chcę osądzać innych osób, bo przecież sam wybrałem tę drogę. Moje doświadczenia ujawniły mi - co muszę uznać - zbyt małą wiarę.
Trzeba stwierdzić, że jest coś pociągającego w stopniowym posiadaniu niezwykłej mocy: najpierw mocy nad siłami przyrody, a potem nad bliźnimi. To wszystko jednak - głęboko osadzone w człowieku - trwa w nim niczym rana. Nie jest to bowiem nic innego, jak tylko żądza władzy - zwykła pycha. Nie przypadkowo jest ona pierwszym grzechem głównym.
Ale wracając do moich doświadczeń... Jest niewątpliwie coś fascynującego we wspomnianych już wcześniej mocach sidi. Jeżeli jednak potrafię - nawet w dobrej wierze - uzdrawiać przez pewne układy magnetyczne i wpływać na innych poprzez koncentrację umysłu, nie potrafię się pozbyć uczucia, że posiadam władzę nad bliźnim. I to fascynuje! Czy zraniony przez grzech człowiek - którym jestem podobnie jak wszyscy inni - może tak naprawdę oprzeć się tej pokusie?
Mam wrażenie, że celem wspomnianych sposobów postępowania - w tym co nazywa się New Age - jest posiadanie władzy. We wszystkim słyszę słowa węża z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju, wypowiedziane do kobiety: „Będziecie jak Bóg". Pycha wielkości i władzy jest chyba najpotężniejszą pokusą, popychającą do posiadania tzw. sidi. Jest to najpotężniejsza pokusa, gdyż rozlewa się na sferę psychiczną, fizyczną i posługuje się białą magią.
Wspomniane praktyki podważają i w szczególny sposób narażają na niebezpieczeństwo cały duchowy wymiar naszego bytu. Atakują go w jego najistotniejszej sferze, gdyż niszczą właściwe odniesienie do Boga. Czyż - szukając o własnych siłach mocy, władzy i wielkości - jestem jeszcze jednym z tych ewangelicznych ubogich, umiłowanych przez Boga, którzy żyją duchem błogosławieństw i do których należy królestwo niebieskie (por. Mt 5,3)? Czy mogę należeć do królestwa maluczkich i równocześnie dawać odczuć swą władzę nad bliźnim - fizyczną, duchową czy nawet władzę uzdrawiania?
Nie powiedziałem jeszcze, że wspominane przeze mnie wydarzenia miały miejsce przed około dwudziestu laty. Dotąd nie dawałem o tym świadectwa. Dopiero teraz mówię o wszystkim. Jest tak dlatego, że potrzeba mi było dziesięciu lat na wewnętrzne uzdrowienie. Były to najpierw egzorcyzmy, a potem długa droga wyzwalania, zrywania więzów łączących z wszystkimi wydarzeniami z przeszłości i osobowościami guru. Jest to bowiem swoisty świat, pełen różnego rodzaju oddziaływań, władzy i mocy. Byłem powiązany ze szkołami ezoterycznymi i okultyzmem. Potrzeba mi więc było długich lat uzdrawiania wewnętrznego. Nie wychodzi się z tego rodzaju doświadczeń bez szwanku. Psychicznie jest się rozbitym.
Ktoś - kto mnie poznał w chwili gdy wychodziłem z tego wszystkiego - powiedział mi po kilku latach: „Doznałeś cudownego uzdrowienia!” Na to odpowiedziałem mu: „Zdaję sobie z tego sprawę.” Naprawdę wierzę, że zostałem cudownie uzdrowiony przez Pana. Wielu wątpi, czy w ogóle można całkowicie wyjść z tak dalece posuniętych doświadczeń fuzjonalnych Wschodu, pozbawiających osobowości. Pan jednak jest większy od wszelkich naszych błędów i ran. Ponieważ On jest naszym Stwórcą, dlatego Jego „odtwórcze” miłosierdzie może wszystko odbudować. Muszę uznać, że jest to wielkim szczęściem móc doświadczyć miłosierdzia Bożego. Gdy po zaprzestaniu tych wszystkich praktyk wstąpiłem do seminarium, przełożeni poważnie wątpili w moją zdolność życia w seminarium. W chwili moich święceń kapłańskich powiedzieli: „To naprawdę cud!"
Czekałem więc zanim zacząłem dawać świadectwo. Przez pierwsze lata powstrzymywałem się, ponieważ pragnąłem, aby Pan dokonał najpierw wewnętrznego uzdrowienia. Potem czekałem, gdyż wydawało mi się, że Pan chce, abym zdobył większy dystans wobec moich doświadczeń. Czekałem jeszcze, by pozwolić Mu działać w okresie właściwego odczytywania mego doświadczenia.
Kiedy w pierwszych latach chciałem odczytywać swe bardzo intensywne przeżycia, pojawiał się we mnie głęboki niepokój. Pomogły mi moje studia. W ciągu dziesięciu lat, dzięki studiom filozoficznym i teologicznym, mogłem dogłębnie przemyśleć moje doświadczenia ze Wschodu. Pojąłem ich powiązanie z panteizmem, będącym ich teoretycznym fundamentem. Uchwyciłem też ich oddziaływanie na człowieka. Mogłem także lepiej zrozumieć plan Boga wobec człowieka, ukazany w Piśmie Świętym.
Dwa lata temu mój ojciec duchowny poprosił mnie o dawanie świadectwa. Długi czas przygotowania do dzielenia się moim doświadczeniem był potrzebny, gdyż nie można z miesiąca na miesiąc przejść od jednej formy życia do drugiej. Bo przecież, choć trwałem już w wierze chrześcijańskiej, próbowałem trochę spirytyzmu, okultyzmu... Tego nie da się pogodzić! Pozostawione ślady są przeraźliwie głębokie.
To prawda, że jesteśmy otoczeni energiami tego świata, ale nie żyjemy tu po to, by dać się w nie wtopić, by pozwolić na fuzję z nimi. Gdybyśmy to uczynili, zagubilibyśmy naszą odrębność, stalibyśmy się tylko częścią przyrody!
Tkwimy wprawdzie w sercu natury, ale mamy się zwrócić w stronę łaski, w stronę tego co nadprzyrodzone. Trzeba nam przyjąć Ducha Świętego, który jest Osobą. Od tego przyjęcia zależy nasze uświęcenie. Tylko Bóg jest święty. On nas uświęca i przebóstwia. Tylko taka jest więc droga naszego uświęcenia i przebóstwienia. Pozwalając na nasze przebóstwienie przemieniamy się i umożliwiamy przebóstwienie świata.
Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Nie możemy się rozpłynąć w energiach ani w przyrodzie. Jesteśmy bowiem prorokami, którzy potrafią zrozumieć wszechświat. Jesteśmy królami, powołanymi do tego, by czynić sobie ten świat poddanym. Jesteśmy kapłanami wezwanymi, by ofiarować świat Bogu. Nie jesteśmy powołani do tego, by stapiać się ze światem, lecz by go przemieniać.
Przez chrzest uczestniczymy wszyscy w tzw. powszechnym kapłaństwie Chrystusa. Polega ono na modlitwie, składaniu Bogu ofiar, na uświęcaniu świata - a więc na całkowicie wolnej służbie, na osobowym bycie i świadomości, że jesteśmy sługami Bożymi. Możemy to osiągnąć jedynie przez przyjęcie Ducha Świętego, a nie przez fuzję ze światem.
Tak więc nie można pogodzić ze sobą tych dwóch dróg: chrześcijańskiej i mistyki naturalnej. W mistyce naturalnej i we wszystkich technikach umożliwiających zdobycie mocy i władzy dąży się do wtopienia w przyrodę. Szuka się zapanowania nad energiami w niej zawartymi. Dokonuje się to jednak za cenę porzucenia naszej prawdziwej misji otrzymanej od Boga, naszego Stwórcy. Stajemy się jakby uczniami czarnoksiężnika, których fascynuje moc, jaką można osiągnąć panując nad siłami przyrody. Jednak tylko Bóg jeden wie, czy faktycznie możemy nad nimi zapanować.
Jednym z sidi, czyli mocy - które usiłuje się posiąść na Wschodzie - jest lewitacja. Istnieją techniki kanalizujące energię kosmiczną, tzw. kundalini, które pozwalają nam lewitować i zdobyć wiele wręcz fantastycznych uzdolnień. Gdy tylko opanuje się te energie, można mieć nieprawdopodobną władzę. Rodzi się więc ogromna fascynacja tym wszystkim. Za jaką cenę jednak zdobywa się tę moc!
Droga chrześcijaństwa nie jest drogą zdobywania władzy i panowania, lecz drogą służby. Mamy stawać się sługami Ducha Świętego i planu Boga wobec ludzkości, wobec naszych braci. Droga okultyzmu i mistyki przyrody nosi w sobie ryzyko szukania panowania i władzy.
Przez cztery lata praktykowałem mistykę naturalną. Oddawałem się jej bez reszty. Przeszedłem przez medytację transcendentalną, oddałem się następnie innym praktykom, może jeszcze bardziej złożonym, formom jogi. Przez cztery lata! Nie przebywałem cały czas w Himalajach. Byłem jednak cztery razy tam na górze, w aszramach. Ćwiczenia trwały cały czas, odbywałem długie medytacje. Przez całe tygodnie prawie 24 godzin na dobę bez snu, w ciągłej medytacji, i tylko minimum jedzenia, tyle by móc przeżyć! Tylko to jedno się liczyło.
Jeśli chodzi o praktyki okultystyczne, to trwały trzy lata. Potem zgodziłem się na odprawienie egzorcyzmów i nastąpiła długa droga wyzwalania. Trzeba było zerwać więzy, jakie powstały na kanwie tych wszystkich doświadczeń wschodnich, powiązań z guru... Mógłbym godzinami opowiadać o tych tajemniczych więzach, o nocnych odwiedzinach istot, które tam spotkałem. Jest to bardzo swoisty świat mocy i władców. Istnieją też więzy ze szkołami ezoterycznymi, z okultyzmem... Trzeba więc było wielu lat duchowego uzdrawiania.
Muszę tu powtórzyć i podkreślić: nie wychodzi się z tych doświadczeń bez uszczerbku, bez głębokich śladów. Nie wyszedłem więc z tego w ciągu miesiąca i nie przeszedłem szybko od poprzedniej formy życia do nowej. Nie da się tego zrobić. Nie można popraktykować niewinnie „trochę wschodu", trochę okultyzmu, a potem powrócić do domu. To niemożliwe. Piętno, które pozostaje, jest bardzo głębokie.
(...)
Dlatego z naciskiem zwracam uwagę, aby odpowiednio wcześnie ostrzegać, że wszelkie ćwiczenia jogi - jakkolwiek niewinnie by wyglądały - mają na celu jedno i tylko jedno: odblokować kundalini, aby zaczęło „iść w górę". Rozmawiając o tym z pewnym guru w Indiach, zapytałem go: „Co sądzicie o jodze praktykowanej na Zachodzie, niby w celu odprężenia się?” Zaczął się śmiać i powiedział: „Niech ćwiczą. Kundalini odblokuje się, nawet gdyby wszystko robili tylko dla zrelaksowania się.” W jego przekonaniu odblokowanie się kundalini uchodzi oczywiście za coś dobrego. Skutek więc pojawi się. Będzie trwały. Może podejście będzie dłuższe, ale skutek pozostanie.
Nie zapominajmy też, że mantry hinduskie - podawane w rytuałach inicjacyjnych - są imionami bóstw. Niektórzy twierdzą, że można bez obawy praktykować tę czy inną medytację niechrześcijańską. To niemożliwe. Bowiem w czasie rytuału inicjacyjnego otrzymuje się imię bóstwa hinduskiego i trzeba je powtarzać bez przerwy. Wspomniałem już, że mantry te stopniowo się wydłużają. W tłumaczeniu z sanskrytu brzmią one mniej więcej tak: „składam cześć i oddaję hołd bóstwu o takim a takim imieniu". Jakże więc chrześcijanin - uznający Jezusa i adorujący Go - może w swej medytacji wielokrotnie powtarzać mechanicznie mantry na cześć jakiegoś bóstwa!
Niektórzy twierdzą, że jest to dobre wprowadzenie do modlitwy chrześcijańskiej. Jakże może nim być ciągłe składanie hołdu jakiemuś bożkowi! Nawet jeśli praktykuje się to nieświadomie, jest to najzwyklejsze bałwochwalstwo.
(...)
Chciałbym więc ostrzec przed opiniami, według których może istnieć chrześcijańska joga, mantra itp. Powiecie mi może, że jestem zbyt ciasny. Wybaczcie, ale z racji własnego doświadczenia nie mogę mówić inaczej. Jedyną stroną pozytywną moich przeżyć było to, że pozwoliły mi w końcu wszystko lepiej zrozumieć.
Gdy zaczniecie uprawiać jogę - chociażby w najlepszej wierze, w nieświadomości co do jej oddziaływania - skutki i tak będą się powoli ujawniać. Nie wierzę, że można się otworzyć i praktykować różne techniki - prowadzące do fuzji, powodujące, iż człowiek staje się medium dla energii kosmicznych - i nie dać się zniszczyć. Nie wierzę, że można to praktykować bezkarnie. Techniki te - stosowane w małych czy w dużych dawkach - zostawią po sobie ślady. To mogę wam zagwarantować. Spowodują, że staniecie się medium. Kto zaś stanie się medium, ten w następstwie - wcześniej czy później - zostanie nawiedzony przez istoty, które lepiej pozostawić za drzwiami, z którymi lepiej się nie zadawać.
Oto istota mego ostrzeżenia. Może wydaje się ono zbyt surowe, ma jednak niestety swoje uzasadnienie. Sprawdza się to codziennie w mojej praktyce duszpasterskiej i w udzielaniu pomocy, szczególnie młodym, którzy są niezwykle podatni na tego typu wpływy. Podatność ta jest dziś wynikiem zbanalizowania praktyk okultystycznych i inicjacyjnych. To banalizowanie - spowodowane zwłaszcza przez wspomniany już New Age - jest niezwykle groźne. Rozważmy zatem ten problem jeszcze głębiej.
(...)
Może jednak pojawić się pytanie: dlaczego właściwie te naturalne energie mają być czymś złym? Co jest w nich tak złego, by się z nimi nie łączyć? Wydaje się pozornie, że zupełnie nic, gdyż całe stworzenie jest samo w sobie dobre. Cóż może być złego w stworzeniu? Nie jestem manichejczykiem i wierzę, że stworzenie jest faktycznie dziełem Boga. Trzeba jednak zaznaczyć, że doświadczanie fuzji, wtapiania się w naturę nie jest neutralne. Nie wychodzi się z tego bez uszczerbku. Przypominam też, że istnieją różne istoty duchowe, których działania nie można pogodzić z obecnością Pana naszego, Jezusa Chrystusa, ani z obecnością Ducha Świętego, aniołów i mocy światłości.
Naświetlenie omawianego przez nas problemu mamy w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju, gdzie mowa jest o konsekwencjach grzechu prarodziców. Warto też przypomnieć sobie ósmy rozdział Listu do Rzymian, gdzie św. Paweł poucza nas, że wszelkie stworzenie wzdycha w bólach rodzenia jak rodząca kobieta i oczekuje oswobodzenia. Któż ma wyzwalać to stworzenie, jeśli nie my? Jesteśmy powołani do tego, by prowadzić do chwały wszelkie stworzenie przez wyzwolenie go z ciężaru, który je przytłacza. Nie tylko człowiek został naznaczony grzechem pierworodnym. Całe stworzenie nosi w sobie następstwa grzechu pierworodnego, który jest opisany w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju. (...)
Wydaje mi się, że dotykamy tu najistotniejszego punktu: świat sam w sobie jest wprawdzie dobry, ale oddziaływuje na niego książę tego świata, o którym mówi Jezus. Oprócz dobrych aniołów istnieją także inne moce i zwierzchności, o których mówi św. Paweł w szóstym rozdziale Listu do Efezjan. Pisze on: „Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich."(Ef 6,12) Nie wolno nam o tym zapominać.
Wierzę, że od chwili grzechu pierworodnego jest w sercu naszego kosmosu pewne dogłębne skażenie. Chociaż sam kosmos jest w swej istocie dobry, niemniej oddziaływują na niego pewne istoty, które nie są przychylnie nastawione względem człowieka, nie pragną jego dobra. Warto to wziąć pod uwagę, gdy mówi się o energii kosmicznej.
Podobnie jak nauka mówi o kilku typach energii, tak i w okultyzmie rozróżnia się kilka poziomów energii. Szkoły ezoteryczne omawiają sprawę energii bardzo szeroko. Mówi się np. o energii eterycznej, astralnej itp. Wydaje się, że tzw. „energie kosmiczne” powinno się nazywać raczej energiami okultystycznymi, czyli tajemnymi, nie rozpoznanymi do końca.
W tradycji chrześcijańskiej mało się o tym mówi, by uniknąć niezdrowej fascynacji tymi sprawami. Nie ma jednak powodu, by negować istnienie tych mocy. Zauważamy, że gdy ktoś poprzez czakramy rozwija swoje zdolności mediumistyczne, wówczas otwiera się na oddziaływanie różnych tajemniczych mocy. Ściślej mówiąc, człowiek popada we władanie różnych istot duchowych. To one na nas wtedy oddziaływują, a nie jakieś energie kosmiczne czy siły przez nas wykształcone. Trudno więc mówić, że jest to dla człowieka pożyteczne.
(...)
Nie mówię tylko o szatanie. Chodzi o różne istoty duchowe, obojętnie jak się je nazwie... eteryczne, astralne... Istoty te, jak pisze św. Paweł, zamieszkują przestrzenie i nasze otwarcie się jako medium wykorzystują do tego, by się w nas usadowić. Mam nadzieję, że wyrażam się jasno. Siły kosmiczne same w sobie nie są mocami diabelskimi ani nie są źródłem zła. Takie twierdzenie byłoby zwykłym manicheizmem odrzuconym przez Kościół. Jestem jednak przekonany, że są one - jeśli można tak powiedzieć - siedliskiem istot duchowych, duchów przeróżnej natury, które chcą nam zaszkodzić. Jeżeli zatem poprzez techniki okultystyczne staję się medium, otwieram się na ich obecność i działanie. Nie odfiltruję ich od energii kosmicznej i przyjmę w siebie.
Jako przykład mogę podać to, co stało się ze mną, gdy oddawałem się radiestezji i innym praktykom okultystycznym. Byłem naukowcem i starałem się wszystko zrozumieć i uzasadnić. Prowadziłem dziennik, w którym - dzięki zdolności jasnowidzenia - notowałem poziomy energetyczne. Nie były one tego samego stopnia. Postanowiłem skonsultować się ze specjalistami w tej dziedzinie, mającymi za sobą długoletnią praktykę, znającymi lepiej zagadnienie. Niemal wszyscy stwierdzili, że bez wątpienia moje działanie ma związek z duchami.
Cóż, można to nazywać, jak się chce: duchy czy istoty duchowe. Najważniejsze, by nie wchodzić w wewnętrzny kontakt z nimi i całą tą rzeczywistością. Jedni dobrze sobie zdają sprawę ze swego kontaktu ze światem duchów, inni natomiast nic o tym nie wiedzą. Dla niektórych jest rzeczą oczywistą, że w swych praktykach stają się kanałem przekaźnikowym nie tylko dla energii magnetycznych o różnym poziomie, ale także dla istot duchowych o charakterze okultystycznym - dla istot „zamieszkujących” te energie.
Wielu uważa, że magnetyzm nie ma nic wspólnego z praktykami okultystycznymi, z kontaktem z istotami duchowymi. Trzeba być ostrożnym z takimi stwierdzeniami. Moje osobiste doświadczenie pouczyło mnie, że pomimo całej mojej dobrej woli, codziennego przystępowania do Komunii św., modlitwy w czasie moich praktyk, nie uchroniłem się od niebezpiecznych wpływów istot duchowych.
Praktyki okultystyczne nie mają nic wspólnego z tym, co my chrześcijanie nazywamy duchowością. Ustawiają nas one na pewnym poziomie okultystycznym. To co religie wschodnie nazywają duchowością, jest pewną mistyką naturalną, mistycznym doświadczaniem przyrody, wtapiania się w nią, fuzji itp. Duchowość chrześcijańska opiera się na doświadczaniu nadprzyrodzonej jedności z Duchem Świętym. Nie ma to nic wspólnego z naturalnymi energiami zawartymi w przyrodzie. Duch Święty, trzecia Osoba Boska, jest Bogiem, kimś zatem różnym od stworzeń, od przyrody, od wszechświata. Ten Boski Duch pragnie zamieszkać w głębi naszego serca. Przybywa, by wypowiedzieć swą miłość. Zstępuje, by rozlać miłość Bożą w naszych sercach. Przychodzi, by żebrać o odpowiedź naszej miłości, która jest wolną decyzją z naszej strony.
(...)
Wspomniałem już o osobie, która ma trudności z wyrzeczeniem się pewnej, niestety dość powszechnej formy okultyzmu - radiestezji. Jest to rodzaj spirytyzmu: bierze się wahadełko i ustawia nad literami alfabetu. Powstają wtedy zdania: pytania i odpowiedzi. Otóż wspomniana już osoba wyrzekła się tych praktyk przed Bogiem. Gdy jednak popadała w jakieś tarapaty, szatan powracał ze zdwojoną mocą, aby wprowadzać w niej zamieszanie. Na początku sięganie po wahadełko było dla tej osoby pokusą nie do opanowania. Wreszcie zauważyła, że podobne praktyki nie przynoszą nic dobrego. Za każdym razem gdy brała do ręki wahadełko, wszystkie objawy jej choroby powracały. To uświadomiło jej, że robi coś złego. Pojawiały się w niej cierpienia typu somatycznego, takie jak powtarzające się uciski na szyję, objawy zmęczenia, bóle brzucha, duszenie się, kłopoty z sercem. Odczuwała nawet bóle kręgosłupa. Stwierdziła także pojawianie się zaburzeń psychicznych. Im dłużej była w podobnym stanie, tym częściej sięgała po wahadełko, by rozwiązać swoje problemy. Pojawiało się więc błędne koło: im częściej bowiem używała wahadełka, tym większe stawało się jej rozbicie. Na dodatek również jej syn zaczął zachowywać się dziwnie. Tak więc te negatywne skutki posługiwania się wahadełkiem zaczęły się rozszerzać na bliskich. Ujawniała się swoista łączność z najbliższą rodziną. Wszyscy zostali wyzwoleni z tych przykrych objawów, gdy wspomniana osoba zrezygnowała z tych praktyk okultystycznych. Była to więc prawdziwa walka, w której chodziło o całkowite wyrzeczenie się tej praktyki. Trzeba było oddać się z ufnością Panu i szczerze Mu powiedzieć: Ty jesteś moim Panem i od Ciebie tylko pragnę otrzymać wszelkie dobro.
Mówiliśmy dotąd o różnych formach okultyzmu, radiestezji itp. Dorzuciłbym do tego jeszcze jeden termin, którego wielu woli raczej unikać: biała magia. Wielu ją praktykuje, szukając w niej pomocy.
Usiłowałem dotąd wykazać, że osoba praktykująca magnetyzm, czyli uzdrawianie przez nakładanie rąk, łączy się - jeśli można tak powiedzieć - z pewnymi siłami, aby je przekazać drugiemu człowiekowi. Staje się więc przekaźnikiem tych energii dla innych. Trzeba sobie zdać sprawę, że jest to niebezpieczne nie tylko dla człowieka przekazującego te energie, lecz również dla osób, które je przyjmują. W przypadku magnetyzmu bowiem nie zawsze chodzi o ujawnianie się pewnych energii kosmicznych - jak się sądzi - ale o działanie sił duchowych. Osoba magnetyzująca jest kanałem, przekaźnikiem dla tych istot duchowych. Ich działanie jak gdyby „nakłada się” na czynność osoby magnetyzującej i dosięga tych, którzy poddają się jej działaniu, a tym samym pragną ingerencji wspomnianych istot duchowych. Osoba, która magnetyzuje, otwiera się niby na odpowiednie poziomy energii kosmicznej, a w rzeczywistości - na działanie istot duchowych. Jest więc możliwe, że przez osobę magnetyzującą zostanie przekazany jakiś „nieproszony gość” człowiekowi poddającemu się temu działaniu. Jest to możliwe, ponieważ istnieje pewien stan „fuzji” między człowiekiem magnetyzującym a osobą poddającą się leczeniu.
Podobnie ma się rzecz z radiestezją. Tu bowiem również w chwili stawiania diagnozy istnieje stan fuzjonalny między „terapeutą” a „pacjentem". Taka sytuacja rodzi niebezpieczeństwo „przekazania” pewnych istot duchowych. Mogę tu przytoczyć wiele konkretnych przypadków osób, które zostały „uzdrowione” przez magnetyzera, a po kilku miesiącach zaobserwowały u siebie bardzo niepokojące objawy innego typu! Te nowe stany są o wiele groźniejsze i bardziej skomplikowane niż te, z którymi przyszli na leczenie do magnetyzera. Najczęściej osoby te znajdują się u kresu sił. Cierpią na ustawiczne bóle głowy, na bezsenność, odczuwają niepokój psychiczny.
Wiem z doświadczenia, że kiedy analizuje się z różnymi osobami jakieś niezwykłe, tajemnicze przypadki, w trakcie wywiadu odnajduje się zawsze albo prawie zawsze wcześniejsze praktykowanie okultyzmu. Wtedy wszystko staje się jasne. W trakcie rozmowy można stwierdzić, że cierpiąca osoba miała mniej lub bardziej regularny kontakt z okultystycznymi terapiami albo z jakimiś wróżkami przepowiadającymi zdobycie bogactwa, z jasnowidzami, różdżkarzami itp.
Co należy czynić w takich wypadkach? Trzeba po prostu prosić w modlitwie o wyzwolenie, co wcale nie znaczy, że jest się opętanym. Słowo „wyzwolenie” może budzić nieporozumienie, dlatego należy je wyjaśnić. Otóż może zaistnieć uzależnienie od osoby, która nas leczyła. To uzależnienie może stać się „kanałem", przez który będzie się dokonywać negatywne oddziaływanie. Trzeba zatem prosić, aby Pan uciął wszelkie więzy, które mogłyby was łączyć z uprzednimi praktykami okultystycznymi i osobami, co jest tak charakterystyczne dla okultyzmu. Sprawdziłem to w czasach, gdy sam się oddawałem tym praktykom. Bardzo łatwo można wejść w fuzjonalny stan łączności z daną osobą. Wystarczy tylko skoncentrować się na niej - nawet bez nakładania rąk - i już może się to stać. Trudno potem usunąć te więzy. (...)
Nieraz zarzuca mi się przesadę. Słyszę takie stwierdzenia: „Ojciec faktycznie przez swoje praktyki zaszedł za daleko, ale ci, co sobie trochę pomachają wahadełkiem, są w porządku. Nie robią nic szkodliwego.” (...) To prawda, że ten, kto bierze do ręki wahadełko, nie musi wcale zostać opętany. Czy jednak należy banalizować sprawę dlatego tylko, że posługiwanie się wahadełkiem nie jest praktyką ekstremalną?
Często sam stawiałem sobie pytanie: czy mogę uogólniać moje doświadczenia? Czy to, co przeżyłem, było niebezpieczne tylko dla mnie, czy też podobne praktyki te stanowią zagrożenie dla wszystkich oddających się im osób? Nie miałem początkowo pewności i często powtarzałem sobie te pytania.
W tym miejscu przypomina mi się jeszcze inny przypadek. Myślę, że Pan mi go wskazał, abym się utwierdził we właściwym rozeznaniu, które zaczęło we mnie wzrastać dzięki różnym doświadczeniom osobistym. Otóż mój kuzyn także praktykował radiestezję. Był on osobą wierzącą. Odwiedziłem go kiedyś i powiedziałem mu, że jego praktykowanie radiestezji nie jest chyba zgodne z wolą Pana. Narażamy na niebezpieczeństwo naszą równowagę psychiczną, a nawet nasze zdrowie fizyczne, nie mówiąc już o życiu duchowym. On na to: „Ależ to nic takiego, przecież wszystko robię za darmo...” itd. Bynajmniej mnie to nie przekonało, bo i ja modliłem się w czasie wykonywania moich praktyk. Robiłem to wprawdzie dla jakiegoś minimum finansowego, jednak nie dla zysku. Jego argument nie przemawiał więc do mnie. Aby udowodnić mi niewinność swoich praktyk, wziął do ręki wahadełko. Postanowił postawić przy jego pomocy pytanie. Nie domyślał się, że - posługując się wahadełkiem i alfabetem, zadając różne pytania, np. dotyczące zdrowia - praktykuje najzwyklejszy spirytyzm. Wyciąga więc wahadełko i pozwala mu biegać po literach alfabetu. I nagle... dziwna sprawa... Wybaczcie to, co teraz powiem, ale ten „ktoś", „podłączony” do jego wahadełka, był źle wychowany... „Powiedział” mu: „A ten... co to za jeden?” Najwyraźniej chodziło mu o mnie. Kuzyn był zdziwiony, a ja zaniepokojony, gdyż dobrze wiedziałem, z czym mamy do czynienia. Pomyślałem, że znowu się w coś wpakowałem i zacząłem się modlić z całego serca. Kuzyn postawił drugie pytanie przy pomocy wahadełka. Wybaczcie, ale jak już powiedziałem, wahadełko było naprawdę źle wychowane... Padła więc odpowiedź: „Wypieprz go stąd!” Niemal natychmiast, odruchowo powiedziałem: „W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa idź precz!” Powiedziałem to głośno - w sposób spontaniczny i odruchowy. Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, usłyszeliśmy krzyk dochodzący z kuchni. Była to żona mego kuzyna, która - nie wiedząc zupełnie, co robimy - przygotowywała obiad. Padła na ziemię. Zawieźliśmy ją do szpitala. Przez trzy dni była półprzytomna. Okazało się jeszcze, że ich syn był od 2 lat chory na jakąś dziwną chorobę (...). Rozwiązaniem wszystkiego okazała się modlitwa o wyzwolenie.
(...)
Wielu interesuje się astrologią, która fałszywie interpretuje wpływ, jaki mają na nas ciała niebieskie. Pismo Święte przestrzega i jasno potępia próby poznawania przyszłości w oparciu o ciała astralne. Wszystkim zaś kierują nie - gwiazdy, lecz wolna Istota wolna - Bóg. Również nasze wolne wybory mają wpływ na kształtowanie przyszłości.
(...)
Wielu pyta mnie, czy nadal posiadam uzdolnienia, o których wspominałem wcześniej. Otóż opuściły mnie one. Odczułem ulgę w chwili, gdy wyrzekłem się ich przed Panem. I tak rozpoczęła się moja nowa, szczególna droga duchowa. Kiedy człowiek rezygnuje ze swoich umiejętności, powoli zaczyna szukać swego miejsca wobec Boga. Tak było ze mną. Rozpoczął się drugi etap mojego nawrócenia. Przypomnijcie sobie, co mówiłem o moim nawróceniu w Indiach, kiedy Pan podszedł do mnie. Musiałem wtedy wszystko opuścić, stać się człowiekiem, który nic nie posiada i wszystko przyjmuje od Boga. Złożyłem Panu te „dary” w ofierze. Wyrzekłem się nie tylko ich używania - co byłoby niewystarczające - ale również ich posiadania. Oddałem je Bogu.
Nie posiadam już tych uzdolnień, co potwierdza pewne trochę dramatyczne zdarzenie w moim życiu. Otóż kiedy moja mama była ciężko chora, ojciec czynił mi wyrzuty: „Szanuję twoją drogę duchową, ale wobec tak ciężkiego stanu matki nie użyć tych darów to skandaliczne!” Było to dla mnie prawdziwą udręką sumienia. Co należało czynić? W końcu, pod naciskiem ojca, spróbowałem i okazało się, że nie posiadam już żadnych umiejętności leczenia. Pan nie chciał, aby w taki sposób moja matka doznała pomocy. Wyzdrowiała później.
o. Jacques Verlinde
Opracowanie na podstawie:
świadectwa o. Jacques'a Verlinde'a, „Pan Bóg mnie ocalił”


kto chciałby poczytac oryginał: http://www.stos.opoka.org.pl/verli.html#_ftn4


Śr wrz 29, 2004 7:50
Zobacz profil
Post Znaczenie vs potrzeba
Elka napisał(a):
old - w innym wątku jasno napisałeś, ze dla ciebie Biblia nic nie znaczy


Hola, hola! Proszę o przejście z galopu do co najmniej kłusu. Nigdzie, w żadnym wątku nie napisałem, że Biblia dla mnie nic nie znaczy!! Ty twierdzisz, że napisałem to jasno - udowodnij to więc.


Oto co napisałem odnośnie Biblii:

Cytuj:
Biblia nie jest mi potrzebna do tego by wierzyć w boga. Nie wszystko co w niej jest zawarte odrzucam.


Uważam, że komentarz jest zbędny.

Cytuj:
dla chrześcijan w Biblii zawarte jest słowo Boga, jakie przekazał człowiekowi, a tam jasno jest napisane, co sie Bogu podoba, a co nie - też w sprawach magii, wróżbiarstwa, okultyzmu...


To, że dla Chrześcijan w Biblii zawarte jest "słowo Boga" nie znaczy jeszcze, ze ono tam rzeczywiście jest zawarte. Znów powołujesz się na tekst o mitologicznym charakterze, nie można więc tego nazwać rzetelną argumentacją.

Jeśli chodzi o tekst o. Jacquesa Verlinde to wyszło jednak na to, że zjawiska paranormalne jak najbardziej istnieją, ale PTR ze swoimi karteczkami :D dalej będzie tkwił... Hmmm, to obojętne w czym, ciekaw jestem jednak co na to ten, kto twierdzi, iż zjawiska takowe nie istnieją. Dla kolegi PTRqwerty'ego - Pilastera - pozostaje zaś ustosunkowanie się do kwestii egzorcyzmów, które to zagadnienie tak lubi :lol: , a o którym o. Jacques Verlinde wspomina.

Zjawiska paranormlane istnieją, ich interpretacja jest bardzo różna, w przytoczonym przez Elkę tekście jest nader jednoznaczna - kryją się za nimi szatańskie moce ( a nie mówiłem ? :D :x ) Jak dla mnie sprawa nie jest tak zupełnie jednoznaczna, choć przyznam, że ezoteryka, okultyzm i wiele systemów energetycznych, channelingi - to niemalże w całości systemy zdominowane przez Szatana i jego popleczników. Uważam też, że o. Jacques Verlinde wpadł z deszczu pod rynnę. :x Więcej nic nie powiem (jak na razie) bo mnie na stosie spalicie ;)

Pozdrawiam serdecznie

P.S Z całością tekstu o. Jacquesa Verlinde jeszcze się nie zapoznałem, ale zrobię to niechybnie i skrobnę jeszcze co nieco 8) .


Pt paź 01, 2004 1:03
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
Cytuj:
To, że dla Chrześcijan w Biblii zawarte jest "słowo Boga" nie znaczy jeszcze, ze ono tam rzeczywiście jest zawarte. Znów powołujesz się na tekst o mitologicznym charakterze


ok, więc precyzując ujmę to inaczej :)

dla olda Biblia znaczy tyle co mity.... pytanie - jak bardzo ważną rolę w jego zyciu one odgrywają...

w moim - zadną, dlatego uznałam, ze i w twoim, oldzie, Biblia nic nie znaczy...
ale skoro twierdzisz, ze kierujesz sie mitami.... ;)

old napisał:
Cytuj:
Zjawiska paranormlane istnieją, ich interpretacja jest bardzo różna, w przytoczonym przez Elkę tekście jest nader jednoznaczna - kryją się za nimi szatańskie moce


widac, zes sie nie zapoznał z tym tekstem, albo wyczytales z niego tylko to, co potwierdza twoje przypuszczenia/ustalenia, bo z niego wcale nie wynika, by zjawiska paranormalne były dzielem szatana


też uważam, ze w zwiazku z tym komentarz jest zbędny ;)


Pt paź 01, 2004 7:10
Zobacz profil
Post 

old_spirit

Problem zjawisk paranormalnych
Ciebie pewnie irytuje mój sposób traktowania tematu na forach paranormalnych. Ja nawet przyznaję, że się w pewnym zakresie zagalopowałem, ale zaraz opowiem.
Kiedy zarejestrowałem się kiedyś na forum islamskim, mimo że tak po prawdzie byłem deistą jeszcze wtedy, to przedstawiłem się jako agnostyk :-D . Chcąc poznać co mają do powiedzenia muzułmanie, pytałem skąd w ogóle wiedzą o Bogu. No więc starali mi się odpowiedzieć najrzetelniej jak potrafili. :) Przedstawili argument z Pierwszej Przyczyny. Pokazali tłumaczenie osobowe. Rozmawiali.
Podobną strategię przyjąłem wchodząc pierwszy raz na forum paranormalne. Pytałem również skąd wiedzą o tym co twierdzą, że istnieje. No i cóż... Nikt nie opisał jakichś najbardziej spektakularnych przykładów, nikt nie wskazał na jakieś artykuły, albo książki, które by faktycznie problem analizowały od strony normalnego człowieka patrzącego z boku, czyli sceptyka. To co opisywali zaś nie był zbyt rzetelne. Wyglądało raczej jak opowieści z trzeciej ręki. To dobry powód, aby temat drążyć. :) Ta sytuacja wyglądała tak, jakby oni przyjęli za dobrą monetę pewne teorie, ale zapomnieli się dopytać od głoszących te teorie, dlaczego uważają je za prawdziwe.
W tym wszystkim to ja się zagalopowałem. Ja nie potrafię przedstawić poglądu, który miałby być przyjęty z konieczności, w imię którego należałoby wszystkie takie zjawiska w czambuł odrzucić. Mam powody, aby właśnie tak pisać, choć może kogoś moje stanowisko irytować. Otóż termin "zjawisko paranormalne" nie jest za ścisły. To raczej taki "worek", w który można wrzucić bardzo wiele zjawisk niezwykłych, gdzie ktoś postuluje ich istnienie. Otóż w związku z tym nie mogę rozumnie wykluczyć, że kiedyś choć jedno z takich zjawisk okaże się prawdziwe.
Dlatego nie mogę przyjąć kryterium rozumnego, w myśl którego mogę cały ten zbiór przekreślić.
Mogę natomiast analizować każde zjawisko z osobna. A właściwie może nie ja, ale "my" (jako ludzkość, albo jak kto woli nauka).
Czyli to raczej wygląda tak, że bierzemy dane wydarzenie na warsztat i je analizujemy.

Prawdę mówi old, że uprzedzony jestem. Widziałem jak niektóre z postulowanych hipotez, które głosiły istnienie zjawisk paranormalnych, upadały. Moi rodzice kiedyś, na początku lat 90. , zainteresowali się tematem żył wodnych. Nawet sprawdzali, czy pod naszym domem takich nie ma. Pewna "specjalistka" (niech mi będzie wolno użyć jednak cudzysłowów) przybyła aby kwestię zbadać. Wskazała, że pod jednym pokojem żyły są, a gdzie indziej nie ma. Po kilku latach ukazały się artykuły w prasie popularnonaukowej (szczególnie we "Wiedzy i Życie"), które analizowały temat. W ogóle nie ma czegoś takiego jak opisywane żyły wodne pod terenami Polski. Woda sobie przecieka, ale nie ma rzek, czy strumyczków pod powierznią Ziemi. Nawet zaś gdyby woda płynęła w postaci konkretnej rzeki, to i tak nie byłaby źródłem szkodliwego oddziaływania.
Drugi taki temat to homeopatia, który został wytłumaczony efektem placebo, a który się miał zasadzać na teorii "pamięci wody", która została obalona. Po tak wielkim rozcieńczeniu jak mamy w lekach homeopatycznych, nie ma ani cząsteczki lekarstwa, które początkowo było wprowadzane.
Tak więc są powody, by hurra-optymizm traktował sceptycznie.
Założyłeś old_spirit'cie wątek o "braku dogmatów". Ani jeden dogmat nigdy nie upadł. Upadły natomiast niektóre teorie głoszące istnienie niektórych zjawisk paranormalnych.
Tu nic nie da powoływanie się na księży-egzorcystów. Ani homeopatii, ani radiestezji powołanie się na tych księży nie wzmocni.
Nie wycofuję jednak tego, że może istnieć jakieś zjawisko realnie, zaliczane dziś do grona zjawisk paranormalnych.
Nagroda Randiego nie została odebrana. Oczywiście to nie oznacza dowodu za nieistnieniem zjawisk paranormalnych. To oznacza tylko, że nagroda ta nie została odebrana. Od długiego już czasu. Pytałeś o to czy wiem jakie kryteria są tam ujęte. Podejrzewam, że takie, aby przyznanie tej nagrody oznaczało, że faktycznie zjawisko zostało udowodnione ponad wszelką wątpliwość. No, ale słusznie. Z faktu nie przyznania tej nagrody, nie wynika dowód na nieistnienie zjawisk paranormalnych.
Tyle, że nie oznacza to dowodu na istnienie zjawisk paranormalnych. Trzeba nam jakiegoś dobrze opisanego przykładu, aby móc go przeanalizować.


Różnica pomiędzy wiarą i nauką
Zaproponowałeś artykuły z "Racjonalisty". Pierwszy się nie otwiera. Kolejny link "Dzieje konfliktu religii i nauki" zawiera błąd we wstępie:

Mariusz Agnosiewicz napisał(a):
Pierwotnie chrześcijanie nie poczytywali za ujmę dla ich religii, jeśli była ona sprzeczna z wiedzą rozumową, programowo zakładali irracjonalizm swych prawd, bowiem jak mówi Pismo - Bóg zawiódłszy się na mędrcach postanowił swą mądrość objawić przez ludzką głupotę.


To sami chrześcijanie wiedzą, że nie należy uważać, że Nowy Testamet zakazuje zajmowania się czymś takim jak logiczne uzasadnianie prawdz wiary. To problem tego rodzaju:

Cytuj:
Werset z 1Kor.2:5 "Aby wiara wasza nie opierała się na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej", zbyt porywczy chrześcijanie mogą zrozumieć jako zakaz zajmowania się czymś takim, jak logiczne wykazywanie prawdziwości chrześcijaństwa. Jako otrzeźwienie powinni przeczytać sobie o Apollosie z Dz.Ap.18:28 ("Dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem.") i nakaz z 1P.3:15 ("Pana zaś Chrystusa miejcie w sercach za Świętego i bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest."), co jest sygnałem, że w cytowanym wyżej wersecie chodzi o coś zupełnie innego.

A więc nie tylko nie ma zakazu, ale jest nakaz uzasadniania swojej wiary. Widać nie tylko porywczym chrześcijanom należy ten fakt na otrzeźwienie przypominać, ale również Racjonalistom. Założyłem kiedyś tam już dwa wątki, gdzie wskazałem na artykuły z błędami, ale artykułów nie usunęli. Zobaczmy:
Artykuł „Katolicki infantylizm” ze strony: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3133 . Styl i sposób myślenia jest taki jakby ktoś z ulicy zajął się dopiero od niedawna tematem.
Zarzuty o ciało w niebie można skwitować krótkim: mowa o ciele uwielbionym.
W ewangeliach stoi, że Jezus po zmartwychstwaniu przechodził przez drzwi, więc mowa o innym ciele. Niemniej oni nawet taki artykuł przepuścili przez swoje sito. Mojego zarzutu nie zbili, ale artykuł pozostał.
Kolejny artykuł to „Niektóre anioły mają zeza...” ze strony: http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,3309 . Podstawowy zarzut, który obala cały wywód jest taki, że nakazy ST są znoszone przez NT. Gdyby oni ten artykuł dali do działu humor to bym rozumiał, ale oni to dali do działu Biblia.
Zarzuty swoje im przedstawiłem tu: http://www.racjonalista.pl/forum.php/s,5578 . Na drugi zarzut odnośnie drugiego artykułu nawet już nie odpowiedzieli.
Jeśli potrafią porobić takie błędy w zwykłych podstawach, to jaką mogę mieć pewność, że dalej będzie rzetelnie?

A swoją drogą dziwi mnie, że podajesz w liście w którym w pewnym sensie wskazujesz na istnienie zjawisk paranormalnych artykuły z Racjonalisty. Nie zapominaj, że zbiór aksjomatów na których się opierają tamci ludzie, w ogóle odrzuca niejako z góry problem istnienia zjawisk paranormalnych. Mają tam specjalny dział na takie zagadnienia, który nazywają "Bazgroły", a dział opisują: "Opis: Piaskownica dla niuejdżowców, krzyżowców, inkwizytorów, guru itp.". A więc albo przyjmiesz aksjomaty na których stoją, albo nie.

Ogólnie zaś patrząc po tytułach artykułów poruszasz zagadnienie czy religia jest do pogodzenia z nauką. Oczekiwałoby się najpierw uzasadnienia, gdzie jest sprzeczność. Nauka nawet nie rości sobie aby wypowiadać się w kwestii istnienia bytów ontologicznych. Artykuł „Kościół i nauka – czyżby zawieszenie broni?” zawiera błędy. Zacytuję: „...według Biblii świat ma tylko kilka tysięcy lat”. Nic podobnego. Biblia nigdzie nie wypowiada takiego stwierdzenia. Dalej w artykule powołuje się autor na teorię ewolucji życia, jakoby miała stać w sprzeczności z hipotezą teizmu. „Do dziś wielu ludziom trudno się otrząsnąć z tego przesądu i pogodzić z myślą, że świat i historia cywilizacji ludzkich jest o wiele starsza. Z niedowierzaniem więc słuchają poważnych historyków, którzy twierdzą, że historia gatunku ludzkiego jest dłuższa niż 3 miliony lat!”, a potem jest konkretnie opisywana ewolucja. No i co z tego, że istnieją ludzie, którzy się dziwią? Kreacjonizm - podobnie jak geocentryzm - nigdy nie były dogmatami. Nie należały nawet do zbioru pośledniejszych prawd wiary. Wynikały tylko z ogólnie dostępnego stanu wiedzy. Czemu więc to występuje w artykule o jakichś animozjach nauki i religii ze wskazaniem na katolicyzm?
Zaś twierdzenie, że teoria ewolucji życia obala sensowność wiary w Boga, jest nadużyciem. Takie twierdzenie przyjmuje postać, że teoria ewolucji życia uzdalnia nas do odkrywania nieznanej nam prawdy o świecie, ponieważ jak dotąd umożliwiła nam odkrycie częściowej prawdy o świecie. W takim wnioskowaniu używa się terminu "prawda" w dwóch różnych znaczeniach, a zatem jest to błąd logiczny ekwiwokacji. Znana nam dotychczas dzięki teorii ewolucji powierzchowna prawda o rzeczywistości, która uzdalnia nas do przetrwania, wcale nie musi być tego samego rodzaju co prawda, której dopiero szukamy.



Ostatnio edytowano Pt paź 01, 2004 9:56 przez Anonim (konto usunięte), łącznie edytowano 1 raz



Pt paź 01, 2004 8:55
Post 
mnie intersuja zjawska paranoramlane zwiazne z burzami


Pt paź 01, 2004 9:00
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL