|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 8 ] |
|
Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
 Kościół Św. Mikołaja
Z niekłamanym zdumieniem, w ciągu ostatnich miesięcy, odkrywam, że ludzie na prawdę wychowują swoje dzieci w przekonaniu, że św. Mikołaj przynosi prezenty i że on istnieje. Zaczynam dogłębnie rozumieć reakcję psychiczną scjentystycznego ateisty, który słucha, że ktoś wychowuje dzieci w wierze w Pana Boga. Dla mnie to jest coś absolutnie niezrozumiałego, gdy widzę dorosłych ludzi, którzy tłumaczą mi, że przecież trzeba nie odbierać dzieciom tej radości. A do napisania tego komentarza natchnęła mnie jakże głęboka myśl jakiegoś publicysty z Nesweeka, który opisał właśnie, jak to po długich i konsekwentnych pytaniach córek o Mikołaja, wytłumaczyli (z żoną) swym pociechom, że to oni te prezenty przynoszą. Jak to napisał, nie obyło się bez kilku dni płaczów i jedzenia czekolady na pocieszenie. Po tygodniu usłyszeli rozżalone pytanie, że pewnie Zajączek to też oni. Ten publicysta napisał, że wraz z żoną przekonywali swoje córki, że teraz one powinny okłamywać młodsze rodzeństwo by nie pozbawiać ich "radości". Ze scjentycznym ateistą co do treści światopoglądu się nie zgodzę, ale właśnie rozumiem co on czuje.
Otóż, gdy ja byłem mały to bawiliśmy się z rodzicami w św. Mikołaja. Jakoś nie przeszywała mojej duszy rozpacz egzystencjalna, że klocki otrzymałem w istocie od swych rodziców, a nie od św. Mikołaja, Zającza, Aniołka, czy Diabełka. Jakby to powiedzieć... dziecko żyje w trochę innej ontologii ( ) niż dorosły. Dziecko żyje pośród baśniowych obrazów, wyobrażeń, które nadaje im znaczenie, ale na litość rozumu nie takie jak nadałby im znaczenie dorosły wierzący, że istnieje Koziołek Matołek. Małe dziecko może się w Koziołka Matołka bawić, ale nie będzie biegać po ulicach szukając go, bo może go spotka. Małe dziecko żyje baśniami, ale nie żyje nimi tak jak istniejącą nogą od stołu, w którą można walnąć głową, której to nogi trzeba więc unikać.
Co innego współczesny dorosły. Współczesny dorosły, żyje w ontologii (będę tego słowa jednak używał, bo ono tu b. dobrze pasuje) z głęboką dychotomią między istniejącym a nieistniejącym. Istnienie od nieistnienia rozdziela nieskończona przepaść w ontologii dorosłego. Dorosły na poziomie psychiki bardzo ostro odczuwa różnicę pomiędzy tymi dwoma stanami.
A małe dziecko żyje wśród bajkowych obrazów, ale wcale nie uważa, że są równie wyraźnie zarysowane jak podłoga, o którą można się wyrżnąć nosem. Małe dziecko nie nadaje po prostu atrybutów istnienia bądź nieistnienia baśniom. Nie wnika w to. Ono baśnie przeżywa po prostu. Czegoś tam się z nich uczy. Emocjonuje się nimi. Ale nie wnika w to, czy Smerfy pasują do ich modelu rzeczywistości.
Tak więc w moim domu rodzinnym były opowieści o Św. Mikołaju, ale w tonacji takiej jak się opowiada o bajkach. W gruncie rzeczy była zabawa w św. Mikołaja. Mieliśmy niby wyjść z pokoju i nie podglądać jak ten Mikołaj te zabawki poukłada pod choinką, bawiło nas to, a z drugiej strony gdzieś tam głębiej dobrze rozumieliśmy o co tu chodzi. Zapewne gdyby się któreś z nas zapytało o to, czy Stary Piernik istnieje, to byśmy usłyszeli rubaszny komentarz jak to przy zabawach bywa, że owszem, oczywiście, ale przez to nie traktowalibyśmy tego poważnie.
A najwyraźniej co najmniej sporo osób dorosłych nie może sobie poradzić z tą kwestią. Dopuszczają się nonsensownej ingerencji w świat dziecka, zmuszając je do uznania Mikołaja za istniejącego tylko dlatego, że sami żyją w ontologii, w której nie należy się zajmować nieistniejącym. Ale dziecko tak nie ma. Dziecku nie dzieje się krzywda, gdy przeżywa ten apsekt Świąt Bożego Narodzenia jako pewnego rodzaju koloryzowanie rzeczywistości.
Ja w każdym razie zastanawiałbym się bardzo poważnie na miejscu owego dziecka, gdybym już doszedł do wniosku, że mam rąbniętych starych, czy dokładnie tak jak z tym Mikołajem, nie jest z owym ludycznym obrazem Pana Jezuska w żłóbeczku.
|
Pn gru 18, 2006 14:08 |
|
|
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
 Re: Kościół Św. Mikołaja
Dla małego dziecka (3-4 letniego) świat baśniowy jest nie do odróżnienia od realnego. Jest to naturalny okres rozwojowy - okres myślenia magicznego. Dziecko nie jest jeszcze w stanie wziąć pod uwagę praw przyrody, logiki, zależności czasowych i przestrzennych. Zwierzęta, przedmioty mają cechy ludzkie. Prawdą jest to, co ono chciałoby za tę prawdę uważać. Dla niego gadający Koziołek Matołek jest tak samo realny, jak tata i mama.
Kilkuletnie dziecko wierzy w Św. Mikołaja. Wyrasta z tego w naturalny sposób około 7-8 roku życia, gdy zaczyna precyzyjnie odróżniać prawdę od fikcjii wchodzi w stadium myśenia konkretno-obrazowego. Pamiętam, byłam w pierwszej klasie, gdy myślałam mniej więcej tak: "wiem, że to nie Św. Mikołaj rozdaje te prezenty, ale panie Boże spraw, żeby to była prawda"
Moje dzieci dokładnie powtórzyły ten proces.
To, co zrobił swoim dzieciom autor artykułu uważam za nierozsądne.
|
Pn gru 18, 2006 15:14 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Hmm ja jak pamiętam dostawałem prezenty "na Mikołaja" a nie od Mikołaja. Raczej miałem to wyjaśnione w kategoriach tradycji niż baśni...
Takie rozwiązanie wydaje mi się najlepsze, pomogło mi zresztą w wytropieniu dziadka, jak akurat doczepiał brodę
Crosis
|
Pn gru 18, 2006 15:19 |
|
|
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Crosis napisał(a): Hmm ja jak pamiętam dostawałem prezenty "na Mikołaja" a nie od Mikołaja. Raczej miałem to wyjaśnione w kategoriach tradycji niż baśni... Takie rozwiązanie wydaje mi się najlepsze, pomogło mi zresztą w wytropieniu dziadka, jak akurat doczepiał brodę  Crosis Widzisz... samodzielne odkrycie prawdy to nie to samo, co brutalne kawa na ławę... tamtym dzieciom rodzice zafundowali sporą przykrość. To, że rodzice postanowili ochronić młodsze dzieci przed tą prawdą to dla mnie nie tyle "chęć niepozbawiania ich radości", ile oszczędzenie im trudnego do zniesienia w każdym wieku dysonansu poznawczego...
|
Pn gru 18, 2006 15:44 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Widzisz, tylko, że mnie rodzice uchronili przed tym, nie dając mi podstaw do uwierzenia w świętego mikołaja. Po prostu - element prezentów był elementem tradycji, a mi zawsze towarzyszyła świadomość, że to wszystko jest na zasadzie fikcji.
Dlaczego uważam to za dobre? Ponieważ dzieci i ich świat jest nie tylko pod wpływem rodziców. Pamiętam, że moi zasugerowali mi tylko, żebym innym dzieciom nie mówił nic na zasadzie "Mikołaja nie ma". Oczywiście jako dziecko o tym zapomniałem i miałem z tego powodu nieprzyjemności w przedszkolu (sic!).
Co ma zrobić rodzic, kiedy dziecko w pewnym momencie przyjdzie i powie: "Tato, czy ten mikołaj naprawdę istnieje, bo wszyscy w przedszkolu się ze mnie śmieją, jak mówię, że tak"?
Co wtedy? Utrzymywać dziecko w jego przekonaniu i tym samym ingerować w jego zaczynającą się współpracę z grupą? Posadzić dziecko na kolano i wytłumaczyć, że inne dzieci mają rację, ale my jemu tego nie mówiliśmy, bo....?
Crosis
|
Pn gru 18, 2006 15:50 |
|
|
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Z tym św. Mikołajem jest trochę tak, jak z wiarą w krasnoludki, smoki, duchy, Babę Jagę i inne magiczne byty zasiedlające dzieciecą wyobraźnię. Myślenie na ten temat nie zmienia się ot tak, z dnia na dzień - to jest proces, który trwa miesiące a nawet lata. Pamiętam część tego procesu u siebie. Ja nie doznałam terapii wstrząsowej. Sama powoli doszłam do wniosku, że Św. Mikołaj musi mieć jakieś materialne podstawy. Nie przypominam sobie jednak żadnego rozczarowania z tego tytułu, że wcześniej dano mi wierzyć w jego istnienie. Do dziś za to mam listy rysowane lub pisane do niego drukowanymi literami. Mam też jeden pisany piórem, z pierwszej klasy, kiedy to już nie wierzyłam, ale bardzo chciałam, żeby jednak przyszedł... stosunkowo długo było tak, że i wierzyłam i nie wierzyłam - w zależności od sytuacji, nastroju...
Rodzice z artykułu zastosowali okrutną strategię. Odarli brutalnie dziecięcy świat z należnej mu tajemnicy i magii. O wiele zdrowsze wydaje mi się postawienie sprawy tak, jak u Ciebie w domu, choć moim zdaniem to z kolei może zubożyć dzieciństwo… Poza tym przedszkolak i tak przechodzi taki etap myślenia, którego cechą jest mieszanie prawdy i fikcji, czy fantazjowanie.
My z mężem nie mieliśmy wątpliwości, że nasze dzieci będą wierzyć w ŚW. Mikołaja i to tak długo, jak będą chciały. W nielicznych chwilach, gdy zgłaszały wątpliwości, pytaliśmy: "a jak ty sądzisz"? - i to był punkt widzenia do rozmowy na ten temat.
|
Wt gru 19, 2006 7:31 |
|
 |
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Punkt wyjścia, nie widzenia, naturalnie 
|
Wt gru 19, 2006 7:33 |
|
 |
ToMu
Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49 Posty: 10063 Lokalizacja: Trójmiasto
|
Tradycja tradycją.
Można obchodzić wspomnienie św. Mikołaja, obdarowując się prezentami - co nie znaczy od razu, że trzeba wierzyć w to, że podarunki przynosi gruby stary facet, przeciskający się przez komin (któego w 3/4 domów nie ma) 
_________________ Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)
Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www
|
Wt gru 26, 2006 9:27 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 8 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|