Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Cz mar 28, 2024 19:35



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Dźwigać swój krzyż. 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Dźwigać swój krzyż.
Dziś jak zwykle była niedziela, msza w kościele, i na tej mszy było kazanie, w którym ksiądz mówił, że trzeba nieść swój krzyż(co oznacza że uczestniczymy we wszystkich praktykach religijnych, jak również staramy się nie popełniać żadnych grzechów), i z tej przyczyny zaczniemy czuć ból oraz cierpienie, i to spowoduje że zaczniemy być szczęśliwi.

No i to mnie trochę zaciekawiło, bo jakby ktoś przyszedł do mojego domu, i powiedział żebym coś zaczął robić, i dzięki temu będę odczuwać ból i cierpienie, to bym się zaczął śmiać z tego, do czego on mnie namawia, bo przecież gdzie w tym jest jakikolwiek sens? przecież to jest niedorzeczne.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


N cze 02, 2019 19:40
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 30, 2018 19:45
Posty: 1269
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Nie ma w tym nic niedorzecznego. Szczęście, takie prawdziwe, bierze się z pokonywania grzechu, cierpienia. Bez krzyża człowiek nigdy nie będzie spełniony. Skończy jako płytki, zadowolony z siebie, jednowymiarowy głupiec, który bez celu i sensu wije się po świecie.

I na podsumowanie niezrównany Marcin Styczeń:

Cierpię wiec jestem

Cierpię, więc jestem
A raczej się staję
Bo byłem ślepy
A światło poznaję

Taka jest właśnie
Wolności cena
Przekraczam granice
Cierpienie wybieram

A może ono wybiera mnie
Albo ktoś inny tak to układa
Że nagle widzę ukryty sens
Człowieka w sobie powoli uzdrawiam

Cierpię, więc jestem
Choć nie wiedziałem
Że to moje brzemię
To nie za karę

Że taka właśnie
Jest prawdy cena
Doświadczam bólu
I chcę się zmieniać

A może tylko odkryć się
Swojej słabości posmakować
Zrozumieć że ten cały sens
Znajduje się w otwartych dłoniach

Cierpię, więc jestem
Ty pewnie też
I to nas łączy
Zresztą sam wiesz

Każdy z nas dźwiga
Swój życia bagaż
Zdać go nie możesz
Musisz się zmagać

A może czasem także poprosić
Albo wyciągnąć dłoń do kogoś
Razem cierpienie łatwiej się znosi
Tak odpowiadam, gdy słyszę: po co?

_________________
Nie będzie mason pluł nam w twarz, ni dzieci nam tumanił!


N cze 02, 2019 20:24
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
towarzyski_pelikan napisał(a):
Nie ma w tym nic niedorzecznego. Szczęście, takie prawdziwe, bierze się z pokonywania grzechu, cierpienia. Bez krzyża człowiek nigdy nie będzie spełniony. Skończy jako płytki, zadowolony z siebie, jednowymiarowy głupiec, który bez celu i sensu wije się po świecie.


Chcesz pokonywać cierpienie? przecież ksiądz mówił że to cierpienie jest czymś co musi być, więc kogo mam słuchać? ciebie? czy może jednak księdza?
I szczęście bierze sie z robienia rzeczy dzięki którym jesteśmy szczęśliwy, grzech nie ma tutaj nic do rzeczy.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


N cze 02, 2019 22:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 18, 2009 9:51
Posty: 3963
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Robek napisał(a):
Chcesz pokonywać cierpienie? przecież ksiądz mówił że to cierpienie jest czymś co musi być, więc kogo mam słuchać? ciebie? czy może jednak księdza?
I szczęście bierze sie z robienia rzeczy dzięki którym jesteśmy szczęśliwy, grzech nie ma tutaj nic do rzeczy.


No właśnie tym różni się chrześcijaństwo od sekciarstwa (pseudo-chrześcijańskiego lub całkowicie innego), że nie obiecuje uniesień, ekstazy, rozkoszy i emfazy. Ani nawet tantrycznych multi-orgazmów.


Tylko krew.


Pot.


I łzy.


Jeżeli to Ci nie odpowiada, to wygugluj sobie jakieś stowarzyszenie szczęśliwości i spełniania marzeń, w internecie tego ponoć pełno.

_________________
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
...

(Koh 3:1nn)


Pn cze 03, 2019 10:16
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10
Posty: 4921
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Rozumiem, że prawdziwe głębokie szczęście wymaga wysiłku, bo to jak z grą, gdy jest za łatwa to wygranie nie da satysfakcji ani zadowolenia, gra straci sens. Potrzebujemy wyzwań, może być trudno, ale w wspinaczce na górę mimo, że wiąże się to z wysiłkiem, często z bólem to jednak nie chodzi w tym o cierpienie.

Jest przepaść między wysiłkiem prowadzącym w końcowym rozrachunku do ogromnej przyjemności i satysfakcji a cierpieniem dla cierpienia, czyli nazwijmy to po imieniu masochizmem. ( jak to komuś sprawia przyjemność to spoko)
Jeśli wysiłek powoduje cierpienie powinno się szukać przyczyn i wprowadzać zmiany, akceptować tylko wówczas gdy serio uniknąć się nie da.

Traktowanie praktyk religijnych oraz dążenia do przestrzegania przyjętych przez siebie i uznanych za słuszne zasad moralnych jako krzyża to moim zdaniem przegięcie, bo to są narzędzia, które w założeniu mają ułatwiać wędrówkę...

Czy nie lepiej porównać je do narzędzi wypełniających plecak? Nadal ciężko się to niesie, chwilami ma się ochotę zrzucić z siebie ten ciężar, ale ma się świadomość, że bez tych narzędzi najprawdopodobniej się nie zdobędzie szczytu lub wręcz się zginie. Taki plecak może i chwilami zadaje cierpienie, ale nie jest narzędziem tortur i należy tak go przepakować aby był możliwie najwygodniejszy i najlżejszy, równocześnie zawierając to co niezbędne...

Może po prostu , skoro ktoś nazywa praktyki religijne i zasady etyczne krzyżem, to jest ich za dużo lub są niedopasowane do potrzeb?

_________________
'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)

Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni...


Pn cze 03, 2019 11:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 18, 2009 9:51
Posty: 3963
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
IrciaLilith napisał(a):
Traktowanie praktyk religijnych oraz dążenia do przestrzegania przyjętych przez siebie i uznanych za słuszne zasad moralnych jako krzyża to moim zdaniem przegięcie, bo to są narzędzia, które w założeniu mają ułatwiać wędrówkę...


Tu akurat mogę się zgodzić. Jeżeli Robek dobrze przekazał słowa księdza (co nie jest pewne), to byłaby to ze strony księdza co najmniej niezręczność. Symbolika krzyża i "brania krzyża" to jednak trochę poważniejsza kategoria, niż ból powiek podczas nudnego kazania. Otarcia na palcach przy liczeniu paciorków różańca. Trudy i znoje wytrzymywania upałów podczas procesji na Boże Ciało. I inne niewiarygodne poświęcenia podczas odbębniania rytuałów religijnych. Owszem, w dzisiejszych czasach dla wielu już niedzielna msza to wysiłek ponad siły i strata czasu w minutowo zaplanowanym rozkładzie tygodnia. Ale mam nadzieję, że ten ksiądz miał jednak co innego na myśli, a Robek tylko w ten sposób to odebrał, co się zdarza.

IrciaLilith napisał(a):
Może po prostu , skoro ktoś nazywa praktyki religijne i zasady etyczne krzyżem, to jest ich za dużo lub są niedopasowane do potrzeb?


Zacznijmy od tego "za dużo". W ciągu roku jest 52, góra 53 niedziele. Do tego dochodzą święta obowiązkowe, jedno przypada w niedzielę, pozostałe 6 - różnie. Nadal jest to jednak maksymalnie 59 mszy w roku, jedne trwają krócej, inne dłużej, więcej niż 60 godzin z tego nie wyjdzie nawet dla osoby, która jest 100% dominicates. 0,68% roku. Dodajmy do tego jakieś chrzty, komunie, spowiedź, nadal więcej niż na 1% nie wyjdziemy. Owszem, są jeszcze katechezy szkolne, rok szkolny ma obecnie 37 tygodni, więcej niż 74 godzin nie będzie. Ale nawet dla uczniów nie wychodzę poza 1,5% czasu w roku (może więcej w okresie I Komunii, ale to chyba w bilansie i tak wychodzi "na plus", IMHO). Można się oczywiście spierać, czy nie można tego czasu lepiej spożytkować, ale bądźmy szczerzy, mało kto będzie akurat ten czas poświęcał na uczenie się trzeciego języka obcego lub kursy marketingu na uniwersytecie zaocznym.

Co do niedopasowania zacz, cóż, kłopot dużego Kościoła jest w tym, że ma jeden model Mszy, który ma wszystkim dogodzić. Z wiadomym rezultatem. Zwłaszcza w okolicach, gdzie jedyny kościół ma "monopol", księża częściej jadą standardem, na który każdy może mieć coś do narzekania. Inaczej w miastach, tam osoba zorientowana wie, gdzie jest bardziej tradycyjnie a gdzie mniej, gdzie ksiądz politykuje a gdzie przeżywa mistyczne uniesienia, gdzie jest po łacinie a gdzie po ukraińsku. "Format ramowy" nadal ten sam, ale wypełnienie tych ram i konkretne treści nie mogą być różniejsze.

Wiem, to nie umywa się do oferty małych wspólnot nie-katolickich, gdzie obrzędy są bardziej zindywidualizowane, niemniej już w ramach "oferty obowiązkowej" jest większa różnorodność, niż się wydaje z zewnątrz. A dla zaangażowanych są jeszcze parafie studenckie, są różne ruchy i wspólnoty katolickie, kręgi i kółka. Trochę tego jest, ciężko mi wierzyć, że dla osoby związanej z chrześcijaństwem nic odpowiedniego się nie znajdzie. No chyba że miał pecha co do lokalizacji, albo, być może, nie szukał.


EDIT:


Jeszcze jedna myśl, tak na marginesie. Miałem za sobą różne fazy życia, w tym także "wierzący niepraktykujący". Prawda jest taka, że wiara bez praktykowania... przysypia. Staje się czymś coraz bardziej obojętnym, powoli znika z życia, zastępowana przez codzienne troski, i tylko okazjonalnie przebija się, przypomina o sobie, o pewnym uczuciu pustki i zapomnieniu czegoś, co kiedyś było ważne, wytyczało kierunek w życiu.

A dziś, choć nie zawsze na mszy uważam w 100%, to jednak nawet nudne lub wnerwiające kazanie prowokuje mnie do refleksji. A nawet ksiądz odbębniający swój obowiązek jakby z przymusu daje jakąś namiastkę doświadczenia mistycznego, którego doświadczałem u innych kapłanów. Być może w innych religiach to inaczej funkcjonuje, mniejsza ilość większa jakość, przynajmniej w założeniu. W KRK jest ta stała godzina, raz w tygodniu, reszta to wypadkowa tak stanu ducha, okoliczności jak i oprawy. I najlepszy ksiądz nie wykrzesa zapału z osoby, która tylko z przyzwyczajenia chodzi.

_________________
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
...

(Koh 3:1nn)


Pn cze 03, 2019 12:36
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10
Posty: 4921
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Bert, w tym za dużo nie chodzi o ilość, bo tak na serio to patrząc na Twoje wyliczenia osobiście na szeroko pojęte sprawy duchowe poświęcam dużo więcej czasu, ale raczej o poczucie sensu tego co się robi, o przyczynę i cel oraz o dopasowanie formy praktyki do sytuacji, o pewną elastyczność.

To trochę jak z jedzeniem, gdy jest dla kogoś niesmaczne to nawet mała ilość to za dużo, gdy jest to coś czego pragniesz nawet dużo to będzie za mało.

Z praktykami jak z jedzeniem jeśli nie jesteś skrajnie głodny to przyprawy i sposób podania mają znaczenie.
Zaś gdy jesteś chory i wiesz, że coś może pomóc nawet okropny smak nie odstraszy... Przyczyny i cel są tu kluczowe.

Tak samo jak z jedzeniem dla jednego dodatek czegoś czego nie lubi będzie mało istotny dla drugiego sprawi, że zjedzenie tego będzie traktować jak krzyż i cierpienie.

Cel jedzenia- nakarmić ciało, tak aby mogło się rozwijać i dobrze funkcjonować
Cel praktyk duchowych - nakarmić duszę, sprawić aby wzrastała.
O tyle ważne jest, aby tak dobrać formę tego pokarmu aby spożywanie go było przyjemnością a nie koszmarem.
Dla kogoś sałatka z awokado jest nie do przełknięcia dla innego rosół, ważne aby pokarm zawierał to czego potrzebujemy. Z pokarmem duchowym jest podobnie, a potrzeby zależą od osoby. Inne praktyki dla dziecka inne dla dorosłego i mówię tu o dojrzałości duchowej, która ma mało wspólnego z wiekiem biogicznym...

Ja do mszy albo nie dorosłam, albo z tego wyrosłam, ale od zawsze łatwiej było mi o kontakt ze sferą sacrum np w lesie czy podczas czytania książki o medytacji nie wspominając.

Podkreśliłeś istotną rzecz- zasadniczo 'kuchnia mszalno rutualna' jest urozmaicona i da się z tego coś dla siebie wybrać... tylko ja nie jadam zasadniczo w restauracjach :)

_________________
'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)

Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni...


Pn cze 03, 2019 15:18
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 18, 2009 9:51
Posty: 3963
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
IrciaLilith napisał(a):
Bert, w tym za dużo nie chodzi o ilość, bo tak na serio to patrząc na Twoje wyliczenia


No dobra, te wyliczenia nie były do końca serio, zwłaszcza te procenty, bo wiadomo, że tak ok. 1/3 roku odpada na sen a niecała 1/3 na pracę. Niemniej osoba chcąca wypełnić tylko / aż program minimum nie musi wcale tak dużo czasu poświęcić, jakby to wynikało z obiegowych narzekań. Nawet uwzględniając dojazd itp.

Cytuj:
osobiście na szeroko pojęte sprawy duchowe poświęcam dużo więcej czasu,


Oczywiście, pewnie i ja, choć czasy "nadaktywności" mam za sobą, poświęcam więcej czasu. Być może nawet Robek poświęca więcej czasu niż osoby "odbębniające" obowiązkowe msze. Jak każda osoba, która albo chce się rozwijać duchowo, albo przynajmniej nie "zwijać".

Cytuj:
To trochę jak z jedzeniem, gdy jest dla kogoś niesmaczne to nawet mała ilość to za dużo, gdy jest to coś czego pragniesz nawet dużo to będzie za mało.

Z praktykami jak z jedzeniem jeśli nie jesteś skrajnie głodny to przyprawy i sposób podania mają znaczenie.
Zaś gdy jesteś chory i wiesz, że coś może pomóc nawet okropny smak nie odstraszy... Przyczyny i cel są tu kluczowe.


Rozumiem porównanie i je podejmę. Dla jednego człowieka przyjemność będzie polegała na jedzeniu tylko smacznych rzeczy w ilościach, powiedzmy, przekraczających naturalne zapotrzebowanie organizmu. Inny człowiek będzie się w tym ograniczał, a satysfakcję brał z tych momentów, kiedy na wadze zobaczy efekty swoich starań. Trochę podobne podejście miał być może ten "robkowy" ksiądz: "Wiem, drodzy parafianie, że przynudzam na kazaniach, ławki niewygodne, w lecie za ciepło w zimie za zimno. Ale dzięki temu, że tutaj ze mną wytrzymujecie, będziecie mieli bonusy w Księgach Nieba". Lub coś w tym stylu.

Cytuj:
Ja do mszy albo nie dorosłam, albo z tego wyrosłam, ale od zawsze łatwiej było mi o kontakt ze sferą sacrum np w lesie czy podczas czytania książki o medytacji nie wspominając.


Wiem, i jedno drugiemu nie zaprzecza. Ale te opisywane przez Ciebie stany są... ulotne. Można wędrować przez las i tylko chwila, promienie słońca, dźwięk ptaków, sprawiają, że ta chwila staje się czymś szczególnym, nie do oddania słowami. Czasem można całą księgę czytać, i tylko jedno zdanie, w trywialnej otoczce, zapada w pamięć i daje do myślenia jeszcze miesiące później. To są te chwile, momenty, sekundy. Więcej byłoby "wymuszone", ja przynajmniej nie byłbym w stanie i nie sądzę, że ktokolwiek jest dłużej, niż kilka chwil może. A medytacja... tak to "nie moja działka", jak msza nie Twoja. Przynajmniej na dzień dzisiejszy.

A msze... poza masą tych, które są raczej spełnianiem kościelnego obowiązku zawsze zdarzają się te szczególe. Czy to przez muzykę, czy przez kazanie, czy przez szczególny nastrój. Być może potrzeba do tego pewnego wyczucia, dużo zależy od przygotowania przez księdza, architektura i wystrój też robią swoje. Ale i tu nie ma automatu, nie ma gwarancji, nawet w najlepszym otoczeniu czasem po prostu "nie trafia". U Ciebie i nie tylko u Ciebie być może nie trafia nigdy.

_________________
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
...

(Koh 3:1nn)


Pn cze 03, 2019 17:14
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10
Posty: 4921
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Kontynuując metaforę z jedzeniem: podstawą jest aby dostarczyć sobie wszystkich potrzebnych składników, szczególnie, że nie chodzi tylko o nie cofanie się, ale o konkretny rozwój. Z tym, że zdrowe jedzenie powinno być też smaczne, prawda. I serio nie ma potrzeby zmuszać się do jedzenia konkretnych nielubianych produktów, ani do jedzenia czegoś w nielubianej formie.
Problem jednak pojawia się gdy jemy same puste kalorie...
Albo gdy wpadamy w anoreksję.
Natomiast zdrowych diet jest sporo i spory, która jest tą jedyną prawdziwą i dobrą czy upieranie się, że koniecznie trzeba jeść takie a takie dania nie jest rozsądnym podejściem. Tak samo zmuszanie się do jedzenia zdrowych i pysznych według innych , ale nie smacznych dla nas potraw jest na ogół zbyteczne.

Ja na przykład do mojej diety nie zamierzam nikogo przekonywać, bo mam świadomość, że dla większości byłby to koszmar i mam na myśli zarówno dietę dla ciała, jak i tą dla umysłu oraz tą dla duszy. Jedyne do czego zamierzam przekonywać to do tego, że dieta powinna być zdrowa i smaczna, bo nie trzeba wybierać albo to albo to :)

_________________
'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)

Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni...


Pn cze 03, 2019 18:22
Zobacz profil
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
IrciaLilith napisał(a):
Ja na przykład do mojej diety nie zamierzam nikogo przekonywać, bo mam świadomość, że dla większości byłby to koszmar i mam na myśli zarówno dietę dla ciała, jak i tą dla umysłu oraz tą dla duszy. Jedyne do czego zamierzam przekonywać to do tego, że dieta powinna być zdrowa i smaczna, bo nie trzeba wybierać albo to albo to :)

Po co jakieś diety, to wymysł społeczeństwa, spytaj ciała co by chciało zjeść, czego potrzebuje, a przede wszystkim, zapytaj czy jest głodne. Ono ci odpowie, tylko naucz się go słuchać. Od dziecka jesteśmy zmuszani do jedzenia nie kiedy chcemy, lecz kiedy powinniśmy. Dziecko mówi jestem głodne, mama mówi poczekaj, za godzinkę będzie obiad. Matka mówi chodź na obiad, dziecko mówi że nie jest głodne. Jesteśmy od najmłodszych lat urabiani i programowani. Dziś cukier krzepi, jutro to biała śmierć.
Dietę duchową, też stworzyło ci społeczeństwo. Dziecko nie ma ochoty iść do Kościoła, Synagogi czy jakiejkolwiek innej świątyni, no może raz, dwa z ciekawości. Co robi społeczeństwo – na to chyba każdy może sobie odpowiedzieć. Tak, jak przyzwyczaiło nas do spożywania trzech posiłków dziennie, a nie dwu czy dwunastu w zależności od potrzeb naszego organizmu, tak też przyzwyczaiło do odwiedzania świątyń.
Gdy powiesz, że masz ochotę zjeść obiad o godz. 23, wyśmieją cię, wskażą ci w trosce o twoje zdrowie setki publikacji naukowych, co krzepi i o której godzinie, a co zabija, podeprą to przykładami, zdjęciami, filmami, wypowiedziami znanych aktorek.
Gdy powiesz, że nie idę do świątyni, bo nie mam na to ochoty, wskażą ci setki publikacji naukowych co krzepi, a co zabija, podeprą to ….
Jesteś indywidualnością, nigdy nie było kogoś takiego jak ty i nie będzie. Twoje ciało powie co dla ciebie najlepsze, lecz go nie słuchasz, słuchasz społeczeństwa. Twoja duchowość poszukuje Boga, społeczeństwo podaje na tacy.
Gdy odrzucisz to co daje społeczeństwo, będą się z ciebie śmiali, gdy nadal będziesz obstawał przy swoim, zaczniesz denerwować społeczeństwo, nie zmieniając zdania zostaniesz przez społeczeństwo ukrzyżowany.


Pn cze 03, 2019 22:08
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
IrciaLilith napisał(a):
Rozumiem, że prawdziwe głębokie szczęście wymaga wysiłku, bo to jak z grą, gdy jest za łatwa to wygranie nie da satysfakcji ani zadowolenia, gra straci sens.


To może u ciebie tak jest :mrgreen:
Bo jak gram w warcaby, to mogę bez problemu wygrać 50 partii z rzędu, i jakoś mi to nie przeszkadza, jakoś mnie to nie nudzi, każda kolejna wygrana cieszy coraz bardziej.

IrciaLilith napisał(a):
Może po prostu , skoro ktoś nazywa praktyki religijne i zasady etyczne krzyżem, to jest ich za dużo lub są niedopasowane do potrzeb?


Potrzeb? czyżby owieczki(ludzie), prowadzone przez sowjego pasterza, mają zastanawiać sie jakie mają potrzeby? czy może na ślepo podążać za swoim pasterzem?



bert04 napisał(a):
Tu akurat mogę się zgodzić. Jeżeli Robek dobrze przekazał słowa księdza (co nie jest pewne), to byłaby to ze strony księdza co najmniej niezręczność.



Chyba to wszystko zacząć nagrywać :mrgreen: chociaż musze przyznać że niedopowiedziałem historii do końca, bo niesienie krzyża wywołuje ból i cierpienie, i to powoduje zbliżenie się do Boga, oraz szczęście, no ale to i tak nic nie zmienia, bo ból i cierpienie cały czas ma miejsce, co najwyżej się nazwa zmienia, i teraz nazywamy to szczęściem.

bert04 napisał(a):
Symbolika krzyża i "brania krzyża" to jednak trochę poważniejsza kategoria, niż ból powiek podczas nudnego kazania. Otarcia na palcach przy liczeniu paciorków różańca. Trudy i znoje wytrzymywania upałów podczas procesji na Boże Ciało. I inne niewiarygodne poświęcenia podczas odbębniania rytuałów religijnych. Owszem, w dzisiejszych czasach dla wielu już niedzielna msza to wysiłek ponad siły i strata czasu w minutowo zaplanowanym rozkładzie tygodnia.




Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jakie musze ponieść koszty, niesienia tego krzyża, więc po co w ten sposób się wypowiadasz? jaki to miało mieć cel?


bert04 napisał(a):
Ale mam nadzieję, że ten ksiądz miał jednak co innego na myśli, a Robek tylko w ten sposób to odebrał, co się zdarza.



Miałem wcześniej o tym tutaj wspomnieć, ale jakoś wylatuje z głowy :mrgreen: bo w 1919 roku, powstała moja parafia, i w tym roku na setne urodziny, jakieś uroczystości będą, do końca tego tygodnia jakieś apele o 21:00 w kościele mają się odbywać, będzie się działo, a ten ksiądz od tego feralnego kazania, to jakiś wyższy rangą ksiądz, więc i może jego kazania trochę się różnią od tego co prezentuje nasz proboszcz, czy tam wikary

bert04 napisał(a):
Trochę podobne podejście miał być może ten "robkowy" ksiądz: "Wiem, drodzy parafianie, że przynudzam na kazaniach, ławki niewygodne, w lecie za ciepło w zimie za zimno. Ale dzięki temu, że tutaj ze mną wytrzymujecie, będziecie mieli bonusy w Księgach Nieba". Lub coś w tym stylu.


Na mszy to ja zazwyczaj troche przysypiam, a jak zaczął opowiadać o tym dźwiganiu krzyża, to aż mnie ocuciło :mrgreen: bo dość ciekawe/dziwne rzeczy mówił.

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Pn cze 03, 2019 22:33
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt maja 29, 2018 15:10
Posty: 4921
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Robek, uważanie nawet uczucia radości i zadowolenia za cierpienie to raczej domena buddyzmu , gdzie w praktyce cierpienie to wszystko co jest zmienne i nietrwałe. Ale w naszym kręgu kulturowym raczej inaczej pojmuje się cierpienie definiując raczej jako :(1)doznania powszechnie uznawane za nieprzyjemne ew (2)jako doznania indywidualnie uznane za nieprzyjemne. Do tego buddyzm prowadzi do oświecenia, które w praktyce wcale nie likwiduje cierpienia w naszej pierwszej definicji, ale w drugiej i to przez zmianę oceny wynikającą z braku oczekiwać, bo skupia się na definicji buddyjskiej...

Serio wygrywanie 50razy pod rząd daje Ci jakąś przyjemność? Ale jednak chyba tylko wtedy gdy nie jest to za proste? Miałbyś przyjemność z ogrywania kogoś, kto nie ma szans na wygraną?
Z czytania czegoś gdzie już wszystko wiesz i rozumiesz też miałbyś przyjemność?
Na górski szczyt lepiej wlecieć helikopterem, wyciągiem czy wejść samodzielnie? Co da więcej zadowolenia?

_________________
'Ja' to tylko zaimek wygodny w konwersacji ;)

Nazwanie czegoś/kogoś głupim lub mądrym, dobrym lub złym, prawdziwym czy fałszywym, itd, nie ma na to wpływu, tylko na to jak to subiektywnie odbieramy i jak to odbiorą inni...


Wt cze 04, 2019 8:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 18, 2009 9:51
Posty: 3963
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Robek napisał(a):
IrciaLilith napisał(a):
Rozumiem, że prawdziwe głębokie szczęście wymaga wysiłku, bo to jak z grą, gdy jest za łatwa to wygranie nie da satysfakcji ani zadowolenia, gra straci sens.


To może u ciebie tak jest :mrgreen:
Bo jak gram w warcaby, to mogę bez problemu wygrać 50 partii z rzędu, i jakoś mi to nie przeszkadza, jakoś mnie to nie nudzi, każda kolejna wygrana cieszy coraz bardziej.


No dobra, ale nie powiesz, że dzięki takim wygranym 50 razy pod rząd umiesz lepiej grać w warcaby i poradziłbyś sobie z cięższym przeciwnikiem?

Ale co ja mówię, internet jest pełen apek na smartfony, w których zasadniczo nie można przegrać, tylko czas wygrywania zależy od zręczności. Lub od wpłacanych środków pieniężnych. Gdzie te czasy, kiedy w najprostszych gierkach ginęło się po muśnięciu wroga i trzeba było zaczynać od nowa. Widocznie klient woli taką rozrywkę.

Cytuj:
Potrzeb? czyżby owieczki(ludzie), prowadzone przez sowjego pasterza, mają zastanawiać sie jakie mają potrzeby? czy może na ślepo podążać za swoim pasterzem?


Słaby strawman. Każdy człowiek ma potrzeby.

Cytuj:
Chyba to wszystko zacząć nagrywać :mrgreen: chociaż musze przyznać że niedopowiedziałem historii do końca, bo niesienie krzyża wywołuje ból i cierpienie, i to powoduje zbliżenie się do Boga, oraz szczęście, no ale to i tak nic nie zmienia, bo ból i cierpienie cały czas ma miejsce, co najwyżej się nazwa zmienia, i teraz nazywamy to szczęściem.


Powiedzmy, że nie pasuje mi to do standardu kościelnej retoryki. Choć spotykałem księży, rekolekcjonistów, którzy potrafili robić takie nieco bardziej odjechane, prowokacyjne i niełatwe porównania. Z drugiej strony nawet tu myślę, że - być może - przegapiłeś początek kazania, w którym było więcej o sensie, celu, kierunku. Bo w chrześcijaństwie cierpienie nie ma być "celem samym w sobie".

Cytuj:
Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, jakie musze ponieść koszty, niesienia tego krzyża, więc po co w ten sposób się wypowiadasz? jaki to miało mieć cel?


Nie mam pojęcia, jakie Ty musisz ponieść koszty, mimo bytności na tym forum za mało Ciebie znam. Być może przeżywasz wewnętrzne katusze będąc w miejscu, w którym być nie chcesz, ale to już Twoje indywidualne podejście. Zakładałem, że mówimy o jakimś standardowym katoliku, który się przygotowuje do niesienia krzyża.


Cytuj:
a ten ksiądz od tego feralnego kazania, to jakiś wyższy rangą ksiądz, więc i może jego kazania trochę się różnią od tego co prezentuje nasz proboszcz, czy tam wikary

(...)

Na mszy to ja zazwyczaj troche przysypiam, a jak zaczął opowiadać o tym dźwiganiu krzyża, to aż mnie ocuciło :mrgreen: bo dość ciekawe/dziwne rzeczy mówił.


No to mu się udało, właśnie przez to, że pojechał jakimś niestandardowym porównaniem.

_________________
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
...

(Koh 3:1nn)


Wt cze 04, 2019 8:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So gru 20, 2014 19:04
Posty: 6825
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
IrciaLilith napisał(a):
Serio wygrywanie 50razy pod rząd daje Ci jakąś przyjemność?


Chyba fajniej jest wygrywać, niż przegrywać? no chyba że "IrciaLilith" jest wielkim zwolennikiem wszelakich porażek, wtedy to faktycznie, przegrywanie może być czymś fajnym.

IrciaLilith napisał(a):
Ale jednak chyba tylko wtedy gdy nie jest to za proste? Miałbyś przyjemność z ogrywania kogoś, kto nie ma szans na wygraną?



Wygrywam po to żeby wygrywać, cała reszta to jakieś nieistotne szczegóły.

IrciaLilith napisał(a):
Na górski szczyt lepiej wlecieć helikopterem, wyciągiem czy wejść samodzielnie? Co da więcej zadowolenia?


Wolałbym wlecieć helikopterem, w końcu mniej wysiłku, a z uwagi że co dziennie słysze hałasujące samochody ciągniki kombajny :mrgreen: to polubiłem ten hałas, więc tym bardziej jestem zwolennikiem helikoptera.

bert04 napisał(a):
No dobra, ale nie powiesz, że dzięki takim wygranym 50 razy pod rząd umiesz lepiej grać w warcaby i poradziłbyś sobie z cięższym przeciwnikiem?



Praktyka czyni mistrza, i z każdą kolejną partią idzie coraz lepiej, w końcu po rozegraniu 10 tyś. partii weszłem na dużo wyższy poziom, wypracowałem wiele schematów, dzięki którym dawało rade ograć kogoś, z kim w normalnych warunkach, niemiałbym żadnych szans.
Swego czasu na kurniku, o własnych siłach, miałem 1900 punktów, co jest bardzo dobrym wynikiem, jak na kogoś, kto nie specjalnie umie grać w warcaby.

bert04 napisał(a):
Powiedzmy, że nie pasuje mi to do standardu kościelnej retoryki. Choć spotykałem księży, rekolekcjonistów, którzy potrafili robić takie nieco bardziej odjechane, prowokacyjne i niełatwe porównania.


Gdyby to kazanie, pasowało do standardowej kościelnej retoryki, to jaki sens by było żebym o tym na forum wspominał?

bert04 napisał(a):
Z drugiej strony nawet tu myślę, że - być może - przegapiłeś początek kazania, w którym było więcej o sensie, celu, kierunku. Bo w chrześcijaństwie cierpienie nie ma być "celem samym w sobie".


Ksiądz mówił żeby dźwigać krzyż i cierpieć, co tutaj miałem przegapić?

bert04 napisał(a):
Nie mam pojęcia, jakie Ty musisz ponieść koszty, mimo bytności na tym forum za mało Ciebie znam. Być może przeżywasz wewnętrzne katusze będąc w miejscu, w którym być nie chcesz, ale to już Twoje indywidualne podejście. Zakładałem, że mówimy o jakimś standardowym katoliku, który się przygotowuje do niesienia krzyża.



Wydaje mi się że kiedyś do ciebie, czy może do kogoś innego :mrgreen: mówiłem o tym, że chcąc dźwigać krzyż, bym musiał zrezygnować z romansowania/porno, więc nie mam zamiaru z tego rezygnować.
I powiem że trochę mnie poirytowało to, że szukasz problemu w upalnej procesji Bożego Ciała, w końcu to jest konieczność, stania na słońcu przez półtorej godziny, no ale ta procesja jest tylko raz w roku, a romansowanie i porno, to 3 godziny dziennie, przez cały rok, więc tutaj widać, że na siłę szukasz problemów, tam gdzie ich nie ma.
Bo chyba nie myśli, że upalna procesja, to jedyny powód, dla którego ludzie rezygnują, z katolicyzmu?

bert04 napisał(a):
No to mu się udało, właśnie przez to, że pojechał jakimś niestandardowym porównaniem.


Bardzo ostro pojechał :mrgreen: być może w miastach specjalnie tak ostro jadą, bo tylko w ten sposób, mogą przyciągnąć/wygonić ludzi z kościoła :mrgreen:

_________________
Wymyśliłem swoje życie od początku do końca bo to, które dostałem mi się nie podobało.


Wt cze 04, 2019 13:34
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 18, 2009 9:51
Posty: 3963
Post Re: Dźwigać swój krzyż.
Robek napisał(a):

Swego czasu na kurniku, o własnych siłach, miałem 1900 punktów, co jest bardzo dobrym wynikiem, jak na kogoś, kto nie specjalnie umie grać w warcaby.


Nie wiem wprawdzie, co to kurnik, ale swego czasu na Subway Surfers miałem rekordowy wynik 2.352.900 punktów. Choć nie umiem jeździć na deskorolce, tym bardziej po szynach.

Cytuj:
Ksiądz mówił żeby dźwigać krzyż i cierpieć, co tutaj miałem przegapić?


Fakt, nie ty coś przegapiłeś, ale bert, patrz niżej.

Cytuj:
Wydaje mi się że kiedyś do ciebie, czy może do kogoś innego :mrgreen: mówiłem o tym, że chcąc dźwigać krzyż, bym musiał zrezygnować z romansowania/porno, więc nie mam zamiaru z tego rezygnować.


Zdaje się, że wspominałeś o tym, choć bez szczegółów.

Cytuj:
I powiem że trochę mnie poirytowało to, że szukasz problemu w upalnej procesji Bożego Ciała, w końcu to jest konieczność, stania na słońcu przez półtorej godziny, no ale ta procesja jest tylko raz w roku, (...)


Tu moja wina, jakoś rozmowa zeszła szybko na praktyki religijne, że przeoczyłem, co pisałeś na wstępie. A Ty pisałeś, "że uczestniczymy we wszystkich praktykach religijnych, jak również staramy się nie popełniać żadnych grzechów". Umknęła mi ta druga połowa.

Cytuj:
a romansowanie i porno, to 3 godziny dziennie, przez cały rok, więc tutaj widać, że na siłę szukasz problemów, tam gdzie ich nie ma.


No nie wiem, trzy godziny dziennie to brzmi jednak jak problem. Niezależnie od wyznawanej lub nie-wyznawanej religii. Ktoś bardziej surowy ode mnie mógłby Ci wręcz zarzucać, że to już przekracza granicę nałogu. I że nie Kościół tu jest problemem, ale na ile ta "hiperaktywność" wpływa na Twoje życie.

Cytuj:
Bo chyba nie myśli, że upalna procesja, to jedyny powód, dla którego ludzie rezygnują, z katolicyzmu?


Ludzie rezygnują z katolicyzmu z pierdyliarda powodów. Dużo zależy od wieku, skłonności czy awersji. Bo tak jednemu będą bardziej przeszkadzać te rytuały. Innemu wspominane zakazy około-seksualne. Jeszcze trzeci nie będzie miał problemu ani z tym ani z tamtym, ale będzie reagował alergicznie na wszelkie kwestie polityczne. Czwarty znowu po prostu wyjeżdża do Niemiec i żal mu na podatek kościelny łożyć.

_________________
Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina
na wszystkie sprawy pod niebem
...

(Koh 3:1nn)


Wt cze 04, 2019 14:41
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 29 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL