Zbigniew Ważydrąg - wspomnienie o ks. Janie Twardowskim.
Od dawna nosiłem w sobie pragnienie, by osobiście spotkać się z ks. Janem Twardowskim. Od pewnego duszpasterza usłyszałem: "Ksiądz Twardowski jest prorokiem czasu obecnego". Jest prorokiem? Czy to możliwe? - myślałem. Słowa te stały się we mnie zaczynem fermentu. 
Kupiłem kolejny tomik wierszy ks. Twardowskiego. Czytałem. Wiersze otwierały mi oczy i serce. Pobudzały do pisania, stały się bliskie jak głos przyjaciela.
Wreszcie udało mi się umówić z księdzem Janem na spotkanie. Odbyło się ono w przedsionku zakrystii kościoła sióstr Wizytek w Warszawie. Ksiądz przyszedł tuż po szesnastej. Przywitał się ze mną i bardzo życzliwie zaprosił do rozmowy. Usiedliśmy w kąciku przy stole z nocną lampką. Na jego życzenie opowiedziałem krótko o sobie. Pokazałem trochę moich fotografii i wierszy. Nieśmiało prosiłem o udzielenie mi wywiadu. Zgodził się. Wyciągnąłem z plecaka czerwony ołówek i powiedziałem:
- To jest prezent dla Księdza.
Ksiądz Jan wziął gruby ołówek, zwyczajnie zastrugany z jednego końca. Na drugim "siedział" wyrzeźbiony Chrystus Frasobliwy. Trzymał go chwilę w skupieniu i rzekł:
- Taki ołówek od razu wzbudza zaufanie. Pan sam go wyrzeźbił? To bardzo dobry pomysł.
- Pomyślałem, że Ksiądz może nim pisać wiersze.
- Lubię Pana Jezusa Frasobliwego. W domu mam dwie stare figurki. Ten ołówek jest wzruszający. To ciekawe: Pan Jezus na ołówku prowadzi rękę... Ale, proszę pana, ja nie piszę ołówkiem, tylko długopisem. Czy dałoby się zrobić długopis z Panem Jezusem?
- Myślę, że tak. Lecz będzie z tym większy problem, a ołówek stolarski można kupić i wyrzeźbić: jeden, drugi i trzeci...
- Jeśli tak, to proszę o kilka takich ołówków z Panem Jezusem. Czy może je pan przywieźć za tydzień? Zwrócę koszty podróży. Przepraszam, ale teraz muszę wyjść. To serce. Odpocznę i wrócę za pół godziny. Proszę poczekać.
Po powrocie czekał na Księdza starszy mężczyzna, który poprosił o spowiedź. Ksiądz Jan najpierw odmówił:
- Teraz nie mogę. Źle się czuję. Mam gościa.
Mężczyzna jednak stał przy drzwiach. Nic nie mówił, tylko patrzył. Ksiądz Jan odesłał mnie do zakrystii i wysłuchał spowiedzi. Gdy wróciłem, on uparcie wracał do ołówka, który wyciągnął z zanadrza sutanny i wpatrywał się w niego z czułością.
- Czy zrobi mi Pan jeszcze trzy, a może pięć takich ołówków? Podarowałbym moim bliskim.
- Na pewno zrobię i przywiozę za tydzień. Księże Janie, a co będzie z naszą rozmową do LISTU?
- Proszę mnie teraz pytać. Ja nie mam czasu, ale szybko to zrobimy. Zanim ludzie zbiorą się na Mszę świętą, mnie trzeba być w konfesjonale.
- Odłóżmy to na następne spotkanie. Lepiej będzie, gdy porozmawiamy w spokoju, w innym czasie.
Żegnaliśmy się. Ksiądz powiedział:
- Proszę przyjechać, tylko wcześniej, z rana. Proszę wybaczyć, że tak pana przyjąłem… Pewno pan głodny. I bardzo dziękuję za ołówek.
Zapadł zmierzch. Odchodziłem prosto na dworzec. Wciąż zdumiony prostotą i szczerością księdza Jana i tym ołówkiem, który dla niego stał się wydarzeniem. Ołówek z Panem Jezusem.
Tydzień później przyjechałem do Warszawy wcześnie rano. Zaraz po godzinie dziewiątej, zgodnie z prośbą księdza Jana, byłem już w domu, przytulonym do klasztornego muru. Zielone drzwi "Domu pod Dobrą Nowiną" otworzyła mi starsza pani i spytała - Pan z Krakowa? - Potwierdziłem.
- Ksiądz czeka na pana.
W progu powitał mnie zatroskany ksiądz Jan.
- Jak wcześnie musiał pan dzisiaj wstać. Na pewno pan głodny. Mogę zrobić kawę? W drugim pokoju są bułki, masło i miód. Proszę wejść i zrobić sobie śniadanie.
- Czy Ksiądz pozwoli, bym rozejrzał się po domu? - zapytałem - Tak tu pięknie... A ja nie jestem głodny.
Musiałem jednak zrobić sobie kawę i zjeść bułkę. Ksiądz czekał półleżąc na sofie przy białym piecu. Prawie każdy kafel pokrywały rysunki dzieci. Rozglądałem się urzeczony klimatem wnętrza domu, w którym żyje ksiądz-poeta.
- Jak się panu u mnie podoba? A podłoga? Co pan o niej powie?
- Jest piękna.
- A dlaczego?
- Bo jest drewniana, prosta i z sękami. Sęki są jak gwiazdy z nieba pod stopami.
- Jak gwiazdy? Naprawdę? A jakie to drewno? Pan na pewno rozpozna, bo jest rzeźbiarzem.
- To na pewno sosna. Dlatego tak skrzypi i sęki takie bursztynowe, żywiczne. Skąd u Księdza tyle pięknych drobiazgów?
- To podarunki od przyjaciół i od dzieci. Gromadzę je, bo je lubię. W tym objawia się moja próżność. Może pan je sfotografować.
- Ooo! Jakiż piękny ten osiołek z pochyloną głową.
- Dostałem od Krzysztofa Zanussiego. To gruziński osiołek. Myślę, że bardzo prawdziwy.
- A Chrystus Frasobliwy?
- Podarowała mi go wdowa po malarzu Waliszewskim. Zaraz po jego śmierci. Bardzo wychudzony, prawda?
- Czy on jest stary?
- Sądzę, że dziewiętnastowieczny.
- A klęcznik i stolik z harfami zamiast nóg?
– To meble "wizytkowskie". Takie tu zastałem, ładne, prawda?
- Tak, bardzo pięknie i przytulnie jest w domu Księdza. – Pomyślałem: wnętrze domu wyraża wnętrze gospodarza. Duszą domu jest żywy człowiek. To on tworzy jego piękno.
Mogłem rozpocząć moją rozmowę do LISTU:
Dlaczego pisze się wiersze?
Dlatego, że temu, kto je pisze, wydaje się, że ma coś bardzo ważnego, osobistego do powiedzenia, tak ważnego, że trzeba to ocalić i zapisać.
Czym dla Księdza jest poezja?
Poezja jest powrotem do ludzkich przeżyć, do ludzkiej miłości, rozpaczy, wiary. Wiersz, podobnie jak wiara, oczyszcza człowieka. Obcując z poezją człowiek, chcąc nie chcąc, staje się coraz czystszy w tym, co robi.
Czy poezja tworzy człowieka?
Raczej ocala wartości, te najważniejsze i podeptane. W świecie komputerów i techniki poezja objawia się jako coś ludzkiego. Jest dla mnie jak coś dobrego, serdecznego, co nie jest zatrute nienawiścią, złością i sporami. Wiersze wnoszą ład i harmonię. Odkażają zatrutą dzisiejszą rzeczywistość.
Jaką poezję można uznać za dobrą?
Sama poezja to coś bardzo prostego. Trafienie w jakąś istotę naszego ludzkiego przeżycia. Prawdziwa poezja i głęboka to ta, która przekazuje prawdę przeżycia. Jest taka potrzeba, by odkryć to, co prawdziwe w człowieku i przekazać w poezji. Są także udawania, ale to łatwo rozpoznać. To się pojawiło, gdy nastała taka kwiecista oprawa romantyczna. To już nie jest poezja. To jest tylko poetyzowanie.
Czy poezja jest drogą poznania?
Poezja według mnie posługuje się poznaniem intuicyjnym i dlatego język jej może być na pozór nielogiczny, a jednocześnie niesłychanie trafny. Potrafi wpaść do środka od razu i opanować całość. Jest to język zbliżony do języka Ewangelii.
A Psalmy?
Psalmy przetrwały tyle lat, bo w nich jest prostota i zwięzłość. Ich wielką siłą jest to, że przekazują jakąś uniwersalność ludzkiego przeżycia. Jakże łatwo w nich odnaleźć siebie. Psalmy są genialne – tak uważam. Wychodzi na świat taki hymn. Ludzie śpiewają i nie wiedzą, kto to napisał. Ale to trwa. Autor jest nieważny, ważne jest samo dzieło
Co jest najważniejsze dla poety?
Najważniejsze to mówić własnym językiem. Nie naśladować. Nie udawać nowoczesności. Pisać tak, jakby się mówiło do kogoś bliskiego.
W pisaniu potrzebna jest pokora, pokora własnej miary. Pisanie wierszy, to szukanie kontaktu z kimś drugim, to poszukiwanie przyjaciela.
Co Ksiądz myśli o poetach?
Myślę, że samo słowo poeta (z greckiego – twórca) jest za wielkie. Takie patetyczne. Lepsze już jest: "człowiek piszący". Też ładnie brzmi. Poeta to za bardzo pretensjonalne. To słowo jakoś nie pasuje. Ludzie je nadużyli tą złą, kwiecistą poezją. Ale "człowiek piszący wiersze" to już nie jest mdłe, ale szlachetne.
Czy Ksiądz traktuje swoje wiersze jako modlitwę?
Myślę, że niektóre tak. Dla mnie modlitwa to nie słowa. To przebywanie z Bogiem, bez słów. Modlitwa jest raczej słuchaniem Boga niż mówieniem. To jest przebywanie z Bogiem w milczeniu, jak zakochani. Kochają i nic nie mówią do siebie.
Jeden z moich kolegów piszących wiersze powiedział: ja nie potrzebuję innej modlitwy, bo ja się modlę swoimi wierszami.
Mnie pewien lekarz opowiedział: "Ja leczę ludzi i to jest moja modlitwa". Ale leczy ludzi od tej do tej godziny. A co po południu? A co wieczorem? W każdej chwili trzeba się modlić i coś robić. Jakoś jedna myśl świadoma może pomoc i to będzie modlitwa i dzieło. Czy operuję, czy piszę, czy cokolwiek robię. Ważna jest świadomość przebywania z Bogiem.
Czytałem wypowiedź, w której mówił Ksiądz, że przerosła go własna poezja. Czy tak jest rzeczywiście?
Pisanie to jest łaska Boska. Ja naprawdę jestem dzieckiem łaski. Uważam, że tyle doświadczyłem Bożej łaski w życiu swoim, że to jest aż nieprawdopodobne. Bóg naprawdę objawił mi się w życiu. I nie potrzebuję żadnych dowodów. Dla mnie teologia, owszem, jest bardzo mądra, ale jest mi niepotrzebna.
Rozmowa pochodzi z numeru - LIST 07/2000