Autor |
Wiadomość |
Anonim (konto usunięte)
|
Lucyna napisał(a): queer, niestety jestes zakochany w swoim zakochaniu, nic wiecej, to emocje nie majace nic wspolnego z miloscia. Dajsz sie oszukiwac przez uczuciowe wzloty. Skąd Ty mozesz kobieto wiedzieć tkaie rzeczy? Nie znasz mnie w ogóle! Lucyna napisał(a): Napisalam przeciez, ze milosc to troska o dobro drugiej osoby.
Aha tzn, że się nie potrafię się troszczyć o chłopaka, rozumiem.... Lucyna napisał(a): Homoseksualizm nie ma nic wspolnego z miloscia chyba nie musze pisac dlaczego.
Napisz, pośmiejemy się.
pozdrawiam,
michał
|
Śr kwi 05, 2006 17:46 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
queer, milosc to troska o DOBRO drugiej osoby.
Klania sie temat rozumienia DOBRA.
Dobro nie moze byc grzeszne, nie moze byc zaprzeczeniem porzadku moralnego ustanowionego przez samego Boga.
Ze wzgledu na obiektywny porzadek moralny stosunki homoseksualne sa czynami pozbawionymi niezbednego i istotnego uporzadkowania.
Napisalam juz wszystko na dany temat. Dziekuje za rozmowe, dalsza dyskusja jest zbyteczna.
Odsylam do lektur
"Milosc i odpowiedzialnosc " K.Wojtyly
"Przed nami milosc" W.Poltawskiej
"Milosc przemienia" ks. M Dziewieckiego
"Zrozumiec milosc" K.Wisniewskiej - Roszkowskiej
|
Śr kwi 05, 2006 18:03 |
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
Ależ jest jak najbardziej wskazana Lucyno. Z tym że tak długo jak długo na podstawie książek katolickich, czy katechizmu, czy Pisma Świętego, będziesz oceniać to, co czuje Queer, czy też jego partner, tak długo faktycznie sensu nie ma.
Dla mnie Lucyno, brak Tobie fundamentalnej w zyciu każdego chyba pokory. Gdybyś ją miała, powiedziałabyś tak: "wspaniale, że czujecie miłość każdy na swój sposób i jest ona odmienna od tego jak czuję ją ja". Ja Lucyno, mimo iż w Boga nie wierzę i wierzyć nie będe, w tym przypadku cieszę się, że masz swoją miłość, ale straszne jest to, że tylko ja uznajesz. Dlatego faktycznie dyskutowanie z Toba w tym przypadku mija się z celem. Nie mozna dyskutować z nikim tak długo, jak długo odmawia sięmu prawa do czucia tego co czuje i nazywania tego co czuje. A ty Lucyno odmawiasz nam nie tyle czucia, co nawet do niego prawa, nie mogac przecież wiedzieć co tak naprawdę czujemy.
Widzisz Lucyno, queer jest gejem, ja nie. na tym polega różnica między nami, że (pomimo tego, iż w pewnych sferach społecznych żądania i postulaty gejów są dla mnie dyskusyjne), nie odmawiam mu prawa do żadnych uczuć, emocji i stanów jakie przeżywa. zakładam, że on mi i wszystkim innym ludziom również.
A ten zwrot księdza, że "najczęstszy błąd to twierdzenie, że miłość jest uczuciem", będę chyba cytował moim studentom, choć nie zaprzeczę, że moim zdaniem ksiądz gdzie niegdzie pisze bardzo mądrze.
PS To, co chcesz usilnie nazwać miłościa Lucyno, jest tylko jednym z jej rodzajów i składników.
|
Śr kwi 05, 2006 18:23 |
|
|
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
ja dodam tylko, ze mialem na myśli róznicę miedzy nami a Tobą, Lucyno  .
|
Śr kwi 05, 2006 18:30 |
|
 |
bobo
Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22 Posty: 1845
|
Fajna zazarta dyskusja, tak sobie czytam i czytam...
Lucuna na miłośc patrzy przez pryzmat Boga, tylko i wyłącznie. Ale Lucyno ta miłość to duchowe doznanie, jakiego doświadczamy my wszyscy wierzący.
Ale przecież jest jeszcze ta zwykła, ludzka, przyziemna miłość.
-Zwykła, bo zwyczajna po prostu, pełna uniesień duchowych i cielesnych
-ludzka to ta między ludźmi, w którą nie mieszałabym Boga, miłość do rodziców, rodzeństwa, własnych dzieci
-przyziemna, bo taka prosta, zwyczajna, a jednocześnie wzniosła.
Tu polecam Krystynę Nepomucką, której książki mówią o doskonałościach i niedoskonałościach ludzkich uczuć.
_________________ Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33
|
Cz kwi 06, 2006 10:08 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Bobo, zgadzam sie, sa rozne rodzaje milosci: do Boga, do ojczyzny, do blizniego, milosc rodzicielska, oblubiencza, malzenska, do wnukow.
Bog jest miloscia a stwarzajac czlowieka na swoj obraz i podobienstwo stwarza go do milosci.
Realizujac wiec kazdy rodzaj milosci czlowiek musi opierac swa milosc na milosc Bozej ( a co za tym idzie i na porzadku moralnym).
Kochajac czlowieka miloscia czysta, wierna i prawdziwa kochamy samego Stworce, czesto jednak nieuswiadamiamy sobie tego.
Swieci czesto daja nam przyklad jak kochac drugiego czlowieka.
Wspomne tu tylko sw. Gianne Beretta Molla, ktora chwalila Boga za to, ze postawil jej odpowiedniego czlowieka na jej drodze, ktory stal sie jej mezem.
|
Cz kwi 06, 2006 14:06 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Piekne slowa na temat milosci napisal ks.Z Sobolewski.
Wielki Post z encykliką "Deus caritas est"
Miłość Boga i miłość bliźniego są nierozłączne
Miłość bliźniego polega właśnie na tym, że kocham w Bogu i z Bogiem również innego człowieka, którego w danym momencie może nawet nie znam lub do którego nie czuję sympatii" (Deus caritas est, nr 18) . Miłości do Boga nie można oddzielić od miłości bliźniego. Kto szczerze kocha Jednego, kocha wszystkich.
Ukazawszy prawdę o tym, że Bóg jest pierwszy w miłości, oraz przypomniawszy, że Boża miłość jest bezinteresownym darem, Benedykt XVI podkreśla, że stanowi ona dla nas zobowiązanie. Ukochani przez Ojca niebieskiego mamy podjąć dzieło miłości względem bliźnich. W miłości Bożej jest zawarte przynaglenie, by nie zatrzymywać jej dla siebie. Jest wezwanie, aby stać się jej świadkiem wobec drugiego człowieka. Kim jest nasz bliźni? Benedykt XVI odpowiada: każdy człowiek, bez względu na to, czy zasługuje na naszą miłość, czy też nie. Bliźnim jest nawet ten, którego nie znam dobrze, albo którego nie cierpię z różnych (uzasadnionych lub nie) powodów.
W jaki sposób mogę dostrzec bliźniego? Wystarczy spojrzeć na drugiego człowieka wzrokiem Chrystusa, czyli tak, jak On spoglądał na grzeszników i celników, chorych, trędowatych, opętanych przez złe duchy, kobietę cudzołożną. By natychmiast dostrzec bliźniego w każdym człowieku, najlepiej spojrzeć na niego wzrokiem Jezusa z krzyża. "Właśnie wtedy uczę się patrzeć na inną osobę nie tylko jedynie moimi oczyma i poprzez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa. Jego przyjaciel jest moim przyjacielem" ( nr 18 ). Benedykt XVI przestrzega nas przed wiarą, która będzie ograniczała się jedynie do kultu, modlitwy, szukania bliskości samego Boga i w ten sposób izolowała nas od innych ludzi. Uczy, że prawdziwa wiara nie zamyka serca człowieka na bliźnich i świat. Przeciwnie - prowadzi do tego, że człowiek będzie kochał Boga nade wszystko, ale wszystkich w Bogu i ze względu na Boga. Jest to nic innego, jak odwołanie się do nauki Chrystusa, który w jednym przykazaniu łączył miłość Bożą z miłością bliźniego ( zob. Mt 22, 37-39 ).
Wiara bez uczynków (miłości względem bliźniego) jest nieprawdziwa i martwa (zob. Jk 2,17 ). Nikt nie może kochać Boga, a zarazem pozostać obojętnym na los człowieka. "Jeżeli jednak w moim życiu nie zwracam uwagi na drugiego człowieka, starając się być jedynie "pobożnym" i wypełniać swoje "religijne obowiązki", oziębia się także moja relacja z Bogiem. Jest ona wówczas tylko 'poprawna', ale pozbawiona miłości. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu, do okazania mu miłości, czyni mnie wrażliwym również na Boga" (tamże). Tak więc nie wolno nam "sprywatyzować wiary", zamknąć jej w gestach czci skierowanych ku Bogu. Są one bardzo ważne i potrzebne. Jednak już prorok w imieniu Boga napominał: "Miłości pragnę, a nie ofiary, bardziej poznania Boga, a nie całopalenia" ( Oz 6, 6 ). Chociaż miłość ma dwa różne ukierunkowania (Bóg; człowiek) - to jednak nie ma tutaj miejsca na rywalizację. Obie miłości są prawdziwie sobą, gdy przenikają się i dopełniają. Widać to zwłaszcza w historii świętych. Nawet ci, którzy otrzymali szczególny dar kontemplacji i mistycznie jednoczyli się z Bogiem, nie zapominali o bliźnich. Miłość Boża pobudzała ich do modlitwy, pokuty, apostolstwa i pracy dla dobra innych. Papież Benedykt XVI jako przykład harmonijnego rozwoju miłości do Boga i bliźnich podaje Matkę Teresę z Kalkuty. Przykładów jest znacznie więcej.
ks. Zbigniew Sobolewski
|
Cz kwi 06, 2006 21:11 |
|
 |
bobo
Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22 Posty: 1845
|
Oczywiscie podzielam twoją opinię na temat miłości. Ale zauważ, są ludzie, którym nie jest dane wierzyć w żadnego Boga (Oczywiście nie rozumiem ich, bo w co wierzą, w kamień przydrożny?!)
I tacy właśnie też potrafią kochać, miłować, szanować, są na prawdę pozytywni. Wiary nie należy nikomu narzucać, a miłość przychodzi sama, rodzi się w człowieku, i właśnie nawet ci niewierzący też potrafią i kochają.
Możliwe jest, że oni nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, że istnieje Bóg i to On im pomaga kochać. wg mnie to jest to trochę takie filozofowanie i z twojej i z mojej strony.
Ja postrzegam miłość jako taką przyziemną, poprostuludzką sprawę.
A miłość do Boga traktuję nieco inaczej.
Ale po tekście, jaki przytoczyłaś, ks. Z. Sobolewskiego bardziej wierzę, że to właśnie Bóg pomógł mi w tym, że kocham męża, rodziców, dzieci, i w ogóle ludzi. Nigdy w to nie wątpiłam, ale jednak jest prawdą, że On nas prowadzi, On poda rękę w potrzebie...
_________________ Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33
|
Pt kwi 07, 2006 12:46 |
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
bobo napisał(a): Oczywiscie podzielam twoją opinię na temat miłości. Ale zauważ, są ludzie, którym nie jest dane wierzyć w żadnego Boga (Oczywiście nie rozumiem ich, bo w co wierzą, w kamień przydrożny?!)
W siebie, w innych ludzi, w fundamentalne wartosci moralne, wyksztalcone przez tysiaclecia ludzkiej koegzystencji spolecznej. I nie potrzebuja do tego Boga. Ani wmawiania im ze potrzebuja, ani ze Bog to wszystko "stworzyl". Bo wlasciwie wszystko jak na razie wskazuje na to, ze nie stworzyl 
|
Pt kwi 07, 2006 12:49 |
|
 |
bobo
Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22 Posty: 1845
|
No dobrze, zgoda, wpisałam kamień, bo mi przyszedł akurat do głowy. Ale czy ty aby nie masz poglądów sarkastycznych analogicznie do swojego nicku?
To ostatnie twoje stwierdzenie nie jest niczym poparte, ale to inny temat w innej dyskusji.
_________________ Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33
|
Pt kwi 07, 2006 13:01 |
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
Moj nick nie ma nic wspolnego z sarkazmem.
Ostatnie stwierdzenie, jest poparte dla czlowieka wyksztalconego wlasciwie wszystkim  . jedynym mocnym argumnentem przeciw niemu jest tzw. zasada antropiczna.
|
Pt kwi 07, 2006 13:15 |
|
 |
SweetChild
Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37 Posty: 10694
|
Jonathan Sarkos napisał(a): Ostatnie stwierdzenie, jest poparte dla czlowieka wyksztalconego wlasciwie wszystkim  . jedynym mocnym argumnentem przeciw niemu jest tzw. zasada antropiczna.
Zasada antropiczna jest argumentem za Bogiem-Stwórcą? Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie...
|
Pt kwi 07, 2006 13:32 |
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
NNiedokladnie sie wyrazilem - nie za Bogiem Stworca, a za pozaprzypdakowym powstaniem wszechswiata.
|
Pt kwi 07, 2006 13:44 |
|
 |
bobo
Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22 Posty: 1845
|
Nie wątpię w twoje wykształcenie, ja niestety jestem laikiem w dziedzinie kosmologii, filozofii itp.
Ale nie będziemy tu prowadzić chyba rozmów czatowych, bo nas mode wytną!
A propos tematu nie mam nic przeciwko twojej zasadzie postrzegania miłości, przecież mam podobne zdanie.
Lucyna pojęcie miłości mieści tylko w obrębie miłości bożej, co gorsza stwierdza, jakoby to coś (miłość) nie było uczuciem. Bo ona właśnie miłość nazywa czymś, ja nie wiem czym. Dla mnie to jest uczucie.
_________________ Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33
|
Pt kwi 07, 2006 13:45 |
|
 |
Jonathan Sarkos
Dołączył(a): So lut 18, 2006 9:57 Posty: 1061
|
Nie wiem, czy rozumiesz zasade antroiczna jako moja zasde rozumienia milosci. Jesli tak, to chodzi o cos innego, a mianowicie o to, ze fundamentalne wartosci fiyczne w naszym wszczechswiecie, sa "dobrane" z dosc duza precyzja, na tyle duza by istniala grawitacja, elektromagnetyzm, a w konsekwencji stabilne chemicznie (czyli takie ktore nie rozpadaja sie po mikrosekundach isntnienia, pierwiastki), itp. Gdyby wartosci roznily sie nieznacznie, wszechswiat moglby byc chmura gazu o temp. bliskiej -273, albo oceanem plazmy.
|
Pt kwi 07, 2006 14:01 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|