mariolcia nw napisał(a):
Ksiądz nie współżyje ani nie przekazuje życia czyli jest "martwym gatunkiem" ale nie z powodu genetyki lecz z powodu wyboru. I to według świata natury jest NIENORMALNE.
Zgadzam się z tym wszystkim, za wyjątkiem jednego.
Ksiądz nie jest gatunkiem martwym.
Duchowieństwo wypracowało sobie inny system rozmnażania, niż genetyczny.
Patrząc z czysto biologicznego punktu widzenia, i traktując duchownych jako gatunek, to gatunek ten, wypracował sobie system rozmnażania bazujący na społeczeństwie.
Po prostu wykorzystują dzieci ze zwykłych rodzin.
I bynajmniej nie zmusza się tych dzieci, same się zgłaszają. A dlaczego ?
Kilka bardzo ważnych czynników, dla których warto być duchownym:
- zyskujesz natychmiastowy autorytet całego społeczeństwa. Nikt się nie pyta jaką osobą jest nowy proboszcz. Po prostu staje się autorytetem wyłącznie z tego tytułu, że jest proboszczem. Podobnie ksiądz chodzący po kolędzie jest autorytetem wyłącznie z tego powodu, że jest księdzem.
- życie w dobrobycie. Posiadanie własnego samochodu, kucharki, sprzątaczki. Zapytajcie waszych dziadków, kto pierwszy miał w ich miejscowości radio, kto pierwszy miał we wsi telewizor. ? U nas był to ksiądz.
- możliwość życia bez pracy fizycznej, czyli utrzymywanie się z pieniędzy wiernych.
Te trzy czynniki przekonywały w dawnych czasach bardzo wiele osób do zmiany swoich poglądów.
Oczywiście podobnie jak w kręgu strażników więziennych dobrze adoptują się wrodzeni sadyści, tak samo, do duchowieństwa, często trafiali homoseksualiści, i inni, ale to oczywiście jakiś tam procent.
Dawniej kiedy bieda aż piszczała, a ciemnota (znaczy niewykształcenie) ludu królowało, powołań było co nie miara.
Teraz kiedy mamy dobrobyt, i możliwości kształcenia, liczba powołań mocno spadła.
Również nie bez powodu jest to, że autorytet księdza jest dziś prawie, żaden. Oczywiście nie we wszystkich kręgach.
Nie bez przyczyny są oczywiście seriale i filmy, typu "świat wg kiepskich", gdzie z duchownych polewa się, aż miło.
Świadczy to po prostu o tym, że ludzi można programowac jak się chce.
Duchowni, stworzyli sobie system "rozmnażania". Ale ten system wykorzystuje pewną lukę w naszym społeczeństwie.
Są osoby, u których popęd seksualny, po prostu nie góruje, i nie trzeba ich za to winić. Znaleźli swoje miejsce, i jest ok.
Najgorsze jest jednak, to że często popęd jest tłumiony, przez rodziców, opiekunów, czy duchownych dziecka. Mydli się mu w głowie i wpycha siłą do seminarium.
Chłopak po woli dojrzewa, i wtedy jest problem. Popęd się pojawia a wokół sami faceci. Niektórzy oczywiście się wyłamują i odchodzą.
Cóż, dużo by pisać. Ogólnie to ciekawa sprawa z tymi duchownymi.
Nie wierzę, że ci, którzy faktycznie mają ostry popęd, nie rozładowywują go. Ale w sumie czy to takie istotne. Popęd i jego rozładowanie jest rzeczą naturalną. Więc nawet jeżeli duchowieństwo nie jest zgodne z naturą przyrodu, to pozwólmy duchownym choć na tą odrobinę przyjemności.
Ja jestem za zniesieniem celibatu. Żonaty duchowny był by dla mnie normalnym facetem.