Gdybym ja miał na Ziemi tylu swoich oddanych ludzi, to też bym się na tą pokręconą planetę nie pchał

Dobra postawny tą sprawę inaczej: przychodzi na Ziemie Bóg... i co dalej? Wszyscy wiedzą, że On istnieje, więc po kija jeszcze bawić się w wiarę? Bóg daje nam miliony znaków swojej obecności, a dla każdego z nas ma inne. Tylko od nas zależy, czy te znaki dostrzeżemy i uznamy z pokorą, czy będziemy je omijać jak śmierdzące jajko i dalej głosić swoje wizje świata.

Dlatego , że to był by już koniec świata.

Masz rację. Wyobraźmy sobie, że przychodzi Bóg i nagle mówi "Ludzie! Tak naprawdę czcicie mnie tylko w Islamie!" Dla innych religii oznaczałoby to koniec a dla wielu ludzi śmierć, gdyż muzułmanie mogliby się poczuć wyróżnieni przez Boga i mogliby zacząć rzeź na niewiernych.

Podobnie mogłoby być gdyby Bóg powiedział, że tak naprawdę czci Go Kościół Katolicki. Wtedy mielibyśmy rzeź na Kościołach Protestanckich, Cerkwi Prawosławnej, Islamie...

Albo że tak naprawdę czczą Go tylko religie rodzime w Afryce. Wtedy palimy kościoły, meczety zamieniamy na kina, cerkwie na muzea, księży zmieniamy w szamanów, imamów w wodzów plemiennych,...,...,...,...

Bóg nie przychodzi przy akompaniamencie gromów gdyż szanuje naszą wolną wolę. Gdyby było tak, że Bóg przychodzi nagle na świat i mówi "Ludzie wierzta we mnie" to ta wiara byłaby wymuszona. Bóg przychodzi po cichu i woli aby szukano Go w szarej codzienności a nie przez pryzmat apokaliptycznej paruzji.