Autor |
Wiadomość |
No hay banda.
Dołączył(a): So sty 10, 2009 23:50 Posty: 397
|
mariamne z magdali napisał(a): A,to oni wiedzieli,że pacjent będzie umierał i jeszcze,że doświadczy smierci klinicznej? 
A czy musieli myśleć o jakimś konkretnym pacjencie? Lekarze z intensywnej terapii zajmują się leczeniem pacjentów, których życie jest w danym momencie zagrożone, więc można stwierdzić, że każdy kogo leczą jest umierający. Jest tam wyższe prawdopodobieństwo trafienia na pacjenta w stanie śmierci klinicznej, niż u lekarza pierwszego kontaktu, więc nie widzę nic nieracjonalnego w przygotowaniu na taka ewentualność. Z ciekawości choćby.
|
N sty 11, 2009 17:45 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
No hay banda;
"więc można stwierdzić, że każdy kogo leczą jest umierający."
A oni skaczą po drabinach i układają przedmioty na lampach
"więc nie widzę nic nieracjonalnego w przygotowaniu na taka ewentualność."
Ewentualność,która ma takie natężenie,że może sie takiemu lekarzowi zdarzyc raz,góra dwa w ciągu zycia.Chyba,że sam ich poddusza,niedotlenia i układa przemioty na lampach
"Z ciekawości choćby.'
No własnie. 
|
N sty 11, 2009 17:54 |
|
 |
No hay banda.
Dołączył(a): So sty 10, 2009 23:50 Posty: 397
|
mariamne z magdali napisał(a): A oni skaczą po drabinach i układają przedmioty na lampach Trudno Ci sobie wyobrazić, że można to zrobić w innym momencie niż operacja kogoś? mariamne z magdali napisał(a): Ewentualność,która ma takie natężenie,że może sie takiemu lekarzowi zdarzyc raz,góra dwa w ciągu zycia.Chyba,że sam ich poddusza,niedotlenia i układa przemioty na lampach
A choćby ich sam wprowadzał w ten stan, nie ma to znaczenia dla wyników eksperymentu. Poza tym dalej masz problemy z wyobrażeniem sobie, że lekarz, człowiek inteligentny, wierzący, bądź niewierzący, będzie się zastanawiał czym są przeżycia podczas śmierci klinicznej. I, że mając możliwości może spróbować przeprowadzić taki eksperyment (w żaden sposób nie ingerujący w leczenie, nie wymagający nakładów finansowych itd).
Ciekawe jest, iż nie masz problemu wyobrażenia sobie, ze nieprzytomny (tak, ludzie podczas przeżyć w stanie śmierci klinicznej NIE SĄ ŚWIADOMI), umierający człowiek leżący na stole operacyjnym w szpitalu może jednocześnie obserwować swojego sąsiada.
|
N sty 11, 2009 18:09 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Wciąż nie powiedziałeś,nie podałes zródła,skąd czerpiedsz swoje przykłady.
Twoje pytanie:
"Trudno Ci sobie wyobrazić, że można to zrobić w innym momencie niż operacja kogoś?"
i twoja odpowiedz:
"Lekarze z intensywnej terapii zajmują się leczeniem pacjentów, których życie jest w danym momencie zagrożone, więc można stwierdzić, że każdy kogo leczą jest umierający.'
Po prostu świat jest w pewien sposób stereotypowy i lekarze ,tym bardziej z intensywnej terapii,którą przytaczasz nie zajmują sobie głowy takimi głupstwami,mając pełne ręce roboty-ratowanie życia.
99,9% lekarzy śmieje sie na hasło śmierć kliniczna.Ten jeden procent,to właśnie ci,których badania znamy.Często totalni sceptycy,którzy usiłując naukowo udowodnić swoje tezy,sami przekonuja sie ,że "coś jest na rzeczy".
"A choćby ich sam wprowadzał w ten stan, nie ma to znaczenia dla wyników eksperymentu"
Och,to trzeba szerokim łukiem omijać szpitale
"I, że mając możliwości może spróbować przeprowadzić taki eksperyment"
Alez właśnie o to chodzi.Pytam więc o literature czy zródło.
"(tak, ludzie podczas przeżyć w stanie śmierci klinicznej NIE SĄ ŚWIADOMI),"
Nie mój drogi.Oni są MARTWI.Bądz nieżywi na tyle,  że ich przypadek nazywa się smiercią kliniczną.
A na serio,to mózg pracuje normalnie,elektroencefalograf to może stwierdzić,ale reszty działanie organizmu ustaje.
I nie oburzaj sie,  bo przeciez pisałam wcześniej "z przymrużeniem oka" 
|
N sty 11, 2009 18:39 |
|
 |
No hay banda.
Dołączył(a): So sty 10, 2009 23:50 Posty: 397
|
mariamne z magdali napisał(a): 99,9% lekarzy śmieje sie na hasło śmierć kliniczna.Ten jeden procent,to właśnie ci,których badania znamy.Często totalni sceptycy,którzy usiłując naukowo udowodnić swoje tezy,sami przekonuja sie ,że "coś jest na rzeczy". Co znaczy, że się śmieją z tego? Nie neguje się występowania przeżyć tego typu, różnice są raczej w wyjaśnieniu z czego te przeżycia wynikają. Nie twierdzę, że wszyscy lekarze eksperymentują i b. dobrze. Nie widzę jednak nic absurdalnego w tego typu eksperymencie i tym, że mógł być wykonany (jak pisałem wcześniej: nie ma wpływu na przebieg operacji). Nie rozumiem też czemu ciągle piszesz, że lekarze nie mieliby kiedy tego zrobić. Bo ratują ludzkie życie? Cały czas? Przez całą zmianę w pracy? Od momentu wejścia do szpital, aż do jego opuszczenia? Podejdź poważnie do rozmowy. mariamne z magdali napisał(a): Och,to trzeba szerokim łukiem omijać szpitale Suszę zęby To omijaj. Nie rozumiem w czym widzisz problem. To, że eksperyment zagraża życiu nie znaczy, że wnioski z jego przebiegu nie mogą być prawdziwe. mariamne z magdali napisał(a): Alez właśnie o to chodzi.Pytam więc o literature czy zródło. Nie przypominam sobie źródła. Poszukam później, być może jest to zasłyszane z jakiegoś programu popularnonaukowego na Discovery. Mogę podać inne argumenty jeżeli sobie życzysz. mariamne z magdali napisał(a): Nie mój drogi.Oni są MARTWI. Śmierć kliniczna nie jest śmiercią w sensie medycznym. mariamne z magdali napisał(a): A na serio,to mózg pracuje normalnie,elektroencefalograf to może stwierdzić,ale reszty działanie organizmu ustaje.
Chodzi mi o to, że ludzie Ci, przeżywający te różne wrażenia w czasie śmierci klinicznej nie są ich świadomi. Przypominają je sobie po odzyskaniu świadomości, tak jak przypominamy sobie sen po obudzeniu.
|
N sty 11, 2009 19:28 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
WaszJudasz;
"Ja nie boję sie śmierci. Jak to mówią - Nothing lasts...but nothing is lost.
Nie mam potrzeby dla uniknięcia tego lęku konstruować sobie jakichś jakościowo odmiennych od tego gdzie żyjemy i czym jesteśmy niebios i zarzadzającego nimi wszechwiedzącego decydenta... wszechświat jest tutaj, zawsze będzie, jestem jego cześcią i tu jest mój dom. Nic złego mi się nie stanie"
Choć ja wierzę w tego"wszechwiedzącego decydenta" to przyznaję,że
ładnie powiedziane.
Mogę jeszcze tylko do tego dodać jedno z moich ulubionych stwierdzeń:
Wszyscy jesteśmy częścia Wszechświata ,która sama próbuje się zrozumieć".
lecz to stwierdzenie wywołuje niepokój.
To zaś:"wszechświat jest tutaj, zawsze będzie, jestem jego cześcią i tu jest mój dom. Nic złego mi się nie stanie" niepokój usuwa. 
|
Wt sty 27, 2009 23:07 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Czytając ten temat można pomyśleć, ze to forum ludzi nie bojących się śmierci
Właściwie ja się śmierci boję jak cholera
Przykre jest to, że nasz los jest fatalny, mamy tylko skrawek czasu dla siebie, a po śmierci będziemy istnieli identycznie jak przed poczęciem.
Kiedyś mało przez to w depresję nie wpadłem
Teraz udaje mi się to ignorować (czasem)
Walczę, by odczuć ataraksję
Może w przyszłości zamieni się to w radosną beznadzieję?
Tak czy inaczej wolałbym żyć wiecznie
|
Śr sty 28, 2009 10:55 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
nhyujm;
ja boje się śmierci jedynie w kontekscie śmierci moich bliskich i kochanych.
I wiąże sie to tylko z faktem,ze oni odchodzą,a ja zostaję.Z mojej perspektywy to ta samotność jest straszniejsza niż sam fakt smierci.
"Właściwie ja się śmierci boję jak cholera "
Ale dlaczego?Można bać się bólu,ale dlaczego samej śmierci?
Przeciez,jeżeli jest się wierzącym,to powinno się odchodzić z uśmiechem i oczekiwaniem na spotkanie z Panem.Jeśeli zaś jest sie ateistą,to żaden starach nic nie zmieniu,bo z tej perspektywy umierasz i finito.Nic cię więcej nie obchodzi,więc strach nie ma sensu.
"mamy tylko skrawek czasu dla siebie"
Ktos mi kiedyś pięknie powiedział,że czas życia jest obliczony tak,by przeżyć wystarczająco i nie zdążyć sie życiem znużyć.Każdy z nas przechodzi zakochanie,nieszczęśliwa miłość,spełnienie,czyjąś śmierć,niepowodzenia i sukcesy.A kiedy przejdzie już tak wiele,zaczyna odczuwac zasłużone zmęczenie i pragnie odpocząć u Pana. 
|
Śr sty 28, 2009 14:37 |
|
 |
szuba
Dołączył(a): Cz maja 24, 2007 16:10 Posty: 530
|
mariamne z magdali napisał(a): ja boje się śmierci jedynie w kontekscie śmierci moich bliskich i kochanych. I wiąże sie to tylko z faktem,ze oni odchodzą,a ja zostaję
Zgadzam się. Ja również bardziej boję się śmierci osób mi bliskich, kochanych, niż własnej. Tylko, że to strasznie egoistyczne jest.
To coś w stylu: "niech on/ona nie waży się mnie opuszczać, bo ja będę samotna! A jeśli ja odejdę, to niech inni po mnie płaczą, nie moja sprawa"
Śmierci boimy się głównie ze względu na to, że - mówmy co chcemy - jest dla nas czymś nieznanym.
|
Śr sty 28, 2009 15:03 |
|
 |
arcana85
Dołączył(a): Pn kwi 14, 2008 14:00 Posty: 1909
|
mariamne z magdali napisał(a): Ale dlaczego?Można bać się bólu,ale dlaczego samej śmierci? Przeciez,jeżeli jest się wierzącym,to powinno się odchodzić z uśmiechem i oczekiwaniem na spotkanie z Panem.Jeśeli zaś jest sie ateistą,to żaden starach nic nie zmieniu,bo z tej perspektywy umierasz i finito.Nic cię więcej nie obchodzi,więc strach nie ma sensu.
Otóż to. Jakkolwiek by było nie ma co się własnej śmierci bać.
_________________ [b]Galatów 3:20 " Pośrednika jednak nie potrzeba, gdy chodzi o jedną osobę, a Bóg właśnie jest sam jeden"[/b] "Gdy mądry spiera się z głupim, ten krzyczy i śmieje się; nie ma pojednania"
|
Pt sty 30, 2009 0:05 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Seweryn napisał(a): Śmierć jest przejściem w inny wymiar. Relacjonują tak niemal wszystkie osoby, które umarły na krótki czas, po czym udało się je przywrócić do życia.
Czyli nie tylko Jezus potrafi powrócić człowieka z martwych.
Myślałem że tylko on ma tę moc...
|
Pt sty 30, 2009 0:07 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|