Wspołczesna młodzież - w seminarium lub w klasztorze ?
Autor |
Wiadomość |
Agniulka
Dołączył(a): Śr lut 11, 2004 20:26 Posty: 3027
|
Jakby się ktoś pytał, to najlepiej daj linki do osławionych artykułów 
_________________ TE DEUM LAUDAMUS !
|
Pn lut 21, 2005 23:47 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Już podaję http://tygodnik.onet.pl/tematy.html A ty jeśli możesz to podaj jakieś namiary na to zdanie św. Teresy Wielkiej
|
Pn lut 21, 2005 23:55 |
|
 |
Agniulka
Dołączył(a): Śr lut 11, 2004 20:26 Posty: 3027
|
Jak moje źródło cytatów obudzi się z zimowego snu nie omieszkam przytoczyć 
_________________ TE DEUM LAUDAMUS !
|
Wt lut 22, 2005 0:01 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Przytocz. Bo wydaje mi się że nieprzystosowanie jest głównym problemem "współczesnej młodzieży" A tak na marginesie to uważam że ponieważwspółczesny człowiek dorośleje około 30tki więc mamy jak najbardziej prawo się wypowiadać w tym temacie 
|
Wt lut 22, 2005 14:53 |
|
 |
kassia
Dołączył(a): Cz lut 24, 2005 19:25 Posty: 18
|
dlaczego ludzie wybierają taką drogę?
Mi się zdaje, że dlatego, że kochają Pana Boga i chcą poświęcić Mu całe swoje życie. Celem ich istenienia jest Pan Bóg.
Także zależy to od osoby. Nie zawsze od razu chce się być księdzem czy siostrą zakonną, to może przychodzić okresowo, Jezus może zsyłać znaki... . Bywa także tak, że się podoba takie życie, albo po prostu czyją się szczęsliwi.
Każdy powołany jest do czegoś, jedni do kapłaństwa, drudzy do małżeństwa...
Ważne jest to, żeby spełniać wolę Pana Boga, a nie swoją. Iść za Jego śladami, nie zapominać o Nim.
Pan Jezus poświęcił swoje życie za mnie, więc dlaczego ja bym nie miała poświęcić swojego życia dla Niego? 
|
Cz lut 24, 2005 21:02 |
|
|
|
 |
Agniulka
Dołączył(a): Śr lut 11, 2004 20:26 Posty: 3027
|
Nie dotarłam na razie do Teresy Wielkiej, ale mam ten cytat z Katarzyny Sieneńskiej, słowa zapisane przez nią, które powiedział do niej Jezus
Cytuj: Mozna rzec, ze wiekszosc tych, co wstepuja do zakonu, nie przestrzegala w sposob doskonaly posluszenstwa wzgledem przykazan. Niektorzy czynili to; inni wstapili badz to z dzieciecej nierozwagi, badz to z obawy, lub ze zmartwienia, czy tez pod wplywem pochlebstwa. Rzecz glowna potem, aby cwiczyli sie w cnocie i trwali w niej az do smierci. O ich powolaniu nie mozna sadzic na podstawie ich doskonalosci, lecz wedlug ich wytrwalosci. Wielu bylo takich, co wstapili, zdawalo sie, w stanie doskonalym, i potem odwrocili glowe wstecz, lub zyli w zakonie w stanie wielce niedoskonalym. Warunki i okolicznosci, towarzyszace ich wstapieniu do lodzi, sa zrzadzone przez Mnie, ktory wzywam ich roznymi sposoby; nie swiadcza one dostatecznie o niczym; wazny jest skutek czyli prawdziwe posluszenstwo, z jakim sie trwa po wstapieniu do zakonu.Lodz ta jest bogato wyposazona. Kto sie jej powierzy, niech sie nie troszczy o swe potrzeby duchowe i doczestne. Jesli jest prawdziwie posluszny i wiernie przestrzega reguly, sam pan lodzi, Duch Swiety, zaopatruje go we wszystko
_________________ TE DEUM LAUDAMUS !
|
Pn mar 07, 2005 17:01 |
|
 |
kamilaa
Dołączył(a): Śr mar 25, 2009 18:01 Posty: 65
|
A może jest tak że młodymi ludzmi wstępującymi do zakonu kieruje chęć złączenia sie z Chrystem ukrzyżowanym,podążanie Jego śladami.Miłość do Krzyża do ran Chrystusaw zakonie jest czas na wyciszenie ,skupienie,modlitwę a w malżenstwie obawiam sie że nie ma czasu na wyciszenie się i kontemplowanie Boga w calkowitej ciszy,może to zalezy od indywidualnego powolania,na pewno ale są mnisi,pustelnicy,którzy przebywajac w pustelni doświadczają tak naprawde spotkania z Bogiem,i może dlatego "ucieka się "do zakonów,pustelni,aby tam odkryć Boga,w ciszy, w samotności, a może nawet w pokoju zakonnym, bo wydaje mi się że w łożku przy mężu w taki sposób Boga odkryć nie można, jest mniej ciszy w zyciu malżenskim i mniej czasu na rozmowe z Bogiem,chyba że ta rozmowa z Bogiem może być przez wykonywanie poszczegolnych czynnosci domowych i rodzinnych.Co o tym myslicie??/;)
|
Cz mar 26, 2009 10:37 |
|
 |
szczesliwa
Dołączył(a): Pn maja 03, 2004 5:59 Posty: 175
|
wiesz jako, że byłam w zakonie mogę powiedziec, że życie zakonne ma w sobie wiele z życia małżeńskiego- jeśli chodzi o takie zewnętrzne czynności, jak dbanie o pożądek, praca, różne zajęcia itp. W zakonie też można ulec wciągnięciu w to wszystko i można zatracic tę wewnętrzną ciszę. Miałam szczescie byc w zgreomadzeniu kontemplacyjno - czynnym gdzie uczono mnie jak trwac w Bożej obecnosci przy codziennych pracach i sytuacjach, jak szukac Boga w tej prostocie życia, bo często idąc do zakonu młodzi ludzie mają wizję nieustannych wzniesien na wyżyny kontemplacji, a często jest to kontemplacja przy szmacie do podłogi - jak to żartobliwie nazywają siostry- bo Bóg nie potrzebuje specjalnego czasu, jest zawsze to nam jest on potrzebny, ale możemy nauczyc się tego, że całe nasze życie, wszystko co robimy ma byc przepojone Bogiem.
_________________ Cieszmy się z małych radości
|
Cz mar 26, 2009 17:23 |
|
 |
kamilaa
Dołączył(a): Śr mar 25, 2009 18:01 Posty: 65
|
Szczęsliwa,myśle że masz racje.A co spowodowalo że wystąpiłas z zakonu,jesli moge wiedzieć?Czy to nie jest tez tak że ludzka wyobraznia sprawia że widzimy to inaczej a będą c już na miejscu rozczarowanie"bo nie tego sie spodziewalem"Wydaje mi się że jesli na początku ktoś szykuje się na cierpienie,poświęcenie to wtedy jest mniejsze rozczarowanie i przyjmuje to co w danej chwili Bog mu daje,niezaleznie czy jest to szmata do podlogi czy budowanie Kosciolów w na misjach w Afryce.
|
Cz mar 26, 2009 19:27 |
|
 |
kamilaa
Dołączył(a): Śr mar 25, 2009 18:01 Posty: 65
|
czy nie jest tak że szukamy przyjemnosci i odrzucamy cierpienie ?
|
Cz mar 26, 2009 19:34 |
|
 |
szczesliwa
Dołączył(a): Pn maja 03, 2004 5:59 Posty: 175
|
odeszłam z powodu choroby, która wymagała specjalistycznego leczenia , a leczenie to przeszkadzałoby w formacji, mogę wrócic i jestem na etapie kończenia leczenia i rozeznawania co do powrotu.
_________________ Cieszmy się z małych radości
|
Pt mar 27, 2009 9:43 |
|
 |
szczesliwa
Dołączył(a): Pn maja 03, 2004 5:59 Posty: 175
|
kamilaa napisał(a): czy nie jest tak że szukamy przyjemnosci i odrzucamy cierpienie ?
Wiesz to zależy od każdej osoby i jej dojrzałości- oczywiście nigdy nie będzie się dojrzałym 100%. Przez całe życie kształtują się nasze motywacje i wstępując do zakonu też tak jest, ja akurat niczym się nie rozczarowałam, ale jeśli ktoś wstępuje i jego oczekiwania doznają wstrząsu, to nie jest to złe- liczy się co zrobi z tym co czuje, może przejś ponad tym i zostac a może mu to pomóc, że jednak nie jest to jego miejsce.
_________________ Cieszmy się z małych radości
|
Pt mar 27, 2009 9:45 |
|
 |
kamilaa
Dołączył(a): Śr mar 25, 2009 18:01 Posty: 65
|
Szczęsliwa rozumiem.Mam jeszcze kilka pytań m.in dlaczego wstąpiłaś do zakonu?,jak to było?czy to był głos wewnętrzny?czy poprostu uznalas że tam jestes potrzebna,?czy jakoś inaczej?czy to zalezy od dojrzalosci?i czy trzeba wiedziec na 100% ze chce sie wstąpić czy mozna miec obawy i wątpliwosci?wiesz ja rozeznaje swoje powolanie i nie wiem dokladnie jeszcze czego chce,nie potrafie jeszcze rozróznić tych moich potrzeb od tego co chce odemnie Bog i nie wiem jak do tego podejsc.Dzieki za odpowiedz na poprzednie pytanie
|
Pt mar 27, 2009 11:07 |
|
 |
kamilaa
Dołączył(a): Śr mar 25, 2009 18:01 Posty: 65
|
jak sobie tak mysle to u mnie chyba tkwi problem w tym że ja chcialabym wiedziec tak na pewno,że jakbym wstąpila do zakonu i po roku czasu dajmy na to stwierdzila że to nie dla mnie,to byloby mi glupio w stosunku do rodziny,znajomych,przyjaciela że musze stamtad wyjsc i że sie pomylilam,czy to normalne że odczuwam wstyd i lęk jesli się pomyle w sumie to zostalam tak wychowana,moj ojciec jest alkoholikiem nie chce zwalac calej winy na niego ale jednak to ma jakis woplyw na moje myslenie i postrzeganie
czy jesli ktos ma zle uksztaltowane sumienie może wstapić do zakonu?
|
Pt mar 27, 2009 11:15 |
|
 |
szczesliwa
Dołączył(a): Pn maja 03, 2004 5:59 Posty: 175
|
Wiesz nigdy nie jest tak,że czuje się na 100% , że to jest to, jedna z sióstr opowiadała mi, że w momencie leżenia krzyżem podczas ślubów wieczystych odczuła tak wielkie wątpliwości, że jeszcze trochę a wstałaby i poszła do domu:-) ale została i nie żałuje, bo teraz widzi, że gdyby było tak, że człowiek wiedziałby na pewno, że jest to - to, pozbawiony by został łaski całkowitego zaufania.
Rozumiem Twój lęk związany z tym, e wrócisz po roku do domu, ale co jest ważniejsze trwanie w zakonie na siłę, bo lęk przed ludźmi nie pozwala wrócic, czy życie w zgodzie z wolą Bożą i powrót do domu? Rozumiem, że dla mnie może to brzmiec łatwo bo przeszłam przez to, wiesz ja też ogromnie bałam się powrotu do domu, że wrócę i co wtedy, przez całe moje życie tak naprawdę to ja miałam kontrolę nad moim życiem- nie Bóg i w zakonie to się zmieniło, choroba sprawiła, że nie mogłam polegac na sobie, tylko na innych, to ja potrzebowałam pomocy , już jej nie dawałam innym. Powrót do domu przyjęłam z pokojem i nie żałuję żadnego dnia spędzonego w zakonie, a nie wszystko było kolorowe i przyjemne, bo to normalne życie, przychądzą też trudne chwile. Znam Kobietę które była u moich sióstr 5 lat i sama zrezygnowała, mówiła, mi że nie czuła jakiegoś powodu by odejśc, że siostry są nie takie czy coś, po prostu poczuła, że Bóg dał jej powołanie tylkona te 5 lat by mogła się czegos nauczyc, dzis jest szczęsliwą mamą i też nie żałuje tego czasu spędzonego w zakonie Tak już czasem jest, że Bóg prowadzi kogos do zakonu by mu coś pokazac a potem wzywa go spowrotem do świata. Jeśli chodzi o to źle ukształtowane sumienie, to musiałabym wiedziec coś więcej, bo tak to nie potrafię dac odpowiedzi, najlepiej zapytaj jakąś bardziej kompetentną osobę, księdza czy siostrę zakomną.
_________________ Cieszmy się z małych radości
|
Pt mar 27, 2009 16:34 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|