Witam wszystkich użytkowników forum! Od dawna przeglądam to forum poszukując odpowiedzi na męczące mnie pytania.
Bardzo proszę o nie udzielanie odpowiedzi w stylu "spróbuj się pomodlić" albo "po prostu zaufaj Bogu".
Krótko opiszę moją sytuację. Mam 19 lat. Od dziecka jestem otoczony miłością ze strony mamy i babci (ojca też mam, ale nigdy się z nim nie rozumiałem). Wysportowany nie jestem, ale za to intelektualnie uzdolniony. W tym roku zdawałem maturę, poszła mi najlepiej w szkole (a szkoła najlepsza w mieście, trzecia w województwie). Wszelkie uczelnie stoją przede mną otworem. Idę medycynę bądź stomatologię. Nie chodzi o chwalenie się, tylko daję znak, że "otrzymałem dar od Boga". Mam piękną, bardzo wierzącą dziewczynę. Cały czas mnie wspierała, nigdy nie zawiodła, choć miałem z sobą małe problemy (lekka depresja, z której wyszedłem, lecz tracąc wiarę w Boga)
Moja rodzina żyje w zgodzie, bez większych problemów (mama jest nieuleczalnie chora, lecz choroba od dłuższego czasu jest uśpiona). Pieniędzy mamy dużo.
Gram na gitarze i całkiem nieźle śpiewam (choć się okropnie wstydzę

)
Podsumowując mam wszystko czego może chcieć prawdziwy człowiek.
Kiedyś byłem głęboko wierzący. Byłem nawet ministrantem do czasu aż usłyszałem od lektora, że jest już za dużo ministrantów i mogę iść do domu. Poszedłem i od tamtej pory moja posługa się skończyła

Jeszcze dwa lata temu myślałem o oddaniu się Bogu. Razem z kolegą byliśmy zapisani na rekolekcje powołaniowe organizowane przez ojców Pijarów. Jednak wtedy poznałem swoją dziewczynę, co odwiodło mnie od rekolekcji. Jako jedyna osoba na świecie w pełni mnie rozumiała.
Jednak później zimą po opisanych wakacjach nadszedł kryzys.
Utraciłem wiarę w kochającego Boga, jego dobroć i miłość. Popadłem w depresję, z której dość szybko wyszedłem z pomocą psychologa, jednak moja wiara upadła na dobre.
Nie widzę Boga w Kościele, jednak cały czas go szukam. Ta cała obłuda i pogoń za pieniądzem odpycha mnie w Kościele. Nawet JPII budził we mnie jakąś odrazę, bo kontrastował z Bogiem w jakiego wierzyłem. Surowym i wymagającym.
Od Kościoła i od Boga odepchnęło mnie to, że na świecie jest tyle smutku i bólu. Miliony niewinnych osób cierpi katusze, a ja mam życie jak z bajki. Czemu? W czym jestem lepszy od tamtych ludzi?
Niestety nie potrafię odnaleźć wewnętrznego spokoju. Nie wiem czemu. Czegoś szukam. Słuchając rady swojego katechety często modlę się, żeby chcieć chcieć chcieć chcieć chcieć aby Jezus zadziałał w moim życiu.
Jednak Jezus nadal nie działa, ja z każdym dniem się od niego oddalam i coraz bardziej wierzę w to, że Biblia to tylko zbiór legend..
Tak mi mówi umysł, lecz bardzo nie chcę, żeby to nie była prawda