saxon napisał(a):
Dla przypomnienia:
chodzi o DOWODY, a nie "wycinki z gazet" zawierające sugestie, przypuszczenia i poszlaki
http://zeus.polsl.gliwice.pl/~rusnak/paetz.htm
ŚWIADECTWO
ROZMOWA Z KS. TOMASZEM WĘCŁAWSKIM
2002-04-05
Arcybiskup Juliusz Paetz mówił o oskarżycielach "bez nazwiska, bez imienia i bez twarzy". Oto rozmowa z jednym z nich.
Wielu ludzi doznaje moralnego wstrząsu dlatego właśnie, że inni, skądinąd powołani do większej odpowiedzialności, swoje sumienie zastąpili lojalnością wobec władzy, układu, fałszywie rozumianego dobra instytucji Kościoła czy też zagłuszyli sumienie przez brak odwagi i męstwa.
ADAM KAMIŃSKI: - Ojciec Święty przyjął rezygnację Metropolity Poznańskiego z urzędu. Co oznacza ta papieska decyzja? Czy rozstrzyga o prawdziwości stawianych Arcybiskupowi zarzutów?
KS. TOMASZ WĘCŁAWSKI: - W oficjalnym komunikacie Stolicy Apostolskiej nie powiedziano nic więcej, jak tylko to, że Ojciec Święty przyjął rezygnację Metropolity Poznańskiego. Rozumiem, że decyzję tę podjęto "z wielką rozwagą i odpowiedzialnością, w trosce o prawa wszystkich" - jak to 23 lutego br. zapowiedział rzecznik Stolicy Apostolskiej.
- Ksiądz Arcybiskup Juliusz Paetz napisał list do wiernych Archidiecezji, w którym stwierdza: "Zaprzeczam wszystkim faktom podawanym w mediach i jednocześnie zapewniam Was, że jest to nadinterpretacja moich słów i zachowań". Podobny sens miała jego wypowiedź w Wielki Czwartek w Katedrze Poznańskiej. Czy Ksiądz Profesor, działając w tej sprawie, zawsze był pewien jego winy? Może rzeczywiście Metropolita dopuścił się jedynie niewinnych gestów, źle interpretowanych przez otoczenie oraz przez media, jak zawsze żądne sensacji?
- Nie jest mi łatwo o tym mówić. W całej tej sprawie nie zamierzałem wypowiadać się publicznie. Przyjąłem i konsekwentnie stosowałem zasadę, że do czasu jej rozwiązania nie udzielam żadnych wypowiedzi mediom. Jest to zatem moja pierwsza publiczna wypowiedź na ten temat - podkreślam: pierwsza. Czuję się w sumieniu zobowiązany otwarcie i publicznie powiedzieć, co się stało. Powiem wyłącznie o rzeczach, o których wiem, a nie o takich, których się jedynie domyślam.
I muszę z całą odpowiedzialnością dodać jeszcze jedno: nie mówię jedynie we własnym imieniu. Występuję jako rzecznik osób, które sprawa dotknęła bardziej bezpośrednio i o wiele boleśniej niż mnie samego, które jednak same nie chcą wypowiadać się w mediach. Wiem, że jestem do takiej wypowiedzi uprawniony.
NA DRODZE EWANGELII
Dla mnie sprawa zaczęła się jesienią 1999 roku. Poinformował mnie o niej rektor Seminarium poznańskiego ks. Tadeusz Karkosz. On z kolei pewnego dnia dowiedział się o sytuacji, jaka w żadnym wypadku nie powinna mieć miejsca w relacjach biskupa z klerykiem. Okazało się bardzo prędko, że nie była to jedyna taka sytuacja. Problem w Seminarium był już w tym momencie bardzo głęboki. Ja jestem poprzednikiem obecnego rektora Seminarium, rozmawialiśmy więc o tym, co robić. Wszystko, co następnie w tej sprawie wespół z nim zrobiłem, służyło temu, aby położyć kres tego typu nagannym sytuacjom. Działo się to na drodze wskazanej przez Ewangelię: od rozmowy w cztery oczy, przez szukanie pomocy u osób odpowiedzialnych, aż po powiedzenie o całej sprawie Kościołowi. Wiele osób stale modliło się też i pościło w tej sprawie - i zapewne będą to czynić nadal.
Bardzo dbaliśmy o to, aby rzecz nie przedostała się do prasy. Ubolewam, iż do tego doszło. Skądinąd jednak, znając mechanizmy działające w świecie - nie dziwię się, że prasa w końcu się tym zajęła. To oczywiste: dzieje się coś niepokojącego, więc media zaczynają się tym interesować i zbierać materiały. To nie była przecież sprawa, o której wiedziała jedna czy dwie osoby. Seminarium jest dużą wspólnotą, w której coś tak istotnego trudno ukrywać.
- O co konkretnie chodziło?
- Kleryk, o którym wspomniałem, został zaproszony indywidualnie przez Księdza Arcybiskupa do jego rezydencji i tam pojawiły się pewne gesty, które zostały przezeń odebrane jako sygnały homoseksualne i wywołały odruch obrzydzenia. Młody człowiek wrócił roztrzęsiony i z płaczem powiadomił o tym ojca duchownego w Seminarium. Ojciec duchowny doradził mu poinformować rektora. Jak wspomniałem, okazało się, że nie było to jedyne tego rodzaju zdarzenie. Ksiądz Arcybiskup pod różnymi pretekstami zapraszał kleryków za pośrednictwem rektora Seminarium, który niczego nie podejrzewał. Do rektora dotarło wtedy, że jest przez kleryków podejrzewany o współdziałanie w czymś, co nie powinno mieć miejsca.
Ksiądz rektor Karkosz zwrócił się wtedy o radę do biskupów pomocniczych. Wysłuchali go, ale w niczym nie pomogli. W tej sytuacji rektor na początku grudnia 1999 zdecydował się na osobistą rozmowę z Księdzem Arcybiskupem. Ujawnił przed nim swoją wiedzę i stanowczo poprosił o natychmiastowe zaprzestanie tego typu działań. Arcybiskup długo milczał, po czym zapytał: "I co? Mam wyciągnąć z tego wnioski?" Padła odpowiedź: "Tak!"
WYDARZYŁY SIĘ RZECZY NIEDOPUSZCZALNE
- Czy postępowanie Arcypasterza zmieniło się?
- Nie. Podobne fakty znów się powtarzały, a wiedza o nich rozszerzała się. Do Księdza Arcybiskupa udał się prof. Maciej Giertych, słynący ze swej odwagi cywilnej, a zarazem cieszący się wielkim zaufaniem wielu ludzi Kościoła. W lutym 2000 r. doszło do ich rozmowy i profesor powiedział Arcybiskupowi wprost, że występuje w imieniu katolików świeckich, którzy sobie nie życzą, aby dochodziły do nich takie informacje o ich pasterzu i jego relacjach z seminarzystami.
Ponieważ sprawa dotyczyła studentów Uniwersytetu, o tym, co się stało i o moich działaniach w tej sprawie, informowałem także jego rektora, prof. Stefana Jurgę.
- Jak dużą grupę kleryków objęły te zaproszenia ze strony Metropolity?
- Choć chodziło o kilkanaście osób, to wiedzieli o tym niemal wszyscy klerycy, co fatalnie wpływało na atmosferę w Seminarium, a także roznosiło się po diecezji.
- Jak często Ksiądz Arcybiskup zapraszał kleryków?
- Nie mam tu jednoznacznej odpowiedzi. Ksiądz Arcybiskup zobowiązywał kleryków do zachowania tych odwiedzin w tajemnicy. Podczas wizyt proponował różne prezenty. Tym, których zapraszał, podawał prywatny numer telefonu komórkowego. Telefon ten służył do umawiania się z Arcybiskupem, z pominięciem wszystkich pośredników. Metropolita proponował też klerykom natychmiastowe przejście na "ty".
Mimo takiej tajemniczości wiem, że wydarzyły się rzeczy niedopuszczalne. Relacje niektórych osób dotkniętych działaniami Księdza Arcybiskupa zawierają szczegóły, o których nie chcę mówić publicznie dla dobra wszystkich pokrzywdzonych, łącznie z Księdzem Arcybiskupem. Dlatego nie należy się dziwić, że najbardziej boleśnie dotknięci klerycy i księża nie wypowiadają się na ten temat osobiście i publicznie. Wobec tego, co przeżyli, mają tym większe prawo do zachowania w dyskrecji swoich imion i przeżyć. Ale informacje te pod przysięgą przedstawili w świadectwach złożonych Nuncjuszowi Apostolskiemu i delegatom Ojca Świętego. To nie są rzeczy, które można określić jedynie jako "nadinterpretacje".
- W mediach pojawiły się informacje, że watykańskie śledztwo w sprawie Arcybiskupa Poznańskiego nie znalazło dowodów jego winy. Ponoć w Watykanie uważa się, że Arcybiskupowi można zarzucić tylko pewne "niewłaściwe" zachowania.
- Klerycy i kapłani dotknięci działaniami Księdza Arcybiskupa złożyli zaprzysiężone zeznania na ręce osobistych delegatów Ojca Świętego. Ojciec Święty nie komunikuje światu wyników tego rodzaju badań za pośrednictwem przecieków z "dobrze poinformowanych źródeł watykańskich", a już na pewno nie za pośrednictwem takich gazet jak "La Repubblica", na którą w związku z tym się powoływano. Uważam za nieodpowiedzialne zarówno publikowanie tego rodzaju przecieków, jak też nakierowanie sensacyjnego zainteresowania mediów na liturgię Wielkiego Czwartku w poznańskiej Katedrze.
Nie bardzo rozumiem, na czym opiera się rozróżnienie "winy" i "niewłaściwego zachowania". Jeśli ktoś, kto ponosi wielką odpowiedzialność publiczną, zachowuje się tak, że jego działania odbierane są jako niestosowne albo wprost gorszące, zaciąga tym samym publiczną winę.
SPRAWA SUMIENIA / DO RĄK WŁASNYCH
- Jakie były kolejne działania mające na celu ochronę studentów Seminarium?
- Wraz z ks. Karkoszem wybraliśmy się do jednego z biskupów pomocniczych. Zaproponowaliśmy, aby biskupi pomocniczy poszli do Księdza Arcybiskupa na rozmowę - ewentualnie wraz z grupą księży zorientowanych w problemie. Wyraziliśmy też gotowość uczestniczenia w takiej grupie. Biskup stwierdził, że musi to skonsultować z pozostałymi biskupami, po czym odpowiedział, że nie ma takiej potrzeby.
Po tej bezskutecznej próbie, pod koniec sierpnia 2000 r. w grupie księży i osób świeckich zdecydowaliśmy napisać list do Stolicy Apostolskiej. Zwracaliśmy w nim uwagę na sytuację, jaka powstała w Archidiecezji i na zagrożenie skandalem medialnym. Osobiście pojechałem z tym listem do Rzymu. Wiadomość została przyjęta bardzo poważnie. List był zaopatrzony w podpisy osób odpowiedzialnych, włącznie z podpisem rektora Seminarium.
Tak się złożyło, że podczas tej podróży spotkałem kard. Josepha Ratzingera, prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Kiedy postawił mi pytanie, po co o tej porze wybrałem się do Rzymu, szczerze powiedziałem mu o celu mojej wizyty. Informację przyjął z wielką powagą. Kardynał zaprosił mnie wtedy na rozmowę do swojego biura, jednakże wówczas rozmowa ta okazała się niemożliwa.
W gronie autorów listu spodziewaliśmy się rozwiązania sprawy zimą 2000/2001. Gdy to nie nastąpiło, a pojawiło się kolejne świadectwo kleryka o nagannym postępowaniu Księdza Arcybiskupa, w marcu 2001 poprosiłem kard. Ratzingera o rozmowę. Gdy zapytałem, co robić, Kardynał odpowiedział: proszę napisać do kard. Angelo Sodano, sekretarza stanu Stolicy Apostolskiej. Wówczas wraz z rektorem Seminarium napisaliśmy taki list. Po trzech tygodniach zwrócił się do nas Ksiądz Arcybiskup Józef Kowalczyk, Nuncjusz Apostolski, zapraszając na rozmowę. Poprosił podczas niej o przekazanie w formie pisemnej zeznań osób poszkodowanych. Na początku maja 2001 zawiozłem do nuncjatury kilka świadectw i osobiście wręczyłem je Księdzu Arcybiskupowi Kowalczykowi. Byłem przekonany, że sprawa zostanie dokładnie zbadana i że zapewne dojdzie do konfrontacji pomiędzy Arcybiskupem a osobami, które złożyły zeznania. Tak się nie stało.
W sierpniu 2001 r. pojawiła się pierwsza publikacja na ten temat w "Faktach i Mitach". Choć to antykościelne pismo nie jest wiarygodne, był to ostateczny sygnał, że - mówiąc obrazowo - "zupa jest rozlana" i coś trzeba zrobić. Wielu oczekiwało, że sprawa tej publikacji zostanie wyjaśniona na drodze sądowej. Archidiecezja Łódzka, która wygrała proces z "Faktami i Mitami", pokazała, że to jest możliwe.
We wrześniu 2001 ks. rektor Karkosz odbył na własną prośbę ponowną rozmowę z Księdzem Arcybiskupem prosząc go o ograniczenie kontaktów z klerykami. Ksiądz Arcybiskup przystał na te warunki Rektora.
W tym samym czasie postanowiliśmy zwrócić się do delegacji polskich biskupów udających się do Rzymu na zgromadzenie Synodu Biskupów. Tematem synodu była właśnie posługa biskupa. List ten nie był interwencją w sprawie Księdza Arcybiskupa Paetza, ale był zwróceniem uwagi na ten rodzaj problemu w Kościele. W jednym zdaniu informowaliśmy o tym, co nas skłoniło do prośby o zastanowienie się nad sprawą obrony Kościoła lokalnego przed szkodami wyrządzanymi mu przez jego biskupa. List ten w podwójnej kopercie z dopiskiem "sprawa sumienia / do rąk własnych" otrzymało czterech delegatów Konferencji Episkopatu - Księża Arcybiskupi: Tadeusz Gocłowski, Józef Michalik i Henryk Muszyński oraz Ksiądz Biskup Antoni Pacyfik Dydycz. Kopia listu została wysłana do Nuncjusza Apostolskiego w Warszawie.
http://www.lewica.pl/?dzial=teksty&id=131
http://www.uwaga.org/kosciol/arcybiskup.html
Arcybiskup Poznania Juliusz Paetz molestowal seksualnie
Nikt z moich informatorów - duchownych i osób świeckich - nie zgodził się na publiczne ujawnienie swego nazwiska. Rozmowy jednak nie odmawiali. Mówili przekonani, że publikacja prasowa pomoże w tym, z czym sobie sami nie poradzili. I że pomoże Kościołowi. Chodzi o seksualne molestowanie kleryków i księży przez poznańskiego arcybiskupa Juliusza Paetza.
Ojciec jednego z kleryków seminarium duchownego mieszka blisko Poznania. Pewnego dnia syn niespodziewanie przyjechał do domu. Był wzburzony i poruszony.
- Syn miał twarz bladą niczym sufit, nie mógł usiedzieć na krześle - mówi ojciec. - Nie chciał nic powiedzieć. W końcu wykrzyczał płacząc: "Nie wiedziałem, że nasz arcybiskup jest pedałem!". Mówił: "Spotkałem się z arcybiskupem". Nic więcej. Przez kilka godzin się miotał.
Miał powołanie, był pełen wiary. Wezwał go do siebie arcybiskup. I wtedy coś się stało. Syn chciał zabrać dokumenty i opuścić seminarium. Powstrzymałem go.
Wyjechał na dalsze studia kapłańskie za granicę. Co się wówczas stało u arcybiskupa i czy to ma dalsze konsekwencje? - pyta ojciec.
Inny kleryk z seminarium zrelacjonował swoje spotkanie z arcybiskupem poznańskiemu księdzu. Był przerażony. Wiedział bowiem, że będzie musiał się dalej widywać z metropolitą. Na przykład w trakcie scrutinium, czyli rozmowy w cztery oczy z arcybiskupem. Taką rozmowę odbywa każdy kleryk trzykrotnie w trakcie nauki w seminarium duchownym. Ksiądz zdobył wcześniej doświadczenia i poradził klerykowi, jak ma się zachować:
- Arcybiskup na przywitanie poda ci rękę, ty swoją wysuń, ale usztywnioną w łokciu. Tak, abyś szybko cofnął, gdy on uściśnie twoją dłoń. Poczuje twoje usztywnienie. To będzie dla niego sygnał, że nic z tobą nie wskóra.
Przed dwoma laty arcybiskup zaprosił młodego księdza Jana (imię zmienione) na obiad. Ksiądz nie wiedział, dlaczego dostąpił tego zaszczytu. Hierarcha zaproponował mu studia zagraniczne, po których obejmie ważną funkcję w kurii. Była to nęcąca propozycja. Ksiądz Jan miał się zastanowić. Otrzymał numer telefonu na biurku arcybiskupa. Nastąpiło pożegnanie.
- Uścisk dłoni i przysłowiowy misiu - opowiada ksiądz Jan. - Później arcybiskup przytulił mnie. Momentalnie poczułem, że coś jest nie tak. Odsunąłem się od niego i spojrzałem. Arcybiskup zaczął się tłumaczyć, że to takie baccione.
FOT. (C) REMIGIUSZ SIKORA/PAP
Ksiądz uczył się włoskiego i wiedział, że baccione oznacza buziak.
- Uznałem to za gest homoseksualny. Przecież wiedziałem o skłonnościach arcybiskupa. Było o nich głośno. Spodziewałem się jednak, że potrafi się kontrolować.
Czułe pożegnanie wzbudziło w księdzu odrazę. Po dwóch dniach zatelefonował. Arcybiskup zapytał, jak się sprawy mają. Ksiądz powiadomił go, że rezygnuje ze studiów.
Zakaz wstępu dla arcybiskupa
Obok poznańskiej katedry na Ostrowiu Tumskim znajduje się Pałac Biskupów, siedziba arcybiskupa. Wokół zabytkowe budowle wśród wysokich, rozłożystych drzew. Promienie lutowego słońca tracą przejrzystość, układają się w półcienie, w tajemne refleksy. Czuje się tu oddech wieków, powagi i dostojeństwa.
Do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego położonego nie dalej niż 200 metrów wiedzie podziemne przejście pod ruchliwą ulicą. Rektor seminarium, ksiądz dr Tadeusz Karkosz nie odpowie na ani jedno pytanie. Prosi o zrozumienie.
- Mnie chodzi tylko o dobro tych chłopaków, którzy są pod moją opieką - mówi i odchodzi. Jak mówią mi inni duchowni, rektor zdobył się na rzecz niebywałą. Zabronił arcybiskupowi odwiedzania seminarium.
Poprzedni metropolita poznański Jerzy Stroba odwiedzał seminarium bardzo rzadko. Jego wizyty były zawsze poprzedzone przygotowaniami i miały odświętny charakter. Arcybiskup Juliusz Paetz wpadał natomiast często niezapowiedziany. Maszerował prosto do pokoju, gdzie mieszkają klerycy. Ksiądz rektor po "sprawach, które wyszły" oświadczył metropolicie wprost, że ma zakaz pojawiania się w seminarium bez uprzedzenia.
- Normalnie rektor seminarium po takim oświadczeniu zostałby natychmiast odwołany. A tu arcybiskup przyjął wszystko w milczeniu. Na rektora nie spadły żadne kary. Czy w ten sposób nie przyznał się do winy? - pyta jeden z księży.
Na zachowanie arcybiskupa klerycy skarżyli się przełożonym seminarium. Takich sygnałów było coraz więcej. Sprawa stawała się głośna. Kilka osób rozmawiało na ten temat z metropolitą.
- W trakcie rozmów w cztery oczy arcybiskup zachowywał się spokojnie. Jak dyplomata. Nie zaprzeczał zbytnio faktom - mówi mi jeden z duchownych.
Z metropolitą poznańskim próbował rozmawiać także prof. Maciej Giertych, ojciec Romana, jednego z przywódców Ligi Polskich Rodzin. Maciej Giertych mieszka w Kórniku obok Poznania. Jest znaczącą świecką osobą w diecezji. Gdy go pytam o rozmowę z arcybiskupem i "otoczkę" sprawy, prof. Giertych odpowiada jedynie: No comments, no comments...
Maciej Giertych nie dał jednak za wygraną. Przetłumaczył z pisma "Th