Ja mieszkam na wsi. Mama mi opowiadała, że na wsi nie było tak bardzo widać stanu wojennego, nie było czołgów ani ZOMO, ale najgorsze było to, że nie wiadomo było w ogóle co się dzieje. Nie docierały żadne informacje. Nie można było także nic kupić dla kilkumiesięcznego dziecka. (Nie będę pokazywać palcem o jakie dziecko chodziło;) )

Co to ma do tematu?









[post jest odpowiedzią na wpis o śmierci W. Jaruzelskiego. Mariel]

To że zmarł jeden z głównych autorów polskiej niepodległosci? To że zmarł człowiek, dzięki któremu możesz żyć w III RP? Wiem, że sieroty po PRL-u nienawidzą go za zgładzenie ich pokracznej mamusi.

Mój ojciec musiał być wrogiem niepodległości zatem, czyli w 1981 słusznie dostał w twarz na dzień dobry od strażników ludu, zgadza się?

Od 1981 roku minęło już 33 lata. Mógłbyś postarać się już wybaczyć.

Co ma do rzeczy moje wybaczanie? Nie wpisuję tu inwektyw ani nie wyrażam radości - umarł to umarł, rzecz naturalna - tylko po prostu wielce ezgzotyczne jest dla mnie doszukiwanie się jego wielkości. Moim zdaniem jeśli w czymś ujawnia się tu "sieroctwo po PRL" to właśnie w tym.

Zgadzam się z Tobą. Ja też pochodzę z rodziny wrogów niepodległości. Słusznie Jaruzelski trzymał mojego ś.p. Ojca w więzieniu 3 lata. Dawno wybaczyłem, no ale żeby pomniki stawiać? Jest chyba różnica.

Ziew.

Wielkość jego polega na tym, że podjąwszy decyzję, która zniszczyła mu całkowicie opinię, mimo to oddał władzę, choć mógł powiedzieć: "nieważne czy kot jest biały, czy czarny" i pobłogosławiwszy ustawę Wilczka prowadzić kraj drogą chińską. Z pewnością nie mielibyśmy wtedy problemów z wielkością Macierewicza. A podjął tę decyzję cholera wie czemu, ale pewnie dlatego, że nadejście bratniej pomocy kroiło się już w 1980 i właściwie nie wiadomo, dlaczego do niego nie doszło.

Przy okazji wspomnijmy też ekipę (bodajże) Cyrankiewicza, która w obliczu wojsk rosyjskich już idących na Warszawę potrafiła zapowiedzieć Chruszczowowi, że "Warszawa będzie walczyć".

Mój Boże...

Moje dziecko...

Do tematu ma to to, że można (bo nie zostało nigdzie określone) przywoływać w nim osoby, które są wielkie nie tylko w dobrym znaczeniu, zatem i pamięć o nich, która pozostanie, nie musi być /tylko/ dobra.

Czyli wielkość jego polega na tym, ze całe życie był tchórzem. Aha.

Zaś wielkość według Johnny'ego polega na tym, aby dać się zaszlachtować, byle z odwagą. No... jest w tym pewna logika: kiedy zachodzi potrzeba odstawienia Winkelrieda, dlaczego muszę to robić akurat ja, skoro może jakiś brunero?

Wielkość polega na odwadze, a nie na tchórzostwie, jest to dla mnie dość oczywiste. Tchórzem każdy potrafi być, nie ma w tym nic wielkiego. To, czy ktoś się z odwagi dał zaszlachtować czy nie dał, to już inna kwestia.

Polityk działa poza kategoriami odwagi czy tchórzostwa. Polityk działa w sferze intryg i zimnych kalkulacji i kiedy opłaca się to jego krajowi, to tchórzy. Odwaga przystoi żołnierzowi, który ma wykonać rozkaz bez względu na okoliczności. Przy czym wskazane jest jednak, aby wykazał się on zmysłem taktycznym, zmuszając wroga do działania ze ślepą odwagą, ponieważ wtedy poniesie wróg większe straty i w konsekwencji bitwę przegra. Takie to trudne do pojęcia?