Sebastian88 napisał(a):
:-D Święty Tomasz z Akwinu Odnalazł aż 5 dowodów na to że Bóg istnieje oto są tu one:
Cytuj:
Pierwsza droga, nad inne wyrazistością górująca, wiedzie ze zjawiska ruchu. Faktem bowiem niezaprzeczalnym, świadkiem nasze zmysły, jest że na tym świecie niektóre rzeczy są w ruchu.
O jej... czyli Tomasz powołuje się jako na dowód popierający istnienie Boga na samą empirię (zmysłowość), która zarazem jest odrzucana przez Teistów (w tym Tomasza) jako dowód, że Boga nie ma (bo zmysły nie są dowodem na cokolwiek). Powiało sprzecznością wewnętrzna, ale należy też zauważyć, że Kant by się pociągł nad zlewem, gdyby zobaczył, że tyle dziesiąt lat po jego śmierci nadal ktoś przywołuje Tomasza, który twierdzi, że ruch istnieje. Cóż, Kant już dawno zauważył, że to co widzimy wszyscy to wrażenia tworzone w umyśle. A nawet jeśłi nie to i tak tego nie da się udowodnić, bo to co widzimy to wrażenia w umyśle
Innymi słowy to, że widzimy zieleń, nie znaczy, że jest ona obiektywnym zjawiskiem fizycznym. Raczej jest abstraktem symbolizującym temperaturę obiektu obserwowanego (którego jako takiego nie poznajemy, a jedynie tę właśnie zieleń). To samo jest np. z przestrzenią i czasem. Czas i przestrzeń to mechanizmy umysłu (ja tak nie twierdzę, ale także nie neguję bo i tak nie można tego podważyć) porządkujące informacje napływające z otoczenia. Skoro tak, to sam ruch na który składa się przestrzenne i czasowe zróżnicowanie położenie bytu jest jednym wielkim mechanizmem umysłu, który porządkuje dane. Zatem to,że widzimy ruch, nie znaczy, że jest on częścią świata obiektywnego, wszak postrzegamy obraz, wrażenia, produkty układu nerwowego, a nie źródła bodźców jako takie. No ale idźmy dalej... (Tomasz oczywiście już Kantowi żyjącemu ok. 800 lat póxniej nie miał szans zripostować

).
Cytuj:
Wszystko zaś, co jest w ruchu, wprawione jest w ruch przez coś innego. O tyle bowiem coś jest w ruchu, o ile jest w możności do tego, ku czemu jest poruszane;
Chodzi oczywiście o kwestię względności. Jeśli nie ma punktu odniesienia nie można wykazać, że ciało jest w ruchu (ruch jest postrzegalny tylko względem bezruchu - innego statycznego bytu). Ale już tutaj należy przecież załapać, że skoro ruch sam w sobie nie jest obserwowalny to znaczy, że to kwestia mechanizmu umysłu, percepcji, która (czego nie wiedziano jeszcze w Średniowiecznej Europie) tworzy obrazy z wrażeń, modele świata, a nie doznaje świata jako takiego.
Cytuj:
z drugiej strony: o tyle poruszyciel w ruch wprawia, o ile sam jest urzeczywistniony. Wszak poruszanie znaczy: dobyć coś z możności istnienia do rzeczywistości "do aktualnego istnienia.
Z tego musiało by wynikać, że sny nie mogą być ruchome (obrazy w snach) bo sny nie są w pojęciu Tomasza realne (*pisał o tym w innym swoim dziele filozoficzno-teozoficznym), a skoro faktem jest, że sny ruchome są, to albo Tomasz pisząc, że tylko to co rzeczywiste (zewnętrzne) jest ruchome myli się, albo uważa, że jawa od snu jakościowo różna nie jest (ontologicznie - są bytowo sobie równe, są równie realne). Ekhem, idźmy dalej.
Cytuj:
Przenieść zaś coś z możności, do rzeczywistości może tylko taki byt, który sam jest urzeczywistniony,"czyli byt już zaktualizowany. Tak np. rzecz aktualnie płonąca, np. ogień, zapalając drewno sprawia, że to drewno, które było dopiero w możności do palenia się, staje się rzeczywiście, aktualnie płonące; przez co ogień" wprawia w ruch i przemienia drewno. Niemożliwością zaś jest, by jedna i ta sama rzecz jednocześnie była i w możności, i w rzeczywistości; nie miała czegoś i miała coś, oczywiście pod tym samym względem, bo pod różnymi względami jest to dopuszczalne; co bowiem jest aktualnie, rzeczywiście ciepłe, nie może być jednocześnie w możności ciepłe, ale jest jednocześnie w możności zimne. Niemożliwością przeto jest, by pod tym samym względem i w ten sam sposób, coś jednocześnie wprawiało w ruch i było w ruch wprawiane, czyli żeby siebie samego w ruch wprowadzało. Tak więc: cokolwiek jest poruszane, musi otrzymać ruch od kogoś innego, a jeśli i ten, kto w ruch wprawia, sam jest poruszany, to i on musi otrzymać ruch od kogoś innego; ów zaś jeszcze od innego. Nie można zaś tu iść w nieskończoność, bo w ten sposób nie będzie pierwszego poruszyciela, a co za tym idzie i drugiego, i dalszego, i w ogóle żadnego, gdyż motory podrzędne czy pośrednie o tyle w ruch wprawiają, o ile same są w ruch wprawiane przez pierwszego poruszyciela. Toć i kij o tyle jest w ruchu, o ile im ręka wywija2. Ostatecznie więc w rozumieniu naszym musimy dojść do jakiegoś pierwszego poruszyciela, który już przez nikogo nie jest w ruch wprawiany, i właśnie, w mniemaniu wszystkich, jest nim Bóg.
I tak dalej... ble ble ble... z szacunku do tego ująłem całe, ale przecież każnde zdanie jest u Tomasza tak banalne do podważenia, że wolę już ten pierwszy dowód zakończyć podważaniem całości. Czyli błyskawica porusza płomień w drewnie do ruchu, kopniak w tyłek porusza tyłek do ruchu, etc. Świetnie, czyli na tej podstawie jedyne co na pewno można wysnuć za tezę, to że COŚ musiało poruszyć cały Wszechświat. Fajnie, ale Tomasz ma dowodzić Boga w rozumieniu Osobowości, która wszystko może. Osobowości... nie czegoś nieświadomego. To ma być Byt Osobowy zgodnie z Biblią. Taki, który ma emocje (wkurza się np. jak w ST), ma intelekt (podejmuje analityczne decyzje, np. że jednak Mojżesz zdechnie zanim dotrze do Ziemi Obiecanej... a tak sobie, bo tak uznał), ma świadomość (reaguje na bodźce z zewnątrz, np. zsyła planetoidę na New York City w Apokalipsie, a bo to miasto grzechu, a więc widział ten grzech). Czyli chodzi o UMYSŁ, Bóg świadomy, czujący, sądzący. Czy błyskawica ma osobowość ? Nieeee... czy noga, którą kopę kogoś w tyłek ma osobowosć ? Nieeee... więc z tego całego przydługiego wywodu można uznać w NAJLEPSZYM wypadku (bo równie dobrze całośc, czyli Wszechświat żadnego początku mieć nie musiała to tylko wymysł autorów Biblii, którzy nie uzasadnianią swojej tezy, czyż to nie ciekawe ?

) Wszechświat miał przyczynę, ale mogła być ona równie martwa osobowościowo, bez umysłowa, co planeta waląca w inną planetę i wprawiająca tę inną w inny ruch. Oczywiście za czasów Tomasza nikt nie kumał oddziaływań, czyli NIEOSOBOWYCH fizycznych wielkości, które przyczyniają się do tego, że wszystko się rusza

Weźmy grawitację czy oddziaływanie silne, albo ciemną energię. Także do bani taki "dowód".
Cytuj:
Druga droga nawiązuje do przyczyny sprawczej. Stwierdzamy bowiem w świecie zjawisk zmysłowych łańcuch podporządkowanych przyczyn sprawczych. Nigdzie jednak nie spotykamy, no i to niemożliwe, by coś było przyczyną sprawczą siebie samego; istniałoby przecież wcześniej od siebie samego, co jest niemożliwe. Ciąg zaś przyczyn sprawczych nie może iść w nieskończoność. W łańcuchu bowiem podporządkowanych przyczyn sprawczych, pierwsze ogniwo jest przyczyną sprawczą pośredniego, a pośrednie ostatniego: czy tych pośrednich będzie więcej, czy tylko jedno. Usunąwszy zaś przyczynę, ginie skutek. Jeśli przeto w łańcuchu przyczyn sprawczych nie istnieje pierwsze ogniwo, nie będzie i pośredniego, no i ostatniego; gdyby więc łańcuch przyczyn sprawczych szedł w nieskończoność, nie byłoby pierwszej przyczyny sprawczej, a co za tym idzie, nie byłoby i pośrednich przyczyn sprawczych, nie byłoby i skutku ostatniego: co jest jaskrawym fałszem. A więc musimy przyjąć istnienie jakiejś pierwszej przyczyny sprawczej, którą wszyscy nazywają: Bóg.
No to żeby zdanie po zdaniu nie mącić, po prostu odsyłam do kwestii czasu u Kanta, czyli tego, że czas jako zjawisko może nie być fizyczny, lecz czystopsychologiczny, percepcyjny, jak same kolory, które też widzimy, ale nie są tak naprawdę niczym w rozumieniu tomistycznym "realnym" (pozaumysłowym, obiektywnym). Skoro czas nie musi istnieć jako wymiar fizyczny, to równie fajnie Wszechświat może być sobie w najlepsze TU i TERAZ. A to Tu nie znika w mknącym pociągu einsteinowskiej czasoprzestrzeni. Jest sobie i jest i jest i jest i jest... a cały ten ciąg "i jest" to jedynie skutek mechanizmu porządkującego dane, żeby sobie jedno "i jest" na drugie "i jest" nie właziło, bo byśmy raczej mieli po jakimś czasie niezły śmietnik przed oczami

Czyli żadnego "początku" być NIE musiało wbrew dobremu samopoczuciu Tomasza, który twierdzi, a że skoro tak widzimy to musiało być. Boga nie widzimy, a Tomasz twierdzi że musi być. Więc skoro czegoś czego nie widzimy MOŻE być a nawet musi, to coś, co widzimy być analoginie nie musi. W każdym razie nie musi w tym sensie jaki nam się wydaje, że jest.
No dobrze, ale pójdę Tomaszowi Świętmu na rękę i uznam, że czas jest. Ok, ale to nadal nie wymusza istnienia Boga (osobowego

). Czas sobie może być od zawsze i płynąć i płynąc i płynąć... NO i Tomasz sobie twierdzi - no mamy ten czas i świat... no to na początku (uznajmy że jest ten początek

chociaż być nie musi) był ten Pierwszy Poruszyciel... i nawet miał Osobowość (nad osobowością człowieka czy kota ewolucja tyrałą 3,72 mld lat, ale nevermind

Bóg ma przywilej

). Czyli... Wszechświat MUSI mieć Stworzyciela, bo sam nie mógł powstać, bo coś musiało go stworzyć. Więc stworzył go Bóg. Ok, ale w takim razie czemu Bóg ma działąć już na INNYCH zasadach logiki i ON SAM nie musi mieć swojego stworzyciela ? Skoro Bóg może być sam z siebie, albo od zawsze to czemu nie dużo mniej wymagający (bo bezosobowy) Wszechświat ?
Oczywiście odpowiedź jest jasna. Tomasz nie myśli logicznie, lecz myśli logicznie od czasu do czasu (tam gdzie mu pasuje). On stosuje logikę owszem, ale przy nieuzasadnionym logicznie założeniu, że Boga nie obowiązuje ta sama logika co sam Wszechświat. Jeśłi ktoś uważa że to cokolwiek wyjaśnia to ma także dobre samopoczucie co Tomasz

Mnie nadal bowiem zastanawia, że ok... skoro Wszechświat musi mieć poruszyciela, to fajnie, niech to będzie Bóg. Ale kto poruszył Boga ? A skoro Bóg może nie mieć poruszyciela, to czemu Wszechświat musi ? Absurd.
Cytuj:
Trzecią drogę wskazuje byt przygodny i konieczny. Oto ona: Stwierdzamy na świecie rzeczy, które mogą być i nie być. Widzimy, jak jedne powstają, a inne zanikają, co świadczy o tym, że mogą być i nie być. Otóż nie do pomyślenia jest, by wszystkie takiego typu rzeczy zawsze istniały. Czemu? Bo co może nie istnieć, niekiedy faktycznie nie istnieje; jeśli przeto wszystko może nie istnieć, to ongiś nic nie istniało ze świata; a jeśli to prawda, to i dziś nic by nie istniało; co bowiem nie istnieje, nie zacznie istnieć inaczej, jak tylko dzięki temu, co już jest; gdyby więc nic nie istniało, zaistnienie czegokolwiek byłoby niemożliwe; w takim razie i dziś nic by nie istniało, co jest oczywistym fałszem.
Tia, tylko znowu Tomasz sobie założył, że sam Bóg może sobie zaistnieć a Wszechświat nie może sam sobie zaistnieć. Znowu logika z poziomu 3-latka
Pomijam znowu kwestię tego, że niby czemu miałby ten początek być ? O wiele łatwiej uznać, że pocżatku nie było i sobie te byty ciągle powstają. To, że umysł ani nie może sobie wyobrazić skończoności ani nie skończności, nie znaczy, że obie nie istnieją. A Tu Tomasz w najlepsze uznaje, że Wszechświat musi być skończony, ale już Bóg musi być nieskończony. Doprawdy, ale uznanie tego człowieka za wybitny umysł może miało sens w czasach, gdzie IQ nie przekraczało poziomu dzisiejszego imbecyla. Albo może inaczej... być może po prostu Tomasz mógł sobie głosić to swobodnie bez ryzyka, że ktoś tak jak ja (albo Kant, albo przeciętny Ateista z IQ ok. 100) mu to wszystko rozwali na elementy pierwsze i wyśmieje, bo wtedy za próbę tego groziły lochy, jeśli nie całopalenie

Cytuj:
Nie wszystkie więc jestestwa są bytami przygodnymi, ale między nimi musi istnieć byt konieczny.
No włąśnie nie rozumiem, czemu on musi, a Wszechświat takim być nie musi. Przecież wbrew temu co (na co nie wiem czy ktoś wzrócił uwagę bo to sztuczka z Tomasza strony o ile sam to łapał) pisze Tomasz nic w przyrodzie NIE ZNIKA. Jest ciągle i ciągle i ciągle ta sama materia (2 kwarki i elektron oraz ich odpowiedniki w antymaterii budujące całą widzianą materię) i jej ilość wcale nie zmienia się w skali, którą można zapisać w sposób zrozumiały dla nieprofesora matematyki

Czyli uznajemy, ze jej ilośc jest constans. Trzeba być nieźle zadowolonym z siebie pyszałkiem, żeby uznać ZMIANĘ FORMY za ZNIKANIE

Wszak ciało po śmierci np. komara czy paprotnika nie znika. Ono zmienia postać w inną formę pod względem struktury chemicznej. Ale ta sama ilość atomów nadal istnieje i NIE znika. Na jakiej zatem podstawie pisze Tomasz o bytach, które znikają ?! Nie ma takich, z tego co wiem (poza mezonami, ale ich ilość jest ta sama także w całym bilansie ich pojawiania się z znikania). No ale Tomasz nie wiedział wtedy nawet o atomach (bo spalili zapewne tę część filozofii antycznej) i sobie w niewiedzy coś tam kontemplował. Hi hi...
Dobra, mogę tak każde zdanie jeszcze analizować, ale nikt tego nie bedzie czytał. Będę chciał to sobie z podważania Tomizmu napiszę pracę magisterską ;P Ale byłaby banalna
