Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią jest
Autor |
Wiadomość |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Po pierwsze, co to znaczy: "konsekwencje == - oo"? To jest, proszę kolegi, bełkot. A to niby dlaczego bełkot? -oo bierze się choćby z nieskończenie długiego czasu trwania. W jakich jednostkach mierzy się konsekwencje? Lurker napisał(a): Po drugie, jak kolega oszacował prawdopodobieństwo? Kolega założył sobie pewnego określonego Boga. Nie przyszło koledze do głowy, że Bóg może być zły i prawdopodobieństwo == 1? Travis napisał(a): Po pierwsze: a gdzie Ty tam widzisz oszacowanie prawdopodobieństwa? Napisałem tylko, że jest większe od zera. Aha. No więc tak samo można postąpić z wcieleniem się w jakiegoś robala czy demona zgoła, w co wierzą buddyści. Nalezy ze wszystkich sił pracowac nad gromadzeniem dobrej karmy. Hm? A potem wziąć pod uwagę po kolei wszystkie religie, czym one tam straszą. Po zebraniu kompletu wytycznych należy rozważyć religie nieistniejące, ale potencjalnie prawdziwe. Jak już kolega skończy, możemy dyskutować dalej. Zwłaszcza, że będzie kuuupa materiału do dyskusji. Travis napisał(a): Po drugie: Nie, nie trzeba zakładać sobie pewnego określonego Boga. Wręcz przeciwnie - trzeba wziąć pod uwagę wszystkie możliwe warianty. No więc właśnie. Travis napisał(a): Prawdopodobieństwo trafienia do piekła można obliczyć następująco:
P=P1*Pa1+P2*Pa2+... , gdzie:
P - prawdopodobieństwo trafienia do piekła Pi - prawdopodobieństwo, że warunki trafienia do piekła są określone przez i-ty zestaw warunków Pai - prawdopodobieństwo, że spełniasz i-ty zestaw warunków trafienia do piekła
Kolega udowodni, że ten szereg jest zbieżny. Travis napisał(a): Wariant, w którym każdy trafiałby do piekła to jeden ze składników sumy: jakieś Pj*Paj=Pj*1=Pj. Tego składnika sumy nie da się wprawdzie zmniejszyć, ale za to można zmniejszyć inne składniki, co pozwoli nam zminimalizować sumaryczne prawdopodobieństwo P. Przecież to jest śmiechu warte. Niestety. Zakładając na odmianę, że Boga NIE MA (wariant ateistyczny) dostajemy Paj == 1, Pj == 0. Składnik ten nie wnosi swojego wkładu do sumy, pomimo że opisuje wariant rzeczywisty. Kolega widzi teraz, że opisał wzorem własną paranoję? Pomijam już fakt, że ten wzór jest nieprawidłowy. Po lewej stronie położył kolega prawdopodobieństwo, a po prawej - prawdopodobieństwo W KWADRACIE. Jednostki się nie zgadzają, proszę kolegi. Pała, proszę siadać. Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Jeśli faktycznie szansa trafienia do piekła jest tak mała, jak kolega uwaza, Ja nie napisałem, że uważam, że szansa trafienia do piekła jest taka jak napisałem. Ja napisałem tylko, że nawet gdyby prawdopodobieństwo istnienia piekła było tak małe, to i tak racjonalnie jest za najwyższy priorytet uznać minimalizację prawdopodobieństwa trafienia tam. Uwaga jak wyżej. Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Po trzecie wreszcie, mnie się rozchodzi o pojęcie "zaniedbywalnie małe" Nie możemy zaniedbać sprawy piekła nawet jeśli prawdopodobieństwo jest bardzo małe. Dlaczego? Ponieważ konsekwencje trafienia tam są nieskończone (z minusem), a cena ochrony jest skończona. Co oznacza, że opłaca się za wszelką cenę minimalizować prawdopodobieństwo trafienia tam. Psze kolegi, kiedy uruchamiano LHC, wykazano, że istnieje zaniedbywalnie małe prawdopodobieństwo wyprodukowania w nim dziwadełek, które mają tę zabawną własność, że w kontakcie z inną materią przerabiają ją również na dziwadełka. Innymi słowy, istnieje zaniedbywalnie małe prawdopobieństwo, że LHC okaże się maszyną końca świata. Mimo to uruchomiono go. Czy teraz kolega rozumie, jak to działa?
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Wt wrz 03, 2013 12:52 |
|
|
|
 |
JedenPost
Dołączył(a): Pt gru 30, 2011 9:17 Posty: 11383
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Może kolegi wzory to te dziwadełka właśnie.
_________________ Lubię Starego czasem, to też sprawia że się wystrzegam otwartej z nim wojny Przecież to piękne, gdy Pan tak dostojny Tak z samym diabłem po ludzku rozmawia.
|
Wt wrz 03, 2013 13:17 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Autokorekta: w wariancie ateistycznym jest Paj == Pj == 0 (piekła nie ma, więc na pewno do niego nie trafię). JedenPost napisał(a): Może kolegi wzory to te dziwadełka właśnie. To jest w ogóle CIEMNA MATERIA.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Wt wrz 03, 2013 13:42 |
|
|
|
 |
Travis
Dołączył(a): So gru 29, 2012 15:58 Posty: 125
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
JedenPost napisał(a): Istniej niezerowe proawdopodobieństwo, że jedynym sposobem uniknięcia piekła jest popełnienie natychmiastowego samobójstwa, prawda?
Zatem - namawiasz? Cisną mi się teraz na usta różne słowa, ale nie chciałbym być złośliwy...zatem jeszcze raz: Cytuj: Prawdopodobieństwo trafienia do piekła można obliczyć następująco:
P=P1*Pa1+P2*Pa2+... , gdzie:
P - prawdopodobieństwo trafienia do piekła Pi - prawdopodobieństwo, że warunki trafienia do piekła są określone przez i-ty zestaw warunków Pai - prawdopodobieństwo, że spełniasz i-ty zestaw warunków trafienia do piekła Popełniając samobójstwo zmniejszysz jakieś Paj, ale możesz za to zwiększyć wiele innych Pai. To może spowodować, że od samobójstwa sumaryczne P wzrośnie, zamiast zmaleć. Zatem nie namawiam.
_________________ "Jest taka zasada, nie każdy ją zna Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach " (Dezerter)
|
Cz wrz 05, 2013 19:55 |
|
 |
Travis
Dołączył(a): So gru 29, 2012 15:58 Posty: 125
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Lurker napisał(a): W jakich jednostkach mierzy się konsekwencje? Nie słyszałeś nigdy o funkcji użyteczności? Konsekwencje mierzymy w konsekwencjonach, jeśli nazwa ma dla Ciebie znaczenie (nazwę sam wymyśliłem dla żartu - żeby nie było). Po prostu przyporządkowujemy konsekwencjom odpowiednie wartości liczbowe. Lurker napisał(a): Aha. No więc tak samo można postąpić z wcieleniem się w jakiegoś robala czy demona zgoła, w co wierzą buddyści. Nalezy ze wszystkich sił pracowac nad gromadzeniem dobrej karmy. Hm? Jeśli wcielisz się w robala, to dość szybko zakończysz swoje życie. Zatem straty z tego tytułu są skończone, a więc pomijalnie małe. Lurker napisał(a): A potem wziąć pod uwagę po kolei wszystkie religie, czym one tam straszą. Po zebraniu kompletu wytycznych należy rozważyć religie nieistniejące, ale potencjalnie prawdziwe. Po pierwsze: wystarczy wziąć tylko te religie, które straszą konsekwencjami, które oznaczają straty nieskończone. Takie konsekwencje możemy wrzucić do wspólnego worka z napisem "piekło". Lurker napisał(a): Jak już kolega skończy, możemy dyskutować dalej. Zwłaszcza, że będzie kuuupa materiału do dyskusji. Na chwilę obecną skończyłem. Podczas decyzji wystarczy brać pod uwagę tylko te religie, które Ci przyszły do głowy. Jeśli coś nowego Ci przyjdzie do głowy, to wtedy możesz swoje wnioski zaktualizować. To się nazywa podejmowanie decyzji przy niepełnej informacji. Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Po drugie: Nie, nie trzeba zakładać sobie pewnego określonego Boga. Wręcz przeciwnie - trzeba wziąć pod uwagę wszystkie możliwe warianty. No więc właśnie. No więc właśnie właśnie. Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Prawdopodobieństwo trafienia do piekła można obliczyć następująco:
P=P1*Pa1+P2*Pa2+... , gdzie:
P - prawdopodobieństwo trafienia do piekła Pi - prawdopodobieństwo, że warunki trafienia do piekła są określone przez i-ty zestaw warunków Pai - prawdopodobieństwo, że spełniasz i-ty zestaw warunków trafienia do piekła
Kolega udowodni, że ten szereg jest zbieżny. Ależ proszę bardzo: Na początku mamy zbiór możliwych światów. Nie wiemy, który z nich jest tym, w którym żyjemy. Pi to prawdopodobieństwo, że żyjemy w i-tym świecie. Obowiązuje w nim i-ty zestaw warunków trafienia do piekła. Oczywistym jest, że suma wszystkich Pi wynosi 1. P możemy łatwo ograniczyć od dołu. Jest to hipotetyczna sytuacja, w której prawdopodobieństwa Pai mają wartość 0. Wówczas mielibyśmy P=0. Stąd wynika, że P>=0. P możemy również ograniczyć od góry. Największą wartość przyjęłoby, gdyby wszystkie Pai miały wartość 1. Wówczas otrzymalibyśmy P=P1*1+P2*2+...=P1+P2+...=1 Stąd wynika, że P<=1. Podsumowując: 0<=P<=1, co należało dowieść. Zadowolony? Lurker napisał(a): Przecież to jest śmiechu warte. Niestety.
Zakładając na odmianę, że Boga NIE MA (wariant ateistyczny) dostajemy Paj == 1, Pj == 0. Składnik ten nie wnosi swojego wkładu do sumy, pomimo że opisuje wariant rzeczywisty. Kolega widzi teraz, że opisał wzorem własną paranoję? Nie. Niczego takiego tutaj nie widzę. To, że składnik ten niczego nie wnosi do sumy, to prawda. I tak powinno być - wszystko się zgadza. Nie ma też potrzeby mnie obrażać. Mi też się cisnęły na usta pewne złośliwości, ale się powstrzymałem. Lurker napisał(a): Pomijam już fakt, że ten wzór jest nieprawidłowy. Po lewej stronie położył kolega prawdopodobieństwo, a po prawej - prawdopodobieństwo W KWADRACIE. Jednostki się nie zgadzają, proszę kolegi. Pała, proszę siadać. Teraz to mnie dopiero rozbawiłeś  "Jednostki się nie zgadzają"  Co miałeś z matmy?  A powiedz mi jeszcze: w jakich jednostkach mierzy się prawdopodobieństwo? Dobra, oświecę Cię. Załóżmy, że mamy 3 pudełka i prawdopodobieństwo wyboru każdego z nich jest jednakowe (Pa=1/3). W każdym pudełko znajduje się 12 kul, ale tylko w drugim jedna z tych kul jest naszą szczęśliwą. Załóżmy, że wylosowanie każdej z tych kul jest tak samo prawdopodobne. Jeśli już losujemy z pudełka drugiego, to prawdopodobieństwo, że wybierzemy szczęśliwą kulę wynosi Pb=1/12. Ale my najpierw losujemy pudełko, a potem kulę z niego. Wówczas prawdopodobieństwo wylosowania szczęśliwej kuli wynosi P=Pa*Pb=1/3*1/12=1/36. Mimo, że mnożymy 2 prawdopodobieństwa, nie ma tutaj żadnego problemu z jednostkami. Choć w sumie nie wiem, po co tłumaczyłem tak oczywistą rzecz... Lurker napisał(a): Psze kolegi, kiedy uruchamiano LHC, wykazano, że istnieje zaniedbywalnie małe prawdopodobieństwo wyprodukowania w nim dziwadełek, które mają tę zabawną własność, że w kontakcie z inną materią przerabiają ją również na dziwadełka. Innymi słowy, istnieje zaniedbywalnie małe prawdopobieństwo, że LHC okaże się maszyną końca świata. Mimo to uruchomiono go. Czy teraz kolega rozumie, jak to działa? A czy TY rozumiesz jak to działa? Czy TY rozumiesz to, co napisałem wcześniej? Zmuszasz mnie do powtarzania się, ale dobra: Nawet jeśli LHC okaże się maszyną końca świata, to co z tego? Who cares? Konsekwencje są skończone, więc można zaryzykować. To jest zatem zły przykład. I uprzedzając posty typu: "Mówisz, że jeśli konsekwencje są skończone, to można ryzykować - to czemu nie zrobisz..." - jeśli konsekwencje są skończone, to być może warto zaryzykować (w najprostszym modelu zależy to od tego, jak wielkie jest ryzyko, co można stracić i ile kosztuje nie podjęcie ryzyka). Lurker napisał(a): Autokorekta: w wariancie ateistycznym jest Paj == Pj == 0 (piekła nie ma, więc na pewno do niego nie trafię). Wariant ateistyczny to tylko jeden ze składników sumy. Lurker napisał(a): JedenPost napisał(a): Może kolegi wzory to te dziwadełka właśnie. To jest w ogóle CIEMNA MATERIA. I może jeszcze ciemna materia do kwadratu? A nie, bo jednostki się nie będą zgadzać...
_________________ "Jest taka zasada, nie każdy ją zna Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach " (Dezerter)
|
Cz wrz 05, 2013 20:30 |
|
|
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Travis napisał(a): Nie słyszałeś nigdy o funkcji użyteczności? Słyszałem o różnych czarach-marach ekonomistów. Problem z wyceną jakiegokolwiek dobra jest taki, że nie jest to miara absolutna, tylko subiektywna, zależna od upodobań konsumenta. Nie można wykluczyć osób, którym pobyt w piekle będzie się podobał i będą czerpać z niego satysfakcję. Nie istnieją bowiem żadne dane eksperymentalne mówiące o warunkach panujących w piekle. Stąd też dla uczciwego rachunku należy przebiec z konsekwencjami od -oo do +oo, albowiem istnieje i taka możliwość, że piekło jako miejsce pozbawione Boga jest równoważne doczesności, modulo brak śmierci. Koniec bajki. Travis napisał(a): Jeśli wcielisz się w robala, to dość szybko zakończysz swoje życie. Zatem straty z tego tytułu są skończone, a więc pomijalnie małe. A w demona? Travis napisał(a): Po pierwsze: wystarczy wziąć tylko te religie, które straszą konsekwencjami, które oznaczają straty nieskończone. Takie konsekwencje możemy wrzucić do wspólnego worka z napisem "piekło". Ach. Czyli ze wszystkich kartoników z mlekiem stojących na półce w hipermarkecie wyceniamy tylko te, w których mleko skwaśniało. Co nam to mówi o (dajmy na to, średniej) użyteczności dóbr posiadanych przez hipermarket? Czy jest to miara rzetelna? Travis napisał(a): Na chwilę obecną skończyłem. Podczas decyzji wystarczy brać pod uwagę tylko te religie, które Ci przyszły do głowy. Jeśli coś nowego Ci przyjdzie do głowy, to wtedy możesz swoje wnioski zaktualizować. To się nazywa podejmowanie decyzji przy niepełnej informacji. To się nazywa: podejmowanie decyzji przy wróżeniu z fusów. Kolega nie chce zauważyć, że religie mówią nam wiele o oczekiwaniach ludzi względem Transcendencji i nic o samej Transcendencji. Informacja jest więc zerowa. Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Kolega udowodni, że ten szereg jest zbieżny. Ależ proszę bardzo: Na początku mamy zbiór możliwych światów. Nie wiemy, który z nich jest tym, w którym żyjemy. Pi to prawdopodobieństwo, że żyjemy w i-tym świecie. Obowiązuje w nim i-ty zestaw warunków trafienia do piekła. Oczywistym jest, że suma wszystkich Pi wynosi 1. P możemy łatwo ograniczyć od dołu. Jest to hipotetyczna sytuacja, w której prawdopodobieństwa Pai mają wartość 0. Wówczas mielibyśmy P=0. Stąd wynika, że P>=0. P możemy również ograniczyć od góry. Największą wartość przyjęłoby, gdyby wszystkie Pai miały wartość 1. Wówczas otrzymalibyśmy P=P1*1+P2*2+...=P1+P2+...=1 Stąd wynika, że P<=1. Podsumowując: 0<=P<=1, co należało dowieść. Zadowolony? Nie. Szereg S = 1 - 1 + 1 - 1 + 1 - 1 + ... również spełnia warunek 0 <= S <= 1, o ile porachujemy go jak matoły, to znaczy wstawiając nawiasy; dostaniemy wtedy S = 0 lub S = 1, zależnie od sposobu onawiasowania tego draństwa. Ciąg sum cząstkowych tego szeregu nie posiada granicy - a dokładniej, jest zbieżny do dwóch różnych liczb jednocześnie - i suma szeregu S w związku z tym nie istnieje. Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Zakładając na odmianę, że Boga NIE MA (wariant ateistyczny) dostajemy Paj == 1, Pj == 0. Składnik ten nie wnosi swojego wkładu do sumy, pomimo że opisuje wariant rzeczywisty. Kolega widzi teraz, że opisał wzorem własną paranoję? Nie. Niczego takiego tutaj nie widzę. To, że składnik ten niczego nie wnosi do sumy, to prawda. I tak powinno być - wszystko się zgadza. Pszę kolegi, na jakiej podstawie kolega twierdzi, że Transcendencja istnieje? Kolega wybiera sobie dane do rachunku pod założoną tezę. Jest to nierzetelność badawcza. Travis napisał(a): Lurker napisał(a): Pomijam już fakt, że ten wzór jest nieprawidłowy. Po lewej stronie położył kolega prawdopodobieństwo, a po prawej - prawdopodobieństwo W KWADRACIE. Jednostki się nie zgadzają, proszę kolegi. Pała, proszę siadać. Teraz to mnie dopiero rozbawiłeś Sprawdziłem. Kolega ma rację, odwołanie przyjęto. Teraz jednak kolega wytłumaczy, dlaczego nie używa prawdopodobieństwa warunkowego (prawdopodobieństwa, że człowiek trafi do piekła pod warunkiem, że prawdziwa jest wybrana przez niego religia). Zwracam uwagę koledze, że zdarzenia "wybór zaleceń religii i" i "napotkanie wariantu j Transcendencji" są zdarzeniami niezależnymi tylko wtedy, kiedy Transcendencja nie ingeruje w doczesność. Co najmniej chrześcijanie twierdzą coś przeciwnego. Travis napisał(a): Nawet jeśli LHC okaże się maszyną końca świata, to co z tego? Who cares? Konsekwencje są skończone, więc można zaryzykować. To jest zatem zły przykład. I uprzedzając posty typu: "Mówisz, że jeśli konsekwencje są skończone, to można ryzykować - to czemu nie zrobisz..." - jeśli konsekwencje są skończone, to być może warto zaryzykować (w najprostszym modelu zależy to od tego, jak wielkie jest ryzyko, co można stracić i ile kosztuje nie podjęcie ryzyka). Kolega nadal wycina z rozumowania wariant ateistyczny nie mając ku temu podstaw. W wariancie ateistycznym konsekwencje wytłuczenia całego gatunku homo sapiens są (ech...) nieskończone. Chyba, że kolegę cieszy myśl o wyginięciu ludzkości, wtedy oszacuje sobie konsekwencje powyżej zera. Ale jego rachunek i tak będzie ważny dla niego tylko.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Cz wrz 05, 2013 22:13 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Ziew. Uwaga do powyższego posta: kolega może się (biorąc pod uwagę stopień jego rozbawienia) przyczepić z kolei do faktu, że dla mnie Transcendencja raz istnieje, raz nie istnieje, raz jest przyjazna, raz zgroźliwa i tak dalej. Ja po prostu nie wiem, jak jest naprawdę. Mogę obstawić jeden z potencjalnie nieskończonej liczby wariantów (przy czym nie wiadomo nawet, czy jest to nieskończoność mocy alef zero, czy continuum, czy też - hehehe - coś pośrodku), ale w żaden sposób nie mogę ani przypisać kolejnych wariantom Transcendencji prawdopodobieństw (bo na czym niby miałbym się tu oprzeć?), ani w sposób rzetelny (tj. mający choć pozór realizmu) oszacować ryzyka związanego z dokonanym przeze mnie wyborem. Nie wiem i wiedział nie będę, chyba że dożyję Paruzji, albo światobójczego Tańca Śiwy, albo Zstąpienia Dobrego Mzimu. W związku z czym polecam uwadze kolegi wątek "Koniec świata ździebko inaczej" pływający sobie gdzieś w podforum "Sam wymyśl temat".
Cieszę się jednakowoż, że kolega odkrył karty, przyznając się do używania narzędzi ekonomicznych; wiem teraz, w co kolega ze mną gra. Jednakowoż, być może, nie wie tego publiczność. Otóż, proszę publiczności: kolega sporządził sobie wzór, z którego czarno na białym wynika, że jeśli jakaś religia nie przewiduje piekła, i to jeszcze piekła w wydaniu chrześcijańskim, nie należy jej brać w ogóle pod uwagę podczas obliczania prawdopodobieństwa trafienia do piekła. Innymi słowy, jeśli religia nie przewiduje piekła w wydaniu chrześcijańskim, jest ona religią fałszywą. Innymi słowy, kolega opitolił sobie drzewo stochastyczne tak, że prawdopodobieństwo zdarzenia pewnego stało się mniejsze od jedności (dla niezorientowanych: prawdopodobieństwo zdarzenia pewnego ZAWSZE musi być równe jedności). Następnie kolega łaskaw był się ucieszyć, że matematycznie ściśle udowodnił logiczność swojej tezy, tzn. że przed piekłem należy bronić się ręcyma i nogyma.
Tak się kończy mieszanie najtrudniejszego działu matematyki z czystą szarlatanerią w zagadnieniu, do którego analizy właściwym narzędziem jest teoria gier.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pt wrz 06, 2013 5:53 |
|
 |
JedenPost
Dołączył(a): Pt gru 30, 2011 9:17 Posty: 11383
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
@Travis
A tak w ogóle to o co chodzi? To jest jakaś forma rozrywki intelektualnej, czy może serio cierpisz na jakiś rodzaj obsesji i/lub fobii związanej z Piekłem? Bo to produkowanie nieskładnych wzorów przypomina rozpaczliwą próbę kontolowania sytuacji w tym drugim wariancie... Mam zatem nadzieję, że chodzi jednak o to pierwsze.
_________________ Lubię Starego czasem, to też sprawia że się wystrzegam otwartej z nim wojny Przecież to piękne, gdy Pan tak dostojny Tak z samym diabłem po ludzku rozmawia.
|
Pt wrz 06, 2013 9:18 |
|
 |
Travis
Dołączył(a): So gru 29, 2012 15:58 Posty: 125
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Oho - widzę, że odpisanie na ostatnie posty Lurkera będzie wymagało spooooooro energii, czasu i wewnętrznego spokoju. Tym bardziej, że nie wszystko zrozumiałem. Pozwolę sobie zatem zrobić od tego tematu "co najmniej przerwę". Na pytanie "JednegoPostu" jeśli odpowiem, to też później.
_________________ "Jest taka zasada, nie każdy ją zna Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach " (Dezerter)
|
Pt wrz 06, 2013 18:32 |
|
 |
Travis
Dołączył(a): So gru 29, 2012 15:58 Posty: 125
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Albo jednak: Lurker napisał(a): Cieszę się jednakowoż, że kolega odkrył karty, przyznając się do używania narzędzi ekonomicznych; wiem teraz, w co kolega ze mną gra. Jednakowoż, być może, nie wie tego publiczność. Lurker napisał(a): Tak się kończy mieszanie najtrudniejszego działu matematyki z czystą szarlatanerią w zagadnieniu, do którego analizy właściwym narzędziem jest teoria gier. Jeśli myślisz, że z jakiegoś powodu (na przykład, aby przekabacić ludzi na swoją religię) postawiłem taką a nie inną tezę i teraz staram się ją udowodnić odwołując się do nieczystych sztuczek, to chciałbym Cię wyprowadzić z błędu. Ja po prostu szukam odpowiednich słów, żeby wyrazić to, co naprawdę myślę. Z mojej perspektywy wygląda to tak, że przykładasz ogromną wagę do spraw drugorzędnych: udowodnij, że ciąg jest zbieżny, jednostki się nie zgadzają (wiem, z tego się wycofałeś), prawdopodobieństwo nie jest właściwym słowem, itp. Wyjaśnianie i prostowanie wszystkiego jest bardzo czaso- i energo-chłonne. Co gorsza, wkładasz mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem: że niby zakładam takiego a nie innego Boga. Odnoszę również wrażenie, że nie do końca zrozumiałeś przesłanie tego, co napisałem. Pokazuje to chociażby przykład, w którym opisujesz wariant ateistyczny. Przypisujesz mi chyba również złe intencje lub nieudolność intelektualną. Napisałeś dużo rzeczy, a ja w obecnej chwili nie mam siły się do nich wszystkich odnosić. Za dużo tego wszystkiego naraz. Może dla odmiany to Ty mi teraz udowodnij, że racjonalniej jest ignorować możliwość istnienia piekła niż zrobić cokolwiek, aby prawdopodobieństwo trafienia tam zmniejszyć? A może zgadzasz się, że warto "coś" zrobić, ale uważasz, że nie za wszelką cenę? Może uważasz, że - z racjonalnego punktu widzenia - istnieje cena, której nie warto zapłacić za obniżenie prawdopodobieństwa trafienia do piekła? A może "czepiasz" się tylko słowa "prawdopodobieństwo"? To powiedz mi w takim razie, jakiego słowa powinienem użyć? Prawdopodobieństwo warunkowe to też prawdopodobieństwo - to jest kwestia względna. O co Ci tak właściwie chodzi? Może teraz to Ty spróbuj mnie przekonać? JedenPost napisał(a): @Travis
A tak w ogóle to o co chodzi? To jest jakaś forma rozrywki intelektualnej, czy może serio cierpisz na jakiś rodzaj obsesji i/lub fobii związanej z Piekłem? Bo to produkowanie nieskładnych wzorów przypomina rozpaczliwą próbę kontolowania sytuacji w tym drugim wariancie... Mam zatem nadzieję, że chodzi jednak o to pierwsze. O żadnej obsesji ani o żadnej fobii nic mi nie wiadomo. Dla mnie jest to problem bardziej intelektualny niż emocjonalny. Racjonalne myślenie doprowadza mnie do wniosków, które mnie ograniczają. Miałem nadzieję, że jeśli skonfrontuję swoje myślenie z osobami, które uważają się za racjonalistów, a mimo wszystko dochodzą do innych wniosków, to może wyniknie z tego coś dobrego. Na razie jednak nie odniosłem wrażenia, że ktoś mnie tu zrozumiał. Ale można to sprawdzić: nienajgorszym testem na to, czy kogoś zrozumiałeś jest próba powiedzenia tego, co mówiła ta osoba, ale własnymi słowami. Dopóki nie zrozumiałeś czyjegoś wywodu, jak możesz wytknąć błąd w jego rozumowaniu?
_________________ "Jest taka zasada, nie każdy ją zna Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach " (Dezerter)
|
Pt wrz 06, 2013 19:00 |
|
 |
Lurker
Dołączył(a): Pt cze 15, 2012 21:23 Posty: 3341
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Travis napisał(a): Jeśli myślisz, że z jakiegoś powodu (na przykład, aby przekabacić ludzi na swoją religię) postawiłem taką a nie inną tezę i teraz staram się ją udowodnić odwołując się do nieczystych sztuczek, to chciałbym Cię wyprowadzić z błędu.
Ja po prostu szukam odpowiednich słów, żeby wyrazić to, co naprawdę myślę. Uff. Wierząc intencjom odradzam zapuszczanie się w dziedzinę pojęć matematycznych, które są (bardzo) dobrze zdefiniowane i obudowane wnioskami płynącymi z tych definicji. Poniważ... Travis napisał(a): Z mojej perspektywy wygląda to tak, że przykładasz ogromną wagę do spraw drugorzędnych: udowodnij, że ciąg jest zbieżny, jednostki się nie zgadzają (wiem, z tego się wycofałeś), prawdopodobieństwo nie jest właściwym słowem, itp. Wyjaśnianie i prostowanie wszystkiego jest bardzo czaso- i energo-chłonne. ...możemy, przykładowo, powiedzieć "Bóg jest podobny do czworobocznego trójkąta". Gramatycznie to zdanie jest poprawne i próbuje zawrzeć w sobie pewną dosyć ważną myśl o Bogu (że stanowi on Tajemnicę nieprzeniknioną dla człowieka); niestety, w istocie swej (to znaczy po podstawieniu za słowa pojęć) stanowi beztreściowy bełkot. Travis napisał(a): Co gorsza, wkładasz mi w usta rzeczy, których nie powiedziałem: że niby zakładam takiego a nie innego Boga. W takim razie nie możesz uciec przed koncepcją np. pustego piekła i musisz wziąć ją do rozważań z niezerowym prawdopodobieństwem. W ogóle ten rachunek kupy się nie trzymał z jednego prostego powodu: braku uczciwej definicji przestrzeni Duże Omega. Coś tam było niby naszkicowane, ale tak do końca nie było wiadomo, co odpowiada zdarzeniu elementarnemu: bóg? religia? odłam? koncepcja piekła? wycena piekła przez potępieńca? Cholera wie. Travis napisał(a): Odnoszę również wrażenie, że nie do końca zrozumiałeś przesłanie tego, co napisałem. Nie da się wykluczyć. Hm... Travis napisał(a): Pokazuje to chociażby przykład, w którym opisujesz wariant ateistyczny. Przypisujesz mi chyba również złe intencje lub nieudolność intelektualną.
Napisałeś dużo rzeczy, a ja w obecnej chwili nie mam siły się do nich wszystkich odnosić. Za dużo tego wszystkiego naraz. ...aha. Travis napisał(a): Może dla odmiany to Ty mi teraz udowodnij, że racjonalniej jest ignorować możliwość istnienia piekła niż zrobić cokolwiek, aby prawdopodobieństwo trafienia tam zmniejszyć? Tego się nie dowodzi. Wierzy się albo się nie wierzy. W piekło, znaczy. Pytanie tylko brzmi: czy warto ruinowac sobie życie w obawie przed czymś niepewnym. Można tu podać wiele przykładów z życia, które zbijesz uciekając się do wyceny konsekwencji (skończone, nieskończone). Bodaj najlepszym jest to, co się działo około roku 1000, kiedy z racji okragłości daty sporo ludzi spodziewało się końca świata i w związku z tym np. nie obsiewało pól. No i faktycznie, w pewnym sensie się doczekali: poumierali z głodu. Paruzji, oczywiście, nie było. Jakiekolwiek działania nie zostaną jednak podjęte, warto mieć też na uwadze, że nie żyje się na świecie samemu i swoim postępowaniem zaświadcza się o swojej religii. Jeśli przeciętny wahający się agnostyk zobaczy człowieka zastraszonego do granic możliwości, wyciągnie jedyny słuszny wniosek: ta religia jest chora. I pójdzie do, dajmy na to, krysznaitów. W sumie najlepiej odpowiedział Ci w innym wątku ARHIZ: zamiast uciekać, należy wyjść naprzeciw. Tylko zależy, co się widzi na końcu drogi... Travis napisał(a): A może zgadzasz się, że warto "coś" zrobić, ale uważasz, że nie za wszelką cenę? Może uważasz, że - z racjonalnego punktu widzenia - istnieje cena, której nie warto zapłacić za obniżenie prawdopodobieństwa trafienia do piekła? Ja, przede wszystkim, nie jestem racjonalistą. Raz, że obrzydło mi to słowo (z winy pewnego serwisu sieciowego), dwa, że nie jestem w stanie pozbyć się wrodzonej (prawdopodobnie) skłonności do wiary w coś. Travis napisał(a): A może "czepiasz" się tylko słowa "prawdopodobieństwo"? To powiedz mi w takim razie, jakiego słowa powinienem użyć? Prawdopodobieństwo warunkowe to też prawdopodobieństwo - to jest kwestia względna. Czepiam się rachunku. Travis napisał(a): O co Ci tak właściwie chodzi? Może teraz to Ty spróbuj mnie przekonać? Odżizas. ...śmierć przyjdzie - czy z nieba uderzy jak grom, czy z wolna otuli snu szalem - żeś świat ten opuścił, nie liczy się to, lecz tylko: jak umierałeś.Naprawdę chcesz umierać w śmiertelnym strachu, wypluwając z siebie potok grzechów szczerych i urojonych, spanikowany do granic możliwości? Hoduj dalej w sobie myśl, jaką hodujesz.
_________________ In my spirit lies my faith Stronger than love and with me it will be For always. Orkiestra!
|
Pt wrz 06, 2013 19:55 |
|
 |
JedenPost
Dołączył(a): Pt gru 30, 2011 9:17 Posty: 11383
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Travis napisał(a): O żadnej obsesji ani o żadnej fobii nic mi nie wiadomo. Dla mnie jest to problem bardziej intelektualny niż emocjonalny.
Dobrze dla Ciebie. Ale że tak jeszcze dopytam, bom ciekaw: problem jako ćwiczenie, czy naprawdę traktujesz to jako swój realny problem życiowy, tj. zamierzasz podjąć działania zmierzające do uniknięcia za wszelką cenę Piekła?
_________________ Lubię Starego czasem, to też sprawia że się wystrzegam otwartej z nim wojny Przecież to piękne, gdy Pan tak dostojny Tak z samym diabłem po ludzku rozmawia.
|
Pt wrz 06, 2013 19:58 |
|
 |
Travis
Dołączył(a): So gru 29, 2012 15:58 Posty: 125
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Lurker napisał(a): W takim razie nie możesz uciec przed koncepcją np. pustego piekła i musisz wziąć ją do rozważań z niezerowym prawdopodobieństwem. Ależ nie uciekam i tę koncepcję biorę pod uwagę przy rozważaniach. Tylko, że nie wpływa ona na podjęcie decyzji. Lurker napisał(a): W ogóle ten rachunek kupy się nie trzymał z jednego prostego powodu: braku uczciwej definicji przestrzeni Duże Omega. Coś tam było niby naszkicowane, ale tak do końca nie było wiadomo, co odpowiada zdarzeniu elementarnemu: bóg? religia? odłam? koncepcja piekła? wycena piekła przez potępieńca? Cholera wie. Reguły świata, w którym żyjemy? Aha, i jeszcze może wrócę do paru rzeczy wcześniejszych (zregenerowałem trochę sił): Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Nie słyszałeś nigdy o funkcji użyteczności? Słyszałem o różnych czarach-marach ekonomistów. Na pewno mówimy o tych samych funkcjach użyteczności? Bo ja nie widzę tu żadnych czarów-marów. Chodzi o przypisanie konsekwencjom odpowiedniej wartości liczbowej. Lurker napisał(a): Problem z wyceną jakiegokolwiek dobra jest taki, że nie jest to miara absolutna, tylko subiektywna, zależna od upodobań konsumenta. Tak. I dlatego każdy do obliczeń powinien podstawiać własne wartości. Prawdopodobieństwa też tutaj są subiektywne. Lurker napisał(a): Nie można wykluczyć osób, którym pobyt w piekle będzie się podobał i będą czerpać z niego satysfakcję. Wtedy dla takich osób to nie będzie piekło, więc nie dotyczy to naszych rozważań. Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Jeśli wcielisz się w robala, to dość szybko zakończysz swoje życie. Zatem straty z tego tytułu są skończone, a więc pomijalnie małe. A w demona? To zależy, jak długo trwa życie takiego demona: skończenie długo, czy nieskończenie długo. Jeśli skończenie długo, to są to straty skończone, czyli pomijalnie małe. A jeśli nieskończenie długo, to wówczas możemy taką sytuację wrzucić do wcześniej utworzonego worka z napisem "piekło". Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Po pierwsze: wystarczy wziąć tylko te religie, które straszą konsekwencjami, które oznaczają straty nieskończone. Takie konsekwencje możemy wrzucić do wspólnego worka z napisem "piekło". Ach. Czyli ze wszystkich kartoników z mlekiem stojących na półce w hipermarkecie wyceniamy tylko te, w których mleko skwaśniało. Co nam to mówi o (dajmy na to, średniej) użyteczności dóbr posiadanych przez hipermarket? Czy jest to miara rzetelna? Nie rozumiem tej metafory. Lurker napisał(a): Travis napisał(a): Na chwilę obecną skończyłem. Podczas decyzji wystarczy brać pod uwagę tylko te religie, które Ci przyszły do głowy. Jeśli coś nowego Ci przyjdzie do głowy, to wtedy możesz swoje wnioski zaktualizować. To się nazywa podejmowanie decyzji przy niepełnej informacji. To się nazywa: podejmowanie decyzji przy wróżeniu z fusów. Kolega nie chce zauważyć, że religie mówią nam wiele o oczekiwaniach ludzi względem Transcendencji i nic o samej Transcendencji. Informacja jest więc zerowa. I tu się nie zgadzam. Zwłaszcza z tym, że informacja jest zerowa. Choćby dlatego, że istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że dana religia ma rację w tym, że dane informacje zostały objawione przez Boga. A poza tym nie możesz wiedzieć, co chcę, a czego nie chcę zauważyć. Lurker napisał(a): Nie. Szereg S = 1 - 1 + 1 - 1 + 1 - 1 + ... również spełnia warunek 0 <= S <= 1, o ile porachujemy go jak matoły, to znaczy wstawiając nawiasy; dostaniemy wtedy S = 0 lub S = 1, zależnie od sposobu onawiasowania tego draństwa. Ciąg sum cząstkowych tego szeregu nie posiada granicy - a dokładniej, jest zbieżny do dwóch różnych liczb jednocześnie - i suma szeregu S w związku z tym nie istnieje. U mnie nie ma takiego problemu, ponieważ wszystkie składniki sumy są nieujemne. A suma istnieje i zawiera się ona w przedziale od 0 do 1 (konkretna wartość zależy od postawionych prawdopodobieństw cząstkowych). Travis napisał(a): Pszę kolegi, na jakiej podstawie kolega twierdzi, że Transcendencja istnieje? Kolega wybiera sobie dane do rachunku pod założoną tezę. Jest to nierzetelność badawcza. A gdzie ja niby tak twierdzę? Jednym ze składników sumy może być przecież wspomniany przez Ciebie wariant pustego piekła. Im większe przypiszemy mu prawdopodobieństwo, tym mniejsze będzie oczywiście sumaryczne P (ponieważ Pi sumują się do 1). Ale z oczywistych względów nie zmieni to wyniku. Lurker napisał(a): Teraz jednak kolega wytłumaczy, dlaczego nie używa prawdopodobieństwa warunkowego (prawdopodobieństwa, że człowiek trafi do piekła pod warunkiem, że prawdziwa jest wybrana przez niego religia). Jak to nie używam? Przecież to jest właśnie Pai. Lurker napisał(a): Zwracam uwagę koledze, że zdarzenia "wybór zaleceń religii i" i "napotkanie wariantu j Transcendencji" są zdarzeniami niezależnymi tylko wtedy, kiedy Transcendencja nie ingeruje w doczesność. Co najmniej chrześcijanie twierdzą coś przeciwnego. Nie rozumiem tego. Można jaśniej? Lurker napisał(a): Kolega nadal wycina z rozumowania wariant ateistyczny nie mając ku temu podstaw. A skąd! Lurker napisał(a): W wariancie ateistycznym konsekwencje wytłuczenia całego gatunku homo sapiens są (ech...) nieskończone. Dla Ciebie konsekwencje są tylko takie, że znikasz. Kończy się Twoje istnienie, więc konsekwencje dla Ciebie są nieskończone. A liczą się tylko konsekwencje dla Ciebie. Zasada nr 1 racjonalnego myślenia: Bądź egoistą. Dobro innych może służyć jako środek do celu, jakim jest Twoje dobro, ale jakie są racjonalne podstawy do tego, by stawiać sobie za cel cokolwiek innego niż dobro własne? Jeśli znikasz wraz z całym światem, to co Ciebie to wszystko obchodzi? "Po mnie choćby i potop." Lurker napisał(a): ale w żaden sposób nie mogę ani przypisać kolejnych wariantom Transcendencji prawdopodobieństw (bo na czym niby miałbym się tu oprzeć?) JAK to jest osobne zagadnienie. Na razie spieramy się, CZY warto to zrobić. Lurker napisał(a): Cieszę się jednakowoż, że kolega odkrył karty, przyznając się do używania narzędzi ekonomicznych; wiem teraz, w co kolega ze mną gra. Ale ja nie wiem. Lurker napisał(a): Jednakowoż, być może, nie wie tego publiczność. Otóż, proszę publiczności: kolega sporządził sobie wzór, z którego czarno na białym wynika, że jeśli jakaś religia nie przewiduje piekła, i to jeszcze piekła w wydaniu chrześcijańskim, nie należy jej brać w ogóle pod uwagę podczas obliczania prawdopodobieństwa trafienia do piekła. Pudło. Nigdzie nie pisałem, że musi to być wydanie chrześcijańskie. Lurker napisał(a): Innymi słowy, jeśli religia nie przewiduje piekła w wydaniu chrześcijańskim, jest ona religią fałszywą. Ta sama uwaga co wyżej. Plus: Nigdzie tu nie pisałem o fałszywości religii. Lurker napisał(a): Innymi słowy, kolega opitolił sobie drzewo stochastyczne... Nie mogę się z Tobą zgodzić, tym bardziej, że nawet nie wiem, co to jest. Lurker napisał(a): ...tak, że prawdopodobieństwo zdarzenia pewnego stało się mniejsze od jedności (dla niezorientowanych: prawdopodobieństwo zdarzenia pewnego ZAWSZE musi być równe jedności). Że co? Ja coś takiego zrobiłem? A niby gdzie?! Lurker napisał(a): Tak się kończy mieszanie najtrudniejszego działu matematyki z czystą szarlatanerią w zagadnieniu, do którego analizy właściwym narzędziem jest teoria gier. Że co? O czym Ty do mnie rozmawiasz? Jaką szarlatanerią? Jakie mieszanie? Jaka teoria gier? Jaki wybór narzędzia? Lurker napisał(a): ...możemy, przykładowo, powiedzieć "Bóg jest podobny do czworobocznego trójkąta". Gramatycznie to zdanie jest poprawne i próbuje zawrzeć w sobie pewną dosyć ważną myśl o Bogu (że stanowi on Tajemnicę nieprzeniknioną dla człowieka); niestety, w istocie swej (to znaczy po podstawieniu za słowa pojęć) stanowi beztreściowy bełkot. Wcale nie taki znowu bełkot. Jeśli w obecnej chwili nie odnajdujesz lepszych słów, żeby to wyrazić, to czemu nie? Słowa i tak same z siebie nic nie znaczą i są tylko nośnikiem informacji. Chodzi o to, żeby się z drugim człowiekiem porozumieć (do tego potrzebna jest i tak intuicja), a nie o to, żeby się czepiać słówek i szukać dziury w całym. A jeśli zajmujesz się w jakimś stopniu matematyką, to normalne, że możesz uznać matematyczne sformułowania za najlepszy sposób wyrażenia tego, co chcesz powiedzieć. JedenPost napisał(a): Travis napisał(a): O żadnej obsesji ani o żadnej fobii nic mi nie wiadomo. Dla mnie jest to problem bardziej intelektualny niż emocjonalny.
Dobrze dla Ciebie. Ale że tak jeszcze dopytam, bom ciekaw: problem jako ćwiczenie, czy naprawdę traktujesz to jako swój realny problem życiowy, tj. zamierzasz podjąć działania zmierzające do uniknięcia za wszelką cenę Piekła? Po pierwsze: ja też nie jestem racjonalistą. Nie potrafiłbym tak funkcjonować. Pokazuję tylko, do jakiego wniosku według mnie prowadzi racjonalne myślenie. Ale kiedyś byłem racjonalistą. Ponieważ racjonalne myślenie doprowadzało mnie do wniosków, co do których w głębi duszy czułem, że są absurdalne, po kilku dniach zmagań w cierpieniu dokonałem radykalnego przewrotu w swoim myśleniu: zacząłem bardziej ufać temu głosowi w głębi duszy, a mniej racjonalizmowi. Później, pod wpływem kolejnych doświadczeń, szala przechylała się coraz bardziej na korzyść tego "głosu" (intuicji, zdrowego rozsądku, nadświadomości, głosu serca, nie wiem jak to nazwać, bo trudno jest mi to jakkolwiek opisać). Niemniej jednak, gdzieś tam w tle, wciąż pozostaje we mnie ta (powiedzmy, że ma to siłę ok. 1-2.5%) skłonność do polegania na racjonalnym myśleniu. Już jednak na tyle zaufałem tej intuicji, że potrafię się z tym otwarcie skonfrontować. Bo jednak to w tle - choć słabe - to jednak może mnie trochę ograniczać. Wydaje mi się, że pewne korzyści by mi przyniosło, gdyby ktoś potrafił wykazać błąd w moim rozumowaniu. Ale to zadziała tylko, jeśli uznam to za faktyczny błąd, a nie za pseudo-błąd (a więc sztuczki retoryczne odpadają).
_________________ "Jest taka zasada, nie każdy ją zna Wolność zaczyna się tam, gdzie kończy się strach " (Dezerter)
|
So wrz 07, 2013 11:19 |
|
 |
tro
Dołączył(a): N wrz 08, 2013 10:54 Posty: 31
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Wracając do oryginalnego pytania... Z podobnego powodu wielu ludzi nazywa ateizm religią. A to formalnie nie jest religia, tylko postawa, koncepcja. Ateista po prostu nie wierzy w bóstwa. Chrześcijanin przykładowo nie wierzy w Zeusa, czy Afrodytę. Czy to oznacza, że (cytując pierwszy post) "jest zbuntowany przeciwko tym bogom"?
|
N wrz 08, 2013 12:07 |
|
 |
filozofmysliciel
Dołączył(a): Śr sie 14, 2013 12:38 Posty: 16
|
 Re: Moja rozkmina: czy osoba niewierząca rzeczywiście nią je
Cytuj: Chrześcijanin przykładowo nie wierzy w Zeusa, czy Afrodytę. Czy to oznacza, że (cytując pierwszy post) "jest zbuntowany przeciwko tym bogom"? Dlatego też podałem czym potencjalny Bóg mógłby być według mojego racjonalnego myślenia, i wiecie co, doszedłem do wniosku że nie ma sensu się nad tym zastanawiać , trzeba żyć i cieszyć się życiem, a to co będzie po śmierci to będzie dopiero po śmierci. A jeżeli jakaś istota która to wszystko stworzyło zechce abym ją czcił i wychwalał to niech przyjdzie do mnie i oznajmi mi to osobiście i jeszcze da ku temu racjonalne powody.
|
Pn wrz 09, 2013 18:50 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|