Miałem na myśli, że rolą państwa powinno być dbanie o to, jak wygląda imigracja w jego granicach.


Tak, obchodzi nas. Mnie na pewno. Dlatego trzeba pomagać w edukacji. I ewangelizować - ponieważ, moim zdaniem, w cywilizacjach to obecność odpowiednich postaci kobiecych w kultach religijnych promuje szacunek do kobiet (bo zwykle w cywilizacjach jest z tym problem, z wyjątkiem naszej). Drugim czynnikiem jest udział kobiet w utrzymaniu rodziny. A w Afryce niestety popularny jest model życia, według którego tylko mężczyzna utrzymuje rodzinę i jeszcze jego honor od tego zależy. Wtedy kobieta jest całkowicie zależna od mężczyzny, obojętnie jak by się on nie zachowywał.

Na pewno jednak nie możemy ich przyjmować do nas, ponieważ to niczego nie rozwiązuje. Przy kilku milionach Europa już się dusi, a to jeszcze nie sięga 0,1% Afrykańczyków. Nie mówiąc o reszcie ludzi na świecie, którzy żyją w nędzy lub w stanie zagrożenia zdrowia i życia. A tych będzie, bez mała, ze 2-3 mld.


Możemy przyjąć ich do nas w ilościach marginalnych ale za to mieć poczucie, że coś zrobiliśmy.

Możemy im wysyłać kontenerowce jedzenia i prezerwatyw czekając aż niedługo będzie ich kolejny miliard więcej, a trochę później 20 mld.

Oni (głównie Afrykańczycy, ale też Arabowie) muszą nauczyć się żyć samodzielnie. Zachodnia pomoc materialna szkodzi Afryce. Właściwie, systemowo, moglibyśmy tylko szkolnictwo tam prowadzić (z zamiarem przekazania w ich ręce) ale tylko przy użyciu lokalnych środków. Choć też nie wiem na pewno, jaki byłby efekt. Zasadniczo "pomoc" ma takie skutki, jak karmienie niedźwiedzi, które tracą zdolność samodzielnego wyżywienia się. Albo utrzymywanie dziecka póki się żyje, przez co nigdy nie osiąga dojrzałości.


Wszyscy sobie dotąd jakoś radzili przez całą historię ludzkości. A potem zawitał tam Zachód i od tamtej pory nie mogą się pozbierać. Może całą tę zachodnią działalność można o kant kuli rozbić?

Zresztą, na początek Fundacja Gates'ów miała 100 mld $. Jeśli zyskali nowych sponsorów, to środków mogło im nawet nie ubyć. Wiem, że starają się działać konstruktywnie, aby tylko wesprzeć lokalne działania. Może warto by poczytać o tym więcej.

Rozmowę o imigracji przeniosłem tutaj: viewtopic.php?p=914277#p914277 i odpowiedziałem na następnej stronie.

Zderzenie widoku rosłych mężczyzn muzułmańskich "uciekających przed wojną" z młodą, kruchą Syryjką i z tym co mówi - polecam do przeczytania http://wpolityce.pl/spoleczenstwo/30258 ... c?strona=2

W piątek wieczorem rosły mężczyzna, Polak pobił w Salerno drobną Somalijkę, pobita, skopana nieprzytomna kobieta pozostaje w szpitalu w śpiączce......

Alus, jak mozesz! On na pewno bronil Europy i jej "chrzescijanskich" korzeni...

Coś z tego wynika?

Tak. Wynika. Wniosek, który przedstawila Kael

Dla Ciebie nic....choćby zmarli z grobów powstali, nie zrozumieją....od pokoleń tak jest.....

Oczywiście, że Europa nie może przyjąć wszystkich, ale z drugiej strony dość słabo brzmi stwierdzenie, że Europa "się dusi" przy kilku milionach. Może to już truizm, ale nigdy nie dość przypominać, że Liban, który jest mniejszy od województwa świętokrzyskiego, przyjął już dwa miliony uchodźców - i, choć oczywiście ma z nimi mnóstwo problemów, jakoś jednak dycha.





Kiedyś może nikt się tym nie przejmował. Ale widzę, że i ty hołdujesz dogmatowi o "suwerenności narodów". Ja nie uważam, że każdy musi się nauczyć żyć samodzielnie. Owszem, jak już się nauczy, to trzeba mu pozwolić o sobie decydować, ale póki nie umie, póty może lepiej byłoby dla niego słuchać mądrzejszych? Dlatego pisałem o rekolonizacji. Istnieją teorie, że cały problem z Afryką wziął się ze zbyt szybkiego porzucenia przez Zachód kolonializmu i np. pozostawienia narodów afrykańskich ze sztucznymi, wytyczonymi przez Europejczyków granicami. Kiedy tkwili, że tak to ujmę, pod butem Belgii, Francji itp. to jakoś ze sobą żyli. A jak przestali i zaczęli "decydować o sobie", to zdecydowali, że najbardziej na świecie chcą się wzajemnie wyrzynać. Skoro tak, to pierwszym, narzucającym się rozwiązaniem byłoby - wziąć ich znowu pod but. Zawsze kiedy czytam memy w rodzaju: "jeżeli masz konto w banku i na nim pieniądze, należysz do 8% najbogatszych ludzi na świecie", to nachodzi mnie refleksja: skoro tak, to znaczy, że większość ludzkości naprawdę kiepsko sobie radzi z życiem i chyba jednak potrzebuje mądrego przywództwa, a nie "suwerenności". Może trzeba wrócić do idei kolonialnej? Może kryzys imigracyjny stanie się do tego impulsem? Gdzie podziały się idee w rodzaju "Morze Śródziemne morzem wewnętrznym Unii Europejskiej"? Może w ogóle czas przestać traktować Unię Europejską w kategoriach geograficznych ("Europejska" bo na kontynencie europejskim), a zacząć w kategoriach cywilizacyjnych ("Europejska" bo oparta na wartościach europejskich - kontynentu, gdzie żyje się najlepiej na świecie). Nie widzę powodu, dla którego członkami UE nie mogłyby się stać Kanada czy Australia. Przy ścisłym sojuszu z USA (Amerykanie uwielbiają UE, sam się o tym wielokrotnie przekonałem - oczywiście, mówię o Amerykanach, nie o Trumpamerykanach) stworzylibyśmy potęgę, której nikt na świecie nie mógłby podskoczyć. Ale tak to sobie można podumać.

Ja nie wiem, czy te teorie nie są funta kłaków niewarte. Rodzima państwowość afrykańska jakąś historię jednak ma; istniało coś takiego jak Mali, jak Dahomej, jak (schrystianizowane!) Kongo. Problem w tym, że to była państwowość – no, do demokracji i narodu w pojęciu europejskim droga była przed nimi daleka. W ogóle należałoby najpierw się zapytać, czy te społeczności, co się wyrzynają (bo są też i takie, co gospodarują i się bogacą) konstytuują cokolwiek podobnego do narodu, czy jednak jest to regres do epoki plemiennej, a więc do takiego stanu, w którym wojna jest rzeczą tak naturalną jak oddychanie i w którym kośba wśród wojowników jest nieubłagana (bodaj pilaster pisał coś ostatnio o stratach rzędu kilkudziesięciu procent męskiej populacji).


Trochę się zgubiłem. Statystyki, że król Leopold Belgijski był krwawszym zbrodniarzem od Hitlera są wyssane z (lewackiego) palca? Serio pytam.

Być może, ale wtedy narody powinny być tworzone sztucznie, odgórnie. I tworzyciele nie powinni tego procesu przerywać w połowie.



Ze sobą, a nie z kolonistami-zbrodniarzami. Choć dostrzegam zagrożenie, płynące z założenia: "zasada była dobra, tylko, niestety, powierzono jej realizację sadystom, ale my już będziemy lepsi".

Zakładając, że kolonistom w ogóle zależało na tworzeniu nowoczesnych narodów z czegoś uważanego za niższą rasę, która jest niższa, ponieważ jest niecywilizowana, a jest niecywilizowana, ponieważ jest niższa; półmałpy po prostu, które można poganiać strzelbą czy batem, ale podnosić je do godności człowieka – to jest przecież niemożlliwe bio-lo-gicz-nie. Cały porządek niemiecki w Generalnej Guberni i Komisariatach Rzeszy zasadzał się właśnie na zastosowaniu koncepcji kolonialnych do Słowian. Uważasz, że np. Canarisowi i jego pruskiej szlachcie zależałoby na zrobieniu z Polaków nowoczesnego narodu, podług jakichkolwiek kryteriów uważanych za nowoczesne na Zachodzie AD 1944?

Zresztą Polskę na bok; w ogóle nie wiadomo, czy da się zbudować nowoczesny naród ze społeczności wojowników plemiennych, czy jednak trzeba odczekać te trzy tysiące lat, zanim z Jozuego zrobi się Rotszyld naturalną (i krwawą, niestety) koleją rzeczy. Żeby w ogóle do czegoś takiego doszło, to wojownik plemienny musi zobaczyć sens w takiej rewolucji, a sensu tego nie zobaczy, jeśli jego własna kultura, jaką nosi w głowie, nie zawiera odpowiednich wątków, toposów, archetypów i czego tam jeszcze.

Równie dobrze można żądać, żebyś Ty sam nawrócił się, choćby pod przymusem, z karmienia się Bożym Ciałem na wiarę w czarownice i worożychy, a z czytania liter na czytanie śladów dzikich zwierząt i tropiących Cię wrogów (śmierć wrogom!) z obcego plemienia. Przecież nawet w warunkach zimy nuklearnej brałbyś się za odbudowę cywilizacji jaką znasz i rozumiesz, a nie za zupełnie racjonalne w takiej sytuacji dziczenie.

Może i nie zależało wprost, ale już sam fakt zebrania kilkuset plemion za jedną granicą, pod jedną flagą, jednym językiem urzędowym i pod jedną nazwą, powiedzmy, "Nigeria", było działaniem narodowotwórczym, bo tak jest skonstruowana ludzka psychika. Tyle, że potrzeba by do tego czasu.



Wojownik plemienny może nie zobaczy, ale tzw. zwykły człowiek zobaczy, że nie miał co jeść, a teraz ma, dzieci mu umierały jedno za drugim, a teraz mu nie umierają, musiał chodzić 30 km dziennie po wodę, a teraz ma ją w kranie itp. (wiem, że idealizuję i że to wszystko nie jest takie proste).



Ale mi chodzi o włączanie do cywilizacji, a nie odbudowywanie jej.

Ja się zgodzę, że państwo tworzy naród, ale będę się upierał, że kolonizatorzy zaczęli od tego, że porozwalali wszystkie rodzime państwa afrykańskie, jakie zastali, i była to demolka w takiej skali, że współczesne Kongo (a są ich aż dwie sztuki) nie mają nic wspólnego z królestwem Kongo, które leżało w Angoli.


Idealizację z chęcią wybaczam, ale trywializowania nie przepuszczę. Wszystko bowiem rozbija się o to, że to, co Ty postrzegasz jako rzeczy nienormalne, Afrykańczyk kwituje wzruszeniem ramion; o co chodzi, c'est la vie, czy ja z głupim rozmawiam? I ma, co gorsza, rację, bo ta śmiertelność i te kilometry stanowią odwieczne człowieka warunki naturalne, a nienormalne, księżycowe zgoła są właśnie obyczaje np. szwajcarskie, gdzie autobusy chodzą jak w zegarku, bo Szwajcarzy mają od dziecka zakarbowane, że inaczej być nie może. W Czarnej Afryce natomiast autobus odjeżdża wtedy, kiedy zbiorą się ludzie, a zbierają się, bywa, że cały dzień, bo mają od dziecka zakarbowane, że inaczej być nie może.


Super. To zacznij od włączenia do cywilizacji własnych dzieci: zakarbuj im, że nie wolno ściągać, bo to oszustwo. Zaraz, jakie oszustwo, wobec kogo, skoro ściągają wszyscy, a pani udaje, że nie widzi i tylko najgłupszego łapie?

A poza wyrażeniem niechęci do mnie, mogłabyś odpowiedzieć na pytanie co wynika?

Głos rozsądku o.Knabita http://www.fronda.pl/a/o-leon-celnie-na ... 76106.html