piękne słowa... jedne z moich ulubionych...
nie mam pojęcia, co Twój kolega mógł mieć na myśli - czyją miłość, swoją?...
ale, że te słowa odnoszą się do Jezusa (a mnie osobiście kojarzą się ze sceną z filmu, kiedy św. Franciszek zdejmuje ze ściany krucyfiks i tuli go do siebie) więc mogę Ci jedynie powiedzieć, w wiekim skrócie, jak ja je rozumiem.
Jezus-Miłość zakochany do szaleństwa w człowieku bywa przez tegoż człowieka lekceważony bądź nierozumiany. nie wiem, co jest gorsze...
kocha nas bezwarunkową, absolutnie dla nas niepojętą miłością, a my - bywa - albo mamy to w nosie, albo próbujemy tę Miłość na setki sposobów 'ograniczać', najczęściej - moim zdaniem - mówiąc nadmiernie o grzechu zamiast miłosierdziu, o piekle zamiast niebie, o Starym zamiast Nowym Testamencie, o sprawiedliwości zamiast miłości...
On chce być kochany, a my żyjemy zgodnie z przykazaniami...