Brehehe. Obawiam się, że JedenPost ma odnośnie Bożych spraw szersze rozeznanie od Andy'ego, który przypisuje mu bezwiednie swoją wiedzę w temacie. Komu być pokornym, temu być...

A Piłat to jedyny człowiek w całej Biblii, z którym sympatyzuję. Biedny europoganin, którego wola cesarska rzuciła w sam środek kotła teokratycznych kultur bliskowschodnich. Jak się sprzeciwić woli cesarskiej? Ja bym się pociął po roku.

Ale szpilę Annaszowi z Kajfaszem wbił ładną. Czego napisałem, tego nie zmieniam. Oto słowo pańskie...

Ja nie twierdzę że sam mam rozeznanie, ja, JedenPost a nawet Ty, wszyscy mamy zerowe rozeznanie w sprawach Bożych.
A znasz obraz Malczewskiego o Piłacie?

Znam. Ale to jest trawestacja toposu, czy jak to humaniści zwą. Zresztą to się baaardzo słabo zgrywa z tym, co w Biblii napisali, tak Piłat-dandys, jak i Jezus-jurodiwy.

Ale czy nie jest tak, że to my niczym Piłat albo Lenin z Trockim bierzemy Boga na sąd i wydajemy wyrok "winny"?

Znaczy wiesz, my mamy już trochę inną perspektywę. Właśnie wracam z bratniego forum ateista.pl, gdzie wisi sobie wielce wymowne zdjęcie z Wenezueli, takie, o.

I teraz pomyśl sobie, że dokładnie tak wyglądał kosmos kultur biblijnych. Przy czym tamci ludzie innego świata po prostu nie znali i nie umieli pomyśleć, że mogłoby być inaczej. No Bóg stworzył i koniec. A jak mi ktoś będzie prawił, że to wina Adama, to mu się chyba w twarz roześmieję, że trzeba być Bogiem bez wyobraźni (Bóg jako wszechwiedzący wyobraźni nie potrzebuje – wyobraźnia jest skutkiem niedoskonałości), żeby wymierzyć człowiekowi karę tego rodzaju – i jeszcze potem obiecywać wiekuiste męczarnie, jak się Go nie spożyje przynajmniej na Wielkanoc.

"Narzekałem, że nie mam butów, dopóki nie spotkałem człowieka, który nie miał stóp".


Spłycasz, to nie tradycja, ale gdyby nie Jezus, to wiekuiste męczarnie należałyby się nam jak psu buda. I miej pretensje nie do Boga ale do szatana. Teraz mamy wybór ale jakoś krucho z wzdzięcznością.

Nie, nie należałyby się. I mówiąc szczerze, dopóki się nie wyzbędziesz takiego myślenia, to w świat szeroki nie pojedziesz i nie zobaczysz, jak tam jest fajnie – a gdzie czai się groza prawdziwa – tylko kipniesz sobie cichutko przed komputerem za tych parędziesiąt lat. W strachu.

Otóż jeżeli tak ma wyglądać człowiek zbawiony, któremu darzy najpotężniejsza postać jego religii, to jest to jeszcze jeden powód, żeby zacząć wyznawać co innego. I to szybko.

Ale Ty nie wierzysz ani w Niebo ani w piekło

A ma to jakiekolwiek znaczenie?

No pójdziesz przed Sąd Ostateczny i Bóg Ci otworzy wrota Nieba, a Ty zrejterujesz na ten widok prościutko do piekieł, a dlaczego? BO SIĘ PRZYZWYCZAIŁEŚ ZA ŻYCIA, że na nic innego nie zasługujesz.

A co jest dla ciebie Niebo, skoro nie wierzysz?

W pewnym dniu ujrzałam dwie drogi: jedna droga szeroka, wysypana piaskiem i kwiatami, pełna radości i muzyki, i różnych przy­jemności. Ludzie szli tą drogą, tańcząc i bawiąc się — dochodzili do końca, nie spostrzegając, że już koniec. Ale na końcu tej drogi była straszna przepaść, czyli otchłań piekielna. Dusze te na oślep wpada­ły w tę przepaść; jak szły, tak i wpadały. A była ich tak wielka licz­ba, że nie można było ich zliczyć.

I widziałam drugą drogę, a raczej ścieżkę, bo była wąska i zasłana cierniami i kamieniami, a ludzie, którzy nią szli [mieli] łzy w oczach i różne boleści były ich udziałem. Jedni padali na te kamienie, ale zaraz powstawali i szli dalej. A w końcu drogi był wspaniały ogród, przepełniony wszelkim rodzajem szczęścia, i wchodziły tam te wszystkie dusze. Zaraz w pierwszym momencie zapominały o swych cierpieniach.
http://www.nacjonalista.pl/2015/08/08/s ... az-piekla/

Poczucie bezpieczeństwa i zaradności.

Tzn. jeżeli Niebo ma być tylko metaforą. Kombinowałem na tym forum z pojęciem Transcendencji nie dla ściemy i na pewno nie dla zabicia czasu. Bo generalnie, gdybym miał w Duchy japońskie uwierzyć, jak chrześcijanin w Jezusa wierzy, to bym się musiał faktycznie mocno nagimnastykować. Aczkolwiek istnieje coś takiego jak teoria fali pilotującej i tam występują fale materii nie stowarzyszone z żadną cząstką; Matematyka jest wyżej mojego poziomu, więc nie wiem, czy dałoby się wierzyć w Duchy zbudowane z takich pustych fal. Może by się dało, ale cicho sza – niech fizycy pracują; zobaczymy, do czego się doczłapią.

W jakiś sposób ErgoProxy wierzy w Duchy Japońskie?

ErgoProxy wyznaje Duchy japońskie, ale nie wie, czy to przypadkiem tylko mózgownica nie płata mu figli, że on w pewnych dosłownie okolicznościach przyrody popada w nabożeństwo. W takim układzie ErgoProxy wyznając, co wyznaje, po prostu gra w wittgensteinowską grę językową ku poprawie własnego samopoczucia i kropka.

Oczywiście jest możliwe, że Bóg jest i że ErgoProxy dostanie od Niego po głowie. Ale może nie. W ogóle, z Bogiem mam ten kłopot, że póki narodziłem się i egzystowałem, to jakoś w tę relację czcicielską, jaką katolicy zalecają, mogłem wejść, wpasować się i jakoś by to szło. Ale od jakiegoś czasu ja JESTEM. I mimo że nie potrafię stwarzać z nicości, to albo porozmawiam sobie z Bogiem jak z podobne z podobnym, albo może się On swoim Sądem Ostatecznym wypchać. Bo i tak by tarło między nami w Niebie jak cholera.

Czym Duchy japońskie doskonalej wyrazają człowieka niz Dekalog, ze mogą kogoś do siebie pociągać bardziej niz Bóg?