Stubr napisał(a):
Dlatego mam wrażenie że Biblia uczy jak uczynić świat gorszym miejscem. Rozdawanie całego majątku brzmi jak bardzo ładna propaganda, ale właśnie propaganda, której skutki dla społeczeństwa ostatecznie są opłakane.
Ale przecież rozdawanie majątku nie jest żadną normą Biblii.
Myślę, że kluczowe dla zrozumienia przypowieści, jest pytanie Młodzieńca:
co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne? Młodzieniec pyta o sposób na powiększenie zasobów tego, co już posiada, a życie wieczne wyobraża sobie jako kolejny, tym razem ostateczny etap zabezpieczenia swojego życia, które właśnie trwa. Tymczasem radykalizm wymagań Jezusa polega na czymś przeciwnym:
kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa .
Jak widać, otrzymanie jako takie, rozumiane jako pewne i zagwarantowane, w zasadzie nie istnieje. Tu wymagane jest ofiarowanie czegoś i to w stopniu radykalnym, polegającym na starcie i zaufaniu dla Boga i to jest kluczem.
Młodzieniec natomiast cały czas myśli przeciwną kategorią, on pyta o sposób na otrzymanie większej ilości tego co już posiada, myśląc że można to osiągnąć, poprzez zamianę na pewne uczynki.
Jezus chcąc wskazać mu inny kierunek myślowy, kierunek pozbywania się czegoś dla Boga, zaczyna wymieniać poszczególne przykazania, które odnoszą się do pewnych wyrzeczeń, wiedząc, że jest tylko kwestią czasu, aż wymieniając kolejny uczynek natrafi u rozmówcy na barierę, której przekroczenie będzie niemożliwe i będzie dla rozmówcy stanowiło granicę, oznaczającą jego zabezpieczenie samego siebie, silniejsze niż wymóg radykalnego zaufania Bogu.
Sposób myślenia Młodzieńca "jak otrzymać" trafi w tym momencie na przeszkodę nie do przebycia, bo wymóg ilości ofiary, będzie przekraczał ilość otrzymanych korzyści.
Przy wymienianiu kolejnych uczynków, w myśleniu Młodzieńca pojawia się spięcie, bo bilans który miał być dla niego korzystny - a do takiego dążył, okazuje się niekorzystny. Młodzieniec jeszcze nie rozumie, że pójście za Bogiem to pewien paradoks, który nie przekłada się na myślenie tradycyjnego, ludzkiego ważenia zysków i strat, ale to "system", w którym za wszystko, otrzymuje się wszystko.
Ciekawe i znamienne jest to, że drogą do zaufania Bogu jest działanie umieszczone w realnym świecie, czyli tradycyjnie rozumiany uczynek, bo to on w końcu przełamuje człowieka. Z jednej strony więc, na wstępne pytanie
co czynić, chciałoby się odpowiedzić coś w rodzaju: nic nie można uczynić, bo to zawierzenie Bogu zbawia, a nie konkretny uczynek, a z drugiej strony widać, że receptą na życie wieczne jest zawierzenie Bogu, kórego doświadczamy w uczynkach i to w nich formuje się wiara. Tu pasują kolejne pytania i odpowiedzi z Biblii:
Pytały go tłumy: Cóż więc mamy czynić? On im odpowiadał: Kto ma dwie suknie, niech [jedną] da..., a więc znowu wszystko sprowadza się do realnego uczynku, a on ma odpowiednio zadziałać.
Tak więc zupełnie nie wyczytuję w Biblii rodzaju instruktażu, informującego o konieczności rozdawania majątku i czyniącego przez to świat gorszym, ale opis pokonania pewnej indywidualnej ludzkiej słabości, która w tej przypowieści była przytoczona jako przykład bariery i przypadkowo miała związek z majątkiem.