Dla pieniędzy. Generalnie to nigdy nie jest tak, że nie ma pracy, tylko pracownicy nie są skłonni jej podejmować z uwagi na niskie zarobki. Skoro można ściągnąć tanią siłę roboczą z zewnątrz, to po podnosić pensje? Właśnie teraz w Polsce mamy do czynienia z taką sytuacją.

Czyli streszczająć Twoje rozumowanie w dwóch słowach: „durka durr”.

Tylko że cały ten argument się kupy nie trzyma. Bo imigrant zarobkowy ponosi w Polsce takie same koszty życia, jak Polacy. Plus jeszcze koszty, których ponosić Polacy nie muszą (zarówno finansowe, jak i psychologiczne). Jest więc siłą rzeczy droższy.

Natomiast podnosić pensje można tylko do pewnego poziomu. I związane to będzie ze wzrostem cen. Manipulując pieniędzmi nie wygenerujemy dóbr. Musi je ktoś wyprodukować.

Aha. No wicie, kumie, zawsze mi się zdawało, że te Janusze biznesu to coś z głową mają, ale żeby aż tak? No bo czy w takim razie pracodawcy specjalnie zatrudniają takich droższych imigrantów zamiast wziąć tańszych miejscowych, równie dostępnych? Toż to durnota!

Tyle teoria, praktyka jest nieco inna. Imigrant zarobkowy jest skłonny dzielić lokal mieszkalny z kilkoma innymi imigrantami, chociażby dlatego, że nie ma tutaj rodziny. Z kolei koszty życia jego rodziny są sporo niższe, bo została w jego kraju macierzystym. Ale przede wszystkim imigrant zarobkowy jest skłonny zejść z marży (rozumianej jako płaca minus koszty utrzymania), bo ta niższa marża i tak jest atrakcyjna w porównaniu z marżą w jego kraju.


Mam wrażenie, że cała ta troska o pracownika opiera się na założeniu, iż za podniesienie pensji zapłaci zły i obrzydliwie (albo i obżydliwie) bogaty kapitalista, a nie orędownik podwyżek jako konsument

Ja bym raczej powiedział, że to ceny można podnosić do pewnego poziomu. Z tego co się orientuję to ceny mamy właściwie zachodnie, więc jeśli ceny pójdą w górę to polak raczej zamówi sobie coś na ebay-u z przesyłką do polski. Świat się mocno skurczył i już nie jest to żaden problem kupić tam gdzie taniej, nawet jeśli jest to kilkaset kilometrów od mojego miejsca zamieszkania.

Byłaby durnota, gdyby rzeczywiście ci miejscowi byli dostępni. Ale jakoś nie są. Imigranci przybywają na te tereny, gdzie bezrobocie jest niskie, a nie tam, gdzie mają konkurencję.

No widzisz. A feelek chce, by ceny były jeszcze wyższe.

Podniesienie pensji skutkuje automatycznie wzrostem cen, bo pracodawca zwiększone koszty pracy przerzuci w cenę produktu.

I polski producent upadnie. A winna będzie globalizacja i Unia Europejska

OK, to niech najpierw podnosi płace a potem se przerzuca. Nie widzę problemu.

Ależ są dostępni, tylko nie za takie same pieniądze jak imigranci. Miejscowi są drożsi. Dokładnie odwrotnie niż twierdzisz.
Niskie to nie jest zerowe. A jednak ktoś ich zatrudnia drożej niż mógłby miejscowych, twoim zdaniem.

Idźmy dalej. A czy tam, gdzie bezrobocie jest niskie, to płace wskutek mechanizmów rynkowych są wyższe czy niższe niż tam, gdzie bezrobocie jest wysokie? Jak uważasz, Watsonie? I jakie tereny imigranci zarobkowi, którzy przecież i tak przyjeżdżają do obcego kraju i nie są uwiązani miejscem zamieszkania w poszukiwaniu pracy -- to tacy imigranci jakie tereny i miejscowości byliby skłonni wybierać: z lepszymi płacami czy z gorszymi?

A popatrz na firmy transportowe. Dobrze przędą bo korzystają z tańszego polskiego kierowcy i są konkurencyjni na rynku europejskim. Na to unia mówi nie. Macie nie być tak konkurencyjni. I czyja to wina?

Byliby drożsi, gdyby nie było konkurencji ze strony niemiejscowych.
Zerowe mamy tylko w totalitaryzmach. Mógłby miejscowych, gdyby takowi jeszcze byli na rynku.

To posiadanie własnego mieszkania jest finansowo szkodliwe? Zatem po co ludzie w ogóle, Twoim zdaniem, gdziekolwiek mieszkają, skoro mogliby cisnąć się po hotelach, jak Ci wstrętni imigranci, co to durka durr?

Koszty to jeden czynnik, istotny, ale nie jedyny, bo dochodzi jeszcze kwestia odpowiednich kwalifikacji czy predyspozycji do danej pracy. W obecnej sytuacji na rynku pracy miejscowi często nie mają odpowiednich kwalifikacji czy predyspozycji. No i kwestia motywacji, często miejscowym motywacja kończy się z dniem wypłaty wynagrodzenia, gdy starczy już na flaszkę.


Wina za co?

Oczywiście łżesz, ale co się dziwić, skoro większość krytyki UE w Internecie łgarstwem stoi. Nie ma żadnych przepisów unijnych w tej sprawie. Jest to kwestia regulacji w określonych państwach członkowskich – UE nie ponosi tutaj winy (natomiast mogłaby UE wymuszać zniesienie tych przepisów, do tego jednak Polska musiałaby mieć jakąkolwiek siłę przetargową).

Najpierw do Zefcia :
- kwestia o spacji byla w poprzednim poscie, nie wiem jak go wklejalem ze ja ominalem.
A stawiam bo lubie, mimo ze to wbrew zasadom.

Cala wasza dyskusja o gospodarce nie bierze pod uwage tego ze polskie towary i uslugi na rynku europejskim konkuruja zwykle nizsza cena, skad wyplywa chec Janusza biznesu do nizszego kosztu. Caly produkt lub usluga musi byc na poziomie europejskim lub blisko niego wiec materialy sa takie same a to co sie udaje zmniejszyc to glownie koszty pracy czyli place.
Stad zamiast podnosic place szuka sie tanszego pracownika z zagranicy.
Wiekszosc panstw rozwinietych ma ten problem konkurujac na rynku globalnym z produktami z Chin i Indii.