|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 6 ] |
|
Czy piedestał jest potrzebny?
Autor |
Wiadomość |
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
 Czy piedestał jest potrzebny?
No właśnie - czy piedestał - jako rodzaj relacji miedzyludzkiej - jest potrzebny?
Układ mistrz-uczeń przy założeniu: mistrz nie popełnia błędów? Nie ma emocji? Nie odczuwa bólu?
Sprowokował mnie temat o minusach katolicyzmu i stawianiu w kościele mężczyzn na piedestale, ale nie tylko tej sytuacji to dotyczy, może każdej relacji - zależności. Uczeń - nauczyciel, rodzice - dzieci...
Dochodzę do wniosku że to relacja - podwójnie szkodliwa i nieprawdziwa.
Dla tych "na dole" - może powodować poczucie nierówności - i chęć wyrównania relacji, dowolnym kosztem.
W tych "na górze" - budzi lęk przed "spadnięciem" - bo przecież muszę być (wydawać się) idealny(a), więc z całej siły będę ukrywać swoje błędy i pomyłki. Do czego to doprowadzić może, chyba nie trzeba mówić. To prawda wyzwala.
A do tego - powoduje dodatkowe obciążenie. Nie wolno upaść. Nie wolno osłabnąć. Maska nr 5 - uśmiech i ciepło - i do pracy. To już bywa wdrukowane. Automat. Tego się nawet nie rejestruje - póki nie usłyszysz że jestes ciepłą i pogodną osobą gdy w środku wszystko Ci się sypie i wali.
Jasne - czasem nie ma mnie. Czasem nieważne że się sypie i wali, że nie wiesz co zrobić. Gdzieś potrzeba siły nadziei i miłości - trudno. Gdzieś trzeba podjąć decyzję - bo ktoś musi - ok. Bywa.
Tylko że nikt nie da rady - zawsze. W końcu zapas zużyje się do ostatniej kropli. Z pustego jeszcze tylko jakiś czas można nalewać - potem jest katastrofa. Jeśli jest się na piedestale - a tam jest miejsce tylko na jedną osobę - więc zawsze samemu...
No i jeszcze jest trzeci moment - gdy piedestał się wali. Katastrofa, zawód... Zwykłe ludzkie emocje - gdy zawiódł ktos na kim oparta była piramida mojego życia - choćby w tym fragmencie.
Nie mówię o braku szacunku. O braku różnic. Np o wyrównaniu pozycji w relacji rodzice-dzieci, bo to bez sensu. Nie mówię o braku dystansu.
Mówię o tym, że chyba lepiej, jeśli się pamięta, że po obu stronach jest człowiek mający prawo do błędów i pomyłek. I jeśli się nie udaje że tego nie ma i nie ukrywa za wszelką cenę. Bo szacunek dla drugiego człowieka nie wymaga jego nieomylności i braku wad. Siły zawsze i wszędzie. Dla mnie dużo istotnejsza jest umiejętność przyznania się do błędu, słabości - i pójscia dalej.
I nie chodzi o demonstrowanie słabości. Czasem nie wolno - chyba. Często jest to - niepotrzebne. Ale o danie sobie - i innym - takiego prawa.
Wtedy nie ma powodu do niszczenia na siłę różnic formalnych. Bo widać nie tylko zysk "powszechny szacunek" a ciężar jaki ze sobą ta pozycja niesie...
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
Pn lut 16, 2004 10:17 |
|
|
|
 |
elka
Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58 Posty: 3890
|
tylko zwróć uwage jotko na jedną rzecz - nawiązując do tematu o minusach katolicyzmu
to wierni postawili księży na piedestalach
ktos, kto na piedestale nie stawia nikogo, nie stawia samego siebie rowniez, nie ma problemu z tym, ze ktos pelniący jakąkolwiek wazną funkcje, czy będący ojcem/matką/szefem/ksiedzem - czy kimkolwiek tam - nie bedzie mial zadnych problemow wtedy, gdy rzekomy "piedestal" bedzie sie chwial, gdy czlowiek na piedestale bedzie CZLOWIEKIEM
jednym slowem - moze najpierw zrobmy porzadek z naszym patrzeniem na ludzi  moze zauwazmy, ze Bóg zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych i że przed Nim wszyscy jestesmy równi - i nie stawiajmy nikomu piedestałów w nas samych
te piedestaly zahaczają wg mnie o głód autorytetów ... 
|
Wt lut 17, 2004 12:35 |
|
 |
jo_tka
Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19 Posty: 12722
|
Elka - tak. Tak bywa. I zapewne do postawienia kogoś na piedestale nie jest wymagana jego zgoda  I pewnie strasznie trudno z niego zleźć wbrew woli stawiającego...
Tyle że czasem taka sytuacja jest w jakiś sposób wygodna i dowartościowująca i dla drugiej strony. No bo przecież nikt wtedy nie wytknie błędu. Można się do niego przyznawać tylko przed sobą. A inni niech lepiej nie wiedzą jaka/jaki jestem, bo...
No właśnie - bo? Bo co? Bo odejdą? Przestaną szanować? Przestaną kochać?
Wiesz... Jest taki moment - przynajmniej ja tak mam - jeśli coś o sobie przemilczam - że w którymś momencie zaczyna rosnąć lęk. Że to co jest - gruchnie, bo nie buduje sie na prawdzie - nie na całej na tę chwilę. I wtedy widzę tylko jedną metodę - powiedzieć prawdę. Bo nie da się budować na dziurawych fundamentach. Ja nie umiem.
A przecież można zacząć tę prawdę coraz głębiej ukrywać i strzec...
Co do stawiania piedestałów...
Czasem to się dzieje - niezauważalnie. Szacunek i autorytet jakoś go - czasem - zaczyna wznosić. I dobrze jak jakaś "wpadka" go rozwali  Wtedy wszystko wraca na właściwe miejsce 
_________________ Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony
|
Wt lut 17, 2004 13:01 |
|
|
|
 |
Pielgrzym.
Dołączył(a): Śr cze 04, 2003 15:49 Posty: 236
|
 Trochę o "piedestale".
Co prawda temat o "minusach katolicyzmu" nie jest mi bliżej znany, jednak ów "piedestał" jest raczej tworem sztucznym, wręcz abstrakcyjnym. Wszyscy przecież jesteśmy braćmi lub siostrami, stanowiącymi jedną rodzinę.
Kiedyś pewien ksiądz powiedział na homilii mniej więcej w ten sposób (starając się zachować sens tamtych słów), że człowiek lubi się porównywać z "innymi". Do pewnego stopnia nie ma w tym nic złego. Takie zachowanie jednak bardzo szybko może doprowadzić do tego, że na jednych będziemy patrzeć z góry, innym z kolei - zazdrościć.
I chyba między innymi tu należałoby szukać przyczyn tworzenia "piedestałów" - czyli w porównywaniu siebie z "innymi", względnie - jednego człowieka z "innym"...
Ów "piedestał", jak mniemam, może być naturalny (czyli że pewna grupa wynosi kogoś na "piedestał"), albo też sztuczny (wówczas, gdy dany człowiek sam wspina się na "piedestał", niejednokrotnie kosztem "innych"). Ten drugi wydaje się być o wiele bardziej niebezpieczny niż pierwszy, może bowiem bardzo szybko pozbawić samokrytycyzmu (zresztą już samo "wspinanie się" w pewnym sensie czymś takim jest). Pierwszy natomiast może być wynikiem tego, że dany człowiek ten samokrytycyzm posiada.
Ale za regułę chyba nie można tego przyjmować...
|
Śr lut 18, 2004 22:18 |
|
 |
Pharisee
Dołączył(a): Śr maja 14, 2003 15:22 Posty: 600
|
Cytuj: Piedestał Zbudowałem sobie kiedyś piedestał. I stał mój piedestał, a na nim stały moje poglądy i ideały, no i ja tkwiłem stale na tym piedestale.
Aż przyszedł Bóg i mi powiedział: "Co będziesz sam na tej górze siedział? Zejdź tutaj do mnie i zobacz sam, że solidniejsze są piedestały, które ci dam".
Dziś widzę, że mój piedestał, co miał mi kiedyś dodawać blasku, był cały z piasku, a nie ze skały i śmiesznie był mały. tekst ten zaczerpnięty ze srony Duszpasterstwo Akademickie "Górka
postument, piedestał, podstawa zwykle przenośna, służąca do umieszczania rzeźby, wazonu, wyrobów rzemiosła artystycznego itp.; wykonywana z kamienia, drewna itp.; gładka lub zdobiona. Potocznie określana często terminem => cokół, mającym o wiele szerszy zakres pojęciowy. [niem. Postament, hol. postament]; jakoś dalej niewiem cóż ten termin znaczy
|
Cz lut 19, 2004 3:51 |
|
|
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Może małe spostrzeżenie - zapewne bardzo uproszczę, ale myślę, że oddam istotę sprawy.
Wydaje mi się, że z jednej strony elka ma rację gdy twierdzi, że to sama społeczność ustawiła księży na piedestale. Ma rację o tyle, że nie ma dziś takiej konieczności, gdyż jesteśmy wolni.
Z drugiej strony elka racji nie ma, gdyż tej wolności nie miały wcześniejsze pokolenia. Otóż Kościół nie był tylko instytytucją wiary, ale również instytucją władzy. Przez długie 1000 lat sprawował faktyczną władzę nad Europą. W istocie, był tym który prowadził ludzi drogą życia.
Księża byli niekwestionowanymi, faktycznymi autorytetami, gdyż tylko oni posiadali wykształcenie.
Mimo upadku władzy, autorytet (a raczej zwierzchność) pozostał(a). Szczególnie w społecznościach małych lub niewykształconych.
Co więcej ostatecznie wierny i tak musi się podporządkować słowu kapłana -- na spowiedzi. Ostatecznie w tym momencie wierny jest tym, który wszystkie swoje grzechy wyznaje w obecności kapłana. I to kapłan dokonuje oceny i daje rady.
Ta sytuacja powoduje z pewnością, że dla wiernych kapłan autorytetem jest.
Inna rzecz, że dla mnie nie jest  , ale to może być przyczyną tego, że ja coś nie coś o religii wiem i sam jestem zdolny do oceny.
Dla mnie osobiście nie tyle jakaś jednostka jest autorytetem, co słowa - o ile są dobrze uzasadnione - uważam za godne uwagi.
|
Cz lut 19, 2004 10:54 |
|
|
|
Strona 1 z 1
|
[ Posty: 6 ] |
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|