Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt lis 21, 2025 10:44



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Nie umiem znależć nadzieji, nie chcę tak przeżywać świąt. 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pn lis 28, 2005 8:47
Posty: 4
Post Nie umiem znależć nadzieji, nie chcę tak przeżywać świąt.
Od długiego czasu żyję w ciągłym napięciu. Mam kłopoty w pracy, kłopoty finansowe, mąż prawdopodobnie jest na granicy popadania w alkoholizm, dziecko choruje, mam skierowanie do szpitala. Nie mogę już wytrzymać mojej mamy, która chce mnie za wszelką cenę uszczęśliwić, i zaproponowała,zebym rozwiodła się z mężem z dziecmi przeprowadziła do niej , teściowa mnie obwinia za męża problemy, bo za wczesnie wg niej zaciągnęłam go do ołtarza ( oboje kończylismy studia).
3 lata temu mój mąz stracił pracę, bo spowodował wypadek po pijanemu. Przez to mamy okropne długi.
Mogłabym wymieniac tak dalej. Ale mam już dość. Modlę się od kilku o poprawę sytuacji choćby ze zdrowiem, a jest gorzej. Materialnie jest fatalnie, toniemy w długach. Ja wzięłam dodatkowe prace,żeby było chociaż na bierzące rzeczy, ale padam na twarz.
Staram się modlić, ale nie mam sił. Staram się chodzić do spowiedzi, ale już nie mam sił.
Kiedyś ktoś mi powiedział,że w mojej rodzinie, która stara się być tak blisko Boga, diabeł specjalnie miesza. A teraz jestesmy szczególnie słabi. Ja to nna[rawdę czuję. Coraz bardziej wątpię, wstyd mi znowu iśc do spowiednika, i rozmaiwać o tym samym,że nie daję rady.
Wstyd mi przed samym Bogiem,że już nie umiem powstać.
Nachodzą mnie myśli,że jestem przez moją głupotę, , bo nie mam sił się modlić, stojęu Boga na końcu kolejki. I nie mam prawa prosić go o łaski.Bo są przecież ini bardziej potrzebujący.
Teraz idą Święta. Powinien to być czas radości. A moje dziecko mówi,że Boga nie chyba nie ma, bo jest źle. A ja już nie wiem co jej mówić.
Na wigilię, jak co roku, moja mama sie pojawi, zje i po kilkunastu minutach wyjdzie. Tak jest od wielu lat, bo nie lubi mojego męża, nie odywają się do siebie oprócz dzień dobry od lat.
Moja teściowa jak do nich pojedziemy też się do mnie nie odezwie.
Problem jest na pewno we mnie, że nie umiem sobie dać rady. jestem DDA, chodze od pół roku na terapię, ale nie jest lepiej, a nawet gorzej. Ktoś mi mówił,że tak ma być, że terapia rozwala na początku człowieka, ale ja już nie mam siły.
Na rekolekcjach ksiądz mówił,że kto nie ma nadzieji, ten grzeszy.
Ja nawet nie jestem godna się modlić.
Staram się szykowac święta, ale robię to z dużym oporem. Jaka jestem matka,że nie umiem przekazać radośći dzieciom?
Wszyscy mówią,że Pan BÓg jak zamyka drzwi to otwiera okna. Ale ja tego okna nie widzę, tylko mur i ciągle , mimo, róznym prób, modlitw ciągle walę w niego głową. I nic rzadnej poprawy.
Szczególnie w ten czas Adwentu, nadzieji, widzę, jak strasznie jestem beznadziejna.
Jak się nie poddać, co zrobić,żeby na prawdę przezyć czas Bożego Narodzenia? Z ufnością,a nie takjak ja teraz czuję bez nadzieji?
kamma


Pn gru 19, 2005 13:03
Zobacz profil
Post 
Idź do psychologa, nie ma co czekać.


Pn gru 19, 2005 13:14

Dołączył(a): Pn lis 28, 2005 8:47
Posty: 4
Post 
W tym sęk, że ja chodzę do psychologa, jestem w sumie w najlepszym w moim mieście ośrodku zajmującym sie rodzinami współuzależnionymi. Jestem pod opieką psychiatry i neurologa, bo po wypadku kilka lat temu ujawniły się u mnie zmiany w mózgu, taka mała padaczka. Mam bardzo dobrego spowiednika, małe, ale bardzo dobre grono przyjaciól , którzy starają się mi pomóc, i mojej trodzinie. Ale nam się ciągle coś złego przydarza. Ja już nie chcę ich pomocy nadurzywac, oni się staraja pomagać, a u mnie ciale się wali.
Już mi ktos powiedział,że jeste beznbadziejnym przypadkiem, a psycholog w ośroku pomocy ,że rzadko sie spotyka taki przypadem jak ja.
Mam duże możliwości , jestem powiedzmy-naukowcem. Wiele ludzi widzi we mnie osobę silną, aja nie mam siły. Nawalam w pracy, w domu.
Dałam już drugoi raz na mszę w intecji mojej rodziny.
Ale nie mam siły już walczyc, szukac pomocy.
Nawet głupio jest mi znowu prosić przyjaciół o modlitwę, bo są inni, bardziej potrzebujący.
kamma


Pn gru 19, 2005 13:30
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
kammo
z Twoich postów bije dużo smutku i niechęci do samej siebie, dużo zmęczenia kłopotami, które Cię przygniatają... myślę, że w dużej mierze to zmęczenie bierze się z tego, ze nie odczuwasz ze strony męża wsparcia w Waszych kłopotach...
sama tak się czułam, gdy mieliśmy kłopoty finansowe, wprawdzie nie spowodowane jakąś przewiną męża [utratą pracy], ale tak naprawdę też mogłabym go o parę rzeczy pooskarżać [przez te rzeczy wiodło nam sie niezbyt szczególnie]... i był czas, gdy tak robiłam - do czasu, aż nie uświadomiłam sobie, że nie tędy droga - a raczej tędy - ale ta droga zawiedzie mnie do znienawidzenia męża, a kłopotów nie ubędzie...

łatwe to nie było, ale starałam się w tym czasie bardziej uważać na to, w jaki sposób myślę o moim mężu, o naszych kłopotach - i zawsze, gdy zaczynały ogarniać mnie smutek, pesymizm, zniechęcenie, niechęć czy wrogość - przerywałam takie zastanawianie się i odmawiałam różaniec - czasem w kółko "klepałam" te Zdrowaśki, byleby tylko nie dać się złym myślom i uczuciom...

Bogu dzięki, wyszliśmy powoli na prostą, znalazły się i pieniądze, a co najważniejsze - ocaliliśmy siebie dla nas samych...
sprawdza się tu też metoda cieszenia się i dziękowania Bogu dosłownie za wszystko, za każdą najdrobniejszą rzecz - za to, że widzę, słyszę, mogę chodzić, wąchać powietrze i czuć mróz na policzkach lub pieszczotę słońca; nieocenioną pomocą był sam fakt, że w swoich problemach nie jestem sama - że są przyjaciele, którzy pospieszą mi na pomoc nie tylko wtedy, gdy będę potrzebowala pieniędzy, ale choćby wysłuchaniem żalów i pretensji, jakie czasem trzeba z siebie wyrzucić...

nie staraj się być herosem - nie jesteś nim i nigdy nie będziesz
zawsze bedziesz człowiekiem - słabym, bezbronnym, wrażliwym, gliną, która jest w rękach Garncarza - nikim więcej...
jeśli czegoś nie możesz zrobić, jeśli już czemuś nie możesz podołać - nie możesz więcej zarobić pieniędzy - nie broń się przed pożyczką/darem ze strony osób Ci życzliwych i przyjacielskich... oddasz gdy będziesz mogła tej osobie lub pomożesz komuś biedniejszemu....

a przede wszystkim nie wierz szatanowi, że Boga nie interesujesz i że od Ciebie ważniejszy jest ktoś inny... dla Boga TY jesteś najważniejsza - w równym stopniu co każdy inny człowiek, jesteś Jego ukochanym dzieckiem... bądź z Nim, nic więcej On nie chce, tylko byś przy Nim była...

a w życiu, jak to w życiu, chwile dobre przeplatają się z tymi złymi, tylko człowiek ma taką dziwną przypadłość, że więcej swojej uwagi skupia na tych złych, niż na dobrych... jak powiada Pismo: dni człowieka jak trawa - ani się obejrzymy, jak miną... te złe chwile też :)

życzę powodzenia w walce z tymi złymi myślami, jakie zagościły w Twojej głowie....

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


Pn gru 19, 2005 13:51
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt sie 05, 2005 12:10
Posty: 1239
Post 
Hm..kamma po raz pierwszy zgadzam sie z gayem -poszukaj dobrej fachowej pomocy.z tego co piszesz to ten twoj dotychczasowy psycholog jest dziwny,Jak mozna pacjentce powiedziec z e jest trudnym przypadkiem?.Tem psycholog jest po to zeby własnie w trudnych przypadkach pomagac.
I kamma nie boj sie prosic o pomoc ludzi i Boga.Co to za gadanie ,z e sa bardziej potrzebujacy?troche ,,egoizmu"nie zaszkodzi,kiedy walczysz o swoja rodzine.niewiele piszesz o mezu ,czy on probuje odbudowac wasz zwiazek?-to jest w tej chwili najwazniejsze(oprocz leczenia alkoholizmu).Tak sobie mysle ,ze jesli wy oboje bedzcie silna para to jedna i druga mama bedzie musiała to zaakceptowac.Widzac zas jakies ,,ale "miedzy wami kazda mamuska stara sie ciagnac w swoja strone.Zycze powodzenia.


Pn gru 19, 2005 14:02
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33
Posty: 40
Post 
kamma napisał:

Cytuj:
Staram się modlić, ale nie mam sił. Staram się chodzić do spowiedzi, ale już nie mam sił.



masz siłę kamma.gdybyś jej nie miała,nie modliłabyś się ani nie chodziłabyś do spowiedzi.

kamma napisał:

Cytuj:
Wstyd mi przed samym Bogiem,że już nie umiem powstać.
Nachodzą mnie myśli,że jestem przez moją głupotę, , bo nie mam sił się modlić, stojęu Boga na końcu kolejki. I nie mam prawa prosić go o łaski.Bo są przecież ini bardziej potrzebujący.



kamma wybacz,ale właśnie głupotą jest taki sposób myślenia.przede wszystkim nie masz czego wstydzic się przed Bogiem,bo przecież On zna Twoje najskrytsze myśli i pragnienia.jeśli nie masz sił się modlic,to trwaj przed Nim milcząc,ofiarowując swoje mysli.i swoją niemoc.
zawsze znajdą się ludzie bardziej od Ciebie potrzebujący,w gorszej sytuacji,nie możesz myślec,że stoisz w jakimkolwiek ogonku na szarym końcu.
myślę,że przede wszystkim powinnaś przypominac sobie o bezgranicznej miłości,jaką Bóg Cię darzy.o tym,że jesteś dla Niego kimś jedynym i niepowtarzalnym.i o tym,że " Bóg wysłuchuje wszystkich naszych próśb,zgodnych z Jego wolą"

zdaję sobie sprawę,że to tylko słowa,a Twoje życie to konkretne wydarzenia i fakty.i ból.ale ośmielę się napisac,że doskonale wiem,co czujesz i wyobrażam sobie Twoje życie.
dlaczego? ponieważ podobne doświadczenia przez wiele lat były moim udziałem.
ufaj kamma-ufaj.On zawsze jest z Tobą. :)

pozdrawiam

_________________
Nienasycony jednym dniem stworzenia,
coraz większej pożądam nicości,
aby serce nakłonić do tchnienia
Twojej Miłości.


Pn gru 19, 2005 14:09
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 12, 2005 20:33
Posty: 40
Post 
:-)

jeszcze coś mi sie nasunęło.

" A może tuż za rogiem stoi anioł z Bogiem? i warto miec marzenia,doczekac ich spełnienia.."


nie daj sie kamma.
:)

_________________
Nienasycony jednym dniem stworzenia,
coraz większej pożądam nicości,
aby serce nakłonić do tchnienia
Twojej Miłości.


Pn gru 19, 2005 14:37
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr lut 18, 2004 15:45
Posty: 1883
Post 
Kamma... spróbuj pogodzić się z teściową, nakłoń męża, żeby pogodził się z twoją mamą, usiądźcie wspólnie z mężem porozmawiajcie, zacznijcie te święta, już dzisiaj, czyli od poniedziałku 4 tygodnia adwentu, modlitwą, rozmową, ugodą, wspólnym pójściem do kościoła i do spowiedzi, a potem wspólnie zaznijcie przygotowywać wieczerzę Wigilijną, wiem że wspólne działania konsolidują i umacniają. Warto podjąć to dzieło, życzę Wam tego, aby te święta były dla Was przełomowymi, szczęśliwymi, radosnymi wspólnie z Panem, na którego czekamy :)

_________________
Obrazek
"Przejmij mnie dreszczem Twojego Istnienia, dreszczem wiatru w dojrzałych kłosach..."
JP II


Pn gru 19, 2005 14:58
Zobacz profil WWW
Post 
Kamma

Moja rada jest taka> Przestań liczyć, że modlitwą coś załatwisz. Osiągnąć cokolwiek mozęsz tylko czynami. Rozumiem, że modlitwa może pomóc ulżyć duszy, ale to niczego nie załatwi. Modlitwa nie rozwiąże Twoich problemów.


ps: kefas, świetny avatar :P


Pn gru 19, 2005 15:11
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Kamma...
Nie jesteś jedyna w takiej sytuacji i ona na pewno jest trudna, ale nie nie do przejścia. Ludzie z tego wychodzą, dają sobie radę i Ty też sobie dasz.

Nawet z tego co piszesz widać, jak dzielną jesteś osobą (szczerze podziwiam) - pojawiła się kilka lat temu choroba, ale sobie z nią radzisz, masz dzieci którymi sie opiekujesz, próbujesz scalać dom
- mimo protestów mamy, bo JEJ nie odpowiada TWÓJ mąż (cóż, nie ona za niego wychodziła, nie jej miał odpowiadać, a Twoje małżeństwo nie jest od zapewniania szczęścia mamie, tylko Tobie)
- mimo oporu i oskarżania przez teściową (tak jakby alkoholizmowi kogokolwiek mógł być winny ktoś poza nim samym :/ )
Jeszcze do tego TY bierzesz dodatkowe prace, bo WY macie długi bo MĄŻ spowodował wypadek po pijanemu, a teraz "jest na granicy wpadania w alkoholizm"...

Kamma - piszę może ostro - ale nie chcę Cię na nic namawiać. Ty chcesz ratować dom (przynajmniej tak rozumiem) - i już wydaje się, że nie masz sił. I nic dziwnego - można na siebie wziąć swoje problemy czy problemy dzieci. Ale nie można wziąć na siebie w całości problemów męża, jego matki, swojej matki i całej rodziny wokół, bo one są nierozwiązywalne z założenia. Klucz do nich posiadają oni sami, nie Ty.

Nie jesteś ani im winna, ani nie jesteś w stanie tego naprawić za nich. Wiem, że to trudne słowa, bo ta sytuacja boli i rani również Ciebie - ale Twoim problemem jest to, że jest Ci z tym źle i można myśleć, jak to zrobić, żeby było lepiej - czego potrzeba? Ale całego świata i całej rodziny nie naprawisz - to może tylko Bóg, nie Ty...

Chodzisz do DDA... Rozumiem że masz za sobą zestaw trudnych doświadczeń - ale też wiele bardzo cennych umiejętności. Dobrze że chodzisz - to na początku trudne, bo trzeba się nauczyć czegoś nowego - i o sobie i o ludziach. I czasem się pewnie wydaje, że trzeba wyrzucić to co pomagało żyć... Myślę, że czasem trzeba - bo niektóre rzeczy pomagały jak proszek przeciwbólowy - a chodzi o to, by wyrzucić tabletki przeciwbólowe a nauczyć się stosować prawdziwe, leczące lekarstwa... Na początku będzie trochę bardziej bolało - ale przestanie, a ogólnie będzie lepiej...

I jeszcze jedno
Bóg nie człowiek. Nie wyczerpuje się, nie męczy, nie śpi, nie ma dość. I nie ma określonego dziennego limitu porad i pomocy. Nie ma tak, że u Boga są bardziej i mniej potrzebujący, bardziej i mniej ważni. U Boga nie stoi się w kolejce.

I On nie oczekuje od Ciebie że dokonasz niemożliwego i ponaprawiasz wszystko wokół, tylko tego, że będziesz się starać to zmieniać na lepsze, a zarazem nie zapominać o sobie. On jest przy Tobie, chce nieść Cię na rękach. I widzi, jak bardzo jest Ci trudno, jak bardzo się starasz, jak bardzo jesteś dzielna. I chce Ci ulżyć w bólu i dodać sił...

Trzymaj się cieplutko, kamma :bukiet:

PS. Nie wiem skąd jesteś - nie ma tam gdzieś ośrodka interwencji kryzysowej? Bo bezradny psycholog nic Ci nie pomoże, przynajmniej w poradzeniu sobie z tą sytuacją (z innymi pewnie tak, ale może po prostu nie ma takiego doświadczenia) - a tam są ludzie, którzy potrafią doraźnie pomóc i w gorszych sytuacjach...

PS2. Mąż zaczyna wpadać w alkoholizm - a on nie wybiera się czasem do AA/ psychologa? Nie warto by zapytać o terapię rodzinną?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Wt gru 20, 2005 8:09
Zobacz profil

Dołączył(a): Pn lis 28, 2005 8:47
Posty: 4
Post 
Mąż jest bardzo inteligentnym facetem. Potrfił w swoim życiu dużo dobrego zdziałać, ma jednak 2 bardzo poważne wady- jedna z nich to chorobliwie nie umie przyznać się do błędu, a druga, to jak to nazwał ktoś nasz znajomy:patologiczny kłamca.
Dopóki dzieje sie wokół niego po jego myśli, to jest super, jak tylko sam nawali zwala na innych. Dużo by o tym pisac. Jemu kłamstwo , a raczej jak to on twierdzi niemówienie prawdy( ja akurat nazywam to imieniu), przychodzi bardzo łatwo.
Do tego nie umie okazywac emocji. Jest chłodny i sztywny. Zawze alkohol go odblokowywał, i np koledzy ze studiów mówili,że po wódce się zawsze otwierał. Przy mnie nie pił, bo wiedział,jak cięzkie miałam dzieciństwo. i w sumie przez 10 lat małżeństwa tylko raz wypił, na jakimś weselu. NIGDY nie był pijany.
Ale kiedyś zaczął mieć kłpoty i po prostu na jakimś spoitkaniu wypił wsiadł w samochód. Jego głupota, a ja zostałam upokorzona, bo bo okłamywał mnie 2 lata, dopiero wyszło na jaw,że miał tebn wypdaek z promilami, jak przyszło do rozprawy sądowej.
Dowiedziałam się, zresztą w smutnym dla mnie czasie, dzień po śmierci mojej babci( byłam przy śmierci),
Zgłosiłam się do poradni dla uzależnionych, dla siebie. Maż nie uznaje psychologów, uważa,że to naciągacze, sam powiedział,że się nigdy nie zgłosi, ale nie ma nicże ja chodzę, bo widzi,że się trochę uspokoiłach. Dlaczego piszę,że "jest na granicy", bo do końca się tego nie stwierdzi,dopóki sie nie zgłosi na badanie.
Nie narzekam na psycholog z poradni, bo uważam,że jest to dobry specjalista. ja jest po prostu cięzkim przypadkiem, bo zawodowo też zajmuję się terapią tylko,że dzieci. Mnie to blokuje dodatkowo, bo pomagam innym, a nie mogę pomóc sobie i mojej rodzinie.
Kiedyś ktoś mi powiedział,że może to Pan Bóg chce,żebym sama przeszła tę cięzką drogę,żeby naprawde wiedzieć jak pomagać innym. Ale ja już tak ten ciężar noszę kilka lat.
Może pomagam tylko niewielu osobom, a wyrzucam sobie,że nie umiem się wziąć w garsc i pomóc innym, bo się rozdrabniam?
jestem zmęczona, bardzo łądnie kaczuszka napisała"Pan Bóg czeka za rogiem" Ale ja idę chyba inną ulicą, i na ten róg nie mogę trafić.
Mąż ma problemy, starałam się go wspierać, ale czuję się oszukiwana, nie mówi mi całej prawdy. Widzę i słyszę, ajk okłamuje innych. Wiem,że nawalił wielu osobom. Ja nie będę go bronić, tak jak robi to jego mama. Próbowałam, ale to się obróciło przeciwko mnie.
Mąz w domu kiedyś był bardziej radosny, teraz stał się opryskliwy, nawet do dzieci. Ja to cierpliwie znoszę, bo wiem,że ma trudną sytuację w pracy, ale nawet jak mu powiem swoje zdanie, jest bardzo bystry, i moje uwagi wykorzytstuje przeciwko mnie, takie odpijanie piłeczki.
Męczy mnie to, ta ciągła z nim walka słowna.
Modlę się za niego, spowednik, do którego i on kiedyś chodził, poradził mi,żebym ofiwarowała drobne umartwienia w jego intenncji, ale ja to robię juz klika lat...
Widzę,że mąz unika spwoiedzi jak może,do kościoła chodzi, ale do komunnii rzadko.
Staram sie organizować wspólną wieczorna modlitwę z dziecmi, ale widzę,że stara się być wtedy zajęty. To trudne do opisania. Nawet jak mówię, za 5 min jest 21.00, to wyszukuje zajęć,i mówi zaraz, i potem dzieci zasypiają.
Naprawdę się martwię. Jakby coś złego działo się znim.
Ciemno widzę te święta. Bo brak mi sił na modlitwę.
Tym bardziej cenne są dla mnie słowa otuchy,że będzie lepiej. Bardzo za nie dziękuję.
kamma


Wt gru 20, 2005 11:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
Trudno się wypowiadać znając problem jedynie na odległość, ale nasunęło mi się jedno spostrzeżenie po lekturze Twoich wątków: wydaje mi się, że niesłusznie dokonujesz podziału na siebie, która chce dobrze i męża, który jest powodem kłopotów rodziny. Prowadzisz własną wojnę o lepsze jutro, przeciwko wszystkim wokół (mężowi, mamie, teściowej). Może warto byłoby pojednać się z tymi wrogami i pozyskać ich do współpracy? Do tego potrzebna jest wiara, że jest to możliwe. Chociaż nie znam Twojej rodziny, zakładam, że jest możliwe, bo z zasady ludzie chcą dobra swojego i swoich bliskich. Czasami trzeba jedynie znaleźć "wspólny mianownik", może oddać nieco ze swoich racji, posłuchac i uwzględnić racje innych.

Nie jest to w żadnym wypadku moja rada, ale jedynie spostrzeżenie, obarczone dużym błędem obserwacji na odległość.

Życzę Wam pojednawczych Świąt Bożego Narodzenia :)
SC


Wt gru 20, 2005 12:40
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz lip 24, 2003 10:29
Posty: 328
Post Re: Nie umiem znależć nadzieji, nie chcę tak przeżywać świąt
kamma napisał(a):
Jak się nie poddać, co zrobić,żeby na prawdę przezyć czas Bożego Narodzenia? Z ufnością,a nie takjak ja teraz czuję bez nadzieji?
kamma


Kammo, przede wszystkim nie rezygnuj z modlitwy, na przekór wszystkiemu - rozmawiaj z Bogiem. Potęga modlitwy jest niedoceniona.
Mar. 11:24
24. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o cokolwiek byście się modlili i prosili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam.
(BW)
Dlatego jeśli wydaje Ci się, że nie ma sensu, znajdź sobie zaciszne miejsce i oddaj się tej Relacji: ja-Bóg. Choćby w milczeniu. Sama myśl zwrócona ku Niemu staje się już modlitwą.

Jak już wspomniano, do Boga nie ma żadnych kolejek. Jego Miłość jest nieograniczona, a ojcowskie ramiona na tyle szerokie, aby każdego do siebie przytulić.

Pokój Tobie i Twojej rodzinie :)

_________________
„Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy” (1 J 3, 1).


Wt gru 20, 2005 13:59
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Kammo, nie mogę nic poradzić na sytuację z mężem, dzieckiem, matką i teściową, ani nawet powiedzieć o nich cokolwiek, mogę powiedzieć tylko coś Tobie.
Kammo, myślę że za bardzo się obarczasz i wymagasz od siebie zbyt wiele. Widzę że jesteś bardzo dzielna i silna, ale to nie na kobietę powinna spadać odpowiedzialność za całą rodzinę i problemy wszystkich jej członków - nie można traktować kwiatu tak jak gdyby był drzewem.
Dobrze, że szukasz pomocy w Bogu, bo On przeprowadza nas przez najciemniejsze doliny i daje nam siły. Piszesz, że Twoja rodzina stara się być blisko Boga, ale czy nie jest tak, że Ty jesteś motorem napędowym tych starań? Doceń swój udział w życiu religijnym Twojej rodziny i pamiętaj, że to jak blisko Boga ona będzie zależy od wszystkich jej członków - nie tylko od Ciebie.
Nie jest tak jak piszesz, że problem jest w Tobie, bo nie umiesz sobie dać rady - każdy czasem nie wie co robić i nikt nie może mieć do siebie pretensji o to, że nie może zrobić wszystkiego. Nie możesz też mieć pretensji o to, że coś Cię przytłacza tak, że nie widzisz światełka na końcu tunelu. Nadzieja jest darem którego czasem nam brak, ale zawsze wraca - gdy jej nie masz, módl się o nią :) Módl się nadal, to nieprawda, że jesteś niegodna, bo dla Boga jesteś piękna, a On jest dobry i nie opuści Cię.
Ty sama jesteś najbliższą osobą którą masz, wyobraź sobie siebie jako osobę postawioną gdzieś obok siebie. Spójrz z boku na jej wysiłek jej pracę - tak jakby to był zupełnie ktoś obcy - spójrz i pokochaj siebie :)
Wraz z miłością odnajdziesz poczucie życia i spokój ducha.
Ufaj i kochaj - jeśli Twoja nadzieja, się spełni, wszystko będzie dobrze. Jeśli nie - trudno, próbowałaś, a życie i tak się kiedyś skończy. Wiara czasem rodzi się zupełnie niespodziewanie. Obecnie jestem pewien, że gdyby osoba którą kocham zachorowała na raka, ja mógłbym ją uleczyć swoją wiarą w to, że będzie zdrowa. Po prostu jestem tego absolutnie pewien.
I takiej samej wiary życzę Tobie :) Trzymaj się ciepło, Kammo :przytul:

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Wt gru 20, 2005 17:39
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 02, 2005 17:58
Posty: 42
Post 
Wiem jedno kammo. Z podejściem jakie reprezentujesz: nie wiara w swoje umijętności, szukanie pomocy u Boga, przesadna samokrytyka i obwinianie się możesz conajwyżej popaść w szaleństwo. Przede wszystkim musisz spróbować przekazać trochę swojego obciążenia innym (piszesz o przyjaciołach, rodzinie). Szukaj ukojenia w bliskich, którzy rozumieją twoją sytuację o przestań się winić! Zapomnij także o fatum czy wielkim pechu o jakim piszesz. Wiara w rzekomą "pechowość" prowokuje tylko nieszczęścia. Wierz przede wszystkim w to, że jeszcze będzie lepiej. Postaraj się wykorzystać każdą nadażającą się okazję do wyrwania z dołka. Spróbuj innego toku rozumowania niż obecny. Doskonale rozumiem, że gdy piętrzą się problemy nie jest to łatwe ale życzę ci powodzenia i mam nadziej, że wreszcie pojawi sięw twoim życiu promyk nadzieji.


Wt gru 20, 2005 20:24
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL