Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So sie 23, 2025 15:26



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Radość doskonała 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post Radość doskonała
Św. Franciszek z Asyżu:

1Tenże [br. Leonard] opowiadał, że pewnego dnia u Świętej Maryi [Matki Boskiej Anielskiej] św. Franciszek zawołał brata Leona i powiedział: “Bracie Leonie, pisz”. 2Ten odpowiedział: “Jestem gotów”. 3Pisz - rzecze - czym jest prawdziwa radość. 4Przybywa posłaniec i mówi, że wszyscy profesorowie z Paryża wstąpili do zakonu; napisz to nie prawdziwa radość. 5Że tak samo uczynili wszyscy prałaci z tamtej strony Alp, arcybiskupi i biskupi, również król Francji i Anglii; napisz, to nie jest prawdziwa radość. 6Tak samo, że moi bracia poszli do niewiernych i nawrócili wszystkich do wiary; że mam od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiam chorych i czynię wiele cudów; mówię ci, że w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość. 7Lecz co to jest prawdziwa radość? 8Wracam z Perugii i późną nocą przychodzę tu, jest zima i słota, i tak zimno, że u dołu tuniki zwisają zmarznięte sople i ranią wciąż nogi, i krew płynie z tych ran. 9I cały zabłocony, zziębnięty i zlodowaciały przychodzę do bramy; i gdy długo pukałem i wołałem, przyszedł brat i pyta: Kto jest?. Odpowiedziałem: Brat Franciszek. 10A ten mówi: Wynoś się; to nie jest pora stosowna do chodzenia; nie wejdziesz. 11A gdy ja znowu nalegam, odpowiada: Wynoś się; ty jesteś [człowiek] prosty i niewykształcony. Jesteś teraz zupełnie zbyteczny. Jest nas tylu i takich, że nie potrzebujemy ciebie. 12A ja znowu staję przy bramie i mówię: Na miłość Bożą, przyjmijcie mnie na tę noc. 13A on odpowiada: Nic z tego. Idź tam, gdzie są krzyżowcy i proś. 14Powiadam ci: jeśli zachowam cierpliwość i nie rozgniewam się, na tym polega prawdziwa radość i prawdziwa cnota, i zbawienie duszy.

źródło:
http://www.ofmconv.pl/Pisma/prawdziwa_radosc.htm


św. Ignacy Loyola:
"Wszystek miód, jaki można zebrać z kwiatów tego świata, nie ma w sobie tak wielkiej słodyczy, jak żółć i ocet Pana naszego, Jezusa Chrystusa."

św. Teresa od Jezusa:
"Trzeba zacząć od ofiary z radości, żeby dojść do radości z ofiary."

Co myślicie o takim pojęciu radości?
Mnie to bardzo odpowiada - ponieważ prawdziwą radością jest udział w cierpieniu Jezusa Chrystusa. Nazwałbym to radością duchową. Myślę, że taka radość jest łaską.

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr lut 22, 2006 1:19
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Co do wypowiedzi św. Franciszka - zgadzam się jak najbardziej, bo opisuje on stan całkowitego spokoju ducha z którego nic nie jest w stanie człowieka wyprowadzić. Nauczenie się reagować pozytywnie na negatywne bodźce jest moim zdaniem wielką cnotą, która pozwala wieść życie "pozytywne" a więc pełne radości.
Co do św. Ignacego Loyoli - ten cytat nie przemawia do mnie w ogóle, nie wywołuje też żadnych refleksji.
Z wypowiedzią św. Teresy mogę się zgodzić, to brzmi trochę jak "kto chce zachować swoje życie ten je straci, a kto je odda, ten je zachowa". To tak jak z szczęściem - jeśli szukasz go na siłę, nie znajdziesz, ale jeśli przestaniesz za nim gonić, to ono cię odnajdzie samo.

Nie podpisałbym się jednak pod tym co napisałeś na koniec. Dla mnie nie jest radością udział w męce Chrystusa. Jemu cierpienie nie sprawiało radości, mi nie sprawia radości Jego cierpienie i ogólnie rzecz biorąc cierpienie jest dla mnie złem koniecznym. Radością jest możliwość udziału w zbawieniu jakie ofiarował nam Bóg, ale w samym cieprieniu - nie.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Śr lut 22, 2006 1:43
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Cytuj:
Nie podpisałbym się jednak pod tym co napisałeś na koniec. Dla mnie nie jest radością udział w męce Chrystusa. Jemu cierpienie nie sprawiało radości, mi nie sprawia radości Jego cierpienie i ogólnie rzecz biorąc cierpienie jest dla mnie złem koniecznym. Radością jest możliwość udziału w zbawieniu jakie ofiarował nam Bóg, ale w samym cieprieniu - nie.


Jest to radość duchowa - bo na płaszczyźnie psychicznej czy fizycznej odczuwa sie ból. Radością jest dla mnie łączenie swego cierpienia z cierpieniem Jezusa. Inaczej nie ma ono sensu. Jest o tyle owocne o ile jest przeżywane w łącznosci ze Zbawicielem. Cierpienie ma takze wymiar wynagradzający - i to tez jest dla mnie przyczyną radości. Ale trzeba powiedzieć. że dla mnie ta radość ma wymiar duchowy - bo ciało, psychika odczuwa ból i jakby "odpycha" cierpienie jako coś przykrego.
Dlatego rozumiem św. Franciszka, Ignacego, Teresę - i chciałbym tak jak oni podchodzic do cierpienia - jako do czegos niezwykle cennego, czegos co w sposób wyjatkowy łączy z Jezusem. Ale do tego jeszcze daleka droga.

Pozdrawiam

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr lut 22, 2006 5:33
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Duch, umysł i ciało są w człowieku powiązane ze sobą, impuls na jedną sferę nigdy nie pozostaje bez odpowiedzi w innych (co potwierdzają choćby badania nad chorobami psychosomatycznymi). Dla mnie cierpienie nie jest celem do którego należałoby dążyć jako środka łączności z Bogiem - cierpienie wskazuje uwagę na to, że coś jest nie tak, że coś należy naprawić lub uleczyć (w ten sposób jak ból informuje nas o chorobie żołądka lub rozcięciu skóry, a ból duchowy przypomina nam o pewnych niepoukładanych sprawach lub relacjach w naszym życiu), w ten sposób cierpienie staje się kompasem w dążeniu do doskonałości, a więc przybliża nas do Boga :) Jest jednak kompasem, nie linią telefoniczną.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Śr lut 22, 2006 13:09
Zobacz profil
Post 
A stygmaty? Bóg daje je wybranym ludziom, widoczne (św. Franciszek) lub niewidoczne (św. Faustyna), sprawiają one ból, który przybliża do Boga.


Śr lut 22, 2006 13:55

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Nie chciałbym tutaj zaczynać dyskusji o stygmatach bo wyrósłby w ten sposób ogromny offtopic, powiem jedynie że w kwestii stygmatów jestem sceptyczny.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Śr lut 22, 2006 14:22
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Incognito napisał:
Cytuj:
Duch, umysł i ciało są w człowieku powiązane ze sobą, impuls na jedną sferę nigdy nie pozostaje bez odpowiedzi w innych (co potwierdzają choćby badania nad chorobami psychosomatycznymi). Dla mnie cierpienie nie jest celem do którego należałoby dążyć jako środka łączności z Bogiem - cierpienie wskazuje uwagę na to, że coś jest nie tak, że coś należy naprawić lub uleczyć (w ten sposób jak ból informuje nas o chorobie żołądka lub rozcięciu skóry, a ból duchowy przypomina nam o pewnych niepoukładanych sprawach lub relacjach w naszym życiu), w ten sposób cierpienie staje się kompasem w dążeniu do doskonałości, a więc przybliża nas do Boga Jest jednak kompasem, nie linią telefoniczną.




Oczywiscie nie nalezy traktować cierpienia jako celu, ono moze sie stać srodkiem do zjednoczenia z Bogiem. Celem naszego życia jest Bóg - ale cierpienie przyjete z poddaniem sie woli Bożej - moze byc bardzo szybkim środkiem do zjednoczenia z Bogiem - a to wszystko dzieki Jezusowi - który tą drogę poddania sie woli Ojca przeszedł pierwszy. I dlatego w łączności z Jezusem - przeżywanie cierpienia może stac się radością, nawet pewnym przywilejem - co widac w życiu wielu świetych.

pozdrawiam

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr lut 22, 2006 14:42
Zobacz profil
Post 
Przyjmijmy więc, że jakiś katolik jest ciężko chory i doświadcza ogromnego bólu fizycznego, który wypełnia mu całe dnie. Czy może poprzez to cierpienie ofiarować się Jezusowi? Czuć z Nim łączność? Jak powinien postrzegać rzeczywistość, która cała jest wypełniona cierpieniem? I znowu, o ile się nie mylę, Św. Teresa napisała - Nic mi nie sprawia tak małych radości jak małe przykrości. Święta wyrzekała się wygody, nie opierała się plecami o oparcie, dotrzymywała towarzystwa nielubianym siostrom. Że już nie wspomnę o ascezie tzw. "wielkich" Świętych. Także radość doskonała może być przeżywana w oparciu o cierpienie przeżywane z Jezusem, który powiedział "Kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie."


Śr lut 22, 2006 14:42
Post 
Znamiennym jest to, jaką drogę wybrał Bóg by odkupić świat.
Nie inną drogę niż drogę cierpienia.
Dlatego ludzie, którzy są blisko Jezusa, blisko Boga, umieją swoje cierpienie łączyć z Jego cierpieniem, tym cierpieniem, które zbawia świat.
Tak przecież postępował Jan Paweł II, cierpiał za grzeszników, cierpiał, aby wynagradzać Bogu jego znieważenia przez innych ludzi, cierpiał za pokój na ziemi.
Jeżeli nasze cierpienie poświecimy dla dobra innych wtedy nabiera ono innego wymiaru, wtedy ma ono sens, wtedy i my mamy swój udział w nawracaniu świata.
Musze tu wspomnieć o Madzi Buczek, dziewczynce, która cierpi z prawdziwą radością. Cierpienie dla niej jest radością, gdyż jednoczy ją z cierpieniem Jezusa.
Wtedy mimo bólu można odczuwać radość, radość którą daje sam Bóg ludziom, którzy poświęcają swoje cierpienie.

oto tekst o Madzi napisany w roku 2001 wiec Madzia ma teraz 18lat.

NIE CHCĘ ZMARNOWAĆ CIERPIENIA

Ten portret jest najbardziej niezwykłym ze wszystkich, jakie znam. Nie tylko dlatego, że Madzia Buczek ma dopiero 13 lat i jest obdarzona szczególnymi darami.

Magdalena ma wzrost 3-letniego dziecka i porusza się wyłącznie na wózku spacerowym. Z jej oblicza promieniuje łagodna mądrość. Jej głos jest czysty jak dzwon, niewinny, subtelny, ujmuje szczerością i prostotą. Kim właściwie jest Madzia?

Tuż po urodzeniu (6 marca 1988 r.) lekarze stwierdzili, że dziewczynka ma ciężkie schorzenie kości. Nie dawali dziecku szans na przeżycie nawet kilku dni, radzili pozostawić je w szpitalu. Rodzice jednak zabrali Madzię do domu na własną odpowiedzialność. Już w miesiąc po urodzeniu doszło do pierwszego złamania kości. Jak się później okazało, organizm nie przyjmuje pewnych związków mineralnych, np. wapnia.

– Każdy dzień – mówi mama Madzi – jest bitwą o przeżycie, a każdy ruch, każde podniesienie, może spowodować następne złamanie. Stale łamią się ramiona, a gips jest o wiele za ciężki dla jej delikatnego i kruchego ciała. Aby pomóc dziecku, skonstruowano stelaż w formie krzyża, podtrzymujący ramiona. Złamaniom ulegają także kości udowe i niektóre kręgi.

Jako jednoroczne dziecko Madzia potrafiła płynnie mówić. Chociaż od zarania swojego życia doświadcza cierpienia, jest zawsze radosna – tak twierdzi jej mama. Ze względu na chorobę i wyjątkowo delikatną budowę, lekarze nie mogą jej podawać środków przeciwbólowych, bo Madzia nie przeżyłaby tego. Gdy z powodu kolejnego złamania trafia do szpitala, prosi lekarzy, aby na chwilę wstrzymali rozpoczęcie operacji. Powtarza kilkakrotnie słowa modlitwy: Panie Jezu, przyjdź i daj mi siłę. Dopiero wtedy lekarze zaczynają rozcinać ubranie i nastawiać złamane kości. Dziecko znosi cierpienie związane z operacją wyłącznie dzięki modlitwie. Zdarza się, że podczas nastawiania jednej kości, łamią się inne. Ile złamań miała Madzia? Nikt tego tak naprawdę nie wie. Poważnych, otwartych złamań doznała 29. – Nawet od stóp do głów w gipsie nigdy nie narzekała, nigdy nie była niecierpliwa lub niemiła – podkreśla mama. Co myśleć o tym dziecku?

– Czy rzeczywiście modliła się, mając jeden rok życia? – pytam z niedowierzaniem. – To nic nadzwyczajnego – brzmi odpowiedź. Madzia zawsze się modliła – jednak nie tyle za siebie, co za innych. Gdy jej rodzice zorientowali się, że ofiarowuje swoje modlitwy i cierpienia w różnych intencjach, byli zaszokowani. Zawsze mieli problemy z akceptacją choroby i cierpienia swojej córeczki, Madzia natomiast przyjęła je jako coś naturalnego i ofiarowała do dyspozycji Matce Bożej. Ktoś z nas zapytał ją dlaczego tak czyni? – Bo to jest bardzo ważne, aby żadne cierpienie się nie zmarnowało, aby każde doświadczenie bólu wykorzystać – odpowiedziała spokojnie. Takiej odpowiedzi nie może udzielić nikt, kto nie przekonał się naprawdę o potrzebie cierpliwego znoszenia fizycznego bólu. "Cierpienie zyskuje jakiś inny, nowy sens" – pomyślałam. Zazwyczaj chcemy, aby wszelki ból zniknął, zginął niepostrzeżenie, a właśnie tego nie chce Madzia. – Przez ofiarowanie ból staje się znośniejszy, lżejszy, nawet radośniejszy.

– Widzisz jakiś sens w cierpieniu? – pytam Madzię. – Oczywiście, przyjmuję cierpienie z miłością i nie chcę, by ono zginęło. To zdanie mam wciąż w pamięci, stało się ono dla mnie kluczem do zrozumienia Madzi.

Mama Magdy mówi, że z upływem czasu kości stają się coraz bardziej kruche i po prostu się łamią. Pewna lekarka wyjaśniła rodzinie, że jedynym wyjściem jest operacja, polegająca na wzmocnieniu kości przez wstawienie do ich wnętrza metalowych prętów. Można sobie wyobrazić, jakie to skomplikowane. Pierwszy taki zabieg wykonali lekarze z Polski, operując jedną nóżkę. Druga operacja odbyła się w USA. Tam zaproponowano Madzi, by sama dozowała sobie morfinę jako znieczulenie, dziewczynka jednak zdecydowanie odmówiła. – Ja tego nie potrzebuję – wyjaśniła. Nie chciała także oglądać kaset wideo, przedstawiających przebieg operacji. Wszystko, czego potrzebowała, jako przygotowanie do operacji, to obrazek Jezusa Miłosiernego i różaniec. Przed zabiegiem Madzia modliła się ze swoją mamusią. Następnie włożyła do woreczka różaniec i obrazek i zawiesiła go sobie na szyi. Tak przygotowana udała się do sali operacyjnej. Już dwa dni po operacji, ku ogólnemu zdziwieniu, mogła opuścić szpital.

Madzia żyje w głębokiej jedności z Duchem Świętym. Na jej przykładzie dostrzegamy, że Duch Święty czyni możliwym to, co po ludzku sądząc, jest niemożliwe. Z pewnością to Duch Święty był inspiratorem jej wielkiego projektu Podwórkowych Kół Różańcowych Dzieci.

– Jaki wiek muszą osiągnąć dzieci, aby mogły należeć do takich Kół Różańcowych? – pytamy Madzię. Dziewczynka z uśmiechem odpowiada: – Chodzi tylko o to, żeby umiały się modlić! Dorośli też mogą się przyłączyć – dodaje. – Przez modlitwę dokonują się cuda. W pewnej rodzinie był alkoholik. Gdy dzieci zaczynały się modlić o uwolnienie ojca z nałogu, on wrzeszczał w sąsiednim pokoju i przeklinał je. Nie wchodził jednak do pokoju, w którym na kolanach się modliły. Po tygodniu ojciec przestał wrzeszczeć. Po kilku tygodniach, w czasie gdy dzieci się modliły, wszedł do ich pokoju i uklęknął razem z nimi. Z alkoholem koniec.

Co niezwykłego jest w tej dziewczynce? Po pierwsze jest ona wyrzutem sumienia i żywym zaprzeczeniem twierdzenia o nieprzydatności osób niepełnosprawnych w społeczeństwie. Madzia to radosne, zadowolone z życia dziecko, z ugruntowaną i niesłychanie dojrzałą osobowością. Jej radość życia udziela się wszystkim, którzy mają z nią kontakt. Madzia nie potrzebuje współczucia. Jest bardziej dzielna niż wiele osób, które znam. Moją pierwszą refleksją po spotkaniu z Nią było: kilka godzin w jej obecności to jak tygodniowe rekolekcje.

Alexa Gaspari

http://wstan.sercanie.org.pl/6(78)01/9.html


Śr lut 22, 2006 20:46

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Morio, zgadzam się z tym co napisałeś. Rzeczywiście cieprienie pozwala na nawiązanie więzi z Bogiem na zasadzie empatii, jednak więź tą można nawiązać także w inny sposób, m.in. poprzez radość. Piszę to, bo spotkałem się z przekonaniem, że droga do zjednoczenia z Bogiem prowadzi tylko przez cierpienie, a to przecież nieprawda. Dzielenie ciężkich chwil z bliską osobą sprawia radość, jednak dzielenie z nią dobrych chwil także.
Mniszko, niestety to co napisałaś o św. Teresie brzmi trochę jak masochizm - szukanie cierpienia, aby otrzymać radość/satysfakcję. Cierpienia jest dość w życiu, aby szukać go na siłę, zwłaszcza że wcale nie trzeba tego robić aby być blisko Boga.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Śr lut 22, 2006 21:47
Zobacz profil
Post 
Incognito, ale to nie ja wymyślam żywoty Świętych :shock: Teresa nawet będąc chorą na gruźlicę "chodziła" do zmęczenia dla pewnego misjonarza. Cierpienie Jezusa jest dla nas wzorem. Pięknie jest to opisane w artykule, który zacytowała Lucyna, a który zignorowałeś.


Śr lut 22, 2006 22:40

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Mniszko, ależ ja nie twierdzę, że to Ty wymyśliłaś, napisałem tylko że opisałaś postawę masochistyczną (szukanie cierpienia w celu uzyskania radości lub przyjemności to właśnie masochizm), a więc niektórzy święci prezentowali postawy masochistyczne.
Do tego co napisała Lucyna się nie odniosłem, bo artykułu o Madzi Buczek nie mam czasu czytać (jako moderator mam ostatnio urwanie głowy na forum...), a z opinią Lucyny, którą zawarła na początku posta się zgadzam.
Przyjmowanie cierpienia ze spokojem i godnością na pewno jest dawaniem dobrego przykładu innym i jakimś manifestem pokazującym, że nawet osoba bardzo chora może być przydatna i szczęśliwa. Niemniej nie można traktować cierpienia jako waluty którą płaci się Panu Bogu za cuda lub łaskę. Jestem pewien, że Bóg nie chce aby ludzie cierpieli, jednak jest dumny z ludzi którzy cierpienie znoszą dzielnie. :)
Acha - jeszcze jedno sprostowanie: to nie cierpienie Jezusa jest dla nas wzorem, ale podejście Jezusa do cierpienia, to jak On je przyjął i zniósł.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Śr lut 22, 2006 23:10
Zobacz profil
Post 
Masochizm kojarzy mi się z wypaczoną seksualnością :?

A co do cierpienia, posłużę się słowami Św. Faustyny : "Jezu, Ty wiesz, że kocham cierpienie i pragnę kielich cierpień wysączyć aż do kropelki, a jednak naturę moją lekki dreszcz i lęk przeszedł..." Cierpienie można pokochać, mimo że natura ludzka się przed nim wzdraga.

Oglądałam film, w którym pielęgniarka w szpitalu ofiarowuje księdzu katolickiemu środek przeciwbólowy, mówiąc - Wiem, że ojciec bardzo cierpi, a on - on odmawia przyjęcia tego środka. Pielęgniarka jest zszokowana. Czy to też masochizm czy poddanie się woli Bożej?


Cz lut 23, 2006 10:44

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
A Twoim zdaniem Bóg chce żeby ludzie cierpieli? Myślisz, że Jemu sprawia radość jak ktoś czuje ból, że Jemu to jest miłe? Kościół nie walczył nigdy z lekarzami, zawsze uznając lekarstwa i postępy w medycynie jako dar wiedzy umożliwiający pomaganie ludziom. Sam Jezus (tak jak wielu świętych) uzdrawiał chorych i dawał im ulgę w bólu, mając to na uwadze umiłowanie cierpienia jest conajmniej dziwne.
Co do św. Faustyny, to tak cierpienie można pokochać - tylko, że to jest chore i nie dowodzi słuszności takiej postawy.
Masochizm rzeczywiście wiąże się z seksualnością, ale użyłem tego słowa bo jest najbliższe postawie jaką omawiamy - celowym dążeniu do bólu i cierpienia aby osiągnąć radość/satysfakcję. Natura ludzka się wzdraga przed cierpieniem, bo tak zostaliśmy stworzeni przez Boga - cierpienie jest sygnałem, że coś jest nie tak i trzeba to zmienić, dlatego powoduje reakcję obronną.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Cz lut 23, 2006 11:01
Zobacz profil
Post 
Tak więc najsłuszniejsze jest być poddanym we wszystkim Bogu - czy to w cierpieniu, czy w radości.

Niech tu posłużą słowa Św. Teresy od Jezusa :

"Jeśli chcesz, niechaj tchnienia
Modlitwy mnie ponoszą,
Lub oschłość cierpienia
Krwawymi łzami zroszą.
O, Boże mój Najwyższy,
W tym cała moja siła,
Byś mi zawsze objawiał:

Co chcesz, abym czyniła?"


Cz lut 23, 2006 11:13
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL