Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest So lis 22, 2025 3:35



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna strona
 Czy mozna stracic uczucie milosci? 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Pt mar 17, 2006 8:10
Posty: 1
Post Czy mozna stracic uczucie milosci?
Witam wszystkich.Potrzebuje pomocy...Niech mi ktos pomoze zrozumiec stan mojego umyslu i mojej duszy.!Jestem dorosla kobieta mam juz meza i syna.Jestesmy rodzina od kilku dobrych lat.Wlasciwie to jest moja jedyna rodzina jaka mialam od kad skonczylam 8 lat.Kiedys mowilam ze jesli pokocham i kocham to na zawsze,tak do konca,tak na amen.Moj maz jest nabardziej uczciwym czlowiekiem jakiego znam to dzieki niemu uwierzylam w siebie i w to ze istnieje Bog ze zycie na ziemi moze byc piekne.Od pewnego czasu jednak cos dzieje sie w mojej duszy..czuje do meza taka obojetnosc mam wrazenie ze to nie jest milosc,ze w sumie to chba jest juz raczej przyzwyczajenie do tego ze tak jest no i dziecko ktore nas kocha i nas laczy.Nie ma we mnie juz zazdrosci nie ma uniesienia,czuje tylko jakas dziwna pustke.Czy to mozliwe ze to nigdy nie byla milosc?..czy to mozliwe ze ja nie umiem kochac?...czy mozna tak poprostu przestac kochac?


N mar 19, 2006 9:31
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz kwi 14, 2005 9:49
Posty: 10063
Lokalizacja: Trójmiasto
Post 
Nie znam się kompletnie na tym...

Napisałaś: "To jest moja jedyna rodzina jaka mialam od kad skonczylam 8 lat" - więc zastanowiłbym się, czy na pewno świadomie podjęłaś decyzję o wejściu w związek małżeński. Czy Twój mąż to pierwsza osoba, którą pokochałaś :?: O co mi chodzi - być może potrzeba bliskości, bezpieczeństwa i ciepła rodzinnego jakby przyspieszyłą Twoją decyzję o założeniu rodziny. I dopiero po latach dochodzisz do wniosku, że pospieszyłaś się - bo teraz już nie jesteś pewna swojej tamtej decyzji.

Ale to tylko takie moje gdybanie...

_________________
Wiara polega na wierzeniu w to, czego jeszcze nie widzisz. Nagrodą wiary jest zobaczenie wreszcie tego, w co wierzysz. (św. Augustyn z Hippony)

Było, więc jest... zawsze w Bożych rękach - blog | www


N mar 19, 2006 9:53
Zobacz profil WWW
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
A ja myślę, że miłość się zmienia :)

Że zakochanie - uniesienie - zazdrość - mija, że to co się pojawia to bliskość, przyjaźń, porozumienie, oparcie, tysiące innych elementów... Przestają tylko unosić uczucia - miłość nie szaleje ale trwa :) Ona jest inna, ale to nie znaczy że jej nie ma :)

Myślę, że czasem też warto znaleźć czas na bycie z sobą - na odpoczynek. Na to żeby razem zrobić coś innego i niecodziennego. Bo bywa, że problemy codzienne przytłaczają tak, że już tylko o nich się myśli...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


N mar 19, 2006 10:02
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22
Posty: 1845
Post 
Zgadzam się z jo_tką.
Od siebie dodam, że ja bym to tak podzieliła:
- wstrząsające zauroczenie tym kimś drugim
- szalona miłość, jakby ślepa (ale trzeba przecierać oczy!)
- miłość i szacunek, a wraz z tymi: szarości dnia powszedniego, wzloty i upadki psychiczne (tzw. doły)
- nadal miłość, ale w I rzędzie do dzieci, a szacunek i toleracncja do partnera
- nadal miłość, ale przede wszystkim przyzwyczajenie :)
Nie wierzę, że masz pustkę w sercu, Rozo.
Przeciez coś tam masz, miłość do dziecka, tą świadomość, że ono jest owocem waszej miłości.
A może to po prostu "buzują" w odwrotną stronę hormony?

_________________
Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33


N mar 19, 2006 10:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N cze 22, 2003 8:58
Posty: 3890
Post 
no cóz :) wcale mnie twoje odczucia nie dziwią Rozo :)

kiedy myśmy byli 7-8 lat po ślubie, mielismy tak potężny kryzys w małżenstwie, że aż opierało sie o rozwód - i tylko dzięki miłosci mego męża do tego nie doszło - okazało sie, ze mimo wielu szczytnych mysli i mnieman o sobie [jak to bardzo mi zalezy na naszym malzenstwie, a ono jest takie nijakie] to własnie we mnie byla duza niedojrzałość do bycia w związku małżenskim:)

dzięki pomocy spowiednika, wielu przegadanym godzinom, dzieki wspolnej modlitwie z dziecmi, jakos ten czas przetrwalam - czas posuchy, zimna, "obojętności", niemalże niechęci i nienawiści :( - potrzebna byla moja decyzja, że skoro kiedys powiedzialam A, to teraz należy mówić B i C itd - czyli wytrwać w przysiędze, złożonej przed Bogiem...

teraz mija nam 14 lat małzenstwa, biegnie 15 rok i wierz mi :) rodzina juz ma dość naszego zakochania wzajemnego, uważności, jaką sobie okazujemy, takiej radosci, jaka w nas jest dlatego, ze ukochany/ukochana siedzi obok :) tego trzymania sie za ręce, cmoknięc, patrzen w oczy :D
ostatnio wujek powiedzial, ze już ma tego dość ;)

no cóż, pewnie tez wiąże sie to okazywanie uczuc z tym, ze ja jestem osobą uczuciową i sie uczuc nie wstydze ani nie boję :) ale wiem też, ze we mnie samej jest duzo wiecej milosci, radosci, spokoju, pewności - i że "zawdzięczam" to wierności przysiędze - po prostu Bóg błogosławi tych, którzy są Mu wierni i starają się dochowywac wierności Jemu i sobie nawzajem :)

mam nadzieję, ze moje słowa dodadzą ci trochę otuchy w tym trudnym czasie - pamietaj tylko by nie zrywać więzi z Bogiem, by czasem zacisnąć zęby i nie poddawać sie wyłącznie temu, co ci sie "wydaje" teraz - by poddac to pod osąd zaufanej osoby [moze stałemu spowiednikowi?]

i naprawdę - pomaga ogromnie wspólna modlitwa z dziećmi! oj, pomaga :) a równie mocno pomaga poczucie humoru i nabieranie dystansu do siebie samej :) ileż to razy poważne kłótnie rozmywały sie, bo dostrzegalismy w nich jakies komediowe akcenty ;)

miłość to nie wyłącznie uczucie, to jest ważne, ale z czasem milosc oczyszcza sie z nalecialosci czasu narzeczenstwa, zmienia sie, dojrzewa - i jak gąsienica z kokonu - czasem boli przeobrazanie sie w motyla

_________________
Staraj się o pokój serca, nie przejmując się niczym na świecie, wiedząc, że to wszystko przemija.[św. Jan od Krzyża]


N mar 19, 2006 10:48
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22
Posty: 1845
Post 
A żebyś elka wiedziała. Ta przysięga złożona przed Stwórcą otwiera oczy szeroko, szeroko... i w momentach takiego, jakby to nazwać kryzysu uczuć stawia nas do pionu.

Czekałam na taki temat, bo jest b. ciekawy (no, przynajmniej mnie ciekawi). Przeciez nie sztuką jest mieć tzw. doła i rzucić wszystko w pierony, po prostu zostawić i pójść sobie - byle dalej. Nie. Właśnie sztuką jest przetrwać to wg słów przysięgi:"na dobre i na złe". To "złe" nie musi wcale oznaczać choroby itp. ale właśnie wszelkiego typu kryzysy uczuć.

Miałam podobną sytuację po jakichś 7 latach małżeństwa, głośne rozmowy o rozwodzie, o wyprowadzce do swoich rodziców, o separacji. Mówiliśmy tylko o tych złych stronach, nie istniały dla nas dobre strony, aż...

Zasiedliśmy do wspólnej rozmowy i dokonaliśmy bilansu. I, co się okazało?
Tych dobrych stron było o wiele, wiele więcej. To była miłość, która się w nas tliła, to było dziecko zdrowe, uśmiechnięte, kochane przez nas i chciane, to były piniądze, praca, zdrowie, meble, których dorobiliśmy się sami, to była dobroć naszych rodziców, akceptacja z ich strony. Wreszcie to były wspomnienia, które nas ŁĄCZYŁY.

Zdaliśmy sobie sprawę, jaką przykrość zrobilibyśmy Im-rodzicom, nam samym, Bogu, dziecku.
I nadal siebie miłujemy, szanujemy i chronimy nas przed takim czymś, co wtedy nas spotkało. Po prostu pielęgnujemy tę miłość poprzez modlitwę i pracę. :)

_________________
Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33


N mar 19, 2006 11:26
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post Re: Czy mozna stracic uczucie milosci?
Roza napisał(a):
Nie ma we mnie juz zazdrosci nie ma uniesienia,czuje tylko jakas dziwna pustke.Czy to mozliwe ze to nigdy nie byla milosc?..czy to mozliwe ze ja nie umiem kochac?...czy mozna tak poprostu przestac kochac?

Nie, Rozo - miłość właśnie tym się różni od zakochania, że się nie kończy. Możliwe jest wyjście za mąż nie umiejąc kochać, bo miłości się trzeba nauczyć, a człowiek uczy się jej z pragnienia doskonalenia, którego nie każdy słucha. Uniesienie, radość - to oznaki zakochania, które jest zbiorem uczuć. Zakochanie zazwyczaj towarzyszy miłości, tzn. jakby rodzi się z niej, jednak miłość nie rodzi się tak poprostu z zakochania - jej trzeba się nauczyć.
Polecam Ci książkę Johna Powella "Jak kochać i być kochanym" :) Jest naprawdę świetna i dużo pokazuje.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


N mar 19, 2006 11:33
Zobacz profil
Moderator
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt mar 19, 2004 19:24
Posty: 3644
Post Re: Czy mozna stracic uczucie milosci?
Incognito napisał(a):
bo miłości się trzeba nauczyć, a człowiek uczy się jej z pragnienia doskonalenia, którego nie każdy słucha.

A ja bym powiedziała, że człowiek uczy się miłości z pragnienia... miłości :) Dążenie do doskonałości ma niewiele wspólnego z miłością, ale raczej z pychą (kwestia też jak się tę doskonałość pojmuje). Miłować = chcieć miłować.

Nie jestem mężatką, ale cieszę się, że taki temat się pojawił i że Kobiety dały takie wspaniałe świadectwa. Już się przygotowuję psychicznie ;)

_________________
Co dalej za zakrętem jest?
Kamieni mnóstwo
Pod kamieniami leży szkło
Szło by się długo
Gdyby nie to szkło, to by się szło... ♪


N mar 19, 2006 23:39
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22
Posty: 1845
Post 
Incognito, ty b. pięknie ujmujesz temat w słowa, potrafisz to. Ale dla mnie trochę jakby górnolotnie. No, cóż, zromumieć się to kwestia dłuższego ze sobą rozmawiania.

Ale, jak cię dobrze rozumiem, to chodzi o to, że miłość nie rodzi się z zakochania, bo to zakochanie bywa czasem bardzo, bardzo krótkie, i... potem mija. A miłość to dążenie do doskonałości w tym sensie, że chcemy siebie szanować, uwielbiać nasze myśli, rozmowy, zainteresowania, nasze ciała, nasze ruchy w tańcu, każde drgnienie powiek. I w tych detalach ta druga osoba staje się dla nas coraz bliższa ideału, wymarzonego obrazu.

Myślę, że z pychą nie ma to nic wspólnego. To, że uczymy się miłości z jej pragnienia, tak, bo któż nie chciałby być kochanym i kochającym. Dla mnie to oczywiste.

_________________
Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33


Pn mar 20, 2006 11:14
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post Re: Czy mozna stracic uczucie milosci?
rozalka napisał(a):
(...) ale cieszę się, że taki temat się pojawił i że Kobiety dały takie wspaniałe świadectwa.


Nie lubie pisać, że zgadzam się z Szanownymi Przedmówcami/ Przedmówczyniami, ale nie mogę pozostać obojętny na tę feministyczną prowokację ;-)

Napiszę więc, że zgadzam się z jo_tką, bobo i elką :) I dodam od siebie, że Bóg nie jest skąpcem i nie szczędzi błogosławieństwa także dla tych mniej gorliwych Swoich dzieci. A nawet dla tych synów marnotrawnych.

Moim zdaniem najważniejsze, aby wierzyć we własną miłość, ale nie załamywać się potknięciami. Dążyć do ideału, ale mieć trochę wyrozumiałości dla słabości. Rozczarowania to pochodna zbyt wysokich oczekiwań.


Pn mar 20, 2006 11:31
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 30, 2004 13:22
Posty: 1845
Post 
Tak, SweetChild, poruszyłeś kwestię zbyt górnolotnych oczekiwań.
Zbyt wysokie wymagania sa następstwem rozczarowań, niekiedy kończących się tragicznie.
Dlatego trzeba brać zawsze poprawkę na naszą niedoskonałość w rozumieniu pojęcia Boga.

_________________
Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego, jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Mk12,33


Pn mar 20, 2006 11:42
Zobacz profil
Post 
Pytanie tematu brzmi "Czy można utracić uczucie miłości?", więc odpowiadam, że naturalnie można, bo czemu by nie? Będąc z kimś, po jakimś czasie można przestać go kochać i nie ma w tym nic nazdywczajnego i nie należy się temu dziwić, tylko zadać sobie pytanie czy trwanie w takim związku bez miłości ma sens?

To co tutaj wypisujecie na temat miłości, że ona się mnienia itd to fikcja, to już nie miłość a raczej przyjaźń to o czym piszecie, a warto pamiętać, że przyjaźń to nie jest to samo co miłość.

Osobiście, jeśli po jakimś czasie przestaję odczuwać miłość to po prostu zakańczam taki związek i albo znajomość przenosi się na stopę przyjaźni, albo definitywnie kończy (niestety żadko a raczej wcale zdarza się coś pośredniego). Nie oznacza to, że nie wierzę w długotrwałą miłość, bo wierzę, znam nawet przypadki szczęśćliwej, wieloletniej spełnionej miłości.

Jeśli po kilku miesiącach, a nawet latach okazuje się, że już nie pałam do partnera takim uczuciem jak na początku to znaczy, ze jest to skutek albo jakichś negatywnych wydarzeń/spięć/kłutni, albo zwyczajnie świadczy to o tym, że byłem jedynie zafascynowany w danej osobie, ale nie było to na tyle trwałe, aby przetrwać dłużej.

Dorabianie do tego jakiejść ideologi pt "to też jest miłość, tylko się zmieniła" jest moim zdaniem oszukiwaniem siebie samego. Bo albo się kogoś kocha, albo nie, albo się do kogoś czuje miłość albo nie. Wszystko inne jest przyjaźnią, a nie miłością.

Jasne, że partnerzy będący powiedzmy w 15 letnim zwiazku mają prawo napotkać problemy, mają prawo się sobą zwyczajnie znudzić, mają prawo mieć negatywne momenty, chwile zwątpienia. Ja uważam, że jest to też kwestia różnorodności ludzi. Są przecież ludzie, któzy nie wyobrażają sobie spędzenia życia z jednym partnerem, chcą mieć ich w życiu kilku lub więcej, a są tacy, któzy chcą mieć tylko "tego jedynego" na zawsze. To jest sprawa skomplikowana i myślę, że nie da się ująć w jakimś ogólnikowym pojęciu recept. Do każdego trzeba podchodzić indywidualnie.

Różo, nikt Ci tu nie pomoże. Ty sama najlepiej wiesz co jest dla Ciebie najlepsze. Wszystkie te rady, które tu Ci forumowicze i forumowiczki piszą (włącznie z moimi) są tylko ich subiektywnymi opniami i tak też ma być, bo każdy podchodzi do zagadnienia miłości trochę inaczej. Jednak skoro już napisałaś taki temat, to niech wolno mi będzie wyrazić co ja o tym myślę:
Tylko na podstawie tego co napisałaś stwierdzam, że jedyne co Cię jeszcze trzyma przy mężu to kwestie "przyzwyczajenia", bo "wlasciwie to jest moja jedyna rodzina jaka mialam od kad skonczylam 8 lat" itd. Można to zamienić na inne słowa, można powiedizeć, że jesteś spięta łańcuchami w tym związku, a sprawa wagi uczucia gdzieś przepadła i ten problem się teraz (lub wcześniej) w Tobie ujawnił. Nie wiem co Ci poradzić, może po prsotu tylko tyle, abyś zastanowiła się co jest dla Ciebie ważne, co jest najważniejsze. Przemyśl sobie, czy gotowa jesteś (i czy w ogóle chcesz) pośiwęcać miłość z powodu tych łańcuchów, o któreych wcześniej mówiłem. Daj sobie też czas na zastanweinie się, czy wszystko jest wporządku w waszym zwiazku? DAj sobie czas, ochłoń i sama się przekonaj czy rzeczywiście go nie kochasz? A może to tylko chwilowe? Daj sobie czas. Ja bym isę kierował głosem serca, tym co ono mi podpowiada i Tobie bym radził to samo :)



pozdrawiam,
michał




pozdrawiam,
michał


Pn mar 20, 2006 19:16

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
Rozalko, myślę, że w przypadku naszej wymiany zdań prawda leży pośrodku. Samo pragnienie doskonalenia raczej nie da właściwych skutków bez wprowadzania teorii w życie, a więc masz rację, że doskonalenie miłości wypływa z miłośći. Niemniej można kochać i się na pewnym etapie miłości zatrzymać. Moim zdaniem pragnienie doskonalenia miłości wiąże się z pragnieniem uczynienia z siebie doskonalszego daru i lepszej pomocy dla drugiej osoby, a więc wiąże się z pragnieniem doskonalenia. Myśl o tym, że kiedyś odda się drugiemu człowiekowi jest moim zdaniem największym impulsem w dążeniu do doskonałości, nawet jeszcze zanim się kogokolwiek pokocha - przynajmniej dla mnie zawsze to było powodem.
Zakochanie może być pierwszym krokiem do miłości, ale nie uważam aby miłość mogła się z niego zrodzić bezpośrednio - moim zdaniem miłość zawsze wymaga najpierw przyjaźni, choćby ta przyjaźń pojawiła się podyktowana właśnie zakochaniem.
Queer, nie można kogoś przestać kochać. Jeśli ktoś twierdzi, że przestał kochać, to znaczy, że nie kochał nigdy. Miłość jest decyzją oddania się drugiemu człowiekowi, bezinteresownie, nie oczekując niczego w zamian, a jedynie szczęścia i rozwoju drugiej osoby. Aby pokochać nie trzeba poczuć - trzeba pewne rzeczy ujrzeć, inne zrozumieć i coś postanowić. Przede wszystkim trzeba ujrzeć dobro i piękno w drugim człowieku - kiedy to zrobisz i gdy te dwie rzeczy uważasz za ważne (a chyba wszyscy ludzie to robią), wtedy zapragniesz chronić to piękno i oddać siebie po to by ono mogło trwać i się rozwijać. Wtedy możesz zdecydować się postąpić zgodnie z tym pragnieniem i zdecydować się pokochać - postanowić, że będziesz to dobro i piękno, tą osobę, chronił i będziesz jej zawsze oddany. Oprócz zauważenia dobrych cech, zauważasz też oczywiście te złe - miłość daleka jest od zaślepienia które potrafi towarzyszyć np. zauroczeniu. Niemniej w przeciwieństwie do zakochania, które potrafi minąć zgaszone świadomością wad i pewnym zawaleniem się wyobrażeń o drugiej osobie, świadomość wad drugiej osoby tylko miłość podżega (właściwie to właśnie ona może być iskrą rozpalającą zakochanie), bo patrzysz wtedy na drugą osobę jako na uszkodzoną, zranioną złem - i chcesz pomóc jej stać się lepszym człowiekiem, rozwinąć się i pokonać swoje słabości. Może właśnie dlatego, że wiesz iż ranienie innych ludzi zawsze odbija się na człowieku i nie chcesz aby ta piękna osoba zraniła siebie oraz innych, a przez to została opuszczona. Gdy to wszystko sobie przemyślisz, uświadomisz sobie "dlaczego?" i powiesz miłości "tak". Nie będziesz mógł przestać - musiałbyś zaprzeczyć w tym celu swojej własnej duchowości, swojemu pragnieniu kochania i pogodzić się na bycie egoistą który bardziej myśli o sobie - musiałbyś stwierdzić, że nie jesteś zdolny do miłości, a to - przynajmniej dla mnie - uczyniłoby życie pozbawionym sensu. Nie można przestać kochać, bo to byłoby powiedzeniem "widzę dobro i piękno w tej osobie, ale nie obchodzi mnie czy ono będzie trwało czy zostanie zniszczone, ból tej osoby oraz jej samotność są mi obojętne". To zaś z kolei jest zaprzeczeniem wartości dobra a także pewnym rodzajem bezduszności, bo nigdy nie wiesz czy to właśnie nie Ty byłeś jedyną szansą tej osoby by doświadczyła prawdziwego szczęścia i radości, czy to właśnie nie Ty byłeś jedyną osobą która mogła ochronić ją przed krzywdą i tragedią.
Nie wiem jak Ty, ale ja decydując się na zaprzeczenie miłości, odrzucając te wszystkie myśli i decyzje które podjąłem nie mógłbym stanąć przed lustrem i powiedzieć, że nadal jestem człowiekiem.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Pn mar 20, 2006 22:28
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 15, 2005 17:06
Posty: 968
Post 
queer napisał(a):
(...)Będąc z kimś, po jakimś czasie można przestać go kochać i nie ma w tym nic nazdywczajnego (...)

Ja bym isę kierował głosem serca, tym co ono mi podpowiada i Tobie bym radził to samo :)

Querr, w przeciwieństwie do Ciebie, Roza swojemu mężowi (czy jak wolisz partnerowi) ślubowała miłość aż do śmierci.

Tak jej dopomóż Bóg :)

Nie ślubowała swojemu sercu, ani przed swoim sercem, bo ono płata różne figle. Własne serce wymaga uwagi, pielęgnacji, a to w pędzie życia bywa trudne.

Querr, jeśli głosisz tu jawnie poglądy, które skłaniają do zdrady (nie wiem, czy wobec tego co napisałeś, uznajesz w ogóle to słowo), to radzę Ci zastanowić się nad tym, czy wolno Ci sugerować takie rozwiązanie osobie związanej węzłem małżeńskim.

Nawet jeśli sensu tego węzła nie rozumiesz, masz obowiązek jako człowiek go szanować. W imię tolerancji ;-)

Trzymaj się Roza! Po ciemnej dolinie zawsze jest jakiś świetlisty szczyt, jeśli się nie poddasz i nie zboczysz z wydeptanego szlaku... :)

_________________
Nie smuć się zaraz z nieszczęść na świecie, bo nie znasz dobra zamierzonego w wyrokach Bożych, które one niosą z sobą dla wiecznej radości wybranych. (św. Jan od Krzyża)


Ostatnio edytowano Pn mar 20, 2006 23:33 przez Spidy, łącznie edytowano 1 raz



Pn mar 20, 2006 22:37
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
queer napisał(a):
To co tutaj wypisujecie na temat miłości, że ona się mnienia itd to fikcja, to już nie miłość a raczej przyjaźń to o czym piszecie, a warto pamiętać, że przyjaźń to nie jest to samo co miłość.


Kwestia definicji. To, co Ty nazywasz miłością, ja nazywam zakochaniem. I tu się zgodzimy, że ten stan przemija. Możesz próbować kolejnego związku i kolejny raz się zakochać, ale możesz też spróbować przetransformować uczucie na inną płaszczyznę. Do tego potrzeba siły woli i determinacji, ale według mnie warto :)


Pn mar 20, 2006 23:12
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 52 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL