Leszek, Jan napisał(a):
Mnie się wydaje, że to bardzi smutne wydarzenie, jakim była kradzież i "chodu" pewnego księdza, może być początkiem do dyskusji nad udziałem świeckich w zarządzaniu własną parafią. Nie twierdzę, że wtedy nie będzie kradzieży, ale będą one o wiele bardziej utrudione, może nawet tylko w bardzo niewielkim stopniu możliwe. Ten postulat o pełną współodpowiedzialność świeckich za parafię, do której należą, nie jest wymysłem, który przyszedł z tzw. "zgniłego Zachodu", lecz jest formalnym nakazem prawa kanonicznego.
Awa napisał(a):
Nic dodac nic ujać-Leszku Janie.
Nie byłbym takim optymistą. Już wyłuszczam dlaczego.
Świeccy od początków chrześcijaństwa w mniejszym lub większym stopniu uczestniczyli w materialnych sprawach wspólnoty.
Tak było i za stanu wojennego (wg mojej definicji trwał do '89 r.).
Z 'zachodu' przysyłano dary. Żywność, ciuchy, mydła, proszki itd.
Przychodziły na parafie bo Kościół był jedyną niezależną instytucją jakoś gwarantującą, że te dary nie trafią do partyjnych, milicjantów.
W ich rozdzielaniu uczestniczyli świeccy. I w zdecydowanej większości przypadków czynili to uczciwie.
Ale znam przypadek, gdy bardzo 'świątobliwy' człowiek (paciorek o poranku, paciorek przed posiłkiem, paciorek przed snem (sprawiedliwego)) uczestnicząc 'społecznie' w tym rozdzielaniu bardzo wspomagał swoją 'rodzinę'. Czego nie byli w stanie skonsumować, szło na pobliski bazar.
Oczywiście, o wszystkim dowiedziałem się po paru latach, gdy ktoś z 'rodziny' tego niedoszłego księdza (uląkł się tuż przed świeceniami) wygadał się nieopatrznie.
Trzeba znajdować jakiś 'złoty środek'.
W różnych miejscach i różnym czasie będzie inny.
A i tak będa przypadki niefrasobliwości lub zamierzonych nadużyć.
Kościół jest zbyt dużą liczebnie i obszarowo społecznością by wszyscy byli idealni.