Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pn lis 24, 2025 0:46



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Jak działać, by pomóc? 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post Jak działać, by pomóc?
Co robić kiedy wszystko, co do tej pory nazywałam nadzieją, teraz zaczyna stopniowo zanikać? Jakby uciekać przed odważnymi myślami dotyczącymi lepszego JUTRA. Ostatnie miesiące utwierdziły mnie w przekonaniu, że zostało nam przecież tak niewiele czasu... Ludzie znikają z tego świata jeden po drugim, kiedyś i na mnie przyjdzie pora. Czy jestem przygotowana? Narazie staram sie o tym nie myśleć, a cieszyć się tym, czego mogę doświadczyć DZISIAJ. Jednak łzy cisną się do oczu kiedy wspominam Kochaną Babcie... Teraz bardzo zachorowała ciocia. Co zrobić by jej pomóc znieść cierpienie, by nie musiała przechodzić tego, co babcia. Codzienie modleęsię, ale nie potrafię zrobić nic by zmiejszyć jej fizyczny ból. Tak bardzo chcę pomóc... Tak bardzo mnie to przerasta...

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


Śr wrz 27, 2006 20:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lip 30, 2006 9:08
Posty: 1456
Post 
Pozostaje jedno, nadzieja, na zycie wieczne i bycie z tą osobą. Ja o tym myślałam głównie, kiedy moja babcia przez miesiąc była w śpiączce po wylewie. W pewien wtorek dostałam telefon od zaryczanych ze szczęścia kuzynek, że babcia sie obudziła, więc zwolniłam się wcześniej z pracy i spędziłam z nią ponad trzy godziny. Nie mogła mówić, ale odpowiadała oczami i trzymała mnie za rękę. Kiedy wychodziłam, powiedziałam jej, że zobaczymy się w czwartek. Nie zdążyłam...
Dwa miesiące przed nią zmarła druga babcia, dosyć nagle. To było w zeszłym roku. Półtora tygodnia temu zmarł mój dziadek. W ciągu pięciu lat studiów dwie koleżanki, potem koleżanka z dizeciństwa.
Ludzie odchodzą, ale wierzę, że kiedyś będę mogła się z nimi spotkać.

A czy ja jestem przygotowana na swoje odejście? Mogę mieć tylko wiarę i nadzieję, że kiedy przyjdzie np. choroba, to będę umiała przeżyć ją jak prawdziwy chrześcijanin z wiarą.

Trzymaj się!

_________________
Nie mam nic, co bym mogła Tobie dać,
Nie mam sił by przed Tobą, Panie stać...


Cz wrz 28, 2006 7:25
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
A ja codziennie mam problemy by uwierzyć w szczęście i pokój. W krótkim czasie tyle nieszczęść nawiedziło moją rodzinę, że przykro o tym pisać. Wracając do domu boję się, że podczas mojej nieobecności coś się wydarzyło. Coś, co lepiej żeby nie miało miejsca. Trwoga ogarnia moje serce, nachodzi smutek i żal, ale wierze... a to chyba najważniejsze...

Dziękuję za słowa otuchy...

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


Pt wrz 29, 2006 13:30
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N lip 30, 2006 9:08
Posty: 1456
Post 
szara_sowa napisał(a):
Wracając do domu boję się, że podczas mojej nieobecności coś się wydarzyło. Coś, co lepiej żeby nie miało miejsca. Trwoga ogarnia moje serce, nachodzi smutek i żal, ale wierze... a to chyba najważniejsze...



Tak, przez miesiąc bałam się chodzić do szpitala, kiedyś podeszłam do łóżka babci i okazało się, że leże tam ktoś inny. Myślałam, że zemdleję. okzała się, że babcię przeniesiono na inny oddział. Bałam się też wracać z pracy do domu, bałam się każdego telefonu. Codziennie rano przed pracą szłam do kościoła i modliłam się o zdrowie dla babci i o siły dla siebie i rodziny. Ta druga intencja została wysłuchana.

Trzymaj się!!

_________________
Nie mam nic, co bym mogła Tobie dać,
Nie mam sił by przed Tobą, Panie stać...


Pt wrz 29, 2006 13:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Myślę, że bardzo dużo na Ciebie spadło...

Jeśli chcesz płakać - płacz. To pomaga... Wiem, że teraz w to trudno uwierzyć, ale ból mija, dogasa. Zostaje brak, tęsknota - czekanie na spotkanie...

Trudno nie myśleć co dalej z bliskimi. Trudno nie pamiętać, że odchodzą - że mogą odejść - że dany nam czas, który wydawał się tak długi jeszcze, nagle rozpaczliwie się skraca. Że kiedyś ich obok nas nie będzie. Tak po prostu. Ale wiesz, jeśli tego czasu mamy dużo, to go marnujemy - w takich chwilach jesteśmy razem najintensywniej. Może ten czas jest po to, byśmy siebie dostrzegli...?



PS. Dlaczego nie daje się opanować bólu u cioci?

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


Pt wrz 29, 2006 14:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
Ja wierze Kropko, że kiedy bardzo będę czegoś pragnęła to prośba ta się spełni, choćbym tylko ja miała w nią wierzyć, to będę! Ciagle jeszcze mam nadzieję, która zawiera się w tych paru słowach: "Odeszła babcia, teraz Panie chcesz zabrać ciocie? Nie... nie zabierzesz, prawda? To ma być taka próba... Przejdziemy przez nią. Wszyscy!" Ciągle mam nadzieję, że to wszystko jest snem, który niebawem się skończy i znowu będzie jak dawniej. Pan Bóg nam w tym pomoże... On pomaga wszystkim - Ty doświadczyłaś Jego opieki, my też jej doznamy, nie może tylko zabraknąć nadzieji, bo wtedy nic już nie będzie możliwe. Niech ktoś mi pomoże ją odbudować, bo samą mnie to zaczyna przerastać. Bo i jak może być inaczej skoro na około mama powtarza: "to już niedługo...". Czuje się teraz taka maleńka i bezsilna... Czy kiedyś to w sobie przełamie? Ba... Może i mi się uda, ale czy wtedy nie będzie już za późno?

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


Pt wrz 29, 2006 21:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
jo_tka napisał(a):
Myślę, że bardzo dużo na Ciebie spadło...

Tak... Masz rację-stosunkowo za dużo i w zbyt krótkim czasie. Ja jestem ciągle jeszcze dzieckiem, które dopiero uczy się życia. Nauka ta jest straszliwie trudna, teoretycznie jednak nikt nie mówił, że będzie łatwo. Powinnam się wziąć garść... Ale jednak nie potrafie... Tak bardzo chciałabym się komuś wypłakać na ramieniu - chociażby rodzicom, ale to niemożliwie. Mama przechodzi przez to wszystko znacznie gorzej, ją przerasta to jeszcze bardziej niż mnie. Tata dusi wszystko w sobie - jak większość facetów.
Co więc będzie dalej? Czy znajdzie się ktoś taki, kto powie: "Rozumie Cię, nie przejmuj się, tutaj jesteś już bezpieczna... Nie nawiedzi Cię nieszczęście, przynajmniej narazie. Teraz czeka Cię porządny odpoczynek".

jo_tka napisał(a):
Jeśli chcesz płakać - płacz. To pomaga... Wiem, że teraz w to trudno uwierzyć, ale ból mija, dogasa. Zostaje brak, tęsknota - czekanie na spotkanie...

A kiedy brakuje łez na to, żeby płakać?


jo_tka napisał(a):
Trudno nie myśleć co dalej z bliskimi. Trudno nie pamiętać, że odchodzą - że mogą odejść - że dany nam czas, który wydawał się tak długi jeszcze, nagle rozpaczliwie się skraca. Że kiedyś ich obok nas nie będzie. Tak po prostu. Ale wiesz, jeśli tego czasu mamy dużo, to go marnujemy - w takich chwilach jesteśmy razem najintensywniej. Może ten czas jest po to, byśmy siebie dostrzegli...?

Prawdę jest, że tak po prawdzie teraz dopiero dostrzegłam rolę cioci w moim życiu. Była zawsze, wydawało się, że musi być... Ktoś chciał mi pokazać, że niekoniecznie moja wizja jest prawdziwą.
Brakuje mi cioci, jej skupulatności, uwag... Teraz walczy w szpitalu z chorobą, walczy o życie. Tak bardzo chciałabym by do nas wróciła i znów było jak dawniej. Gdzieś z korytarza, żeby dochodził jej donośny śpiew...



jo_tka napisał(a):
PS. Dlaczego nie daje się opanować bólu u cioci?

Ból jest na tyle wielki, że ani ciocia, ani nawet my, nie potrafimy go zmniejszyć...

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


Pt wrz 29, 2006 22:04
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 18, 2004 13:21
Posty: 2617
Post 
szara_sowa napisał(a):
Co więc będzie dalej? Czy znajdzie się ktoś taki, kto powie: "Rozumie Cię, nie przejmuj się, tutaj jesteś już bezpieczna... Nie nawiedzi Cię nieszczęście, przynajmniej narazie. Teraz czeka Cię porządny odpoczynek".

Myślę, że tym kimś możesz być Ty sama.

_________________
Opuściłem forum wiara.pl i mój profil czeka na usunięcie.
Pożegnanie jest tutaj


Pt wrz 29, 2006 23:40
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz sie 21, 2008 19:19
Posty: 12722
Post 
Nie - nie "powinnać" wziąć się w garść. Jesteś człowiekiem, masz emocje, one są do tego, żeby je przeżywać. Są jak ogień, który albo się w Tobie tli, albo rozpala płomieniem - i dogasa...

Wiesz... Pochowałam obie babcie... W tej chwili czekam na odpowiedź, czy płyn w płucach mojej mamy to przerzut zaleczonego kilka lat temu nowotworu... Ciężko. Rozumiem o czym piszesz...

Mamie jest bardzo trudno (to jej siostra? a babcia to jej mama?) i rzeczywiście pewnie bardziej potrzebuje pomocy, niż może ją dać... w sensie zaopiekowania, uspokojenia... Ale możecie rozmawiać? Możecie być razem? Po prostu? To też pomaga...

Mówiłaś o rodzicach - a znajomi, przyjaciele? Jeśli wszyscy jesteście zbyt młodzi - inni znajomi dorośli? To wszystko są ludzie, którzy mogą być, słuchać, przytulić... Pamiętasz o nich?

Widzisz... Nikt Ci nie powie na pewno, że nic złego Cię nie dotknie. Bo nie ma takiej gwarancji. Nie ma gwarancji, że ciocia przeżyje... Oby tak było! Ale Wy będziecie żyć dalej - i dacie sobie radę. Wasze życie zmieni się, ale nie zniknie. Wiem, to brzmi teraz dziwnie. Ciocia była kimś, kto był oparciem, tak sobie wyobrażam... teraz musi skupić się na sobie...

Wiesz - myślę, że czasem żeby człowiekowi pomóc, nie trzeba zmniejszyć jego bólu. Trzeba przy nim być i dać mu cierpieć. Pozwolić na to i jemu i sobie i nie odchodzić. Czasem się nie da nic zrobić - z wielu powodów. Ale taka obecność, która nie ucieka od tego, że ktoś nie ma siły się uśmiechnąć, jest często najważniejsza... Nawet jeśli ten ktoś obok też nie ma siły na uśmiech...

Nie napiszę "trzymaj się"... Będę pamiętała o Tobie :)
I jeśli nie masz do kogo mówić, to pisz...


PS. Jeśli ciocia jest w szpitalu - może trzeba o tym jej bólu porozmawiać z lekarzem? Bo w końcu nie Wy i nie ciocia możecie jej ulżyć... Ból się leczy albo przynajmniej zmniejsza, trzeba tylko dobrać odpowiednie środki...

_________________
Aby we wszystkim był Bóg uwielbiony


So wrz 30, 2006 4:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
Incognito napisał(a):
Myślę, że tym kimś możesz być Ty sama.

Mądre słowa, ale ja nie jestem w stanie zapewnić sobie otuchy... Chociaż mam nadzieję, trudno mi jest sobie wyobrazić, kiedy wreszcie nastąpi to "lepiej" i jaka będzie w tym moja rola...

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


So wrz 30, 2006 10:21
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
jo_tka napisał(a):
Nie - nie "powinnać" wziąć się w garść. Jesteś człowiekiem, masz emocje, one są do tego, żeby je przeżywać. Są jak ogień, który albo się w Tobie tli, albo rozpala płomieniem - i dogasa...

Nie myślałam, że użyjesz takich słów, tym nie mniej jestem pozytwnie zaskoczona. Tyle ludzi powiedziałaoby mi na Twoim miejscu: przestań sie mazgaić... NIe możesz sie wiecznie użalać, bo zgłupiejesz. albo Cie gdzieś wywiozą.
Dziękuję, tego mi było potrzeba...

jo_tka napisał(a):
Wiesz... Pochowałam obie babcie... W tej chwili czekam na odpowiedź, czy płyn w płucach mojej mamy to przerzut zaleczonego kilka lat temu nowotworu... Ciężko. Rozumiem o czym piszesz...

Nawet nie wiesz jak Ci wspołczuję. Sama to teraz przechodzę i nikomu tego nie życze, nawet tym ludziom, dla których jestem nikim. Choroba zmienia życie wszystkich - począwszy od samego chorego, a skończywszy na rodzinie i znajomych... To jest swoista próba wiary. Tylko jak tu dalej spokojnie egzystować, kiedy na około wszystko spada na łeb, na szyję?

jo_tka napisał(a):
Mamie jest bardzo trudno (to jej siostra? a babcia to jej mama?) i rzeczywiście pewnie bardziej potrzebuje pomocy, niż może ją dać... w sensie zaopiekowania, uspokojenia... Ale możecie rozmawiać? Możecie być razem? Po prostu? To też pomaga...

Masz racje, ale były ostatnio momenty, kiedy myślałam, że moja mama po prostu oddala się od nas. W dniu kiedy tata pokłócił sie z bratem, mama była kimś obcym, a zarazem czułam że potrzebuje mojej bliskości. Leżała w łóżku i po porstu płakała nad naszym losem... Nie umiałam ją uspokoić, zdawało się, że mnie nie słyszy... Głaskałam ją, szeptałam, prosiłam o oponowanie emocji... Nie chce już do tego wracać.

jo_tka napisał(a):
Mówiłaś o rodzicach - a znajomi, przyjaciele? Jeśli wszyscy jesteście zbyt młodzi - inni znajomi dorośli? To wszystko są ludzie, którzy mogą być, słuchać, przytulić... Pamiętasz o nich?

Wszystko stworzyło tak nierealną historię, że mama prosiła abym nikomu o tym nieopowiadała... Męczę się, kiedy wiem, że wiele osób po prostu czeka, żebym im coś powiedziała, a ja jestem związana obietnicą. W życiu nie czułam się gorzej. Pisze jednak o tym tutaj, bo przypuszczam, że i tak nikt ze znajomych tego nie przeczyta, a mamie o to chodziło... Żeby nasza dola nie rozeszła się po mieście...

jo_tka napisał(a):
Widzisz... Nikt Ci nie powie na pewno, że nic złego Cię nie dotknie. Bo nie ma takiej gwarancji. Nie ma gwarancji, że ciocia przeżyje... Oby tak było! Ale Wy będziecie żyć dalej - i dacie sobie radę. Wasze życie zmieni się, ale nie zniknie. Wiem, to brzmi teraz dziwnie. Ciocia była kimś, kto był oparciem, tak sobie wyobrażam... teraz musi skupić się na sobie...

A my jej musimy w tym pomóż. Teraz czuję jak nigdy wcześniej, że musze coś zrobić, by pomóc, bo kiedy przypomnę sobie, jak to było kiedy moja najukochańsza babcia zachorowała... Ja nie umiałam jej pocieszyć... Siedziałam obok niej i nie wiedziałam o czym rozmawiać... Czasem zdobywałam się na uśmiech... Każda rozmowa kończyła się słowami: "oj dzieci, już niedługo". Tak trudno było mi wtedy, a teraz jest stokroć trudniej, bo choć wiem jaki wtedy popełniłam błąd trudno jest mi obrac inną postawę, jak właśnie tę bierną...

jo_tka napisał(a):
Wiesz - myślę, że czasem żeby człowiekowi pomóc, nie trzeba zmniejszyć jego bólu. Trzeba przy nim być i dać mu cierpieć. Pozwolić na to i jemu i sobie i nie odchodzić. Czasem się nie da nic zrobić - z wielu powodów. Ale taka obecność, która nie ucieka od tego, że ktoś nie ma siły się uśmiechnąć, jest często najważniejsza... Nawet jeśli ten ktoś obok też nie ma siły na uśmiech...

Ja, z moimi słabymi nerwami, w takich sytuacjach zaczynam płakać... Chociaz w szkole ciągle jeszcze nie aje nic po sobie poznać w domu wszystko to pryska: jakby jakiś czar na wyznaczony okres czasu. Nie wiem co sie ze mną dzieje. Z dnia na dzień jestem coraz bardziej przerażona. A ciocia? Uchodzą z niej siły... Już nie widzę w niej dawnej "Małgosi", ktora najchętniej zmieniłaby cały świat... Spuszczona głowa podparta na rękach uzewnętrznia to, że tak jak babcia wcześniej-nie ma siły, by żyć.

jo_tka napisał(a):
Nie napiszę "trzymaj się"... Będę pamiętała o Tobie :)
I jeśli nie masz do kogo mówić, to pisz...

Te słowa są stokroć bardziej ważniejsze, niż pocieszenie: nie martw się, to się niebawem skończy.

jo_tka napisał(a):
PS. Jeśli ciocia jest w szpitalu - może trzeba o tym jej bólu porozmawiać z lekarzem? Bo w końcu nie Wy i nie ciocia możecie jej ulżyć... Ból się leczy albo przynajmniej zmniejsza, trzeba tylko dobrać odpowiednie środki...

Ciagle to robią... Niekończące się wizyty u ordynatora, bezradne rozkładanie rąk... Tyle może wobec tej choroby dzisiejsza medycyna. Ostatnim, a zarazem pierwszym w kolejności kołem ratunkowym został Pan Bóg... Wierzę, że nie da nam drugi raz przechodzić tego samego co przed pół rokiem.

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


So wrz 30, 2006 13:57
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 24, 2006 12:43
Posty: 275
Lokalizacja: Imielin
Post 
Cytuj:
Nie myślałam, że użyjesz takich słów, tym nie mniej jestem pozytwnie zaskoczona. Tyle ludzi powiedziałaoby mi na Twoim miejscu: przestań sie mazgaić... NIe możesz sie wiecznie użalać, bo zgłupiejesz. albo Cie gdzieś wywiozą.


wydaje mi się że powinnaś ten stan jakoś wypośrodkować.. tzn starać się przy tej osobie emanować spokojem. nie wielką radością i mówieniem "że wszystko w porządku" ale też nie mówieniem "jaka ty jesteś biedna". najwięcej możesz chyba pomóc spokojem i Byciem.

ftp://media.kdm.pl/filmy/Tom_Budzynski(anielo...)01.avi

...cokolwiek zrobisz z dobrego serca, na pewno odniesie pozytywny skutek. tylko nie rządaj czegoś konkretnego bo Bóg na konkretach się nie zna. Próbuj poprawiać, nie oczekując widocznych skutków.

...ale chyba nie będzie to takie łatwe, dopóki nie będzie miał i kto Tobie pomóc. Czasami by ułatwić życie innym musimy sami z sobą zrobić porządek.. Dobrzy terapeuci potrzebują swojego "terapeuty".

Mam w domu taką osóbkę która umiera już od kilku lat. Zupełny mix śmiertelnych chorób, a potrafi pocieszyć ludzi którzy mają jakieś głupie przeziębienia. Ostatnio ją lekarze wyrzucili po 1ym dniu z sanatorium bo była zbyt chora i pojechała do domu i przez całą drogę się z tego śmiała.
Może to tylko dlatego, że >jeszcze< choroba nie jest taka widoczna jak chyba w Twoim domu.. tego nie wiem. W kązdym razie masz załatwioną modliwę bo nic innego nie mogę..


N paź 01, 2006 11:06
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
whistle napisał(a):
wydaje mi się że powinnaś ten stan jakoś wypośrodkować.. tzn starać się przy tej osobie emanować spokojem. nie wielką radością i mówieniem "że wszystko w porządku" ale też nie mówieniem "jaka ty jesteś biedna". najwięcej możesz chyba pomóc spokojem i Byciem.

Nawet nie wiesz ile razy na przekór wszyskiemu musiałam się uśmiechać, by ciocia wiedziała, że jest dobrze. Gdybym komuś opowiedziała to wszystko, co miało miejsce w ostatnich miesiącach, wątpie czy by kto mi uwierzył - tym nie mniej - spróbuję.
Najpierw dotkneła nas śmierć babaci, następnie choroba cioci, wyjazd wujka do szpitala, wypadek rodziców jadących na wesele (na szczęście nikomu nic sie nie stało). Potem nastąpiły dni udawania przed ciocią, że nic się nie stało i rodzice szczęśliwie dojechali na miejsce. Później mama autem wujka (nasze jest jeszcze w serwisie) uderzyła w psa i poszedł halogen... A wczoraj dowiedziałam się, że mój kuzyn leży w szpitalu, bo ma roztrzaskaną głowę... Jak to się stało-nie pamięta... I czy to jest możliwie?
Dla mnie to jest jeden koszmar, który trwa stosunkowo za długo...

whistle napisał(a):
...cokolwiek zrobisz z dobrego serca, na pewno odniesie pozytywny skutek. tylko nie rządaj czegoś konkretnego bo Bóg na konkretach się nie zna. Próbuj poprawiać, nie oczekując widocznych skutków.

Ja już stosunkowo dawno o konkretach zapomniałam. Teraz chcę, by po postu było lepiej :(

whistle napisał(a):
...ale chyba nie będzie to takie łatwe, dopóki nie będzie miał i kto Tobie pomóc. Czasami by ułatwić życie innym musimy sami z sobą zrobić porządek.. Dobrzy terapeuci potrzebują swojego "terapeuty".

Narazie sobie jeszcze radze... Ale czasem nie wytrzymuje... Są godziny, w których tylko nadzieja ma prawo bytu, ale jest również i czas kiedy brakuje łez by płakać.

whistle napisał(a):
Mam w domu taką osóbkę która umiera już od kilku lat. Zupełny mix śmiertelnych chorób, a potrafi pocieszyć ludzi którzy mają jakieś głupie przeziębienia. Ostatnio ją lekarze wyrzucili po 1ym dniu z sanatorium bo była zbyt chora i pojechała do domu i przez całą drogę się z tego śmiała.

Bardzo podziwiam ów człowieka... Przechodząc po kolei najpierw przez chorobę babci, a teraz cioci, wiem co to znaczy cierpieć i choć nie umię sprawić by ból ten można było podzielić na dwa swoją obecnością staram się pokazywać, że jest ktoś, kto jest i kocha. Jeżeli natomiast chora osoba potrafi to pokazać - nisko chylę czoła, bo słowa nie są na tyle doskonałe by to określić.

whistle napisał(a):
Może to tylko dlatego, że >jeszcze< choroba nie jest taka widoczna jak chyba w Twoim domu.. tego nie wiem. W kązdym razie masz załatwioną modliwę bo nic innego nie mogę..

Dziękuję... Ciocia Ci kiedyś za to też podziękuje.

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


N paź 01, 2006 12:17
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz wrz 07, 2006 9:16
Posty: 77
Post 
Szara sowo, rozumiem że obiecałaś mamie że nikomu nie powiesz o problemach. Jednak trzymanie w sobie pewnych emocji i udawanie że wszystko jest ok tak naprawdę człowieka wykańcza. Mysle że powinnaś powiedziec chociaż jednej osobie. Takiej która zatrzyma wszystko dla siebie. Nie chodzi o to żeby ona Cię pocieszała itp, ale żebyś poprostu mogła się komuś wygadać, popłakać, przytulić. I uważam też że źle robisz uciekając od problemu śmierci. Śmierć to jedyna pewna rzecz jaka czeka nas w życiu. I lepiej się z nią oswoić, a nie od niej uciekać. Musisz sama sobie zdać sprawę, ze czeka Cię w życiu jeszcze wiele przykrych rzeczy. Pamiętaj, że gdy ktoś umiera kończy się jego cierpienie. Wierzysz w życie po śmierci? Jeśli tak, myśl o tym, że Twoi bliscy po śmierci znajdą się w lepszym miejscu. Myśle tez że nie powinnaś udawać przed ciocią że jest ok. Często dla osoby chorej czy umierającej strach najblizszych i ich niepogodzenie się ze śmiercią jest duzym obciążeniem. Może warto abyś porozmawiała z ciocią szczerze i bardzo otwarcie? Powiedziała jej że się boisz, ale że pokładasz nadzieję w Bogu, aby i ona powiedziała Ci o tym co się dzieje w jej wnętrzu. Na pewno Twoja bliskość bardzo jej pomoże. Nie uciekaj przed tym , co nieuniknione. Wszyscy kiedyś umrzemy. I tzreba się z tym pogodzić, nie ma innej rady.Możesz liczyć również na moją modlitwe za ciocię. Pozdrawiam Cię serdecznie.


N paź 01, 2006 13:19
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N wrz 03, 2006 17:24
Posty: 72
Post 
Poszukująca... Masz racje... dawno powinnam komuś się wyżalić, a jednak mam problem z wybraniem osoby. Moja pseudoprzyjaciółka powie wprawdzie: nie martw się, ale wkrotce później zapomni o tym, że jest mi ciężko... Boje się, że może mnie niezrozumieć. Chociaż zna znaczą część tej smutnej historii, w szkole niezbyt często ze mną rozmawia, a mnie coraz bardziej przytłacza smutek, na ktory nikt nie zna lekarstwa. Kuzynka (rówiesniczka) jest w podobnej sytuacji, co ja - to również jej ciocia, a jednak nie potrafimy wspólnie stawić czoła cierpieniu... Nie wiem od czego to zależy. Może wkrótce, znajdzie się ktoś odpowiedni? Trzeba poczekać... A co do "uciekania przed śmiercią" to wcale nie jeste tak jak myślisz. Już odsyć dawno uzmysłowiłam sobie, że śmierć jest wybawieniem od cierpień, a co się z tym nierozerwanie wiąrze - otwarciem bram niebios. Ale... no właśnie, ale... w zbyt krótkim czasie choruje poważnie kolejna osoba. Przed pół rokiem zmarła mi babacia. Było mi cięzko, a teraz jest jeszcze ciężej... I choć wierze trudno jest mi żyć ze świadomością, że tak szybko ludzie odchodzą...
Niestety nie mam możliwości porozmawiania z ciocią tak szczerze. W szpitalu przyjeżdżamy conajmniej we dwoje. Mama nie pozwoliłaby mówić przy cioci otwarcie o jej cierpieniu, a poza tym ja chyba jeszcze nie dojrzałam by poważnie porozmawiać.
To wszystko coraz bardziej mnie przytłacza. Czuję, że z każdą umierającą osobą również moje życie się skraca.

_________________
"Kiedy spotkacie kogoś tak zmęczonego, że nie może się uśmiechnąć, odstąpcie mu swój uśmiech."


N paź 01, 2006 13:54
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 24 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL