Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt lis 21, 2025 12:58



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 50 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona
 Zdrada w związku... 
Autor Wiadomość
Post 
rozumiem Cię ToJa,ale z drugiej strony rozwodów zabronił Kościół.Kościół dopuszcza rozwody tylko w wyjątkowych przypadkach.Owszem rozwiązuje się taką sprawę w Sądzie Kościelnym.Tu jednak przydałyby się odpowiednie teksty lub cytaty z Prawa Kanonicznego.


So lis 18, 2006 10:50
Post 
ToJa napisała:
Cytuj:
taak? to dlaczego podczas rozwodu jako powód do rozwodu wystarcza współżycie małżonka z kimś innym niż ze swoim współmałżonkiem? i wtedy jest wyraźnie określone, że seks pozamałżeński to zdrada?

Powyżej na to odpowiedziałem.A teraz cytaty:

Cytuj:
Ks. Jarosław Krzewicki
Na jakiej podstawie można uzyskać rozwód kościelny?

Przyznam, że to dość zaskakujące pytanie. W zasadzie już uczeń klasy drugiej przed pierwszą Komunią powinien chyba wiedzieć, że małżeństwo sakramentalne jest nierozerwalne, to znaczy, że małżonkowie ślubują sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że się nie opuszczą aż do śmierci. To "nie opuszczą" oznacza właśnie, że się nie rozwiodą. Jasno więc trzeba dać sobie odpowiedź, że Kościół nie zgadza się na rozwody. Jeśli jednak uczeń pyta, to znaczy, że ma problem, takie problemy stwarza życie i niezbyt precyzyjna wiedza na temat nauki o nierozerwalności małżeństwa. Więc nie zostaje nic innego, jak spróbować odpowiedzieć, choć na trudne pytania z reguły nie ma łatwych odpowiedzi.

W życiu często spotykamy się z sytuacją, gdy ludzie się rozchodzą. W świetle prawa cywilnego to stosunkowo proste. Czasem też słyszymy, że ktoś po otrzymaniu pozwolenia sądu kościelnego, powtórnie staje przed ołtarzem, i to pomimo tego, iż jego współmałżonek żyje. Potocznie mówi się, że otrzymał rozwód kościelny, choć oczywiście Kościół, który jest rozwodom przeciwny, nazwie to inaczej. A zatem, czy chodzi o to samo, tylko pod inną etykietką?

Pozwolenie sądu kościelnego na powtórny związek nie ma absolutnie nic wspólnego z rozwodem w znaczeniu, w jakim zwykliśmy się posługiwać tym terminem. By to zrozumieć, trzeba sobie uświadomić, czym w rzeczywistości jest małżeństwo. Jeśli bowiem małżeństwo jest związkiem sakramentalnym, to władzę nad nim ma tylko Bóg. Czy więc rzeczywiście można się rozwieść? W świetle prawa cywilnego - tak, w świetle wiary - nie. Po drugie, wypada przyjrzeć się sytuacjom, w których strony (czyli małżonkowie) otrzymują pozwolenie na zawarcie nowego związku. Możemy w tym miejscu zapytać, czy ich małżeństwo w ogóle kiedykolwiek istniało? Może się bowiem zdarzyć, że ich związek istniał tylko na papierze, w rzeczywistości zaś nie został ważnie zawarty. Dlaczego? Bo nie zostały spełnione określone warunki. To tak jak z pieczeniem jabłecznika. Mogą być wszystkie składniki, lecz jeśli zamiast jabłek do pieczenia ciasta użyje się jagód, to nie będzie jabłecznika, choć ciasto na pierwszy rzut oka może przypominać jabłecznik.

Idźmy dalej. Przypuśćmy, że małżeństwo zostało zawarte ważnie. Jeśli tak, to czy w każdym przypadku węzeł, jaki zespala dwoje ludzi pobierających się, jest tak mocny, że nie da się go absolutnie rozerwać? I tu ku zaskoczeniu, odpowiedź może być twierdząca. Nawet małżeństwo ważnie zawarte może być rozerwalne. A zatem, rozwód? Nie, rozwód to zupełnie inna sprawa.

Więc po kolei.
Dlaczego nie rozwód?

Odpowiedź dotyczy różnicy kompetencji, jaką ma Państwo i Kościół względem samego małżeństwa. Małżeństwo ustanowione zostało przez Boga, a więc rządzi się przede wszystkim prawem naturalnym, czyli tym bezpośrednio nadanym przez Boga. Od samego początku ludzie się pobierali, tworzyli związek, wspólnotę osób, skierowaną na wzajemne dobro oraz przekaz daru życia. To bowiem wynika z natury człowieka. Związek mężczyzny i kobiety, między ochrzczonymi został przez Chrystusa podniesiony do rangi sakramentu. W ten sposób Chrystus powierzył go pod wyłączną kompetencję Kościoła. Oznacza to, że związek naturalny dwojga osób poprzez sprawowanie sakramentu małżeństwa, nabiera szczególnej mocy i znaczenia. W tym zatem, co najistotniejsze, Państwo nie ma żadnej kompetencji.

Jaka jest więc rola Państwa? Ogromna, choć drugorzędna. Rodzina jest podstawową komórką społeczną, dlatego też Państwo określa jej miejsce w życiu społecznym. Państwo określa i gwarantuje skutki cywilne małżeństwa: nie tylko to, że ona, czyli pani Nowakowa, odtąd będzie się nazywała Kowalska, i że będą mogli mieć wspólne konto, samochód i dom. Państwo potwierdza naturalne prawo rodziców do posiadania i wychowania dzieci, zobowiązuje się, że udzieli im stosownej pomocy, zgodnie z prawem: przez zasiłki rodzinne, sieć szkół, przedszkoli, opiekę zdrowotną itd. Państwo określa to prawo, i gwarantuje jego realizację. Jednocześnie też nakłada obowiązki rodzicielskie i strzeże ich wypełniania, w przypadku problemów bądź konfliktów - interweniuje. Państwo gwarantuje sprawy dziedziczenia i opieki w przypadkach losowych, reguluje wiele istotnych spraw koniecznych dla sprawnego funkcjonowania rodziny. Wszystko to jednak wiąże się tylko ze skutkami małżeństwa. Innymi słowy, urzędnika stanu cywilnego nie interesuje to co dla nas wierzących będzie najistotniejsze, mianowicie sakramentalność małżeństwa, interwencja Pana Boga, Jego łaska, to że małżonkowie zaciągają swoje obowiązki przed Bogiem, względem siebie i swoich dzieci, że stają się współpracownikami Boga Stwórcy przez dar życia, że uczestniczą w przekazie wiary, że dają świadectwo miłości Boga Zbawcy, że swą miłością odzwierciedlają tę więź, jaką Chrystus łączy się z Kościołem itd. Zadaniem urzędnika stanu cywilnego jest określić fakt prawny, na podstawie którego strony nabywają prawa i zaciągają obowiązki ustanowione bądź potwierdzone przez Państwo. Przypuśćmy, że zakład cukierniczy zajmuje się wypiekiem wspomnianego jabłecznika. To cukiernik decyduje o składnikach użytych do pieczenia. Dystrybucją zaś ciasta zajmuje się sprzedawca. On tylko stwierdza, że towar, którym dysponuje, jest ciastem, troszczy się, by nim trafi do konsumenta, było odpowiednio przechowane, wystawione, sprzedane, by zagwarantowane były prawa konsumenta itd. Pieczeniem jednak zajmuje się cukiernik, spożyciem konsument, sprzedawca zaś do pieczenia się nie miesza, bo to nie jego kompetencja.

Przykłady kuleją, trudno bowiem rzeczywistość sakramentu porównywać z jabłecznikiem. Jednak czegoś zawsze nas uczą. Bóg ustanowił sakrament małżeństwa, powierzając jego sprawowanie Kościołowi. To Kościół zajmuje się celebracją sakramentu, dobieraniem elementów (określonych przez Boga) i całym procesem, by zaistniało małżeństwo. Państwo troszczy się tylko, by sakrament mógł być realizowany w życiu przez małżonków (tak jak sprzedawca zajmuje się dystrybucją, choć wiadomo, że tym mógłby się zająć sam cukiernik).

Dla człowieka wierzącego małżeństwo jest sakramentem, wiąże się z interwencją Boga, który czyni małżonków jednym ciałem. Bóg błogosławi ich miłości i sprawia, że odtąd tworzą jedną rodzinę, on i ona nie są już tylko przyjaciółmi, dobrymi znajomymi, są czymś więcej, niż tylko partnerami. Stają się niczym dwie strony tej samej monety, dwie połówki jabłka. Od chwili wstąpienia w związek małżeński są Kościołem domowym, współpracownikami Boga w dziele stwarzania, przekazywania życia, wzajemnie złączeni i zakorzenieni w miłości Boga, którą siebie darzą.

Co więc oznacza rozwód państwowy? Tylko to, że Państwo przestaje uważać dwoje osób za małżonków, zwalniając ich z prawnych zobowiązań małżeńskich, nakładając jednak inne, np. opieka nad dziećmi, płacenie alimentów itd. Państwo przestaje uznawać ich związek, bez wchodzenia w problem, czy ten rzeczywiście przestał istnieć, czy nie. Dotykamy tu płaszczyzny wiary, której Państwo ani nie neguje, ani nie potwierdza. Po prostu sfera wiary wykracza poza schematy, jakimi zdolne jest posłużyć się Państwo. Dla nas związek dwojga osób, jeśli został zawarty sakramentalnie, nie może przestać istnieć, chyba że przez śmierć jednej z nich. Węzeł małżeński, którego gwarantem jest Bóg, jest z zasady nierozerwalny i państwo nie ma nad nim w tym względzie żadnej władzy. Rozwód więc dla człowieka wierzącego ma charakter czysto fikcyjny, bowiem więź między małżonkami, jeśli istniała, nie kończy się wraz z decyzją podjętą przez urzędnika państwowego, choćby obie strony bardzo tego chciały. Wraz z rozwodem cywilnym małżonkowie tracą prawa i obowiązki wynikające z prawa świeckiego, wiążą ich jednak w dalszym ciągu te, których źródłem jest Bóg. Przed Nim pozostają nieprzerwanie małżonkami.
Jeśli nie rozwód, to co?

W jakich zatem sytuacjach dochodzi do ponownego ślubu? Najczęściej wówczas, gdy małżeństwo istniało tylko pozornie. Możemy tu rozróżnić dwa przypadki: w pierwszym małżeństwo w ogóle nie zostało zawarte, w drugim - zawarte zostało nieważnie.

Małżeństwo zawiera się według określonego rytuału, obrzędu. Narzeczeni stają przed księdzem i wyrażają zgodę na zawarcie małżeństwa. Ta zgoda w sakramentalnym akcie małżeńskim ma znaczenie najistotniejsze. Nie jest tak ważne ani miejsce, gdzie się ślub odbywa: w katedrze, w parafii czy w Rzymie, ani osoba kapłana, choćby nią był sam biskup czy Ojciec Święty. Jeżeli któraś ze stron nie wyrazi zgody, że chce się pobrać, małżeństwa w ogóle nie będzie. Co więcej, pan młody lub pani młoda może przepięknie wyrażać zgodę, to znaczy wypowiadać słowa, a w rzeczywistości może ze wszystkich sił mówić sobie w duchu, że za tego Jaśka to ona za nic w świecie nie wyszłaby, gdyby ją tatuś i mamusia do tego nie zmusili. Gdyby po latach owa (wciąż jeszcze) panna potrafiła udowodnić, że rzeczywiście tatuś i mamusia zmusili ją do ślubu, mogłaby się starać o stwierdzenie nieważności jej ślubu, a zatem po przedstawieniu nieistnienia jej małżeństwa, mogłaby powtórnie przystąpić do ołtarza, aby zawrzeć ważnie nowy związek.

W drugim przypadku mamy do czynienia z sytuacją, w której oboje narzeczeni wyrażają zgodę, ale nie mogą ważnie zawrzeć małżeństwa, ponieważ coś im w tym przeszkadza. Mówimy wówczas, że istnieje między nimi tzw. przeszkoda kanoniczna. Załóżmy, że spotyka się dwoje młodych ludzi, którzy chcą się pobrać. Odbywa się ślub, lecz po jakimś czasie okazuje się, że są kuzynami, o czym wcześniej nie wiedzieli. Mogą być krewnymi na przykład na skutek urodzenia kogoś z przodków z nieprawego łoża, to znaczy, że na przykład matka pani młodej była nieślubnym dzieckiem dziadka pana młodego. W tym przypadku przeszkoda pokrewieństwa sprawia, że małżeństwo zostaje zawarte nieważnie. W pewnych sytuacjach, jeśli pokrewieństwo nie byłoby zbyt bliskie, Kościół mógłby udzielić im pozwolenia, by mimo przeszkody, mogli się pobrać. Tak samo Kościół mógłby uczynić ważny ich związek, jeśliby tego chcieli. Faktycznie jednak ich małżeństwo było od początku nieważne, więc po udowodnieniu tego faktu, byliby wolni, a zatem mogliby się rozstać. Różnica między pierwszym i drugim przypadkiem nie jest aż tak istotna, owszem, ma duże znaczenie dla prawników kościelnych.

Trzeba też wspomnieć o dwóch pozostałych przypadkach, w których małżeństwo, mimo iż zawarte ważnie, może zostać rozwiązane. Pytaliśmy na początku, czy w każdym przypadku małżonkowie są tak ściśle ze sobą związani, że ich związek staje się absolutnie nierozerwalny? Powiedzieliśmy sobie, że nie w każdym. Można w pewnych przypadkach rozwiązać małżeństwo, które nie byłoby sakramentem, nawet jeśli byłoby ważnie zawarte. I drugi przypadek, gdy małżeństwo, choćby sakramentalne, nie zostanie dopełnione. Jak to rozumieć? Przypatrzmy się bliżej tym dwóm sytuacjom.

1. Małżeństwo sakramentalne zawierają tylko osoby ochrzczone. Jeśli któraś ze stron nie byłaby ochrzczona, ich małżeństwo nie będzie sakramentem. Takie małżeństwo nie cieszy się absolutną nierozerwalnością. Jest jeden przypadek, w którym możliwe jest jego rozwiązanie. Załóżmy, że oboje małżonkowie nie są ochrzczeni. Z upływem czasu jedna ze stron, na przykład żona, nawraca się i chce przyjąć chrzest. Oczywiście możliwe jest, że mąż to uszanuje i zgodzi się respektować wszystkie konsekwencje związane z decyzją żony, co więcej, sam zechce się ochrzcić. Nie zawsze jednak tak być musi, stąd nie można wykluczyć, że mąż będzie protestował albo wręcz przeszkadzał żonie w sprawowaniu jej praktyk religijnych, nie chcąc z nią mieszkać bez obrazy Stwórcy, czyli bez łamania tego, do czego zobowiązana jest żona na mocy przyjętej wiary. Wówczas taki związek mógłby zostać rozwiązany na podstawie tzw. przywileju Pawłowego. Oboje mogą rozstać się i poślubić kogoś innego.

2. Może się zdarzyć, że małżonkowie po sakramentalnym zawarciu małżeństwa, nie podejmą małżeńskiego pożycia, potem zaś decydują się rozstać. Małżonkowie bowiem stają się jednym ciałem, darzą się miłością w sposób najpełniejszy, ich związek ze swej natury skierowany jest na ich dobro oraz na zrodzenie i wychowanie potomstwa. Stąd tak wielka godność aktu ich miłości, poprzez który ich sakramentalny związek nabiera raz na zawsze znamienia nierozerwalności. By posłużyć się przykładem, można wyobrazić sobie glinianą rzeźbę, wspaniale uformowaną i ukończoną, której brakuje już tylko wypalenia w odpowiedniej temperaturze. Małżeństwo sakramentalne to właśnie taka wspaniała rzeźba, którą trzeba jeszcze poddać procesowi wypalania. Dopiero wtedy nabierze ostatecznie kształtów i odtąd nic innego z tej gliny zrobić się nie da. Zostanie raz na zawsze utrwalona w swym kształcie. Tak też jest i z dopełnieniem małżeństwa. Raz ukształtowane przez sprawowanie sakramentu wymaga dopełnienia w małżeńskim akcie miłości, a gdy to się dokona, staje się odtąd absolutnie nierozerwalne i już żadna władza, choćby samego Ojca Świętego, nie jest w stanie go rozwiązać.

Gdyby zatem zdarzyło się, że po zawarciu małżeństwa, nie zostało ono dopełnione, a małżonkowie chcieliby się rozstać, wówczas Ojciec Św. mógłby ich związek rozwiązać. Wyobraźmy sobie przypadek, w którym dwoje młodych ludzi bierze ślub. Tak się jednak składa, że zaraz po weselu, pan młody zostaje wzięty do wojska i wysyłają go gdzieś z interwencją zbrojną. Po odbyciu służby wojskowej nie wraca do kraju, mieszka z dala od swej małżonki. W końcu dochodzi do przekonania, że tamta decyzja była pomyłką albo też dowiaduje się, że jego małżonka zawiodła jego nadzieje. Pragnie ułożyć sobie życie z kimś innym. W takim przypadku od małżeństwa, które, choć ważnie i sakramentalnie zawarte, nie zostało dopełnione (w akcie małżeńskiej miłości), można uzyskać dyspensę, czyli rozwiązanie małżeńskiego węzła. Dokonuje tego Papież osobiście na prośbę stron, po udowodnieniu, że małżeństwo nie zostało dopełnione.

A zatem w Kościele nie ma rozwodów. Jakie są warunki uzyskania orzeczenia nieważności małżeństwa? Trzeba ją udowodnić przed sądem kościelnym. To samo dotyczy stwierdzenia niedopełnienia małżeństwa. Gdy chodzi o przywilej Pawłowy, o którym była mowa wyżej, wystarczy stwierdzenie faktu, że małżonek osoby przyjmującej chrzest nie akceptuje jej decyzji. Te sytuacje, choć w dwóch ostatnich przypadkach są rozwiązaniem istniejącego węzła małżeńskiego, nie mają nic wspólnego z rozwodem orzekanym przez sąd cywilny. Dotyczą bowiem istoty, to znaczy rozwiązują węzeł lub stwierdzają, że nie istniał, nad czym urząd cywilny, udzielający rozwodu, nie posiada żadnej władzy. Rozwód jest więc czymś zupełnie innym, niż rozwiązanie węzła, a tym bardziej orzeczenie jego nieważności.
Kompetentna władza kościelna może więc albo orzec nieważność małżeństwa, albo też rozwiązać (ale tylko w pewnych ściśle określonych sytuacjach) istniejący węzeł. Sąd cywilny może zaś zwolnić małżonków ze skutków cywilnych ich małżeństwa. Wtedy pozostaną oni jednak w dalszym ciągu małżonkami i nikt, oprócz samego Boga, nie może ich z tego zwolnić.


So lis 18, 2006 10:57
Post 
Widzisz ToJa.Nie można tak łatwo się rozwieść nawet w przypadku zdrady,chyba że zawarte małżeństwo jest nieważne.


Cytuj:
W jakich zatem sytuacjach dochodzi do ponownego ślubu?
Najczęściej wówczas, gdy małżeństwo istniało tylko pozornie. Możemy tu rozróżnić dwa przypadki: w pierwszym małżeństwo w ogóle nie zostało zawarte, w drugim - zawarte zostało nieważnie.
[/quote]


So lis 18, 2006 11:04
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn paź 16, 2006 15:01
Posty: 490
Post 
tommy napisał(a):

Wybacz _Big_Macu_ ale takie stwierdzenie "to ONA nie kocha" brzmi mi jak zwalanie winy - to ja przyszedlem na kleczkach i blagalem o przebaczenie a ta smie to odrzucac!?! <- Oczywiscie przejaskrawienie sytuacji. To zdradzajacy i tylko on popelnia blad. A jak pewno mozesz sie domyslec, im bardziej osoba kocha tym bardziej boli zdrada...



To nie zwalanie winy na druga osobe...
Tylko, wg. mnie, jesli sie kogos naprawde kocha, to jest sie w stanie wybaczyc tej osobie wszystko... Bo bardzo chce sie z nia byc...

Tylko... Czy taka milosc w ogole istnieje...?

_________________
"- A jakie jest największe kłamstwo świata? - spytał zaciekawiony młodzieniec.
- To mianowicei, że nadchodzi taka chwila,kiedy tracimy całkowicie panowanie nad naszym życiem i zaczyna nim rządzić los.W tym tkwi największe kłamstwo świata."


So lis 18, 2006 11:17
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 22, 2006 8:21
Posty: 919
Post 
Kasiulka=) napisał(a):
To nie zwalanie winy na druga osobe...
Tylko, wg. mnie, jesli sie kogos naprawde kocha, to jest sie w stanie wybaczyc tej osobie wszystko... Bo bardzo chce sie z nia byc...

Tylko... Czy taka milosc w ogole istnieje...?


Powiem tak - wybaczenie zdrady byloby faktycznie przykladem takiej 'perfekcyjnej' milosci, ktora zawsze jest w stanie dac druga szanse. Problem jest w tym, ze mowimy o zwiazku dwoch ludzi - a ludzie z natury perfekcyjni nie sa. I o ile mozna by powiedziec np. nieskonczenie kochajacy Bog powinien wybaczac - bo jest perfekcyjny, to nie mozesz oczekiwac tego samego od czlowieka. Czasem krzywda jest po prostu zbyt wielka aby taki czlowiek mogl zyc z partnerem ktory zdradzil. I nie ma tutaj mowy o "nie-kochaniu dosc", umysl ludzki to rzecz wrazliwa i wiekszosc po prostu nie ma dosc sily aby zmierzyc sie z takim wyzwaniem.

Jesli chcesz wymagac od jednego partnera takiej idealnej milosci, to drugi tez powinien dawac taka sama. A jesli mowimy o milosci ktora jest doskonala to nie ma mowy o zdradzie. To takie nieco bledne kolo bo idealnie kochajacy partner powinien wybaczyc, ale z kolei nie powinien nigdy miec szansy aby to zrobic :-)


So lis 18, 2006 12:04
Zobacz profil
Post 
Z wypowiedzi tommy-ego wynika jedno:Po prostu nie zdradzać pod żadnym pozorem.Człowiek nie zawsze okaże miłosierdzie.Ale w przypadku wiary katolickiej rozwody są zabronione.I tak na jedno wychodzi:Nie zdradzać.


So lis 18, 2006 12:13
Post 
re EIRE II na twoje zarzuty odpowiadam tak: popatrz na mój podpis, punkty: 1 oraz 2.


So lis 18, 2006 14:14

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
_Big_Mac_ napisał(a):
Co nie zabije (związku), to wzmocni. Może zabić, nie ukrywam, ale jaka jest alternatywa? Życie w kłamstwie? Takiej prawdy nie będzie się dało ukrywać w nieskończoność.


Niektóre błędy są nienaprawialne i w kolejnych ruchach można się starać jedynie ograniczać rozmiary zniszczenia. A zdrada ma straszną siłę rażenia, do tego niczym bomba atomowa, oddziałuje destrukcyjnie przez długi czas. Dobrego, uniwersalnego rozwiązania chyba nie ma, optymalne będzie zależało od szansy, że sprawę uda się ukryć, czy winowajca czuje się na siłach unieść ten ciężar samemu, od konstrukcji psychicznej tej drugiej osoby.

Rita napisał(a):
Ale jedno mnie zdziwiło naprawdę. Nie wiem czy to wynika z różnic pomiędzy kobietami a mężczyznami, czy po prostu ja patrzę na związek i życie z innej perspektywy. Dla mnie samo rozważanie czy zdradzić osobę z którą się jest jest potężną zdradą!


To właśnie jest grzeszenie myślą ;)


Pn lis 20, 2006 12:12
Zobacz profil
Post 
Nie moge sie nadziwic jak nowomowa wkracza w zycie.
Zycie w zwiazku, zdrada w zwiazku, mam zwiazek z dziewczyna itd...
O jakim zwiazku jest tu mowa?
Moze raczej wrocmy do kolezenstwa, przyjazni, narzeczenstwa, malzenstwa.
"Zwiazek malzenski" a "Sakrament malzenstwa", niby podobe, a jednak tak rozne to sprawy, nawet dla ucha brzmi inaczej.


Pn lis 20, 2006 17:05
Post 
Prawdziwy związek małżeński to w katolicyzmie związek sakramentalny.W narzeczeństwie ważna jest czystość i wierność jednej osobie,bo narzeczeństwo przypomina trochę nowicjat i jest czasem przygotowania do Sakramentu Małżeństwa który zawiera się na zawsze.Współżycie możliwe jest dopiero w małżeństwie.

Zgadzam się z Lucy. :aniol:


Pn lis 20, 2006 17:17

Dołączył(a): Cz cze 09, 2005 16:37
Posty: 10694
Post 
Lucyna napisał(a):
Nie moge sie nadziwic jak nowomowa wkracza w zycie.
Zycie w zwiazku, zdrada w zwiazku, mam zwiazek z dziewczyna itd...
O jakim zwiazku jest tu mowa?
Moze raczej wrocmy do kolezenstwa, przyjazni, narzeczenstwa, malzenstwa.
"Zwiazek malzenski" a "Sakrament malzenstwa", niby podobe, a jednak tak rozne to sprawy, nawet dla ucha brzmi inaczej.


Mowa powinna opisywać rzeczywistość a nie ją kreować. Jak nazwać relację dwojga ludzi, mieszkających pod jednym dachem, współżyjących ze sobą, mających wspólne dzieci, jeśli nie zawarli małżeństwa? Koleżeństwo?


Pn lis 20, 2006 17:54
Zobacz profil
Post 
SweetChild, to konkubinat.

Chyba musisz przyznac, ze mowienie przez mlodziez "jestem w zwiazku", to cos nowego.
Dawnie mowiono: sympatyzuje z dziewczyna, przyjaznie sie z dziewczyna lub bardziej potocznie "chodze z dziewczyna".
Obecnie coraz czesciej slyszy sie " jestem w zwiazku", czyli co, wchodzi sie w cos, co nie ma prawa bytu poza malzenstwem!


Pn lis 20, 2006 18:50

Dołączył(a): Cz wrz 21, 2006 18:43
Posty: 923
Post 
Aż takie ważne jest dla Was nazewnictwo? Dobra, poweidzcie jak nazwać formalnie "chodzenie z dziewczyną" i będzie po problemie.

"Bycie w relacji wzajemnego zakochania z dziewczyną"? Bo przyjaźń to przecież nie jest, ani małżeństwo czy konkubinat.

_________________
Obrazek

gg 3287237


Pn lis 20, 2006 19:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pt wrz 22, 2006 8:21
Posty: 919
Post 
_Big_Mac_ napisał(a):
Aż takie ważne jest dla Was nazewnictwo? Dobra, poweidzcie jak nazwać formalnie "chodzenie z dziewczyną" i będzie po problemie.


Jakbys poczytal jak gabriel sie buntowal przeciwko nazywaniu legalnego zwiazku prawnego homoseksualistow "malzenstwem" to zdalbys sobie sprawe z tego jak wazne dla niektorych jest nazewnictwo :-)


Pn lis 20, 2006 20:02
Zobacz profil
Post 
Oczywiscie, ze odpowiednie nazewnictwo jest wazne aby stac w prawdzie.
Zwiazek malzenski zawiera sie w USC, Sakrament malzenstwa w Kosciele, a jakies tam "nieformalne zwiazki" tak naprawde nie sa zadnymi zwiazkami.
Aby ogluszac sumienie, kiedy robi sie to, co sie robic nie powinno, wprowadza sie nowe nazewnictwo. I wszystko jest cacy, jest w zwiazku wiec mam pewne prawa, ktore sam sobie nadaje.


Pn lis 20, 2006 21:44
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 50 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2, 3, 4  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL