Autor |
Wiadomość |
-olfik-
Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49 Posty: 453
|
Rita napisał(a): Olfik: szczęście zawiera to wszystko. Tak powinno być przynamniej.
Nieskończone raczej nie, bo przecież jego poziom nie będzie się wtedy zmieniał, więc straci motywacyjną rolę.
A może my piszemy o czymś innym? 
|
N gru 17, 2006 21:09 |
|
|
|
 |
-olfik-
Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49 Posty: 453
|
Rita napisał(a): No i jeszcze jedna rzecz zastanawia: jak nieskończone miłosierdzie Boże może dopuścić tyle cierpienia na ziemii. Czy miłosierdzie Boże nie działa na Ziemii?
Ja się oczywiście nie znam, ale słyszałem tłumaczenia że to jest związane z brakiem Boga i uszanowaniem przez niego wolnej woli (że człowiek nie ufa Bogu i takie tego skutki).
W moim odczuciu pozostawia to spory niedosyt, ale lepszego jeszcze nie słyszałem.
|
N gru 17, 2006 21:16 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Cytuj: Nieskończone raczej nie, bo przecież jego poziom nie będzie się wtedy zmieniał, więc straci motywacyjną rolę.
Myślę, że takie pojęcia jak motywacja, ambicja, dążenie nie będą już miały znaczenia. Ale chyba rzeczywiście mamy inne pojęcie o szczęściu, bo dla mnie szczęście nie jest związane z dążeniem. Uczucia dające szczęście (które szczęściem nazywam) są niezmienne. To miłość po prostu...
Ale może rzeczywiście piszemy o czymś innym 
|
N gru 17, 2006 22:10 |
|
|
|
 |
-olfik-
Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49 Posty: 453
|
Rita napisał(a): Cytuj: Nieskończone raczej nie, bo przecież jego poziom nie będzie się wtedy zmieniał, więc straci motywacyjną rolę.
Myślę, że takie pojęcia jak motywacja, ambicja, dążenie nie będą już miały znaczenia. Ale chyba rzeczywiście mamy inne pojęcie o szczęściu, bo dla mnie szczęście nie jest związane z dążeniem. Uczucia dające szczęście (które szczęściem nazywam) są niezmienne. To miłość po prostu... Ale może rzeczywiście piszemy o czymś innym 
Hehe, a jednak się różnimy  Mnie by trochę przerażało takie usiąście w fotelu, nałożeniu sobie hełmu szczęścia i już na zawsze rozpłynięciu się w tym. Musiałbym praktycznie zniszczyć większą część siebie, łącznie z rozumem, bo w przeciwnym wypadku zanudziłbym się wiecznym odczuwaniem tego samego...
Może to wynika z tego, że jestem programistą, i dla mnie program który zapętlił się na wieczność w jednym miejscu to 'koszmar'... Ja nie chcę się tak 'zawiesić', wolę cały czas działać
Piszesz jeszcze o miłości. Miłość potrzebuje jakiegoś obiektu do miłowania, a jak obiekt już jest to dzięki miłości działamy zgodnie z interesem tego obiektu. Nieee, nie potrafię sobie wyobrazić miłości bez dążeń... Miłość traci wtedy na znaczeniu...
|
N gru 17, 2006 22:40 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Rita napisał(a): Czy w takim razie mam rozumieć, że w piekle można być nieskończenie szczęśliwym?
Nie, ponieważ człowiek zdolny do pełni szczęścia, z definicji będzie w Niebie. Ową szczęśliwość w Piekle można by ewentualnie przyrównać do szczęśliwości kogoś komu się uciekło uciec od prawda, kto się zamknął przed nią sam w sobie; szczęściarz żyjący w zakłamaniu i kłamstwie, karmiący się ułudą, znający intuicyjnie prawdę o sobie, ale wypierający ją ze świadomości. Przepełniony goryczą i cierpieniem. Dodatkowo wybór Piekła będzie się wiązał z co najmniej skromnym zobaczeniem Boga, Jego chwały i piękna. Człowiek sam odrzuci na wieczność Boga i będzie cierpiał, bo będzie istniał w poczuci wiecznego potępienia.
|
Pn gru 18, 2006 10:14 |
|
|
|
 |
_Big_Mac_
Dołączył(a): Cz wrz 21, 2006 18:43 Posty: 923
|
Chwila, bo widzę tu jakąś sprzeczność.
Rozpatrzmy przykład ateisty. Ktoś taki twierdzi, że Boga nie ma. Jeśli umiera a mimo to coś się dalej z nim dzieje, to na pewno przyzna się, do błędnego światopoglądu i będzie gotów się nawrócić. Skoro już wie, że jest Bóg, to nie wybierze świadomie piekła, w którym miałby być mniej szczęśliwy. Niby czemu miałby to robić, na przekór? "A mnie się dalej nie podoba ta cała sprawa z Bogiem"? Jeśli ateista dostanie dowód "prosto w twarz", to nie będzie szedł w zaparte, bo to nie ma sensu. To by było jak upieranie się, że 2+2=5 mimo, że ktoś pokazał mu dobitnie, że to 4. Ateizm wynika z tego, że tu na ziemi nikt nie jest w stanie tego pokazać, ale jeśli dowód zobaczy po śmierci, to go zaakceptuje jako oczywisty.
A więc ateista po śmierci widzi, że się mylił i się nawraca. Czy idzie do Nieba? Jeśli nie, to znaczy, że Bóg jednak skazuje ludzi na nieskończone piekło za zwykłe błądzenie w trakcie tych śmiesznych parudziesięciu lat żywota ziemskiego, co według wcześniejszych postów nie ma miejsca ( bo byłoby niesprawiedliwe). Ma być wolna wola do samego końca - ale każdy zdrowy na umyśle ateista, rozumiejąc, że się mylił, zmieni poglądy i wybierze Niebo.
Kto więc siedzi w piekle? Ktoś kto aktywnie uznaje istnienie Boga i jednocześnie robi na przekór, z rozmysłem? A gdy stają przed Nim twarzą w "twarz", mówią "pocałuj mnie w ..., ja chcę do piekła, bo Cię nie lubię"? Takich ludzi pewnie zbyt wielu nie będzie... Generalnie albo się uznaje istnienie Boga Jahwe i Go kocha, albo się go nie uznaje (bo jest się innowiercą lub ateistą) i w związku z tym nie kocha - ale też nie nienawidzi (bo jak można nienawidzić czegoś, czego nie ma).
Innymi słowy, skoro Bóg nie kara nieskończonym piekłem za ziemskie grzechy, a robi to jedynie tym, którzy sami chcą, to kim mieliby być tacy ludzie? Kto odrzuca na wieczność Boga, jeśli Go zobaczy i przekona się, że On istnieje naprawdę?
_________________
gg 3287237
|
Pn gru 18, 2006 12:16 |
|
 |
inny
Dołączył(a): So gru 16, 2006 1:32 Posty: 58
|
A co jeżeli po śmierci nic nie ma? Taka ewentualność też przecież istnieje i jest równie prawdopodoba (z naszego, ziemskiego, racjonalnego punktu widzenia) co życie wieczne po śmierci...
_________________ "Człowiek bez religii jest jak ryba bez roweru." - nie pamiętam kto.
|
Pn gru 18, 2006 12:47 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Big Macu zauważ, że wybór Boga nie polega po prostu na uznaniu, że teza "Bóg istnieje" jest prawdziwa. 
|
Pn gru 18, 2006 13:34 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
PTRqwerty napisał(a): (A) Rozum człowieka opiera się na pewnym zasadniczym prawie: Nie mogą być prawdziwe dwa zdania ze sobą sprzeczne. Zdanie: "A is true AND ~A is true" nie może być prawdziwe. Dlatego też wszelkie rozumowanie musi uwzględnić tą zasadę, albo też analiza zostaje zepchnięta na antypody refleksji rozumnej. Dzięki PTR za przypomnienie. W przeciwnym razie niechybnie zapomiałbym, że sprzeczności są nielogiczne. Jeszcze jak już jesteśmy przy logicznych formalizmach wypadałoby powiedzieć co rozumiemy przez pojęcie "Bóg". ja rozumiem to zgodnie z pierwotnym znaczeniem jakie przypisuje temu pojęciu filozofia: 1. Bóg jest bytem 2. Bóg jest doskonały Pozostałe cechy, można przyporządkować Bogu na podstawie logicznej konsekwencji z 2 (faktu, że jest doskonały): 3. Bóg jest niezmienny 4. Bóg jest absolutnym dobrem 5. Bóg jest jeden Niektórzy na podstawie matematycznie uporządkowanej konstrukcji rzeczywistości i zasadzie przyczynowości zdarzeń oraz bytów dochodzą do wniosku, że: 6. Bóg jest stwórcą wszystkich bytów i twórcą ich natury (w tym również natury niematerialnej np. duszy) 7. Bóg jest przyczyną ruchu I co się oczywiście z tym wiąże: 8. Bóg jest pierwszą przyczyną Zakładając, że 8 powyższych cech jest prawdziwych, możemy z czystym sercem przejść do meritum. Cytuj: (E) Można argumentować, że jeśli człowiek jest wolny, a Bóg nie może być sprzeczny (bo B), to byłaby to sprzeczność (bo A), że Bóg zmusza duszę do Nieba.
(F) Natomiast (E) oznaczałoby, że pozwala głupim i nieświadomym ludziom skończyć w wiecznym cierpieniu.
(G) Ponieważ jednak Bóg jest Wszechmocną Miłością, to można bez sprzeczności przyjąć, że może stworzyć świat, w którym żadna dusza przez wieczność nie będzie Go odrzucała, tylko dojrzewanie jej będzie postępowało.
W ten sposób istnieje niewieczne Piekło, które przez duszę jest wybierane jako wieczne. Istnieje czyściec. Istnieje wieczne Niebo, zdefiniowane jako stan do którego dusza dojrzewa. Dusza nie opuszcza Nieba, gdyż gdyby wcześniej nie była na Niebo dojrzała, to by w nim nie była (bo A).
Piszesz, że Bóg na pewno stworzył świat, w którym żadna istota nie mogłaby przez całą wieczność Go odrzucać. Nie da się jednak dojść do takiego wniosku tylko na podstawie faktu, że Bóg jest "Wszechmocną Miłością". Bo ludzka wola może odrzucić tą Miłość. Dlaczego zatem tak radykalnie odróżniasz czasowe dobrowolne odrzucanie Boga, od wiecznego odrzucania Boga? Nie wyjaśniłeś gdzie widzisz tą radykalną różnicę w postawie, która uzasadniałaby powyższe twierdzenie.
Pewne jest tylko to, że w złym kierunku poszedłeś uzasadniając taką teorię. Otóż nie możesz kwestii radykalnego, dobrowolnego odrzucania Boga uzasadniać tylko na podstawie tego kim jest Bóg. W przeciwnym razie, nawet czasowe zło nie byłoby możliwe bo przecież Wszechmocna Miłość by na nie nie pozwalała. Skoro występuje to zgodzimy się, że problem nie leży w Bogu i nie w Jego cechach należy szukać odpowiedzi na tą kwestię. Należy szukać jej w człowieku: jego naturze, skłonności, rozumie, etc. Ale na pewno nie w Bogu. Bóg może albo zniszczyć/ograniczyć wolność człowieka albo się jej podporządkować, trzecia droga jest po prostu logicznie niemożliwa. Dlatego pytam: Co takiego jest w człowieku co wykluczałoby możliwość trwałego odrzucenia Boga? Co jest takiego radykalnie różnego w trwałym odrzucaniu Boga, a w czasowym odrzucaniu Boga, że pierwsze jest absolutnie niemożliwe, a drugie zdarza się bardzo często?
_________________ www.onephoto.net
|
Pn gru 18, 2006 16:50 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
PTRqwerty
Więc na czym polega wybranie Boga.
I kto idzie do piekła?
No i co z miłosierdziem na Ziemii? Czemu wszyscy ignorują to pytanie? Można jeszcze pójść dalej: co z miłosierdziem w piekle? Jeżeli ktoś będąc w piekle się jednak nawróci: stwierdzi że jednak wolałby byc gdzieć indziej, to czy miłosierdzie Boże nie dosięgnie go?
Cytuj: Hehe, a jednak się różnimy Uśmiech... Mnie by trochę przerażało takie usiąście w fotelu, nałożeniu sobie hełmu szczęścia i już na zawsze rozpłynięciu się w tym. Musiałbym praktycznie zniszczyć większą część siebie, łącznie z rozumem, bo w przeciwnym wypadku zanudziłbym się wiecznym odczuwaniem tego samego...
Szczerze mówiąc nie myślałam o tym w ten sposób. Musze to przemyśleć. Do tej pory wydawało mi się że takie pojęcia jak nuda czy czynność nie będą miały w niebie jakiegokolwiek znaczenia. Sama nie wiem jak niebo miałoby wyglądać. Myślę że to naturalne, że przeraża nas coś co zupełnie nie przypomina życia ziemskiego i tego wszystkiego co sprawia nam najwięcej radości. Ja też bym wolała żeby to niebo przypominało trochę życie na ziemii z jego smutkami i radościami, z marzeniami, bo znam to dobrze i czuję się tu bezpiecznie. W takim razie czy Bóg jest szczęśliwy?
|
Pn gru 18, 2006 17:34 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
-olfik- napisał(a): Rita napisał(a): Olfik: szczęście zawiera to wszystko. Tak powinno być przynamniej. Nieskończone raczej nie, bo przecież jego poziom nie będzie się wtedy zmieniał, więc straci motywacyjną rolę. A może my piszemy o czymś innym? 
Niebo polega na wiecznie pogłębiającym się poznawaniu Boga. A że Bóg jest nieskończony to proces Jego poznawania będzie wieczny. Tak więc, szczęście może być wieczne bo może opierać się na wiecznym rozwoju człowieka. 
_________________ www.onephoto.net
|
Pn gru 18, 2006 17:54 |
|
 |
-olfik-
Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49 Posty: 453
|
Paschalis napisał(a): Niebo polega na wiecznie pogłębiającym się poznawaniu Boga. A że Bóg jest nieskończony to proces Jego poznawania będzie wieczny. Tak więc, szczęście może być wieczne bo może opierać się na wiecznym rozwoju człowieka. 
Ale w jakim sensie nieskończony? Jakoś nie bawiłoby mnie poznawanie w nieskończoność kolejnych cyfr rozwinięcia liczby PI...
|
Pn gru 18, 2006 18:33 |
|
 |
Paschalis
Dołączył(a): Cz sty 05, 2006 12:24 Posty: 3666
|
-olfik- napisał(a): Paschalis napisał(a): Niebo polega na wiecznie pogłębiającym się poznawaniu Boga. A że Bóg jest nieskończony to proces Jego poznawania będzie wieczny. Tak więc, szczęście może być wieczne bo może opierać się na wiecznym rozwoju człowieka.  Ale w jakim sensie nieskończony? Jakoś nie bawiłoby mnie poznawanie w nieskończoność kolejnych cyfr rozwinięcia liczby PI...
Nie mówimy tu o rzeczywistości filmowej.
Bóg jest tak fascynującą istotą, że nieustanne odkrywanie Go to niekończąca się przygoda. 
_________________ www.onephoto.net
|
Pn gru 18, 2006 19:31 |
|
 |
Znak Zapytania
Dołączył(a): So kwi 15, 2006 20:43 Posty: 15
|
Paschalis napisał(a): Niebo polega na wiecznie pogłębiającym się poznawaniu Boga. A że Bóg jest nieskończony to proces Jego poznawania będzie wieczny.
Paschalisie, czy to co napisałeś pochodzi z jakiegoś obcego źródła czy też jest to Twoje? Nie chodzi o dokładne brzmienie tekstu, ale bardziej o ideę.
Pytam, bo to bardzo dobry i krótki, dwuzdaniowy opis stanu zwanego Niebem. Gdybym chciał ten tekst zacytować, kogo podać jako autora?
|
Pn gru 18, 2006 20:00 |
|
 |
-olfik-
Dołączył(a): Pn maja 08, 2006 10:49 Posty: 453
|
Paschalis napisał(a): Bóg jest tak fascynującą istotą, że nieustanne odkrywanie Go to niekończąca się przygoda. 
Byłbym wdzięczny za jakiś konkret, jak na razie te fascynujące aspekty są skrzętnie przede mną ukrywane  Dotychczas spławiano mnie nic nie znaczącymi cechami jak nieskończony czy też doskonały...
|
Pn gru 18, 2006 20:11 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|