"Agnieszka, rocznik 1998. Tomek, rocznik 2001. Nie wszystko da się podzielić". I rozwodowo-podziałowa wyliczanka z końcówką "do podziału ja i ty".

Reklama mediacji rozwodowych, do przesłuchania tutaj (spot 1 i 2):
http://news.mediarun.pl/news/id/19565

Myślicie, że to coś pomoże? Bo kształt reklamy bardziej sugeruje: pomożemy ci się rozstać nie krzywdząc. Czy to jest też szansa na zatrzymanie? Pomyślenie?

Nie rozumiesz istoty rzeczy, jotko. Mediacje rozwodowe prowadzi się po zapadnięciu decyzji o rozwodzie. Mediacje mają na celu przeprowadzić rozstających się ludzi w miarę łatwo , szybko i bez zbędnych emocji przez sam proces rozwodowy (podział majątku, opieka nad dziećmi itd.) Mediator nie musi byc terapeutą rodzinnym (czasem nim jest).
Mediacja to nie terapia i tu się nie rozważa za i przeciw rozwodowi, na to czas był wcześniej. I u kogo innego, albo - przy kim innym.

Zapewne dobrze wiesz Agatko, że owa decyzja o rozwodzie podejmowana jest często w atmosferze wzajemnych oskarżeń, wyrzutów i ogólnie, kłótni. Mediacja może być krokiem ku dialogowi, w wyniku czego małżeństwa się nie rozstają, bo właśnie zaczynają rozmawiać, słuchać siebie nawzajem.

Wiadomo, że celem mediacji nie jest pojednanie małżonków, ale to takowego nie wyklucza

Co do kampanii reklamowej, to bardzo mi się spodobały plakaty. Spoty reklamowe też niczego sobie. Zwłaszcza ten z nagranymi głosami dzieci i tekst: "nie wszystko da się podzielić". W tym kontekście można się zastanawiać, czy przypadkiem autorzy kampanii nie chcą przemycić do niej elementów refleksyjnych

rozalko, mediacja jest po decyzji, tak trudno zrozumieć? Nie będę tu wykładać całej psychologii rozwodu. Jest jednak taki moment - że ani mąż, ani żona nie mają najmniejszej wątpliwości o konieczności rozwodu. I w trakcie sprawy rozwodowej ida za obopólną zgodą na mediacje. Po to, żeby było bez wrzasków, pretensji i obrzucania sie błotem.
Czasem jest tak, że rozwód staje się mniejszym złem. Najbardziej mnie bolą związki, w których alkoholik pije,wynosi z domu, bije i prześladuje dzieci i żonę, cżęsto i gwałci, a ksiądz - tak zwany "przewodnik duchowy" (sorry za ironię) mówi kobiecie, że ma się temu poddawać i o ironio - modlić się o nawrócenie męża, jak mąż ją tłucze. Istne średniowiecze. Nasi bracia w wierze - prawosławni, mają ten temat dużo bardziej rozpoznany i nikt tam nie zmusza kobiet do bycia ofiarami. I tyle.