Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest Pt lis 21, 2025 11:20



Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.  [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
 Zmagania z codziennością 
Autor Wiadomość

Dołączył(a): Wt lip 24, 2007 22:12
Posty: 4
Post Zmagania z codziennością
Witam serdecznie!
Piszę pierwszy raz, choć od dawna znam i tą stronę i forum.

O wielu trudnych sprawach można tu przeczytać, by nie powiedzieć największego kalibru; o zmaganiu się z poważną chorobą, z utratą kogoś bliskiego.
A ja chciałbym napisać o zmaganiu się z codziennością, bo to rzecz też niełatwa. Zwłaszcza gdy lat ma się się już więcej niż naście i porywy serca przestały być najważniejszym problemem. A za to problemem stało się znużenie nadmiarem pracy, bynajmniej nie z powodu pracoholizmu, oglądaniem tych samych spraw po raz setny, stawianiem przez Pana (a może po prostu przez życie?) wciąż nowych doświadczeń, które należy pokonywać. Problemów do rozwiązania, walką z własnymi słabościami, z powolną utratą radości z każdego dnia, bo dni tak szybko płyną, a tu znowu trzeba iść do roboty i w niedziele i święta, choć chciałoby się być z bliskimi. Przy tym mając świadomość, że tą pracę można tak łatwo stracić.
Znoszenie dziwnych decyzji szefa, który zdaje się zapominać o tym że pracuje z ludźmi mającymi rodziny i swoje osobiste życie.
Problemy bliskich, słabe juz zdrowie rodziców ( ile jeszcze z nami będą?)
Prośby wysłuchane przez Pana jakby na odwrót, ogrom cierpienia i niesprawiedliwości z istnienia których człowiek zdaje sobie sprawę raz po raz. Doświadczenie przemijania, choć jeszcze, jak sądzę wiele, wiele lat przede mną. Fizyczne i psychiczne zmęczenie (kiedy człowiek to odeśpi?)
Słowem dziesiątki małych, codziennych szarych spraw i myśli.
Drobne radości, szczęśliwe chwile, ale tak ich mało w tej szarej codzienności, w tym szalonym pędzie do którego zmuszani jesteśmy wbrew własnej woli.
I w tym wszystkim ja, usiłujący być wciąż wiernym Bogu, choc czasem tak trudno pojąć Jego zamierzenia. Na przekór samemu sobie wierząc, że jednak wszystko ma swój cel i sens, czasem wręcz na siłę sobie to wmawiając . I momenty zwątpienia, kiedy mimo próśb na horyzoncie kolejna próba, której wcale niem mam już ochoty podjąć, lecz cóż czynić.
Przeświadczenie, że nie jest źle, że tak wielu ma znacznie gorzej, a jednak radości jakoś brak.
Potrzeba wewnętrznego spokoju, który tak często pryska w konforntacji z wydarzeniami dnia.
Pojawiające się raz po raz pytanie, czy ja nie jestem jednak małej wiary, skoro dopuszczam do siebie zniechęcenie? i chwile kiedy to zniechęcenie jednak, mimo wysiłków, ogarnia.
Wbrew pozorom nie chcę jednak prosić o rady, jak sobie z tym poradzić, bo czuję, że to moje zadanie i z Bożą pomocą, mimo przeciwności jest to możliwe. Chcę podzielić się tym co dla mnie niełatwe i prosić o kilka ciepłych słów.


Śr lip 25, 2007 1:44
Zobacz profil

Dołączył(a): So paź 15, 2005 16:29
Posty: 448
Post 
Bardzo dobrze rozumiem , to co piszesz...Też już bliżej mi do 40-tki, konfrontacja młodzieńczych marzeń z rzeczywistością wypadła nader blado, wiadomo, że jest bardziej z górki,tylko widok nie ten, co by człowiek chciał podziwiać...
Najtrudniej zmagać się z szarą codziennością, z powtarzalnością, ze strachem w sercu: Panie, to już tak ma być aż do konca...?
Nie cieszy to, co dawniej ekscytowało, tyle się już przeżyło. Nie sprawia ulgi fakt, że mamy przecież nie tak źle, skoro żyjemy, jesteśmy zdrowi i mamy rodziny,przecież są tacy , którym naprawdę życie się nie ułożyło,chorzy, żebracy, samotni bynajmniej nie z wyboru...

Ale trzeba żyć.
Ja przychodzę do Boga w modlitwie prosząc, aby nadał mojemu życiu sens, żeby wskazywał drogę i przypominał o celu. Bo kiedy cel zbyt odległy, a droga długa, to czasem się zapomina, po co się idzie.
Proszę też o "tablice" przy tej drodze, które wskazywałyby jakieś mniejsze cele wiodące do tego najważniejszego.
Proszę o to, żeby zabrał ode mnie strach i przepraszam, że nie potrafię w pełni zaufać.


Śr lip 25, 2007 10:20
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lip 24, 2007 22:12
Posty: 4
Post 
Berea, dzięki za dobre słowa :-) . Mam wrażenie, że jest to forum ludzi jednak młodszych o nas :-D


So lip 28, 2007 22:02
Zobacz profil

Dołączył(a): Śr lip 25, 2007 12:04
Posty: 28
Post 
sprawy o których piszesz nie dotyczą tylko ludzi "nie pierwszej młodości"... niestety. a może stety?.... jestem młoda a mimo to potwornie zmęczona życiem. i to ciągłe pytanie do samej siebie - jak długo jeszcze Boże?? jak długo trzeba znośić te wszystkie niepowodzenia, smutki i porażki..... wtedy myśle sobie, że to przecież jest ŻYCIE. i nie chodzi o to, żeby przeżyć je łatwo i przyjemnie, ale o to, że taki jest nasz los - nas jako wierzących i kochających Boga - musimy, albo powinniśmy dać coś od siebie, poświęcić Bogu wszystkie nasze " dzienne sprawy", z którymi borykamy się przez całe życie, bo tak musi być, ci którzy sądzą inaczej nie zauważają tego co najważniejsze - obecności Boga w każdym, nawet najzwyklejszym dniu naszego życia.
nie wolno się poddać rutynie, przestać widzieć sens i cel naszego życia, bo przyjdzie taki moment kiedy stanie się oczywiste, iż tak właśnie miało być. wtedy jedni będą żałować a inni będą się radować, że potrafili usłuszeć głos Boga, dostrzec jego obecność.

_________________
IGA


N lip 29, 2007 1:24
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt lip 24, 2007 22:12
Posty: 4
Post 
Nic jednak nie trwa wiecznie i paradoksalnie, jest to pociecha. A porażki, dobry Pan Bóg wie tylko ile ich było i jakich sferach życia, lecz były też sukcesy. I pewnie jeszcze będą. Tak więc głowa do góry!
Jedna rzecz zawsze mnie zastanawia, ważne i dojrzałe słowa można usłyszeć najczęściej od ludzi z tzw. bagażem doświadczeń. Zatem w tych wszystkich drobnych i dużych wyrzeczeniach, cierpieniach jest sens. Przez nie płynie nauka, choć taki fakt trudno przyjąć, po ludzku rzecz biorąc.


N lip 29, 2007 4:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 31, 2007 20:40
Posty: 91
Post 
Maks napisał(a):
Jedna rzecz zawsze mnie zastanawia, ważne i dojrzałe słowa można usłyszeć najczęściej od ludzi z tzw. bagażem doświadczeń. Zatem w tych wszystkich drobnych i dużych wyrzeczeniach, cierpieniach jest sens. Przez nie płynie nauka, choć taki fakt trudno przyjąć, po ludzku rzecz biorąc.


Te ważne i dojrzale słowa - jak piszesz _ można faktycznie usłyszeć od osób, które je w swoim życiu "przerobiły".
Ktoś, kto mówi o teorii zycia jest zwykle niewiarygodny. To jakby pisać książkę o życiu na Marsie nie znając nawet statku kosmicznego.

My się tak bardzo bronimy przed cierpieniem, a przecież ono jest darem Boga. Unikamy bólu nawet za cenę zafałszowania rzeczywistości, mimo że Bóg nigdy nie obarcza nas ciężarami ponad naszą wytrzymałość.
Dopiero po latach godzimy się z trudną Bożą mądrością.
Pozdrowienia :)

_________________
Mój Bóg i moje wszystko.
Make a good thing better.


Pt sie 03, 2007 22:08
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Enneagram napisał(a):
My się tak bardzo bronimy przed cierpieniem, a przecież ono jest darem Boga. Unikamy bólu nawet za cenę zafałszowania rzeczywistości, mimo że Bóg nigdy nie obarcza nas ciężarami ponad naszą wytrzymałość.

Nie wydaje mi się aby cierpienie było darem Boga, raczej sami je sobie fundujemy - żyjemy goniąc za rzeczami nieważnymi, nietrwałymi, nie dającymi szczęścia, a nawet szkodliwymi - stąd cierpienie. Można żyć bez cierpienia, wystarczy wyzbyć się szkodliwych namiętności i wyzbyć się swojego rozpieszczonego ego. Tam gdzie ustają żądze i myślenie o sobie, tam rodzi się szczęście bez cierpienia.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Pt sie 03, 2007 22:40
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post 
filippiarz napisał(a):
... Można żyć bez cierpienia, wystarczy wyzbyć się szkodliwych namiętności i wyzbyć się swojego rozpieszczonego ego. Tam gdzie ustają żądze i myślenie o sobie, tam rodzi się szczęście bez cierpienia.


Jaasne, wyzbywam się swego rozpieszczonego ego i szkodliwych namiętności i.......już nie cierpię kiedy umiera ktoś bardzo bliski, kogo chciałabym jeszcze zatrzymać choć na chwilę, a nie mogę.....
Nie kolego. Możesz się wyzbyć wszystkiego, a przyjdą takie chwile, że będziesz cierpiał. I będzie to poza tobą. Poza mocą twojego wpływu.


So sie 04, 2007 6:03
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
monika001 napisał(a):
Jaasne, wyzbywam się swego rozpieszczonego ego i szkodliwych namiętności i.......już nie cierpię kiedy umiera ktoś bardzo bliski, kogo chciałabym jeszcze zatrzymać choć na chwilę, a nie mogę.....

Ból po śmierci osób bliskich świadczy o posiadaniu ego i namiętności. Ktoś, kto wygasi namiętności i ego wie i jest pogodzony z faktem, że wszyscy ludzie umierają, wszystkie przedmioty materialne nie dają szczęścia, a wszystkie uczucia przychodzą i odchodzą - to jest wszystko doczesność, o której mówił Jezus (bynajmniej nie pozytywnie) a cierpienie wynika z przywiązania do tej doczesności - chęci posiadania i zatrzymywania rzeczy/ludzi/uczuć, które sprawiają nam przyjemność.

Dlaczego smucimy się gdy ktoś bliski umiera? Bo cierpi nasze samolubne ego, które chce posiadać każde dobre wrażenie i wszystko co je wywołuje na własność i na zawsze. Tymczasem każda śmierć jest zgodna z wolą Boga. My zamiast poddać się woli Boga wolimy doczesne przyjemności - więcej czasu z ludźmi, których kochamy, jeszcze jedną działkę heroiny, jeszcze więcej pieniędzy, więcej władzy, więcej seksu, więcej przyjaciół, więcej czegoś co daje nam "szczęście" - to wszystko jest tak naprawdę tym samym - "robieniem sobie dobrze" i to jest właśnie źródłem cierpienia - brak pogodzenia się z Bogiem, rzeczywistością, rzeczami na które nie mamy wpływu i poszukiwanie szczęścia w czymś, co jest nietrwałe i prędzej czy później to stracimy. Oczywiste jest, że gdy stracimy coś co daje nam szczęście - cierpimy.

Każdy umiera, nasi bliscy też umrą, ale powinniśmy mieć świadomość, że bliscy i drodzy nam ludzie nie należą do nas i nie służą zaspakajaniu naszego głodu szczęścia, tylko należą do Boga i to, że umrą jest tylko kwestią czasu. To czy będzie to cierpieniem czy nie, zależy od naszego ego i wiary w Boga. Jeśli bardziej cenimy i jesteśmy bardziej przywiązani do naszego ego, niż do Boga - będziemy cierpieć. Cierpienie zniknie, gdy zrezygnujemy ze stawiania nas samych (ego) ponad Bogiem.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


So sie 04, 2007 9:00
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post 
filippiarz napisał(a):
... to jest wszystko doczesność, o której mówił Jezus (bynajmniej nie pozytywnie) a cierpienie wynika z przywiązania do tej doczesności - chęci posiadania i zatrzymywania rzeczy/ludzi/uczuć, które sprawiają nam przyjemność.

Dlaczego smucimy się gdy ktoś bliski umiera? Bo cierpi nasze samolubne ego, które chce posiadać każde dobre wrażenie i wszystko co je wywołuje na własność i na zawsze......
... Cierpienie zniknie, gdy zrezygnujemy ze stawiania nas samych (ego) ponad Bogiem.


W świetle powyższego wytłumacz mi proszę jak to jest kiedy:
Cierpisz, bo cierpi twój bliski: bo jego ból i cierpienie jest tak silne, że chciałbyś, a nie możesz mu pomóc. Nie widzę w postawie pragnienia ulżenia komuś w jego bólu zaspokojenia swojego ego. Widzę jedynie miłość, współczucie i ból przeżywany razem z cierpiącym.
To jest taka rzeczywistość, na którą nie masz żadnego wpływu. Nie cierpisz wtedy???

Człowiek jest bytem cielesno-duchowym i nie jest możliwe całkowite wyzbycie się tej cielesności, a wraz z nią - ucieczka od doczesności.
Weźmy pod uwagę np. taką hipotetyczną, ale jednak możliwą sytuację:
!. Tracisz wszystko, co miałeś, tu jeszcze jestem w stanie zrozumieć, że nie byłeś do tego "wszystkiego" przywiązany, bo to marność - i nie cierpisz. Ale, dalej jeżeli ta utrata wszystkiego niesie ze sobą takie konsekwencje, że:
!. Jesteś bezdomny, odrzucony przez bliskich,
2. Nie masz co jeść, nie możesz sobie kupić, bo nie masz za co: pracować też nie możesz, bo jesteś chory, kaleki, bo nikt cię nie zatrudni, pozostaje żebranina.
Wtedy też nie cierpiałbyś?

Cierpiałbyś umierając z głodu!!!
I nie jest możliwa jakakolwiek ucieczka przed tym cierpieniem. Nic tu do rzeczy nie ma ego. :-(


So sie 04, 2007 10:04
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lip 31, 2007 20:40
Posty: 91
Post 
filippiarz napisał(a):
Enneagram napisał(a):
My się tak bardzo bronimy przed cierpieniem, a przecież ono jest darem Boga. Unikamy bólu nawet za cenę zafałszowania rzeczywistości, mimo że Bóg nigdy nie obarcza nas ciężarami ponad naszą wytrzymałość.

Można żyć bez cierpienia, wystarczy wyzbyć się szkodliwych namiętności i wyzbyć się swojego rozpieszczonego ego. Tam gdzie ustają żądze i myślenie o sobie, tam rodzi się szczęście bez cierpienia.



Najpierw trzeba by ustalić, kiedy jakieś pragnienie staje się namiętnością.
Potem - można spróbować się go pozbyć. :o Trudne do wykonania, lecz możliwe.
Ale co powiesz o wielkim pragnieniu bliskości Boga? Raczej nie powinnismy się takiej namiętnosci pozbawiać. Więc dodatkowo, poza ustaleniem granicy między namiętnością a zwykłym pragnieniem, należało by się zastanowić, które z namiętności są jednak dozwolone.

Co do ego : ja bez mojego ego przestaję istnieć. Więc rozpieszczam je bezgranicznie ;-) , żeby tylko nie przyszło mu do głowy mnie opuścić.

Pozdrowienia

_________________
Mój Bóg i moje wszystko.
Make a good thing better.


So sie 04, 2007 15:49
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
monika001 napisał(a):
W świetle powyższego wytłumacz mi proszę jak to jest kiedy:
Cierpisz, bo cierpi twój bliski: (...) To jest taka rzeczywistość, na którą nie masz żadnego wpływu. Nie cierpisz wtedy???

Dlaczego miałbym cierpieć z powodu czegoś na co nie mam wpływy? Ból i śmierć to najzwyklejsze rzeczy pod słońcem - każdy ich doświadcza i są one zgodne z wolą Boga. Współczuję cierpiącym/umierającym i mogę próbować im pomóc, ale nie widzę powodu do cierpienia, gdy nie mogę pomóc. Przecież skoro nie mam wpływu to nic nie mogę zrobić - Ty piszesz o sytuacji, że pomimo, że nic się nie da zrobić, ego ("ja") chce coś robić. Dlatego dochodzi do cierpienia - ego. Brak pogodzenia się z rzeczywistością i stresowanie się rzeczami na które nie ma się wpływu to nie tylko droga do cierpienia, ale także zaburzeń psychicznych.

monika001 napisał(a):
Człowiek jest bytem cielesno-duchowym i nie jest możliwe całkowite wyzbycie się tej cielesności, a wraz z nią - ucieczka od doczesności.

Ego nie należy do cielesności, można je kształtować i się go wyzbyć.
Definicja ego:
Kod:
Ego wytwarza się ponieważ zaspokojenie potrzeb organizmu wymaga działań w świecie rzeczywistym (obiektywnym) poprzez przekształcanie wyobrażeń w spostrzeżenia. Jest podporządkowane zasadzie rzeczywistości, działa za pośrednictwem procesu wtórnego, sprawuje kontrolę nad funkcjami poznawczymi i intelektualnymi. Ta część osobowości decyduje o przystąpieniu do działania, które popędy i w jaki sposób zostaną zaspokojone, oraz o tym które życzenia zostaną wyparte. Zasadnicza rola ego to godzenie wymagań organizmu z warunkami środowiskowymi czyli id i superego. Nie należy jednak popełniać błędu utożsamiając ego i świadomość. Nie wszystkie obszary ego są świadome. W obszar ego zaliczane są mechanizmy obronne, które ze swej natury nie są świadome.

Jeśli na miejsce własnego ego wpuści się Boga, to On będzie kierował naszym życiem a nie popędy, zachcianki, strach, gniew i różne mniej lub bardziej negatywne uczucia.

monika001 napisał(a):
1. Jesteś bezdomny, odrzucony przez bliskich,
2. Nie masz co jeść, nie możesz sobie kupić, bo nie masz za co: pracować też nie możesz, bo jesteś chory, kaleki, bo nikt cię nie zatrudni, pozostaje żebranina.
Wtedy też nie cierpiałbyś?

Ja bym pewnie cierpiał bo nie wyzbyłem sie ego, ale docelowo, wygląda to tak:
- aby cierpieć z powodu bezdomności trzeba chcieć mieć dom. Za "chcenie" odpowiedzialne jest ego. Skoro wyzbywając się swojego "ja", oddałem sie w całości dobremu, miłościwemu i sprawiedliwemu Bogu, to jak mam cierpieć skoro nie myślę w kategorii "ja", "moje", "mnie"?
- bliskim, którzy mnie odrzucili bym współczuł i się za nich modlił - w końcu ja nie cierpię bo nie mam ego, a oni cierpią i czynią sobie krzywdę złymi uczynkami - zarówno aktualnie duchowo w swoim życiu, jak i po śmierci - zostaną przecież za to osądzeni - tak naprawdę oni krzywdzą tylko i wyłącznie siebie. Mną się przecież opiekuje Bóg i nawet jak umrę z głodu i w samotności, to taka była jego wola i Bóg mi to wynagrodzi.

monika001 napisał(a):
Cierpiałbyś umierając z głodu!!!
I nie jest możliwa jakakolwiek ucieczka przed tym cierpieniem. Nic tu do rzeczy nie ma ego. :-(

Nie rozumiesz cierpienia.
Cierpienie jest skrajnie subiektywne i relatywistyczne - to co dla Ciebie jest cierpieniem, dla innego człowieka może być szczęściem, a to co dla Ciebie jest szczęściem może być dla innych cierpieniem.
Zagłodzenie sie na śmierć ma być cierpieniem? Anorektyczki umierają z uśmiechem na twarzach.
Ból to wyłącznie cierpienie? Każdy masochista powie Ci, że to nieprawda.
Są ludzie, którzy cierpią bo widzą za oknem innych ludzi, a są tacy, którzy cierpią bo nie widują ludźmi.
Każda rzecz może być przyczyną cierpienia i w każdej rzeczy można upatrywać źródła szczęścia, ale tam ich nie ma. Przyczyna cierpienia jest w nas samych - "ja", "moje", "mnie" - myślenie przez pryzmat siebie - ego. Trzeba myśleć przez pryzmat Boga - wyzbyć się siebie i oddać Bogu bez reszty. Tylko Bóg jest źródłem szczęścia.

Pomyśl: ktoś na ulicy nagle uderza Cię w twarz - krwawisz, boli. Co myślisz? Czy myślisz przez pryzmat swojej wiary w Boga? Przecież ktoś właśnie postąpił wielki krok w kierunku potępienia, uczynił sobie wielką krzywdę - zbawienie jego duszy jest zagrożone - ten człowiek wymaga pomocy, również z Twojej strony. Czy czujesz wobec niego niego miłość, współczucie, troskę o jego przyszłość i czujesz chęć pomocy jego zagrożonej duszy?
Czy może czujesz strach i gniew? Ktoś śmiał mnie uderzyć. Ja cierpię. Ja boję się o mój los - czy on mnie bardziej skrzywdzi? Niech ktoś mi pomoże!

Jeśli czujesz i myślisz bardziej w sposób drugi, to myślisz w sposób instynktowny, typowy oczywiście, ale w sposób wyłączający Boga ze swojego życia w tym momencie. To nie jest grzech, ale będzie to źródłem cierpienia i bolesnych wspomnień. A wystarczy oddać te wszystkie prymitywne uczucia (strach, gniew) Bogu, razem ze swoim "ja", Bóg się zajmie resztą.

--------------------------------------------------------------------------------------

Enneagram napisał(a):
Najpierw trzeba by ustalić, kiedy jakieś pragnienie staje się namiętnością. Potem - można spróbować się go pozbyć. :o Trudne do wykonania, lecz możliwe.
Ale co powiesz o wielkim pragnieniu bliskości Boga? Raczej nie powinnismy się takiej namiętnosci pozbawiać. Więc dodatkowo, poza ustaleniem granicy między namiętnością a zwykłym pragnieniem, należało by się zastanowić, które z namiętności są jednak dozwolone.

Żadne pragnienie nie da Ci szczęścia, bo źródłem szczęścia jest Bóg. Bóg natomiast jest wszędzie i cały czas tuż obok Ciebie. To co musisz zrobić, to po prostu dopuścić Go do siebie, a to co w tym przeszkadza, to Ty sam. Pragnienia wynikają z egocentryzmu - "ja chcę". Im większe masz pragnienie Boga, tym większe jest Twoje myślenie egocentryczne - "ja" chcę Boga. Im więcej jest tego "ja" w Twoim myśleniu, tym mniej tam miejsca dla Boga i innych ludzi. Gdy oddasz się Bogu w całości, razem z własnym "ja", to oddasz wszystko co samolubne i egocentryczne w Twojej osobie.

Mówię oczywiście idealistycznie i pełne oddanie się Bogu jest ciężko osiągnąć, ale warto się postarać, mi pomogło :) Nie oznacza to, że trzeba być jakimś mnichem - polecam np. medytację benedyktyńską, lub po prostu medytację chrześcijańską, także czytanie Pisma pod względem wyzbywania się egocentryzmu są bardzo pomocnymi sposobami modlitwy i praktyki duchowej, jeśli chodzi o walkę z własnym egocentryzmem :)

PS: wyzbycie się ego nie oznacza zrobienie z siebie bezwolnej i bezmyślnej marionetki, wolna wola i intelekt dalej działają! Po prostu nie myśli się już samolubnie i egocentrycznie :)

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


So sie 04, 2007 17:29
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
filippiarz napisał(a):
Mówię oczywiście idealistycznie i pełne oddanie się Bogu jest ciężko osiągnąć, ale warto się postarać, mi pomogło :)

TZN - staranie się mi pomogło, bo ego nadal jest jak było :D ale na szczęście słabsze - łatwiej myśleć o tym, co się powinno robić a nie o tym, na co ma się ochotę, no i łatwiej myśleć o bliźnich i ich potrzebach a nie tylko o swoich.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


So sie 04, 2007 18:18
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23
Posty: 1814
Post 
filippiarz napisał(a):
TZN - staranie się mi pomogło, bo ego nadal jest jak było :D ale na szczęście słabsze - łatwiej myśleć o tym, co się powinno robić a nie o tym, na co ma się ochotę, no i łatwiej myśleć o bliźnich i ich potrzebach a nie tylko o swoich.
Myślę, że do końca się nie da. A to, co opisujesz ja rozumiem poprzez słowa "zaprzeć sie samego siebie".

Jeśli zaś chodzi o EGO - to musicie ustalić, wg jakiej typologii je rozumiecie, bo moga wyjść paradoksy ;)

Do Maksa: może to tzw. kryzys połowy wieku? Taki rodzaj depresji...
Cytat dla Ciebie: "Nie troszcie się zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie".


N sie 05, 2007 8:02
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
mateola napisał(a):
Myślę, że do końca się nie da. A to, co opisujesz ja rozumiem poprzez słowa "zaprzeć sie samego siebie".

Siebie to znaczy kogo? Działań uwarunkowanych popędami i przelotnymi uczuciami, typu gniew, strach, pożądanie? :)

Wyzbycie się własnego "ja" w chrześcijaństwie występuje od samego początku, choć w zachodnim katolicyzmie jest marginalnym zagadnieniem. Ważniejszy był u wschodnich chrześcijan (np. mędrcy pustyni) - np. hezychazm, czyli "modlitwa serca", polegająca na nieustannej modlitwie, służy odcięciu się od swojego "ja" - w czasie modlitwy nie myśli się o sobie tylko o Bogu, a tu mamy do czynienia z modlitwą permanentną.

W hinduizmie i buddyzmie, wyzbycie się iluzji swojego "ja" jest celem praktyki. Iluzji, ponieważ twierdzi sie tam, że żaden człowiek nie posiada ani nigdy nie posiadał osobowego "ja", trzeba tylko to sobie uświadomić - rozwiać iluzję. Nie potrafię powiedzieć czy mają oni rację czy nie, ale armia uśmiechniętych, dobrotliwych i nigdy nie denerwujących się łysych mnichów, sugeruje że to pomaga :) (choć na bycie mnichem nie mam ochoty. (O! "mieć ochotę"! Ego przemówiło!))

Ale abstrahując od rozważań na temat "ja" (o tym można porozmawiać w innym wątku) - mnie po prostu pomaga kontemplacja, medytacja i tym podobne rzeczy - wyciszają mnie i pomagają świadomie żyć, więc polecam. Z mojej strony to chyba koniec dyskusji, bo nie ma co drążyć, jak kogoś to interesuje, to są w Polsce ośrodki medytacji chrześcijańskiej (organizacja międzynarodowa - http://www.wccm.pl), polscy benedyktyni też prowadzą naukę medytacji, jak się poszuka w internecie to pewnie coś jeszcze się znajdzie. Polecam i pozdrawiam.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


N sie 05, 2007 9:27
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Ten wątek jest zablokowany. Nie możesz w nim pisać ani edytować postów.   [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL