Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N lis 09, 2025 11:41



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2
 Mroczna dyskusja o szkolnictwie - sam se wydzieliłem ;-) 
Autor Wiadomość
Post 
Cytuj:
A dennemu poziomowi się nie dziw - skoro 100% uczniów idzie do liceum a 80% idzie na studia, bo taki jest "ełropejski trynd" to nie dziw się,ze poziom leci na pysk. Przecież ludzie nie zmądrzeli więc równa się w dół, proste?


Swoją drogą jest to związane między innymi z tym, że decydują rodzice. Ciężko im czasem jest przełknąć pigułkę, że ich dziecko jest mniej zdolne. Nie mogą przeżyć, że pójdzie do technikum. Przenoszą swoje ambicje na dziecko, więc posyłają je do tragicznego ogólniaka, potem na prywatne studia.

Także wybacz, ale 100 decyzyjności po stronie rodziców, przy całkowitym braku MEN też uważam za przegięcie, tylko w drugą stronę.

Wg mnie powinien istnieć centralny urząd, ale obsadzony fachowcami, pedagogami. Oni powinni przygotować pewne standardy, wytyczne. Realizacja tego, jeśli już mówimy o utopii, powinna należeć do profilowanych szkół: zawodówek, techników, liceów. Faktcznie, idiotyczny podział na gimnazja należy jak najszybciej zlikwidować, bo to nic dobrego nie przynosi. Także realizacja wytycznych powinna należeć w pierwszym rzędzie do dyrektora, fachowca, dobrego menedżera, który ma grono pedagogiczne fachowców. On powinien wytyczne przedstawić i powiedzieć: "Moi drodzy, a teraz dyskusja". Tak przygotowany program trafia do nauczycieli, którzy powinni być oceniani na podstawie tego, jak ich wychowankowie napiszą maturę, obronią tytuł technika itd...

Tylko, że to jest utopia.


Crosis


So sie 18, 2007 7:54

Dołączył(a): Wt kwi 25, 2006 7:57
Posty: 506
Post 
Pan Michalkiewicz celnie na ten sam temat:

Cytuj:
Pan Bóg ofiarą socjalizmu?
Komentarz · tygodnik „Nasza Polska” · 2007-08-28 | www.michalkiewicz.pl


Jakże nie przyznać racji spostrzeżeniu Stefana Kisielewskiego, że socjalizm bohatersko walczy z problemami nie znanymi w żadnym innym ustroju? Oto przed wielu laty, na podstawie porozumienia Kościoła katolickiego z rządem, przywrócono w państwowych szkołach nauczanie religii.

Wywołało to protesty z różnych zresztą stron. Protestowali osobiści nieprzyjaciele Pana Boga, których w tym kierunku nakręcił albo jeszcze sam Chorąży Pokoju, albo już „towarzysz Wiesław” lub jego filozofowie pomocniczy, albo Edward Gierek, albo wreszcie – Wojciech Jaruzelski z Czesławem Kiszczakiem.

Protestowali – ciekawa rzecz – także niektórzy katolicy, twierdząc, że uczynienie z religii jednego ze szkolnych przedmiotów, skutecznie zniechęci do niej młodych ludzi. Wielu z nich bowiem traktuje nabywaną w szkole wiedzę, jako swego rodzaju udręczające testy, przygotowane przez sadystycznych starców–wampirów. Dlatego po zaliczeniu testów, w ramach higieny psychicznej, postanawiają natychmiast o wszystkim zapomnieć. Mniejsza zresztą o te protesty, bo w końcu religia w szkołach pozostała jako przedmiot fakultatywny, ale oceniany.

Atoli w tak zwanym międzyczasie grupa trzymająca władzę w latach 1997–2000 narobiła straszliwego zamieszania w edukowaniu młodych ludzi. Chodziło – podobnie jak w pozostałych trzech wiekopomnych reformach charyzmatycznego premiera Buzka – o zainstalowanie w sektorze publicznym odpowiedniej liczby nowych klamek, których mogliby uwiesić się członkowie zaplecza politycznego grupy ówcześnie trzymającej władzę, bo u klamek dotychczasowych uwieszeni już byli członkowie zaplecza politycznego grupy poprzednio trzymającej władzę, tzn. SLD i PSL.

Tę operację dojenia Rzeczypospolitej przez nowe stado nietoperzy–wampirów trzeba było jednak jakoś usprawiedliwić przed opinia publiczną, toteż biurokratyczne kręgi wspomnianej grupy nazwały to „reformą edukacyjną”. W ramach tej reformy wykombinowali sobie rozmaite głupstwa, jakie tylko mogą przyjść do głowy ludziom bezmyślnym i zdeprawowanym. Wśród tych głupstw znalazła się też „średnia ocen”, na podstawie której uczeń uzyskiwał pewne przywileje, co miało oswajać młodzież z tworzeniem stanu szlacheckiego.

Kiedy jeszcze Roman Giertych był jednym z filarów rządu kładącego fundamenty pod IV Rzeczpospolitą (która dzisiaj demaskowana jest jako państwo „totalitarne”, albo „faszystowskie”) i ministrem edukacji, postanowił zaliczyć do tej „średniej” również ocenę z religii. Wywołało to burzliwe protesty; SLD pretendujący do wyłączności w reprezentowaniu osobistych nieprzyjaciół Pana Boga postanowił zaskarżyć to zarządzenie do Trybunału Konstytucyjnego.

Nie chciałbym być złośliwy, ale na podstawie wotów separatów od wyroku w sprawie ustawy lustracyjnej można wysnuć przypuszczenie, że opinia prawna zależy od daty nominacji, zatem – vederemo. Protestom oczywiście towarzyszą dyskusje. Jednej z nich wysłuchałem za pośrednictwem I programu PR, jadąc samochodem ze Świnoujścia do Warszawy.

Uczestniczyli goście w osobach Ireny Dzierzgowskiej, która w grupie trzymającej tempore criminis władzę, miała rangę wiceministra i, jak się wydaje, wiele głupstw w sławnej „reformie edukacyjnej” właśnie jej zawdzięczamy, red. Halina Bortnowska i o. Dariusz Kowalczyk, prowincjał jezuitów. Dzwonili też słuchacze; jednym wliczanie stopnia z religii do „średniej” się podobało, innym nie, słowem – każdy plótł co mu tam ślina przyniosła na język.

Charakterystyczne było jedno: ani żadnemu zaproszonemu gościowi, ani żadnemu telefonującemu słuchaczowi nie przyszło do głowy, że sprawcą całego zamieszania jest owa nieszczęsna „średnia”. Gdyby w swoim czasie grupa trzymająca władzę nie wykombinowała sobie tego głupstwa gwoli lepszego zakamuflowania swoich prawdziwych intencji, to dzisiaj nie byłoby żadnego problemu. Niestety nawet ojciec prowincjał potraktował ten idiotyzm jako dogmat, rodzaj dopustu Bożego, którego człowiek nie powinien podważać.

Chociaż roznosiła mnie irytacja do tego stopnia, że gotów byłem nawet stworzyć zagrożenie w ruchu drogowym i telefonować do Radia w czasie jazdy, oczywiście nie mogłem się dodzwonić. Korzystam tedy z okazji, by poddać po rozwagę kwestię następującą: czy nie byłoby lepiej, gdyby w jednych szkołach nauczano tradycyjnych przedmiotów – oraz religii, a w innych – tylko marksizmu–leninizmu?

Gdyby „państwo”, czyli wymieniające się kolejne grupy trzymające władzę nie rabowało rodziców podatkami pod pretekstem, że „kształci” ich dzieci, tylko zostawiło je w spokoju?

Gdyby ministerstwo edukacji narodowej zostało rozpędzone na cztery wiatry, oczywiście bez jakichkolwiek odpraw dla urzędników, zaś ważne zadanie edukowania dzieci podjęliby ich rodzice we współpracy z nauczycielami, którzy wtedy nie użeraliby się o pieniądze z rządem, tylko spokojnie umawialiby się o wynagrodzenie ze swoimi faktycznymi pracodawcami – rodzicami swoich uczniów?


Stanisław Michalkiewicz
www.michalkiewicz.pl

_________________
Contra negantem principia non est disputandum


Wt sie 28, 2007 11:44
Zobacz profil

Dołączył(a): Wt kwi 25, 2006 7:57
Posty: 506
Post 
Crosis napisał(a):
Swoją drogą jest to związane między innymi z tym, że decydują rodzice. Ciężko im czasem jest przełknąć pigułkę, że ich dziecko jest mniej zdolne. Nie mogą przeżyć, że pójdzie do technikum. Przenoszą swoje ambicje na dziecko, więc posyłają je do tragicznego ogólniaka, potem na prywatne studia.

A nie jest to wynikiem realizacji "Standardów UE" w zakresie odsetka ludzi z odpowiednim wykształceniem?

A prywatnych szkół wyższych bym się tak bardzo nie czepiał - uczelnie państwowe na studiach zaocznych mają o wiele niższy poziom. Znalomi robiący licencjat w szkołach prywatnych a potem SUM na uczelniach państwowych byli załamani poziomem tych drugich.

Crosis napisał(a):
Także wybacz, ale 100 decyzyjności po stronie rodziców, przy całkowitym braku MEN też uważam za przegięcie, tylko w drugą stronę.

Moje dzieci są MOJE a nie państwowe. A jak się komuś podoba inna koncepcja to Korea Północna zaprasza...

Crosis napisał(a):
Wg mnie powinien istnieć centralny urząd, ale obsadzony fachowcami, pedagogami. Oni powinni przygotować pewne standardy, wytyczne.

Czyli wracamy do urzędu ustalającego standardy a nie ministerstwa regulującego każdą bzdurę, nieprawdaż?

_________________
Contra negantem principia non est disputandum


Wt sie 28, 2007 11:52
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Moje dzieci są MOJE a nie państwowe. A jak się komuś podoba inna koncepcja to Korea Północna zaprasza...



Opacznie mnie zrozumiałeś. Chodzi mi o to, że oczywiście, dzieci są Twoje. Ale też sam nie wiesz wszystkiego, ani też nie jesteś geniuszem we wszelkich dziedzinach. Stąd potrzeba jest organu, który będzie w pewien sposób regulował treści nauczania. Może być jakiś urząd, tak jak napisałeś, kwestia tego, kiedy się upolityczni.

Cytuj:
A prywatnych szkół wyższych bym się tak bardzo nie czepiał - uczelnie państwowe na studiach zaocznych mają o wiele niższy poziom. Znalomi robiący licencjat w szkołach prywatnych a potem SUM na uczelniach państwowych byli załamani poziomem tych drugich.


Wiesz, to w dużej mierze zależy od uczelni. Ja osobiście mam głównie rozeznanie wśród państwowych i niepaństwowych uczelni mających jakieś kierunki związane z logistyką. Myślę, że tutaj sprawy najlepiej reguluje rynek - ja jak wielu znajomych skończyłem państwową uczelnię... i mogę przebierać w ofertach pracy. Podobnie jak oni.

Cytuj:
A nie jest to wynikiem realizacji "Standardów UE" w zakresie odsetka ludzi z odpowiednim wykształceniem?


Nie wydaje mi się. Czasem mam wrażenie, że ta "władza nad dzieckiem" jaką mają rodzice, obraca się przeciwko ich pociechom. Często zamiast przeciętne dziecko wysłać do technikum, żeby zdobyło dobrze płatny zawód (teraz ludzie po technikach zarabiają niejednokrotnie takie pieniądze, o jakich absolwent najbardziej prestiżowej uczelni w Polsce może pomarzyć).

To jeden błąd. Drugi - upowszechnienie wyższego wykształcenia. Nagle zrobił się boom. Na rynku i na zmywakach w Anglii i Irlandi masz polskich magistrów jak psów. Bo co z tego, że masz magistra, jak skończyłeś albo jakąś filię uniwerku X w Pcimiu Średnim, albo prywatną Wyższą Szkołę Olewnictwa w Koziej Trąbce?
Boom na prywatne uczelnie spowodował boom ludzi z wyższym wykształceniem.... szkoda, że najczęściej po studiach bezrobotnych. Bo zanim jakaś uczelnia wyrobiła sobie renomę na rynku pracy to trochę trwało.

Odsetek ludzi z wyższym wykształceniem powinien regulować rynek i ich ambicje. Rynek pracy bardzo łatwo to zresztą teraz robi. A czemu ambicje? Bo nawet jak na psychologów nie ma popytu, to jeśli jesteś w tym kierunku wybitny, to pracę znajdziesz. Ale musisz też być wybitny na studiach.

Dużo robią też teraz firmy - podpisują umowy z uczelniami, które mniej więcej regulują rekrutację. Wolą mieć mniej absolwentów, ale za to wszystkich pracujących po studiach.

Ten problem jest strasznie złożony. Może wydzielmy jakąś część i zacznijmy od niej?


Crosis


Wt sie 28, 2007 14:22

Dołączył(a): Wt kwi 25, 2006 7:57
Posty: 506
Post 
Crosis napisał(a):
Ja osobiście mam głównie rozeznanie wśród państwowych i niepaństwowych uczelni mających jakieś kierunki związane z logistyką. Myślę, że tutaj sprawy najlepiej reguluje rynek - ja jak wielu znajomych skończyłem państwową uczelnię... i mogę przebierać w ofertach pracy. Podobnie jak oni.


Jeśli piszesz o "wziętym" kierunku i studiach dziennych to masz racje.
Ale to droga zamknięta dla osób zmuszonych do tego, by sami sie utrzymywali bo ich rodziców na to nie stać - są to zwykle osoby z tzw. "prowincji" - czesto po dobrych lokalnych liceach.
Ci wybierają uczelnie prywatne (na większości uczą ci sami wykładowcy co na studiach "państwowych" - na "państwowych uczą w tygodniu a na uczelniach prywatnych w weekendy). To zapewnia w szkołach prywatnych (położonych w ośrodkach akademickich) w miarę sensowny poziom.

Niestety, większość z tych szkól nie ma prawa do nauczania na wyższym poziomie niż licencjat - wtedy studenci trafiają na SUM do uczelni państwowych które wykorzystują swój praktyczny monopol na studia magisterskie dając ludziom za ich ciężko zarobione pieniądze wykłady prowadzone przez osoby ściągnięte w trybie awaryjnym z emerytur lub na tyle kiepskie że żadna uczelnia prywatna ich nie chciała zatrudnić.

Większość moich znajomych, która robiła licencjat w sensownych uczelniach prywatnych na państwowych SUM nic się nie nauczyła - po prostu "odbębniła swoje z upierdliwymi dziadkami i młodymi nieudacznikami żeby dostać tytuł magistra.

_________________
Contra negantem principia non est disputandum


Wt sie 28, 2007 22:41
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt lis 15, 2005 17:06
Posty: 968
Post 
Ciekawy temat, zwłaszcza, że od przyszłego tygodnia zaczynam karierę belfra. :)

Crosis tylko wspomniał o pewnym aspekcie całego systemu edukacji, który po prostu w Polsce leży - kształcenie zawodowe. I podpisuję się pod tym, co pisałeś o owczym pędzie do magistra. To bezsens. Ale spójrzcie tylko na obecny kształt systemu:

http://www.men.gov.pl/oswiata/istotne/nowy.php

Konia z rzędem temu, kto wyjaśni nie tylko 16-latkowi, ale i starym wygom, co robić po gimnazjum i czym się różni wróbelek!

_________________
Nie smuć się zaraz z nieszczęść na świecie, bo nie znasz dobra zamierzonego w wyrokach Bożych, które one niosą z sobą dla wiecznej radości wybranych. (św. Jan od Krzyża)


Śr sie 29, 2007 22:03
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 21 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1, 2

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL