Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N sie 17, 2025 21:51



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 852 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 30, 31, 32, 33, 34, 35, 36 ... 57  Następna strona
 Piękne teksty 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
s. Dominika Steć ZSJM (wybór i opracowanie)
Rekolekcje o Bożym Miłosierdziu z zapisków ks.Michała Sopoćki

Wydawnictwo Księży Marianów MIC
Warszawa, lipiec 2007 (fragment)

MODLITWA
JAKO POTRZEBA SERCA


Trzeba zawsze się modlić. Nieustanna modlitwa, nawyk modlitwy potrzebny jest każdemu chrześcijaninowi. Dar modlitwy wszyscy otrzymali przez chrzest święty. Duch Święty daje nam natchnienie, byśmy wołali do Boga Abba — Ojcze. Jest to dar, łaska i potęga, która się mieści w głębi każdej cnoty, której bez modlitwy uzyskać nie można. „Błogosławiony Bóg, co nie odepchnął mej prośby i nie odjął mi swojej łaskawości” (Ps 66,20). Modlić się i otrzymywać Miłosierdzie to to samo, co posiadać serce Boga i zbawienie duszy.

Trzeba modlić się z dziecięcą ufnością, która nam każe śpieszyć do Boga jak do Ojca, który nigdy nie odmawia. Jest to dar Ducha Świętego, który mamy cenić i starać się o utrzymanie Go. Z łaską bowiem jest tak jak z dzieckiem w porządku naturalnym. Dziecko potrzebuje matki, do niej kieruje wszystkie swoje potrzeby. Czyni to z ufnością, która jest znakiem miłości. Jeżeli dziecko o nic nie prosi, znaczy to, że nie kocha swej matki. Cóż uczyni Pan z łaskami, których ma pełne ręce, jeżeli o nie prosić nie będziemy? Trzeba skłonić Miłosierdzie Boże do czynnego zajęcia się rozdawaniem łask, prosząc o nie z ufnością. Trzeba iść do Boga z naszymi nędzami, gdyż wobec Boga nigdy nie możemy być dosyć pokornymi. Zatem pamiętajmy, że chociaż grzesznicy, jesteśmy dziećmi Ojca, uderzajmy zatem w ten tytuł, który się Bogu podoba. Wówczas zamiast wpatrywania się w nasze nędze, modlitwa będzie walką miłości.

Trzeba się modlić z prostotą, przedstawiać się takim, jakim się jest, ze zdolnościami i środkami, jakich nam Bóg udzielił. Modlitwa nie może się ograniczać do liczenia win naszych, naszej nędzy. Trzeba uczynić z niej tęsknotę każdej chwili, której akty mają być łatwe. Jaka modlitwa, takie życie. Jeśli człowiek się źle modli, nędzne będzie jego życie. Trzeba modlić się zawsze. Trzeba również urozmaicać modlitwę, zmieniając intencje. Są ludzie, którzy za pomocą różańca otrzymują wszystkie łaski, bo umieją go zastosować do swoich potrzeb. Trzeba nadto mieć talent wynalazczy w modlitwie, czerpać ją z duszy, z głębi serca podniesionego do stanu nadprzyrodzonego. Nieraz silimy się, jakby modlitwa miała powstać w umyśle i sercu oddanym naturze. Nie wiem, jakiej pysze należy przypisać, że modlący sądzi o jakości modlitwy, według czynionych przezeń wysiłków nadzwyczajnych. Przecież do tego sami z siebie zdolni nie jesteśmy, gdyż Duch Święty, Duch Jezusa Chrystusa wspiera nieudolność naszą i modli się w nas wzdychaniem niewymownym. Jeżeli modlitwa od Niego pochodzi z serca, przebija niebiosa i wszystko otrzymuje. Modlitwa ma być prosta. Milczeć, zwalczać przeszkody, aby Duch Święty w nas działał. Łączyć się z modlitwą Jego — oto ćwiczenie i siła modlitwy.

POKÓJ WEWNĘTRZNY
I ROZPOZNAWANIE DUCHÓW



Po rozważaniach o śmierci, grzechu i innych prawdach wiecznych może powstać w duszy pewien zamęt, spowodowany przez wroga naszego, którego ataki trzeba odpierać siłą. Kusił on i Chrystusa, który Apostołów pozdrawia słowami: „Pokój wam” (Łk 24,36), po zmartwychwstaniu, gdy ci zbierali się na modlitwę wspólną. Pokój powinien być owocem rekolekcji. Z tym pokojem mamy powrócić do codziennych spraw i obowiązków. On buduje, pociąga, przynosi ulgę, osładza, dodaje sił do przetrwania walki i najgorszych chwil. Szatan zaś wprowadza zamęt i niepokój. Dlatego trzeba znać naukę o rozpoznawaniu duchów.

Właściwością dobrego ducha jest dodawać odwagę, siłę, otóż gdzie brak jest tego, tam działa zły duch. Są cztery warunki, czyli cztery elementy tego pokoju: pogoda ducha, spokój duszy, prostota serca, węzeł jedności,
wspierający się na braterskiej miłości. Pogodę ducha można przyrównać do nieba jasnego bez chmur, ona tę jasność sprawia, rozprasza chmury deszczowe, gradowe, smutne, zrozpaczone, ciężkie i tak jasno przemawia, pociąga umysł i rozjaśnia, jak ciepły wiatr od południa.

Spokój duszy wywołuje potrójne myśli: dusza nie doznaje smutku, zwątpienia lub zniechęcenia, bo wiara w Opatrzność i Miłosierdzie Boże mówi, że Bóg jest Ojcem troskliwym o duszę i bez Jego woli nic złego nas spotkać nie może. „Wszelkie troski wasze składajcie na Boga, gdyż On ma pieczę o was” (1 P 5,7). A wiemy, że tym, którzy miłują Boga, wszystko pomaga ku dobremu” (Rz 8,28], powiada święty Paweł. Więc, gdy na duszę przyjdzie apatia, niechęć i niemoc, trzeba wszystko kierować do Miłosierdzia Bożego i ufać, że Bóg pośpieszy z pomocą. W duszy gruntuje się przekonanie, że wszędzie, zawsze i we wszystkim mogę służyć Bogu i być doskonałym. Ta prawda uzależniona jest od mojej woli. Jest to trudna praca, jednak całkowicie dostosowana do moich sił, natury i woli, która dużo może, kiedy musi, a stokrotnie, kiedy chce. Dlatego świętość nasza uzależniona jest od naszej woli — najsumienniejszego spełniania obowiązku. Te trzy myśli muszą rozproszyć najbardziej posępne usposobienie, a wytworzyć jasne, przejrzyste i pogodne.

Dla szatana pogoda wewnętrzna to rozpacz i doprowadza go do wściekłości. On chce doprowadzić do burzy, wywołać chmury gradowe, dlatego baczność! Do wytrwania w pogodzie ducha prowadzi nas wyobraźnia, którą trzeba trzymać na wodzy, poznać, jaką jest. Nie jest ona jednakowa u wszystkich, nawet u jednego człowieka, gdyż przybiera różne kształty. Przyrównać ją można do zwierciadła, które może być wypukłe, wklęsłe i płaskie. Pierwsze — przedmioty powiększa, zniekształca i przedstawia ujemnie. Drugie — przedmioty zmniejsza i przedstawia pociągająco i ponętnie, chociaż nie wszystkie są piękne. Trzecie wreszcie przedstawia, jakim jest przedmiot, ale nie pokazuje, gdzie się on znajduje. Zwróćmy uwagę na swoją wyobraźnię.


W pierwszym zwierciadle można dostrzec osobę skwaszoną, zgryźliwą, niezadowoloną ze wszystkiego. Nie wiadomo, czy taka osoba się kiedykolwiek uśmiecha, czy w ogóle rozumie, co to jest uśmiech. Wzrok ma nieufny, skryty, posępny. Powierzchowność zachmurzona zdradza podejrzliwość. Niech ktoś nie tak popatrzy, jak ona sobie życzy. Analizuje każde spojrzenie, jest podejrzliwa, opacznie osądza. Taką osobę łatwo ogarnie smutek, w którym znika spokój i powołanie. Wyobraźnia wypukła powoduje przygnębienie.

Zwierciadło wklęsłe odbija osobę, która pomniejsza własną winę, widząc ją w swoim tylko świetle. Ubiera się w dodatki w tym celu, by skupić na sobie uwagę innych. Jednak w oświetleniu właściwym ciężkości swych błędów nie zrozumie. Jest to działanie wbrew własnemu sumieniu, byle nie zasmucić otoczenia.

Trzecie zwierciadło to zdrowa i prosta wyobraźnia, która nam pokazuje, jakimi jesteśmy w rzeczywistości i mówi nam prawdę w oczy. Jeżeli wyobraźnia będzie zdrowa, uchroni nas od grymasów przeczulenia na punkcie własnej osoby. Jest ona pierwszym elementem do stwarzania trwałej pogody ducha.

Są ludzie, którzy lubią grzebać się w sobie, dopatrując się winy większej niż była. To niedobrze: nie wracamy do śmietniska, gdyż i Bóg zapomina o grzechach naszych po przebaczeniu. Po co wyziewami złego zatruwać ducha i robić z siebie zwierzę drapieżne, pozbawiając się energii, pogody i osłabiając wolę? A tymczasem rzeczywistość z oczu nie ginie. Przyszłości lękać się również nie powinniśmy, gdyż, kto miłuje, ku dobremu wolę swą skierowuje. „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Fil 4,13).

Prostota serca to obraz dziecka: szczere, proste, otwarte, bez pozy. Zgodność zewnętrznych przejawów z wewnętrznym stanem, bez obłudy, udawania, pozowania, nie ma ubocznych względów. Nie kieruje się zasadami świata ani zmysłowymi podmuchami. Dziecko pociągające to jasny wyraz tego, jaką prostota być powinna.


Czwartym elementem pokoju jest węzeł jedności, zgodne i serdeczne porozumienie się z otoczeniem. Chrystus Pan miłość czyni znakiem, po którym będzie można poznać Jego uczniów. Istotnie, miłość jest dopiero węzłem pokoju.

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/M/MR ... ko_00.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Wt wrz 18, 2007 17:42
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt lut 17, 2006 19:17
Posty: 149
Post 
Szukam Twoich śladów

Szukam Twych śladów na łące zielonej
na polu w lesie na niebie w chmurach
w ożywczych strugach letniego deszczu
w rozległych dolinach wysokich górach

Szukam Cię w troskach dnia codziennego
w chwili radości w chwili zwątpienia
na drodze usłanej kolcami trudności
wciąż szukam śladów twego istnienia

W kapliczce przydrożnej i polnym krzyżu
w głębokiej ciszy kościoła wiejskiego
w cudzie narodzin i cieniu śmierci
w uśmiechu dziecka rozbawionego

Daremny mój trud daremne starania
wystarczy tylko popatrzeć przed siebie
na słońce na rosę na płatki śniegu
na świat który zawsze jest pełen Ciebie


Cz wrz 20, 2007 18:35
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
"Błogosławieni ubodzy w duchu"

Ten, kto szuka przede wszystkim królestwa Bożego, a więc szuka świętości, znajdzie i ją, i wszystko inne, a więc wszystkie duchowe i doczesne dary potrzebne do życia. "Błogosławieni ubodzy w duchu", nie przywiązani do niczego, nie mający nic i oczekujący wszystkiego od Boga. Błogosławieni, ponieważ w ich sercach jest miejsce dla Pana. Do nich należy królestwo niebieskie, ponieważ oni mają Boga. To jest ta radosna Ewangelia o ludziach błogosławionych, których serca są wolne dla Pana.

Na tyle wierzysz, na ile jesteś ubogi w duchu. Słowo "ubogi" w sensie biblijnym niekoniecznie oznacza ubóstwo w znaczeniu materialnym. Ubogim w duchu był na przykład król Dawid, człowiek postawiony na szczycie drabiny społecznej. Człowiek ubogi duchem to człowiek ogołocony z pewności siebie, to ktoś, kto wie, że nie może liczyć na siebie, na własne siły. Taki człowiek ukierunkowany jest na oczekiwanie wszystkiego od Boga, a nie zakorzenianie się w doczesności.

Jeżeli czujesz się mocny w sensie naturalnych możliwości, którymi dysponujesz, twoja wiara nie może rozwinąć się i pogłębić. To dlatego musisz odczuć swoją słabość, musisz zobaczyć, że czegoś nie możesz. Będzie to wezwanie do wiary. Twoja słabość, niemożność i bezradność staną się jakby szczeliną, przez którą będzie przeciskała się do twojego serca łaska wiary. Poprzez nasze zranienia Bóg daje nam łaskę pogłębienia wiary. Charles Péguy, wielki konwertyta, pisze: "Spotyka się niewiarygodne światła łaski przenikające do duszy złej, a nawet zepsutej. Widzi się zbawionym tego, kto wydawał się być straconym, ale nigdy nie widziano przesiąkniętym tego, co zostało okryte lakierem, aby przepuszczało to, co jest nieprzemakalne, aby zostało zmiękczone to, co stwardniało. […] Stąd pochodzą tak liczne braki, które stwierdzamy w skuteczności łaski, która, podczas gdy odnosi niespodziewane zwycięstwa nad duszami największych grzeszników, często pozostaje bez żadnego skutku w stosunku do tzw. porządnych" (Note conjointe, sur M. Descartes et la philosophie cartesienne - 1er aout 1914). Jest tak dlatego, że ci "porządni", ci dorośli w sensie ewangelicznym nie mają żadnych braków, nie są zranieni, są silni, mocni, samowystarczalni, dorośli. "Ich skóra moralna, stale nietknięta - stwierdza dalej Peguy - stała się dla nich skorupą i pancerzem bez skazy. Oni nie przedstawiają tego otwarcia spowodowanego jakąś straszną raną, jakąś niezapomnianą udręką, jakimś niepokonanym żalem, jakimś szwem wiecznie źle zrobionym, jakimś śmiertelnym niepokojem, jakąś ukrytą goryczą, jakąś ruiną stale maskowaną, jakąś raną nigdy nie zagojoną. Nie ofiarowują otwarcia się na łaskę, co jest w swojej istocie grzechem. Ponieważ nie są zranieni, nie są już podatni na zranienia. Ponieważ nie brakuje im niczego, nie otrzymują więc nic. Nie mogą otrzymać tego, co jest wszystkim. Sama miłość Boga nie leczy tego, który nie ma ran. Właśnie dlatego, że człowiek leżał na ziemi, Samarytanin go podniósł. […] Otóż, kto nie upadł - pisze dalej Peguy - nigdy nie powstanie, a kto nie był oblany potem, nigdy nie będzie otarty". Tak zwani porządni, dorośli są nieprzenikliwi dla łaski.

Może i w twoim życiu jest jakaś straszna niegojąca się rana, może jakaś nie zapomniana udręka, nie pokonany żal czy śmiertelny niepokój, może jakaś ukryta gorycz, którą tyle rzeczy tego świata może być zaprawionych, jakieś zawalenie się czegoś. - Ty wtedy uważasz, że wszystko się już skończyło, a jest odwrotnie. To wszystko ma być dla ciebie kanałem łaski. Pan Bóg musi dopuścić tyle zranień, tyle trudnych chwil, abyś poczuł się słaby i przez to otwarty na łaskę. Gdy poczujesz się dotknięty bardzo boleśnie, pamiętaj, że jest to błogosławiony ból, który w twoim pancerzu dorosłości i porządności robi miejsce dla łaski. To wszystko jest dla ciebie szansą pogłębienia wiary. Twoja słabość sprawia, że przez wiarę może zamieszkać w tobie moc Boga. Bóg, zbliżając się do ciebie, musi uczynić cię słabszym, abyś Go potrzebował, byś wierząc i coraz bardziej Mu ufając w Nim szukał oparcia. Musi cię uniżyć, bo jesteś za duży, a zranienie uniża. Stąd każde zranienie przynosi ci szansę, że będziesz stawał się coraz bardziej ewangelicznym dzieckiem. Nieraz trzeba aż tylu zranień, aby stać się dzieckiem, by kroczyć "małą drogą".

ks. Tadeusz Dajczer
ROZWAŻANIA O WIERZE

Z zagadnień teologii duchowości (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... ra_00.html

Ks. Tadeusz Dajczer, profesor Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, autor przetłumaczonej na wiele języków książki "Rozważania o wierze", jest założycielem mającego dziś szeroki zakres międzynarodowy Ruchu Rodzin Nazaretańskich

W 1961 roku jako młody kapłan został wysłany na studia do Rzymu, skąd po kilku tygodniach wybrał się do San Giovanni Rotondo. O czwartej rano uczestniczył we Mszy św. odprawianej przez Ojca Pio; klęczał wówczas w odległości zaledwie paru metrów od ołtarza. Było to dla niego ogromne przeżycie: oto miał przed sobą twarz człowieka, który rozmawiał z Kimś obecnym na ołtarzu, z żywą Osobą.

Księdzu Dajczerowi bardzo zależało na spowiedzi u Ojca Pio. Był przekonany o jego świętości i miał pewność, że przez niego Bóg powie mu, co ma dalej robić. Zaprowadzono go do celi, w której odbywała się spowiedź. Ojciec Pio siedział na ławie i przenikał go swoim niezwykłym spojrzeniem. Jednakże sama spowiedź przebiegała zwyczajnie, nie zdarzyło się nic cudownego. Natomiast to, co nastąpiło później, ksiądz Dajczer zapamiętał na zawsze. Swięty zakonnik zaczął powtarzać jedno zdanie: "Ma perche? - Ale dlaczego? - Dlaczego nie chcesz pójść za Bogiem do końca?".

Nie pomagało żadne tłumaczenie. Ojciec Pio pytał podniesionym głosem z coraz większym natężeniem: "Ale dlaczego?" - w sumie powtórzył kilkadziesiąt razy. Kiedy po spowiedzi ksiądz Dajczer wyszedł z klasztoru, zdawało mu się, że utracił świadomość świata, siebie, poczucie czasu. W jego uszach rozbrzmiewało wciąż: Ma perche? Trwało to trzy, może cztery godziny. Kiedy świadomość wróciła, pojawiła się refleksja: "Jak bardzo muszę się zmienić, skoro Bóg tak stanowczo mnie potraktował". To było jak narodzenie się na nowo - bardzo bolesne, ale niezwykle wyzwalające, radykalnie odmieniające jego wewnętrzną postawę.

(Opracowano na podstawie: Paul Josef Cordes, Znaki nadziei, Edycja Świętego Pawła, Częstochowa 1998)

źródło:
http://www.kuria.gliwice.pl/czytelnia/j ... p?numer=11

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


N wrz 23, 2007 16:04
Zobacz profil
Post 
Wszystko mi mówi
że istniejesz
ciemne prezbiteria katedr
z Tabernakulum w głębi ukrytym
naręcza promieni
przenikające smukłe okiennice
kroki zbliżającego się wieczoru
co niebo śladami gwiazd pokrywa
lekkość mgły
jak poranne psalmy
zapach polnych ziół
przy przydrożnych kapliczkach
wyraźne rysy
twarzy bliskiego człowieka
i ten Krzyż co drzazgą
rani brzegi serca
Ten - mówi najwyraźniej

s. Monika Samol

Obrazek


Pn wrz 24, 2007 1:11
Post 
Jakze moglam zapomniec o moim kochanym Chestertonie, i dzis dzieki pewnemu mlodziencowi znow do niego powrocilam.
Crosis z dedykacja dla Ciebie.


Chesterton o... odwadze na wyprzedaży
W dawnych czasach miłosierdzie było płomiennym sercem świata. Dziś rozumiemy pod tym słowem protekcjonalną i skąpą opiekę nad ubogimi (...). Można by znaleźć i inne przykłady tej degeneracji ideałów. Miłosierdzie bardzo potaniało, lecz jeszcze bardziej staniała odwaga.

Jeżeli jakiemuś człowiekowi, żyjącemu bezpiecznie i w luksusie, przyjdzie do głowy napisać sztukę lub powieść, która wywoła lekkie poruszenie i wymianę komplementów w zamożnych podmiejskich dzielnicach, wówczas owa sztuka czy powieść opisywana jest jako "śmiała". Nieważne, że nikt nie ma pojęcia, jakiemuż to niebezpieczeństwu autor śmie się przeciwstawić. Chodzi mi, rzecz jasna, o niebezpieczeństwo doczesne; jedyne, w jakie ten człowiek wierzy. Ekstrawaganckie pochlebstwa ze strony ludzi, których uważa za oświeconych, i ledwo słyszalne krytyki ze strony ludzi, których uważa za zramolałych, nie wydają się groźbą aż tak znów przerażającą, by spoglądać na autora z nabożnym podziwem jak na wojującego herosa i męczennika, bo ma tyle hartu ducha, by je wytrzymać.

Nie tak dawno temu krytyk teatralny pewnego tygodnika wpadł w ekstazę, unosząc się nad odwagą jakiejś ponurej i plugawej sztuki, ponieważ ukazywała ona żołnierza miotającego się jak rozhisteryzowana kobieta w proteście przeciw tym, którzy oczekiwali od niego, że będzie bronił swego kraju. Zabawne, że cała odwaga tej sztuki sprowadzała się do obrony tchórzostwa. Wszystko to słyszeliśmy już milion razy od czasów wojny, a powtarzanie tego po raz milion któryś wymaga tyle samo odwagi, co powtarzanie dowolnych innych sloganów - na przykład o bezsensie małżeństwa lub o przemiłym charakterze Judasza Iskarioty. Opinie od dawna już banalne wciąż chcą uchodzić za odważne - całkiem jak fałszywi żołnierze, dumnie paradujący w mundurach, gdy wojna już się skończyła.


Wt wrz 25, 2007 1:01
Post 
przysłowia chińskie.//moze nie Piekny tekst,ale madry/

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ KSIĄŻKĘ,
ALE NIE WIEDZĘ

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
DOM KUPIĆ
ALE NIE CIEPŁO DOMOWE

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ ZEGAR,
ALE NIE CZAS

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ LEKARZA,
ALE NIE ZDROWIE

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ POZYCJĘ,
ALE NIE SZACUNEK

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KREW KUPIĆ,
ALE NIE ŻYCIE

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ SEX,
ALE NIE MIŁOŚĆ

ZA PIENIĄDZE MOŻESZ
KUPIĆ ŁÓŻKO,
ALE NIE SEN


Wt wrz 25, 2007 21:10
Post 
Poruszę zatem kwestię niejako podstawową: tę mianowicie, że katolicyzm jest prześladowany stulecie po stuleciu przez irracjonalną nienawiść, która wyszukuje sobie coraz to nowe racje. Otóż o niemal wszystkich minionych herezjach można powiedzieć, że w oczach ludzkich są nie tylko minione, ale i martwe; czy to w Kościele, czy poza nim, nikt nie widzi dla nich racji bytu, ledwo tylko skończy się moda na ich
wyznawanie lub wygaśnie mania religijna. Nikt w dzisiejszych czasach nie pragnie przywrócenia Boskiego Prawa Królów,
które pierwsi anglikanie wysuwali jako argument przeciw papieżowi.
Nikt nie chce, by powrócił kalwinizm, który pierwsi purytanie wysuwali jako argument przeciw królom. Nikt nie żałuje, że ikonoklastom nie udało się zniszczyć wszystkich dzieł sztuki w Italii. Nikt nie rozpacza, że janseniści nie zdołali zniszczyć wszystkich dramatów we Francji. Nikt, kto wie cokolwiek o albigensach, nie narzeka, że nie nawrócili oni świata na pesymizm i perwersję.
Nikt, kto naprawdę rozumie logikę bilardów (skądinąd całkiem miłych ludzi), nie życzyłby sobie, by doprowadzili oni do odebrania wszelkich praw publicznych każdemu, kto nie jest w stanie łaski uświęcającej.
"Dominium zbudowane na łasce" to pobożny ideał, ale gdy rozważać go jako nakaz ignorowania policjanta, regulującego ruch na Picadilly, póki się nie dowiemy, czy był on ostatnio u spowiedzi, ideał ten zdaje się cokolwiek jakby nieaktualny.
W dziewięciu wypadkach na dziesięć Kościół katolicki bronił rozsądku i umiarkowania przeciw heretykom, którzy nieraz mocno przypominali wariatów.
A przecież w każdych czasach ciśnienie błędu napierało z ogromną siłą; błędem karmiły się całe pokolenia, wywierał wpływ tak przemożny, jak szkoła manchesterska w latach pięćdziesiątych XIX wieku lub fabianizm w okresie
mojej młodości.
Gdy jednak przestudiować wypadki historyczne, okazuje się, że duch czasów zmierzał w złą stronę, podczas gdy katolicy, przynajmniej relatywnie, zmierzali w dobrą. Rozum przetrwa tysiące zmiennych nastrojów.
Tak jak mówię, to tylko jeden aspekt sprawy, lecz pierwszy, który mi się nasunął i który doprowadził mnie do kolejnych. Kiedy ktoś sto razy z rzędu odnajduje właściwą drogę, musi się za tym kryć coś więcej niż przypadek.
Wszystkie dowody historyczne byłyby jednak niczym bez dowodów ludzkich, osobistych, wymagających zupełnie innej relacji. Starczy powiedzieć, że ci, którzy znają praktykę wiary katolickiej, stwierdzają nie tylko, że jest ona słuszna, ale że jest słuszna zawsze wtedy, gdy wszystko inne jest błędne.
To ona czyni konfesjonał autentyczną ostoją szczerości, gdy świat opowiada nonsensy o spowiedzi.
To ona podtrzymuje pokorę, gdy wszędzie wokół wysławia się pychę. Jest oskarżana o sentymentalne miłosierdzie, kiedy świat woli brutalny utylitaryzm; jest oskarżana o dogmatyczną surowość, kiedy świat woli krzykliwy i prostacki sentymentalizm - jak ma to miejsce współcześnie.
W miejscu, gdzie spotykają się wszystkie drogi, nie sposób wątpić, że drogi prowadzą w jedną stronę. Człowiek może żywić najróżniejsze poglądy, zazwyczaj uczciwe i nieraz słuszne, co do kwestii, gdzie należy skręcić w labiryncie ścieżek. Ale nie żywi poglądu, że znalazł się w środku; wie o tym."

Gilbert Keith Chesterton
1929


Obrazek

jedno z piekniejszych zdjec Chestertona


Śr wrz 26, 2007 14:51

Dołączył(a): Pt lut 17, 2006 19:17
Posty: 149
Post 
Historia pewnego krzyża


Stoi na ziemi jak punkt na mapie
krzyż betonowy i bardzo stary
przystań przechodniu On Ci opowie
tragiczną historię pewnej ofiary

Krzyż na pamiątkę tu postawiono
usiądź na chwilę gdzieś w jego cieniu
pomyśl o czasie który przeminął
odczytaj napis w głębokim skupieniu

Wsłuchaj się w ciszę wtedy usłyszysz
cichy szloch matki i łzy rozpaczy
dla niej to miejsce jest uświęcone
a śmierć dzieweczki tak wiele znaczy

Jak śmierć Jezusa na krzyżu zbawienia
rozrywa serce z okrutnej boleści
to straty dziecka tak niewinnego
rozum i serce zdołać nie pomieści

Tedy przechodniu u stóp tego krzyża
do Zbawcy świata w cierniowej koronie
za duszę dziecka za duszę zmarłych
do pokornej modlitwy złóż Swoje dłonie

Renia


Śr wrz 26, 2007 20:59
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Najczęściej jednak doświadcza się Ducha, który "zapala" swe światło w umyśle, czytając Pismo św. Kontynuuje On w Kościele dzieło Chrystusa, który po zmartwychwstaniu "oświecił umysły uczniów, aby rozumieli Pisma" (por. Łk 24, 45).

"Prawo całe jest ”duchowe” (Rz 7, 14); jednak to, co prawo chce duchowo oznaczać, nie jest znane wszystkim, lecz tylko tym, którym została dana łaska Ducha Świętego"[20].

Cała przebogata tradycja odnośnie do "duchowej lektury" słowa Bożego opiera się na tym przekonaniu. Pismo św., powiada konstytucja soborowa Dei verbum, "powinno być czytane i interpretowane w tym samym Duchu, w jakim zostało napisane"[21]. Czytać Biblię bez Ducha Świętego, to jak otwierać książkę nocą.

Zdarza się czasami czytać, a może nawet wiele razy komentować jakiś fragment Pisma, bez żadnego szczególnego uczucia. Następnie któregoś dnia, czyta się go w atmosferze wiary i modlitwy, i ów tekst nagle staje się jasny, zaczyna do nas przemawiać, rzuca światło na sytuację, którą przeżywamy, czyni jasną wolę Bożą. Nie tylko, lecz po upływie czasu, za każdym razem gdy się do tego tekstu powraca, czerpie się z niego tę samą siłę i światło. Czemu należy zawdzięczać tę zmianę, jeśli nie oświeceniu Ducha Świętego? Słowa Pisma, pod działaniem Ducha, zmieniają się w swego rodzaju słowa fluorescencyjne, które emitują światło.

Stanowi to jedno z najbardziej powszechnych i najmocniejszych doświadczeń, które towarzyszą przyjściu Ducha do duszy. Pismo św. się ożywia, każde zdanie wydaje się być adresowane osobiście do ciebie, aż do odebrania ci tchu czasami, jakby to Bóg we własnej osobie mówił do ciebie z niezmierną mocą i delikatnością. Słowa psalmów nagle wydają się tak nowe, tak bardzo świeże; otwierają w duszy niezmierzone horyzonty, wywołują w niej głębokie rezonanse. W takich wypadkach doświadcza się namacalnie, jak bardzo prawdziwe jest stwierdzenie, że słowo Boże jest "żywe i skuteczne" (por. Hbr 4, 12).

Jest to doświadczenie, które przeżywają wszyscy, nawet ci najprostsi; często osoby, które wcześniej nie studiowały specjalnie Biblii, zdają się zmierzać prosto do serca danego tekstu, lepiej, niż wielu uczonych, którzy nad nim ślęczeli latami z całą gamą narzędzi filologicznych do dyspozycji. To Duch Święty raz jeszcze odsłania Boże tajemnice "maluczkim" (por. Mt 11, 25).

[20] Orygenes, O początkach, Wstęp 8 (SCh 252, s. 86).
[21] Dei Verbum, n. 12.

Duch Święty doprowadza nas do pełnej prawdy - fragment książki Raniero Cantalamessa, ofmcap Pieśń Ducha Świętego, SSL, Warszawa, 2002.
http://www.cantalamessa.org/pl/articolo.php

Obrazek

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


N wrz 30, 2007 19:44
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
XXXII rozważania o Miłosierdziu Bożym - teksty ks. Sopoćki

Rozważanie XVII
CZEMU JESZCZE BOJAŹLIWI JESTEŚMY?

Jeżeli Bóg jest względem nas tak miłosierny, że nie tylko chętnie przebacza winy, ale nawet wyszukuje grzeszników i otwiera z radością ramiona na powitanie powracających, jeżeli ma dla nas uczucie prawdziwego Ojca Miłosierdzia, my winniśmy mieć dla Niego uczucie dzieci, których główną cechą jest ufność i miłość. Patrzmy na dziecię, jak przy najmniejszym niebezpieczeństwie przypomina, że ma matkę i zaraz do niej ucieka. Jakże wówczas czuje się bezpiecznie, jak spokojnie na jej łonie zasypia! Gdzie indziej trwożliwe i bojaźliwe, ale gdy jest przy matce czuje się silne i jakby z poza wału obronnego wyzywa swych nieprzyjaciół, zapominając o swej słabości i grożących niebezpieczeństwach. (...) Tak nam trzeba z ufnością zwracać się do Boga. (...) Bóg ustami proroka powiada: "Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie"(Iz 49,15).

(...) Jakże te słowa Pisma św. przeczą zapatrywaniu na Boga tych, którzy chcą widzieć w Nim tylko nieugiętego Pana z mieczem w ręku, co z nieubłaganą surowością domaga się tego, czego rzekomo nie dał, co zbiera to, czego nie posiał. Gdybyśmy mogli bezpośrednio teraz spojrzeć na biedną Dziecinę w stajence Betlejemskiej, co roni łzy za nas, - gdybyśmy Go podziwiali przy warsztacie u stóp Marii i Józefa, - gdybyśmy szli za Nim w Jego apostolskich pracach, jak oblany potem idzie od miasteczka do miasteczka, by głosić ewangelię ubogim, - gdybyśmy własnymi oczami patrzyli na tego litościwego Samarytanina, co się stał przyjacielem wszystkich strapionych, ostoją słabych, używającego swej wszechmocy tylko do leczenia chorych, uśmierzenia burz morskich, - gdybyśmy widzieli tego Dobrego Pasterza, z którego ust płynął miód i mleko, którego natchnione słowa tak głęboko wnikały w serce słuchaczy, - mielibyśmy wówczas o Nim pojęcie prawdziwsze jako Ojca Miłosiernego, pełnego prostoty w obcowaniu, otoczonego drobną dziatwą, której łaskawie błogosławi i pieści, - łaskawego dla największych grzeszników, którym grzechy odpuszcza, - nie wahającego się nawiedzać celników.
(...) Wówczas Jego spojrzenie ożywiałoby naszą nadzieję, Jego słowa wnosiłyby w dusze nasze pokój i pociechę, a wyrzuty sumienia powoli zmieniłyby się w świętą żałość, żal za grzechy - w łzy, łzy w radość, a radość w miłość.

O ludzie małej wiary, czemuż jeszcze wątpicie? Oto ten wielki Bóg, nieskończonego majestatu, zamiast przerażać, pragnie być naszym schronieniem.

(...) Ten Bóg co nas umiłował aż do Golgoty i ołtarza, żywi dla nas te same litosne i miłosierne uczucia. I tam w niebie - jak świadczy Apostoł - "wciąż żyje, aby się wstawiać za nami" (Hbr 7,25). On zawsze tak samo dobry, tak samo miłosierny w blaskach swej chwały, jak w poniżeniach swego śmiertelnego życia na ziemi.
A gdyby na łonie swej nieśmiertelnej chwały i potęgi mógł kiedyś o nas zapomnieć, - wtedy Jego rany niezabliźnione zaraz by Mu to przypomniały i wołałyby o miłosierdzie, o wiele głośniej, aniżeli grzechy nasze wołałyby o sprawiedliwość.

Ale po co wspominam o chwale i potędze Zbawiciela naszego w niebie? Spójrzmy na ołtarz: oto Baranek Boży jest tutaj czulszy, tkliwszy i o wiele przystępniejszy, aniżeli w swoim życiu ewangelicznym. (...) Zbliżmy się tu bez bojaźni, bo tu Jezus żąda tylko miłości. (...) Słuchajmy w milczeniu, co mówi ten przybytek ołtarza, ten stół przenajświętszy, który nie wyklucza nikogo, do którego Ojciec rodziny zaprasza, abyśmy razem zasiedli. Czemuż w sercu żywimy jeszcze uczucie bojaźni i nieufności? "Czemu bojaźliwi jesteście?"(Mt 8,26).

Zaprawdę w każdej świątyni katolickiej Jezus ogarnia nas i przepaja swym Miłosierdziem, gdyż tu wszystko głosi przebaczenie, gdyż tu wszystko wlewa ufność w nasze serca. Tu woda zbawienia zatapia nasze grzechy, odradza i uświęca. Tu święty balsam przy bierzmowaniu utwierdza nas siłą Ducha Jezusowego i leczy z wrodzonej naszej słabości. Tu trybunały Miłosierdzia, w których nasz Sędzia staje się teraz naszym Obrońcą. Nad głowami wznosi się sklepienie, zasłaniając przed niebem, by nas bronić przed gromami sprawiedliwości. Wszędzie widzimy ołtarze, na których kapłani składają niekrwawą ofiarę, w której Krew Odkupiciela płynie strugami, zalewa nas, uświęca, odradza, uszlachetnia i przebóstwia. I czemuż jeszcze bojaźliwi jesteśmy?

(Sł. B. ks. M.Sopoćko, Rozważania o Miłosierdziu Bożym.
Miłosierdzie Boże względem grzeszników, AZSJM, mps, s.11-13)


źródło:
http://www.faustyna.eu/

Obrazek

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Śr paź 03, 2007 17:39
Zobacz profil

Dołączył(a): Cz paź 04, 2007 8:09
Posty: 35
Post 
(śp.)Headtrush --> "Niedoskonały"

Moje oczy Cię nie widzą,
Moje uszy Cię nie słyszą,
Moje nozdrza Cię nie czują,
Palce Cię nie dotykają,
Usta Ciebie nie smakują,
Moje zmysły przytłumione,
Moje zmysły przytępione,
Moje zmysły zaślepione!

Moje dusza wie, że jesteś,
Więc tak bardzo się raduję,
Powiedz, kiedy znowu przyjdziesz,
Moja dusza Ciebie pragnie PANIE!!!

Widzą Boże to, co robię,
Twoje oczy doskonałe,
I nie wszystko to, co czynię,
Godne Twojej jest pochwały.

Lecz nie mogę,
Nad tym wszystkim,
BOŻE,
Teraz zapanować, dodaj,
Dodaj mi sił bym mógł CIEBIE oglądać!!!

Panie mój proszę Cię,
Ty do końca prowadź mnie,
BOŻE mój kocham Cię,


W wierze mojej wzmocnij mnie!!!
(www.headtrush.of.pl)

Tak w ogóle to witam forumowiczów!

_________________
...Widzą Boże to, co robię,Twoje oczy doskonałe,I nie wszystko to, co czynię, Godne Twojej jest pochwały...
<-- Headtrush ("Niedoskonały")


Cz paź 04, 2007 10:41
Zobacz profil

Dołączył(a): Pt lut 17, 2006 19:17
Posty: 149
Post 
Szukam Twoich śladów


Szukam Twych śladów na łące zielonej
na polu w lesie na niebie w chmurach
w ożywczych strugach letniego deszczu
w rozległych dolinach wysokich górach

Szukam Cię w troskach dnia codziennego
w chwili radości w chwili zwątpienia
na drodze usłanej kolcami trudności
wciąż szukam śladów twego istnienia

W kapliczce przydrożnej i polnym krzyżu
w głębokiej ciszy kościoła wiejskiego
w cudzie narodzin i cieniu śmierci
w uśmiechu dziecka rozbawionego

Daremny mój trud daremne starania
wystarczy tylko popatrzeć przed siebie
na słońce na rosę na płatki śniegu
na świat który zawsze jest pełen Ciebie


Cz paź 04, 2007 20:50
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
XXXII rozważania o Miłosierdziu Bożym - teksty ks. Sopoćki

Rozważanie XXV
O DUCHU WIARY


"Dodaj nam wiary" (Łk 17,5).
Tak Apostołowie prosili Zbawiciela o pomnożenie w nich wiary, rozumiejąc, że wiara jest łaską, darem Miłosierdzia Bożego, którego sami z siebie nie są godni i dlatego pokornie proszą o ten dar jako o największe dobrodziejstwo. Zbawiciel odpowiedział: "Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze, a byłaby wam posłuszna" (Łk 17,6). Tu Chrystus mówi o potędze wiary, aby zachęcić uczniów do jej pragnienia i prośby o nią.

Jest ogólne prawo na świecie, że wielkie rzeczy zwykle mają mały początek: z małej iskry powstaje wielki pożar, z małych nieporozumień - wielkie gniewy, a nieraz i wojny, z małego ziarnka wyrasta wielkie drzewo. Do ziarnka Zbawiciel porównał Królestwo Boże - królestwo łaski, które wciąż wzrasta przy współpracy człowieka. "Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli" (Mt 13,31).

Przy chrzcie św. wlał Bóg do duszy naszej łaskę wiary. (...) Ta wiara była jeszcze w zarodku i nie zawsze kierowała naszymi czynami, potem powoli wzrastała i rozwijała się, aż wreszcie urosła do rozmiarów, że objęła wszystkie władze duszy.

(...) Wiara jest ot uznanie za prawdę, co Bóg nam objawił i przez Kościół podał do wierzenia, - jest to hołd, jaki nasz rozum składa bez zastrzeżeń prawdomówności Boga (...) "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze Mnie" (J 14,6). Otóż przyjmując to świadectwo Chrystusa i poddając swój rozum słowom Jego, wykonujemy akt wiary, który często powtarzany wyrabia ducha wiary.

Aby się z Boga narodzić i być dzieckiem Boga, trzeba uwierzyć i przyjąć Chrystusa. Świat zna tylko życie naturalne i podziwia to, co błyszczy, oceniając wszystko z pozorów, a ignoruje życie nadprzyrodzone. Wprawdzie wysiłkiem woli i wytrwałości można dojść do pewnej doskonałości naturalnej, ale między nią, a życiem nadnaturalnym istnieje przepaść nie do przebycia. Wiara wynosi duszę ponad cały świat przyrodzony i daje nam zwycięstwo nad światem oraz wprowadza w sferę,
do której oczy świata nie sięgają. "wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu" (Kol 3,3).

(...) Życie łaski otrzymane na chrzcie jest ziarnem, z którego ma wyrosnąć świętość (...) chrześcijanina, gdyż wiara (...) jest fundamentem i korzeniem. Kto więc chce wejść na szczyty doskonałości i kontemplacji, winien ugruntować się w wierze.
Jak drzewo czerpie swa siłę z korzeni, tak życie chrześcijanina z wiary: ona jest nieodzownym warunkiem wszelkiego życia, wszelkiego postępu duchowego i szczytu doskonałości.

(...) Wiara ma być korzeniem wszystkich czynności całego życia naszego: czy w kościele, czy przy stole, czy w podróży - wszędzie ma nas ożywiać duch wiary.
Są ludzie, co tylko w pewnych okolicznościach ożywieni są duchem wiary, np. na modlitwie, przy słuchaniu (odprawianiu) Mszy św. itp., ale gdy przechodzą do zajęć codziennych, zapominają o Bogu i (...) wierze.
(...) Tylko w pewnych okolicznościach robią użytek z wiary, a poza tym dają jej urlop. Takie życie wydane jest na łaskę i niełaskę wrażeń, skoków, temperamentów, humoru, pokus itp.: jest to życie niepewne i chwiejne, zmienia się dnia każdego zależnie od kapryśnej busoli, która nimi kieruje. Lecz gdy żyjemy z wiary, gdy ona jest korzeniem i źródłem całej naszej działalności, wtedy życie nabiera mocy i stałości mimo trudności z zewnątrz i z wewnątrz, mimo ciemności, przeciwności i pokus. Wówczas bowiem oceniamy wszystko jak Bóg ocenia, uczestniczymy
w niezmienności, stałości Boga.

(...) Prośmy (...) często Boga o światło wiary, która jest darem Bożym. Otrzymaliśmy go na chrzcie św., ale obowiązkiem naszym jest rozwijać ten dar i wołać z Apostołami: "Dodaj nam wiary" (Łk 17,5). Wołajmy często do Zbawiciela, jak wołał ojciec dziecka opętanego: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!" (Mk 9,24). Rozwijajmy i wzmacniajmy wiarę przez odpowiednie akty nie tylko podczas ćwiczeń duchownych, ale i podczas zwyczajnych zajęć. Patrzmy na wszystko okiem wiary, a unikniemy szablonu, który jest jednym z największych niebezpieczeństw w naszym życiu. Przenikajmy wiarą najdrobniejsze nasze czynności, codziennie od poranka do nocy,
a im bardziej postąpimy w wierze, im ona będzie mocniejsza, żarliwsza i czynniejsza, - tym bardziej obfitować będziemy w radość i pokój, gdyż wobec rozszerzenia się nowych horyzontów, będzie się wzmacniać nadzieja nasza i potęgować miłość Boga i bliźniego. (...)

(Sł. B. ks. M.Sopoćko, Rozważania o Miłosierdziu Bożym i konferencje.
O duchu wiary, AAB, T. LVII, mps, s. 256-260)


źródło:
http://www.faustyna.eu/

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


N paź 07, 2007 8:25
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer
ROZWAŻANIA O WIERZE
Z zagadnień teologii duchowości (fragment)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TS ... ra_00.html

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Wt paź 09, 2007 8:16
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N kwi 10, 2005 8:12
Posty: 2721
Post 
Jak modlić się na różańcu

Aleksandra Felenzer

„Nie odmawiam Różańca. To naprawdę jest nudne, poza tym nic z tego nie mam, żadnych korzyści”. Czyż nie brzmi to znajomo?
Każdy człowiek dorastający w rodzinie katolickiej jest zaznajomiony z Różańcem w większym lub w mniejszym stopniu. Jako dzieci nie rozumiemy treści modlitwy, ale wiemy, że musi ona być bardzo ważna, skoro uczą nas tego rodzice, dziadkowie, katecheci. Już jako starsi, mądrzejsi, często sięgamy po różaniec wierząc w jego ogromną moc lub po to, aby prosić o pomoc, gdy natrafiamu w życiu na trudności i niepowodzenia. Dotykając tajemniczych paciorków i monotonnie odmawiajac modlitwę, nie dając nic w zamian, możemy wpaść w zwykłą rutynę wypowiadania słów, których nauczyliśmy się powtarzać codziennie, a to nie będzie prawdziwa i szczera modlitwa różańcowa.
Jeśli każdy dorosły człowiek zastanowi się przez chwilę i zada sobie pytania: Dlaczego bierze do ręki różaniec, co chce osiągną modląc się na nim, czy chce prosić tylko o korzyści, których oczekuje w zamian za powtarzanie słów, nie wkładając w to żadnego wysiłku? Otóż, Różaniec, jak każda inna modlitwa, jest medytacją, dzięki której jesteśmy w stanie połączyć się z tejemnicą Bożego miłosierdzia. Ponieważ modlitwa jest medytacją, wymaga ona od nas poświęcenia, włożenia wysiłku, a nie tylko recytowania słów z pamięci.
Nasza wyobraźnia pozwala nam poddać się medytacji i poznania tajemnic Różańca, który stanie się wtedy dla nas żywy. Jak to można osiągnąć? Na przykład weźmy tajemnicę cierpienia i ukrzyżowania Jezusa. Po wstępnej modlitwie wyobraź sobie siebie, jako uczestnika tej sceny. Zadaj sobie pytanie: Gdzie jestem? Kogo tam widzę? Czy mogę dotknąć krzyża? Czy mogę dotknąć Jezusa? Gdzie jest Matka Boża? Gdzie są Apostołowie? Jak brzmi głos Jezusa? Wczuwając się w taki obraz należy zdać sobie sprawę, jakie są przede wszystkim moje uczucia? Czy czuję wielki smutek? Czy odczuwam ogromnę wdzięczność za łaski Boże? Ale najważniejsze jest to, żeby zadać sobie pytanie – czy jest w tej tajemnicy jakaś wiadomość dla mnie, jakieś przesłanie.
Używając przykładowo takiej metody modliwy, Różaniec stanie się bardziej wciągajacy, a nie nudny, jak wydawał nam się dotychczas.

http://www.niedziela.pl/artykul_w_niedz ... 0341&nr=14

_________________
Codziennie jeden cytat z nauczania ojców Kościoła – blog:
http://ojcowiewiary.blogspot.com/


Cz paź 11, 2007 9:11
Zobacz profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 852 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 30, 31, 32, 33, 34, 35, 36 ... 57  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
cron
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL