rozpoczecie NPR w malzenstwie...
| Autor |
Wiadomość |
|
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Rita napisał(a): Niestety nie znasz kobiet i współczuję twojej partnerce. Zapewniam cię że w naszym związku nie potrzebujemy ani współczucia, ani rzecznika ineresu mojej żony - w razie problemów zwraca się do mnie bezpośrednio. Jeszcze raz powtórzę że odkrywanie siebie, poznawanie swoich reakcji ma z samej swojej natury ekscytujący charakter, czego później (niestety) brak, bo (na szczęście) zostaje zastąpiony przez pewność i znajomość potrzeb partnera, pewną zdolność "porozumienia bez słów". Czyżby była pani Obrończynią-Praw-Poniewieranych-Kobiet która Wie-Czego-Komu-Potrzeba-Lepiej-Od-Samego-Zainteresowanego? Rita napisał(a): Pewnie że dla faceta to jest super łatwe, bo u was wszystko jest na wierzchu. Oj, jak ty nie znasz facetów...
Jesteśmy jak cebule
Serio, serio!
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
| Pt sty 25, 2008 7:23 |
|
|
|
 |
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Asienkka napisał(a): Rita, wszystko zależy od konkretnego przypadku  Od tzw. "urody kobiety"  Przez pierwsze 3 cykle (od rozpoczęcia obserwacji - stosowania NPR'u) dniami płodnymi są dni - od pierwszego dnia krwawienia do trzech dni po skoku temperatury (w skrócie) czyli na współżycie jest te 12 do 16 dni - po owulacji. No, niestety - nie. 12 - 16 trwa faza lutealna, tzn. faza podwyyższonych temperatur. Od tego trzeba odjąć owe trzy dni podwyższonej temperatury, co daje 9 - 13 dni na współżycie. Co do fazy I to jest faktycznie różnie. Jest np. taka zasada Rotzera: Cytuj: Jeżeli osoba początkująca dysponuje zapiskami odnośnie długości cyklu z conajmniej 12 cykli i żaden z cykli nie był krótszy niż 26 dni może uznać pierwszych 6 dni cyklu za niepłodne o ile nie wystąpily wcześniej żadne objawy płodności (odczucie wilgotności, śluz). Te sześć dni - to pierwsze dni cyklu, czyli miesiączka...
Inne metody wyznaczania fazy I opisane są np. tu http://www.embrion.pl/npr/poczatek.htm#6 dni
|
| Pt sty 25, 2008 7:31 |
|
 |
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
Dodam jeszcze, że statystyczna faza lutealna zdrowych kobiet to nieco ponad 13 dni (chyba Szymański).
|
| Pt sty 25, 2008 7:35 |
|
|
|
 |
|
Emil
Dołączył(a): Wt sty 17, 2006 14:41 Posty: 471
|
Asienkka napisał(a): Z tego co wiem - jeżeli nawet w grę wchodzi sama faza lutealna (ale rzadko tylko ona wchodzi...), to w cyklu jest 12 do 16 dni 'poowulacyjnych'. Nie myl dni poowulacyjnych z dniami niepłodnymi! Od liczb które podałaś trzeba odjąć minimum 3 dni podwyższonej temperatury, a w praktyce 5 dni, bo rzadko jest tak, aby objawy śluzu i temperatury były zgodne, a nawet jeżeli to, owulacja może być 1 dzień wcześniej lub później. Dla małżonków mających poważne powody do odłożenia poczęcia, skutkuje to przedziałem 7-11 dni na współżycie. A tak w ogóle, to widzę że bardzo teoretyzujesz. To co piszesz, ma niewiele wspólnego z prozą, a często dramatem, małżeńskiego pożycia. Nie wiem, czy doświadczyłaś kiedykolwiek co w praktyce oznacza sformułowanie bardzo ważne powody. Wierz mi, wtedy I faza naprawdę odpada. Nie bez powodu tę fazę nazywa się niepłodnością względną. Spróbuj sobie wygooglać określenie schiza ciążowa. Asienkka napisał(a): Jeżeli faza ta jest krótsza niż 12 - to znaczy, że coś jest nie tak i kobieta powinna udać się do ginekologa.
Świetna rada, ale z gatunku tych, którymi piekło jest wybrukowane. Poziom wiedzy i umiejętności ginekologów opłacanych przez NFZ jest najczęściej żenujący, niejedna forumowiczka z LMM wie o cyklu więcej niż oni. Na prywatnego ginekologa nie każdego stać. Poza tym, krótka faza lutealna nie zawsze jest wynikiem choroby, np. jest to typowa cecha cykli w okresie premenopauzy.
_________________ Broniąc rodziny Kościół zapomniał o małżonkach
|
| Pt sty 25, 2008 9:49 |
|
 |
|
rozalka
Moderator
Dołączył(a): Pt mar 19, 2004 19:24 Posty: 3644
|
A powiem Wam na marginesie, że NPR po porodzie to już totalny kosmos 
_________________ Co dalej za zakrętem jest? Kamieni mnóstwo Pod kamieniami leży szkło Szło by się długo Gdyby nie to szkło, to by się szło... ♪
|
| Pt sty 25, 2008 10:34 |
|
|
|
 |
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
rozalka napisał(a): A powiem Wam na marginesie, że NPR po porodzie to już totalny kosmos  A wiemy 
|
| Pt sty 25, 2008 15:43 |
|
 |
|
Asienkka
Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41 Posty: 4103
|
Mateola! Masz rację, źle to opisałam
W każdym razie - powinno być około 9 do 13 dni.
Emil napisał(a): Asienkka napisał(a): Z tego co wiem - jeżeli nawet w grę wchodzi sama faza lutealna (ale rzadko tylko ona wchodzi...), to w cyklu jest 12 do 16 dni 'poowulacyjnych'. Nie myl dni poowulacyjnych z dniami niepłodnymi! Od liczb które podałaś trzeba odjąć minimum 3 dni podwyższonej temperatury, a w praktyce 5 dni, bo rzadko jest tak, aby objawy śluzu i temperatury były zgodne, a nawet jeżeli to, owulacja może być 1 dzień wcześniej lub później. Dla małżonków mających poważne powody do odłożenia poczęcia, skutkuje to przedziałem 7-11 dni na współżycie. A tak w ogóle, to widzę że bardzo teoretyzujesz. To co piszesz, ma niewiele wspólnego z prozą, a często dramatem, małżeńskiego pożycia. Nie wiem, czy doświadczyłaś kiedykolwiek co w praktyce oznacza sformułowanie bardzo ważne powody. Wierz mi, wtedy I faza naprawdę odpada. Nie bez powodu tę fazę nazywa się niepłodnością względną. Spróbuj sobie wygooglać określenie schiza ciążowa. Emilu - akurat znam trochę małżeństw stosujących NPR - jedno z nich ma pewne problemy. Reszta już dłuższy czas stosuje tą metodę - bez większych problemów - korzystają z fazy względnej i bezwzględnej. Być może mam taki a nie inny odbiór problemu - gdyż znam akurat takie małżeństwa. Znam je dosyć dobrze i ufam im na tyle, że wierze w to co mówią  I zdaje sobie sprawę z tego, że faktycznie występują 'ważne powody' - w praktyce. I nie narzucam wszystkim tych metod, potępiając przy okazji za stosowanie prezerwatyw czy tabletek  Ty bazujesz na problemach - zapewne swoich i jakiś znajomych osób. Jednak dosyć często wypowiadasz się z pozycji osoby, która uważa NPR - za jedną, wielką porażkę. Tak jak i ginekolodzy, którzy z góry skreślają tą metodę - już na wstępie wyśmiewając ją na wykładach z medycyny  A pytając ich o konkrety, nazywają ją kalendarzykiem i w sumie nie bardzo wiedząc o co w niej chodzi, ale plusów to ona żadnych nie ma. Cytuj: Asienkka napisał(a): Jeżeli faza ta jest krótsza niż 12 - to znaczy, że coś jest nie tak i kobieta powinna udać się do ginekologa. Świetna rada, ale z gatunku tych, którymi piekło jest wybrukowane. Poziom wiedzy i umiejętności ginekologów opłacanych przez NFZ jest najczęściej żenujący, niejedna forumowiczka z LMM wie o cyklu więcej niż oni. Na prywatnego ginekologa nie każdego stać. Poza tym, krótka faza lutealna nie zawsze jest wynikiem choroby, np. jest to typowa cecha cykli w okresie premenopauzy.
Piekło dobrymi radami nie jest wybrukowane, to powiedzenie jest niedorzeczne
Prywatni ginekolodzy nie są wcale lepsi - więc to bez różnicy.
Tak, krótka faza lutealna nie zawsze jest wynikiem choroby - jednak z tego co mi wiadomo, zdaje się że w Rosji - właśnie NPRowcom udało się uratować już troszeczkę ciąż - na podstawie obserwacji tej fazy.
_________________ Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.
|
| Pt sty 25, 2008 16:00 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
goostaf, napisałeś:
Cytuj: Niektórzy, choćby nie wiem jak długo ćwiczyli, nie nauczą się grać na skrzypcach.
Podczas okresu absynencji też można uczyć się swoich reakcji (mimo braku współżycia nadal jest się istotą seksualną).
Seksem można się cieszyć tak samo, gdy jest nieporadny, niewprawiony, jak gdy jest perfekcyjnie wykonany. Wręcz ośmielę się twierdzić, że pierwsze seksualne, mimo "niezgrabności" doświadczenia były lepsze! (bo świeże), bardziej zapadające w pamięć (prznajmniej u mnie).
Napisała, że nic nie wiesz o kobiecie i jej potrzebach, bo:
Pierwsze zdanie jest bzdurą. Wiele kobiet nie przeżywa orgazmu z powodu nieznajomości własnego ciała, zbyt krótkiego stosunku, z przyczyn psychicznych (kompleksy, stres, że znowu nie będą miały orgazmu itp.). Nie bez powodu mówi się, że orgazm jest umiejętnością wyuczoną, bo po prostu trzeba się tego nauczyć. Nie nauczysz się reakcji swojej kobiety bez stosunku! Ja mówię tu o nauce odczuwania maksymalnej przyjemności z seksu czyli intensywnych, wielokrotnych orgazmów pochwowych (tzw.). Tego można się nauczyć tylko i wyłącznie współżyjąc (chyba że twoja partnerka się masturbuje, wtedy rzeczywiście współżycie nie jest niezbędne  ).
Drugą totalną bzdurą, którą napisałeś jest to, że pierwsze stosunki były bardziej "fascynujące". Dla mężczyzny na pewno może tak być. Mężczyźni na prawdę mają wszystko na wierzchu (jeżeli u ciebie jest inaczej, to radzę się zgłosić do lekarza). Mężczyźni zwykle nie mają problemu z osiągnięciem orgazmu. Kobiety mają ogromne. Niedoświadczone kobiety prawie nigdy nie osiągają orgazmu w czasie penetracji, nierzadko nawet w czasie pettingu. Oczywiście seks nadal może być przyjemny, ale "to nie jest to" i kobieta zdaje sobie z tego sprawę. Seks bez orgazmu nie jest tak fascynujące jak seks z orgazmem, dlatego pierwsze kroki DLA KOBIET nie są aż tak fascynujące. Seks zaczyna naprawdę cieszyć kobietę, jak wie, jak doprowadzić do szczytowania, jak sama ma maksymalną kontrolę nad własnym ciałem.
Najsmutniejsze jest to, że wiele kobiet wie o swoim ciele tak mało i tak mało zna własną anatomię, że w ogóle nie podejrzewa, że może przeżyć fantastyczny orgazm, bo ma naprawdę mało okazji żeby się tego nauczyć, a religia nie pozwala na masturbację, która w tym bardzo pomaga. Takie kobiety zazwyczaj są zadowolone z seksu, bo nie wiedzą, że może być lepiej, bo myślą, że jak jest miło, to wystarczy, bo są zniechęcone kolejnymi stosunkami, które nie przynoszą szczytowania i przechodzą z tym do porządku dziennego ciesząc się chociaż tym co mają! 90% kobiet przynajmniej raz w życiu udawało orgazm. Ile z nich uwierzyło, że rzeczywiście go przeżyło? Ja piszę w imieniu większości kobiet, jak nie wszystkich.
|
| So sty 26, 2008 20:20 |
|
 |
|
Emil
Dołączył(a): Wt sty 17, 2006 14:41 Posty: 471
|
Asienkka napisał(a): Emilu - akurat znam trochę małżeństw stosujących NPR - jedno z nich ma pewne problemy. Reszta już dłuższy czas stosuje tą metodę - bez większych problemów - korzystają z fazy względnej i bezwzględnej.
W jakim wieku są Twoi znajomi? Mają 20 czy 40 lat? Jaki mają staż małżeński? To lata czy dziesiątki lat? Moim zdaniem wiek w sposób zasadniczy wpływa na ocenę NR-u. Po prostu, 40-latkowie już raczej nie chcą mieć więcej dzieci. A NPR w tym wieku, aby był skuteczny, zmusza do dramatycznego ograniczenia współżycia. Asienkka napisał(a): Jednak dosyć często wypowiadasz się z pozycji osoby, która uważa NPR - za jedną, wielką porażkę.
To nie do końca jest prawda. Przez pierwsze kilka lat małżeństwa byłem gorącym zwolennikiem NPR-u. Metoda ta dawała wtedy dużo korzyści i nie była zbyt uciążliwa. Teraz NPR wywołuje w moim małżeństwie bardzo wiele zła.
Mam wrażenie, że podobna zmiana poglądów wraz z upływem czasu jest często spotykana. Nawet na tym forum najbardziej żarliwi obrońcy NPR-u to osoby o króciutkim stażu małżeńskim, albo wręcz będący jeszcze przed zawarciem małżeństwa. A najwięksi krytycy są mniej więcej w moim wieku.
_________________ Broniąc rodziny Kościół zapomniał o małżonkach
|
| N sty 27, 2008 22:24 |
|
 |
|
Asienkka
Dołączył(a): Wt gru 23, 2003 0:41 Posty: 4103
|
Ci o których pisałam, że mają problemy - są pod 40. Tutaj jest kwestia raczej strachu kobiety niż mężczyzny - źle znosiła swoje ciąże - i teraz się boi... I faktycznie - wykluczyli fazę względną...
Reszta - to jednak w większości młode małżeństwa - z kilkuletnim stażem.
Chociaż są i tacy pod 50 - ale oni byli zawsze otwarci na dzieci 
_________________ Mądremu tłumaczyć nie trzeba, głupi i tak nie zrozumie.
|
| N sty 27, 2008 23:00 |
|
 |
|
Anonim (konto usunięte)
|
|
| Pn sty 28, 2008 0:07 |
|
 |
|
Krzysztof_J
Dołączył(a): Cz sie 24, 2006 9:08 Posty: 928
|
Asienkka napisał(a): Ci o których pisałam, że mają problemy - są pod 40. Tutaj jest kwestia raczej strachu kobiety niż mężczyzny - źle znosiła swoje ciąże - i teraz się boi... I faktycznie - wykluczyli fazę względną... Reszta - to jednak w większości młode małżeństwa - z kilkuletnim stażem.
Ależ to jest właśnie dokładnie to, o czym pisze Emil:
najbardziej żarliwi obrońcy NPR-u to osoby o króciutkim stażu małżeńskim, albo wręcz będący jeszcze przed zawarciem małżeństwa. A najwięksi krytycy są mniej więcej w moim wieku.
|
| Pn sty 28, 2008 8:02 |
|
 |
|
mateola
Dołączył(a): Pt cze 16, 2006 4:23 Posty: 1814
|
A ja uważam, że nic nie działa lepiej, niż własne doświadczenie...
Sama przed ślubem byłam entuzjastycznie nastawiona do npru. Wyglądało to bardzo obiecująco. Npr był cudowny także na początku, wtedy, gdy staraliśmy się o dzieci, albo gdy nie planowaliśmy ich "tylko trochę"
Były w moim życiu także i takie fazy, kiedy nie chciałam w ogóle znać npru.
Teraz - jest to po prostu metoda, którą stosujemy, by nie mieć więcej dzieci. Ma swoje plusy i minusy. Pewnie, gdyby nie zdanie Kościoła, stosowalibyśmy npr i tak (no, może trochę wzmocniony;)
Co będzie dalej? Zobaczymy... może nie dożyję?
(tzn - nie będę się martwić na zapas
Jeśli chodzi o naukę npru, o rozpoczęcie jego stosowania, to moim zdaniem ważne jest, by zapoznać się nie tylko z lukrowaną jego stroną, ale i z tą ciemniejszą. A i tak życie ustawi wszystko we właściwym miejscu.
|
| Pn sty 28, 2008 8:25 |
|
 |
|
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Rita napisał(a): Nie bez powodu mówi się, że orgazm jest umiejętnością wyuczoną, bo po prostu trzeba się tego nauczyć. Nie nauczysz się reakcji swojej kobiety bez stosunku! (...) Tego można się nauczyć tylko i wyłącznie współżyjąc (chyba że twoja partnerka się masturbuje, wtedy rzeczywiście współżycie nie jest niezbędne  ). Gdy tak piszesz odnoszę wrażenie, że masz mylne pojęcie o NPR. Pozwól że Ci wyjaśnię: NPR nie polega na zakazie stosunku. NPR-owcy współżyją! Naprawdę! Rita napisał(a): Niedoświadczone kobiety prawie nigdy nie osiągają orgazmu w czasie penetracji, nierzadko nawet w czasie pettingu. Petting jest "wyższą" formą seksu od stosunku pełnego? Rita napisał(a): Ja piszę w imieniu większości kobiet, jak nie wszystkich.
Jak przypuszczałem: jesteś rzeczniczką ludzkości (przynajmniej jej piękniejszej części).
Ufam że ta apoteoza spełniania nie ma służyć wywołaniu ogólnoludzkiego pędu za orgazmem.
Głos mateoli jest rozsądny.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
| Pn sty 28, 2008 8:33 |
|
 |
|
goostaf
Dołączył(a): Śr lut 01, 2006 8:49 Posty: 870
|
Jeszcze powrócę do dyskusji z Ritą:
Na jakiej podstawie sugerujesz, że kobieta z pary NPR-owej nie jest w stanie nauczyć się orgazmu? Z pewnością niektóre uczą się tego szybciej, niektóre wolniej, pewnie są i takie które nie muszą się tego uczyć. Ale nie masz żadnych podstaw by twierdzić, że jeśli stosuje NPR, to pozbawia się możliwości przeżywania orgzamu.
Skoro orgazm jest tak diabelnie ważny, jeśli ten reżim orgazmu ma być argumentem przeciw stosowaniu NPR, to może też stosować go jako usprawiedliwienie zdrady ( "wiesz kochanie, z Witkiem nauczyłam się tak przeżywać orgazm że z tobą zajęłoby mi to z 5 lat. Wiem że to dla ciebie bolesne, ale zrozum: orgazm ponad wszystko").
Problem z nauką orgazmu nie jest jedynie kwestią częstości czy też rozłożenia w czasie odbywanych stosunków. Chyba zgodzisz się z tym, że dużo zależy od wzajemnego wyczucia, otwartości na osobę, z którą się współżyje. Choćby kobieta współżyła 2x dziennie przez okrągły rok ze skrajnym egoistą, to wątpię żeby cieszyła się z orgazmu: wręcz popadałaby w upodlenie czując się jak maszyna do zaspokajania i pojemnik na spremę.
Rita napisał(a): Drugą totalną bzdurą, którą napisałeś jest to, że pierwsze stosunki były bardziej "fascynujące". Dla mężczyzny na pewno może tak być. Mężczyźni na prawdę mają wszystko na wierzchu (jeżeli u ciebie jest inaczej, to radzę się zgłosić do lekarza). Mężczyźni zwykle nie mają problemu z osiągnięciem orgazmu.
Prawda że mężczyźni nie mają takich problemów z przeżywaniem orgazmu, ale uwierz mi: nie mam "wszystkiego na wierzchu" (jak to określiłaś). Ośmielę się twierdzić że moim najważniejszym organem seksualnym jest mózg, a tutaj mężczyźni mają problemy, bo ten ogran lubi płatać figle, wpływając np na układ "hydrauliczny" (pisałem: jesteśmy jak cebula). Stąd trafnie napisałaś, że mężczyźni zwykle nie mają problemów z orgazmem. I wtedy kiedy jest w wieku kiedy doświadczenie pozwala jej w pełni cieszyć się orgazmem, oni mogą mieć problemy z rozpoczęciem stosunku (a gdzie orgazm). Widzę takie wyjścia z tej sytuacji:
- dojrzałe kobiety powinny wiązać się z dużo młodszymi mężczyznami
- utworzyć specjalne "szkoły orgazmu", w których dzięku intensywnemu "treningowi" (wielkokrotne współżycie) kobiety uczyłyby się orgazmu ( "Tego można się nauczyć tylko i wyłącznie współżyjąc" - Rita)
- rozpoczęcie nauki jak najwcześniej, od momentu wejścia dziewczęcia w etap dojrzałości umożliwiający podjęcie współżycia
- wzajemna otwartość i wyrozumiałość partnerów
Posunąłem się dalego w absurdach, to prawda. Absurdem jest też dyskredytowanie NPR because "ona nie ma orgazmu".
NPR to metoda - ma plusy i minusy. Prawda że trzeba stosować się do reżimu regulującego okresy powstrzymywania się od współżycia, ale nie możesz twierdzić że stosując NPR kobieta nie ma szans nauczyć się orgazmu.
_________________ Powiedziano ci, człowiecze, co jest dobre. I czegoż żąda Pan od ciebie, jeśli nie pełnienia sprawiedliwości, umiłowania życzliwości i pokornego obcowania z Bogiem twoim Micheasz 6:8
|
| Pn sty 28, 2008 12:13 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|