Może pomoże

teoria znajdowania Boga

, którą opracowałam na przykładach z literatury.
Wychodzę z założenia, że Bóg zawsze pierwszy znajduje człowieka, ponieważ nie zapomina i nie odrzuca bez szansy nikogo - Jemu ciągle zależy na osobowym spotkaniu, by pomagać człowiekowi, zbawiać go, być z nim: Aby człowiekowi było lżej na duszy, był dobrej myśli i absolutnie szczęśliwy - tzn. mocny duchowo, niezależnie od okoliczności.
Ludzkie znajdowanie Boga uznaję więc za wtórne wobec Bożej nadziei, żeby człowiek z wolnego wyboru życzył sobie (i innym też

) Jego istnienia.
1. Podstawą znajdowania Boga wydaje mi się dobra wola człowieka względem Pana Boga, na którą On czeka i do której odnosi się pozytywnie

, jak świadczy wiersz Leopolda Staffa:
***
Kto szuka Cię, już znalazł Ciebie,
Ma Cię, komu Ciebie trzeba,
Kto tęskni w niebo Twe, jest w niebie,
Kto głodny, je z Twojego chleba.
Nie widzą Ciebie moje oczy,
Nie słyszą Ciebie moje uszy,
A jesteś światłem w mej pomroczy,
I jesteś śpiewem w mojej duszy!
2. Dalej może się, czy raczej musi się, pojawić problem, by Pan Bóg mógł być tym, kim jest, a nie takim, jakby ktoś oczekiwał, realizatorem życzeń. Potrzeba od tego narzucania Bogu własnych ograniczeń dystansu, oczyszczenia...
O Bogu, który jakby wraca z oddalenia, z ukrycia, wspomina wiersz ks. Jana Twardowskiego:
Szukałem
Szukałem w książkach
przez cud niemówienia o samym sobie
przez cnoty gorące i zimne
w ciemnym oknie gdzie księżyc udaje niewinnego
a tylu pożenił głuptasów
w znajomy sposób
w ogrodzie gdzie chodzil gawron czyli gapa
w polu gdzie w lipcu zboże twardnieje i żółknie
przez protekcję ascety który nie jadł
więc się modlił tylko przed zmartwieniem i po zmartwieniu
w kościele kiedy nikogo nie było
i nagle przyszedł nieoczekiwany
jak żurawiny po pierwszym mrozie
z sercem pomiędzy jedną ręką a drugą
i powiedział
dlaczego mnie szukasz
na mnie trzeba czasem poczekać
A czasem też, jak się zdaje, przejść jakby próbę ogniową wiary, aby została czystą ufnością (bez zastrzeżeń), mimo to, co nie po myśli człowieka:
Ogień
Patrzę Jezus na brzegu
wydawał się łatwy
taki do serca na co dzień
Mówił: - Przyjdź
czekam
tylko nie licz na cuda
do mnie się idzie przez ogień
3. Bóg będzie bardziej z nami, jak Mu zrobimy miejsce.
Pisał o tym z kolei ks. Józef Tischner na Boże Narodzenie ("Miłość nas rozumie"):
Co zrobić, abyśmy tracąc siebie dla Boga, odnaleźli siebie w Bogu, i tracąc Boga dla siebie, odnaleźli Boga w sobie?
Odpowiedź, jaką daje Jan Tauler jest tak paradoksalna, że przytoczę ją dosłownie. W zasadzie nie należy nic robić. Nic poza otwarciem.
"Dlatego zamilknij, wtedy dopiero bowiem Bóg wypowie w tobie Słowo tego narodzenia, ty zaś zdołasz je dosłyszeć. Bo jeśli nie przestaniesz mówić, On będzie musiał milczeć. Jego Słowu najlepiej można służyć, milcząc i słuchając. Jeśli uwolnisz swą duszę od wszystkiego, wówczas On z całą pewnością wypełni ją po brzegi. Otrzymasz od Niego dokładnie tyle, ile zrobisz Mu w sobie miejsca. Ani mniej, ani więcej."
Myślę, że do rzeczonego uwalniania duszy zalicza się jak najbardziej autentyczna spowiedź i komunia święta. Dlatego, że sakramenty te (uleczenia i posilenia duszy) zakładają wyzwolenie w prawdzie: skruchę własnej pychy, wyrzeczenie się grzechów i powierzenie się Bogu.
Służenie Słowu zaś to już zaawansowane życie duchowe - przebóstwienie, uświęcenie człowieka...