Quantcast
Wątki bez odpowiedzi | Aktywne wątki Teraz jest N sie 24, 2025 20:24



Odpowiedz w wątku  [ Posty: 124 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona
 Rola Boga 
Autor Wiadomość
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Rita napisał(a):
Ja nic nie chcę. Zastanawiam się czysto teoretycznie. Jeżeli jest miłość, jest i obowiązek, odpowiedzialność, dziwne że jeszcze tego nie wiesz.

Wiem, ale nie widze ich atak samo jak Ty.

J
Rita napisał(a):
a rozumiem, że według Ciebie Bóg nic nie musi. I OK. Jednak uważam, że takiego "Boga" nie mamy prawa nazywać dobrym czy miłosiernym. Bóg może wszystko bo jest wszechmocny, ale Bóg nieodpowiedzialny, obojętny, nie osiadający żadnych obowiązków, to Bóg niekochający.

Bóg wie, że tak uważasz, ale Ty tak uważasz, ponieważ uznajesz własne zdanie za najważniejsze na świecie i każde inne zdanie konfrontujesz z tym własnym zdaniem. Tylko niby dlaczego ktokolwiek (np. Bóg) ma traktować Twoje zdanie za miarodajne, skoro każdy ma własne?

Rita napisał(a):
a nie stawiam Bogu warunków ani nic nie wymagam, ja interpretuję to co widzę.

Nigdy nikt nie da rady, aby ktokolwiek spełnił jakiekolwiek Twoje wymagania, aby Twoja interpretacja była zgodna z rzeczywistością.

Widząc tego samego psa dwoje ludzi powie:
- jaki brzydki, wredny kurdupel
- jaki śliczny, słodki, mały piesek

Który z dwóch powyższych ma obiektywnie rację? Bo ja nie widzę możliwości zdecydowania... tak samo nie widzę możliwości uznania Twojej wizji Boga za prawdę.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Wt sie 12, 2008 21:34
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Wiem, ale nie widze ich atak samo jak Ty.

To jak je widzisz?

Cytuj:
Widząc tego samego psa dwoje ludzi powie:
- jaki brzydki, wredny kurdupel
- jaki śliczny, słodki, mały piesek

Oczywiście że druga osoba. Pierwszej nie nazwałabym chyba człowiekiem... Każde zwierzę, nawet najmarniejsze jest dziełem sztuki :)


Wt sie 12, 2008 21:47
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Rita napisał(a):
Cytuj:
Wiem, ale nie widze ich atak samo jak Ty.

To jak je widzisz?

Istnieje także coś co określam "bycie niewolnikiem miłości" - jeśli uważasz, ze kogoś kochasz, ale masz wobec niego wymagania, to tak naprawdę nie kochasz go w pełni. Miłość absolutna objawia się atrofią siebie samego - to ukochana osoba jest najważniejsza na świcie, nawet kosztem nas. Jeśli nasza śmierć przyczyni się jakoś do jej bytności to z radością poświęcimy swe życie - to jest wg mnie prawdziwa miłość.

Wg mnie, kto poznał Boga nie jest w stanie przeciwstawiać mu swojej marności - pokochać Boga oznacza oddać mu swoje życie w Jego ręce, bez względu na to co nas czeka. Jeśli jest to nawet śmierć w męczarniach to czemuś ona służy - nie kwestionuje się czynów najwyższej miłości jeśli się ją prawdziwe kocha.

Brzmi szalenie, ale tak właśnie wygląda prawdziwa miłość, nawet pomiędzy ludźmi, a co dopiero pomiędzy człowiekiem a Bogiem. Miłość to nie jest matematyka i racjonalizm, to absolutne oddanie. Jeśli nie potrafisz nikogo obdarzyć taką miłością to jesteś tylko samolubnym punktem w nieskończoności Wszechświata, emocjonalną czarną dziurą - tak właśnie uważam.

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Wt sie 12, 2008 22:20
Zobacz profil
Post 
Pięknie, ale jak to się ma do tematu? Rozmawiamy o tym, jakie Bóg ma obowiązki w stosunku do człowieka, a nie odwrotnie. Pytałam o sens cierpienia niemowląt na przykład. Chyba mi nie powiesz, że niemowlę cierpi, bo kocha Boga? I czy według Ciebie dopuszczanie do takiego cierpienia, jest objawem miłości Bożej?


Śr sie 13, 2008 18:13

Dołączył(a): Pt sie 08, 2008 13:18
Posty: 27
Post 
Rita napisał(a):
I czy według Ciebie dopuszczanie do takiego cierpienia, jest objawem miłości Bożej?


a dlaczego nie?
jeśli zakładamy, że Bóg jest dobry (a na gruncie chrześcijaństwa takie założenie przyjąć trzeba), to prędzej nasze rozumienie (np. tego, czym jest boża miłość) jest błędne, niż czyny Boga złe, bezsensowne, etc.


Śr sie 13, 2008 18:20
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn maja 29, 2006 12:06
Posty: 4608
Post 
Rita napisał(a):
I czy według Ciebie dopuszczanie do takiego cierpienia, jest objawem miłości Bożej?

A czy dziecku, które chce wciąż cukierków, pomimo, że po nich choruje, będziesz te cukierki dawać, bo ono dostaje spazmów i histerii z niemożności zaspokojenia swojej zachcianki? To dziecko jak najbardziej czuje cierpienie i niesprawiedliwość, bo wie, że możesz mu dać te cukierki, a Ty mu nie dajesz. Jesteś sprawcą cierpienia tego dziecka? Jesteś zła i niesprawiedliwa?

_________________
"Diabolus enim et alii daemones a Deo quidem natura creati sunt boni, sed ipsi per se facti sunt mali"
Obrazek
"Inter faeces et urinam nascimur".


Śr sie 13, 2008 19:11
Zobacz profil
Post 
Weź mnie oświeć jak to się ma do mojego pytania i w ogóle do tematu, bo nie rozumiem... :roll:


Śr sie 13, 2008 19:12
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post 
Rita napisał(a):
Pięknie, ale jak to się ma do tematu?


Otóż ma się do tematu. Rolą Boga jest kochać, a to chyba o tej roli temat? W poprzednich wypowiedziach zgadzam się z flippiarzem w zupełności.
Rita napisał(a):
Rozmawiamy o tym, jakie Bóg ma obowiązki w stosunku do człowieka, a nie odwrotnie.

Rita, nie ma żadnych obowiązków, bo całe jego działanie wypływa z miłości i ogromnego Miłosierdzia.
Ty jednak masz jakąś swoją wizję Boga w której jesteś dość uparta i którą uważasz za jedynie słuszną, bo chcesz dyskutować, ale nie przyjmujesz argumentów, które nie przystają do twojej wizji. Takie mam wrażenie - nie chcąc cię urazić.
Rita napisał(a):
czy według Ciebie dopuszczanie do takiego cierpienia, jest objawem miłości Bożej?


Tak, jest objawem Bożej Miłości, choć tego nie rozumiesz. Wiele rzeczy można przyjąć tylko przez wiarę i modlitwę. Chrześcijanin wierzy, że to co daje mu Bóg jest dla niego najlepsze, nawet jeśli to cierpienie i nawet jeśli takie, którego nie rozumie.


Śr sie 13, 2008 20:12
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Tak, jest objawem Bożej Miłości, choć tego nie rozumiesz

Ja się nie upieram przy swojej wizji, ja próbuję zrozumieć Waszą! Naprawdę się staram. Skoro Ty to rozumiesz to po prostu mi to wytłumacz jak to może być objawem Bożej Miłości. Przypominam że noworodek nie może niczego przyjąć, bo jest jeszcze nie w pełni świadomy.


Śr sie 13, 2008 20:24
Avatar użytkownika

Dołączył(a): So cze 02, 2007 10:22
Posty: 1324
Post 
Rita napisał(a):
jak to może być objawem Bożej Miłości. Przypominam że noworodek nie może niczego przyjąć, bo jest jeszcze nie w pełni świadomy.

Cierpienie pozostanie dla człowieka tajemnicą, którą ze spokojem można przyjąć tylko przez wiarę. Bez wiary jest to niemożliwe.
Nie wiem dlaczego cierpi noworodek. Nikt tego nie wie, poza Bogiem. Chrześcijanin po prostu ufa, że jest w tym sens i wola Boża a skoro tak, znosi to cierpienie. Gdy cierpi noworodek to cierpi nie tylko on, ale też jego bliscy. A może to cierpienie ma posłużyć pogłębieniu wiary jego rodziców? A może nawróceniu rodziców czy bliskich? Nigdy nie uzyskasz jednoznacznej i pełnej odpowiedzi: DLACZEGO? To znaczy nigdy w tym życiu - ziemskim.
Może w zrozumienu sensu chrześcijańskiego cierpienia pomocny będzie poniższy tekst:
Cytuj:
Pan Bóg na pewno nigdy nie chce niczyjego cierpienia. Nigdy też na nikogo nie zsyła cierpienia, nie posługuje się cierpieniem jako środkiem do celu. Jest również rzeczą pewną, że Bóg robi wszystko, żeby wszelkie cierpienie pokonać. Właśnie po to przychodzi na świat. Jezus Chrystus, ilekroć stykał się z jakimś cierpieniem, spontanicznie je usuwał — bardzo często robił to w sposób nadzwyczajny, cudowny.

A jednak i na Niego spadło cierpienie, co więcej — spadło z woli Jego Ojca. "Przystało bowiem Temu, dla którego wszystko i przez którego wszystko, który wielu synów do chwały doprowadza, aby przewodnika ich zbawienia udoskonalił przez cierpienie" (Hbr 2,10). Ten cytat z Listu do Hebrajczyków każe nam myśleć, że Bóg sprzeciwia się cierpieniu, to jednak walka z cierpieniem nie jest najważniejszym Jego celem. Tym celem jest "doprowadzenie wszystkich do chwały". A skoro tak, to słusznie możemy przypuszczać, że pokonywanie cierpienia jest czymś wtórnym wobec zasadniczego celu jakim jest właśnie owo doprowadzanie do chwały. Kolejny wniosek nasuwa się sam i brzmi następująco: jeśli usuniecie jakiegoś cierpienia łączyłoby się z oddaleniem kogoś od tej chwały, to Bóg nigdy nie podjąłby się usuwania takiego cierpienia. Raczej zgodziłby się na nie, zwłaszcza jeśliby wiedział, ze ktoś dotknięty tym cierpieniem jest w stanie dobrze je przeżyć, tzn. jest w stanie odnaleźć w nim pomost do chwały, pomost, którego być może nie dałoby się zbudować na bazie przyjemności lub czegoś, co nie jest cierpieniem. Jedno w każdym razie jest pewne: celem Pana Boga nie jest w pierwszym rzędzie usuwanie cierpienia, ale "doprowadzenie wielu do chwały" ("wielu", gr. polloůs, w sensie: "tak wielu", "aż tylu").

Dzięki męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa wiemy, że ludzkie cierpienie rzeczywiście może stać się pomostem do nieba. Tyle że to nie samo cierpienie jest tym pomostem. Cierpienie samo w sobie jest złem. Ale cierpienie ukrzyżowane już nie. W ukrzyżowanym cierpieniu, czyli w cierpieniu przyjętym dobrowolnie za kogoś innego mieszka autentyczna miłość, która radykalnie zmienia sens cierpienia. Cierpienie pozostaje takie samo, ale jego sens staje się inny. Oto cierpienie nagle przestaje być równoważne z utratą szczęścia, radości, łaski Bożej, a staje się narzędziem ich odzyskiwania. Ukrzyżowane cierpienie Jezusa Chrystusa mówi nam, że nawet na samym dnie cierpienia można odzyskać przywilej nieba (jak pamiętamy, jeden z przybitych do krzyża skazańców natychmiast korzysta z tego przywileju) oraz że to odzyskiwanie nie jest naszym dziełem, ale właśnie przywilejem, darem. Trzeba tylko prosić. Prawo do przekroczenia bram raju, do uwolnienia od grzechów i od kar, prawo do zażyłej przyjaźni z Bogiem nabywamy nie dlatego, że cierpimy, ale dlatego, że nawet na dnie cierpienia nie przestajemy powtarzać za Dobrym Łotrem: "Panie, wspomnij na mnie..." Chrystus odkupił świat nie dlatego, że cierpiał, ale dlatego, że nawet cierpiąc nie przestawał powtarzać: "Ojcze, wybacz im, bo nie wiedzą co czynią...", "Ojcze, przyjmij ducha mojego..." Powtarzał także słowa Psalmu 22 ("Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił..."), który, jeśli tylko się weń wczytamy, jest "pieśnią pochwalna" płynącą z ust cierpiącego Sługi, dzięki której "powracają do Pana wszystkie krańce ziemi". Dzięki cierpieniu Jezusa Chrystusa wiemy, że prośba Jezusa przeniknęła całe Jego jestestwo, każdą komórkę i każdą chwilę Jego życia, więcej: że przeniknęła całą ludzkość, przeniknęła nasz wszystkich, i że trafiła przed oblicze naszego Ojca, który jest w niebie, oraz że została przez Niego wysłuchana i spełniona.

Jeśli przyjmiemy taki właśnie chrześcijański sens cierpienia, to okaże się, że prawdziwym "problemem wiary" jest nie tyle tzw. cierpienie niezawinione (np. choroba dziecka), co raczej właśnie cierpienie zawinione. To pierwsze mówi bowiem jedynie o niedoskonałej naturze tego świata, która stale domaga się naszej aktywnej odpowiedzi. Niewinne dziecko choruje i umiera, mały człowiek rodzi się z nieuleczalnymi wadami, cierpi głód, jest torturowany przez własnych rodziców — ale te jego cierpienia nie mówią przecież o "zaniedbaniach" ze strony Pana Boga, tylko o zaniedbaniach ze strony ludzi. Przecież przed człowiekiem od samego początku stoi zadanie "czynienia sobie ziemi poddaną" (Rdz 1,28), jak to zatem możliwe, że w sprawie tak ważnej, jak wychowanie, ochrona zdrowia czy sprawiedliwość człowiek uczynił, jak dotąd, tak niewiele? Gorzej, niekiedy odnosimy nawet wrażenie, że to nie postęp moralny, ale raczej regres moralny ludzkości jest bardziej oczywisty. Człowiek może głęboko kształtować swoje życie biologiczne, społeczne, moralne i duchowe -- dzisiaj wiemy o tym chyba lepiej niż kiedykolwiek — jak to zatem możliwe, że na drodze do usuwania niezawinionego cierpienia odniósł do tej pory tak niewiele sukcesów? Historia ludzkości zdaje się mówić, że "cierpienie niewinnych" wcale nie jest problemem człowieka, bo człowiek chętnie o nim zapomina, chętnie je lekceważy, a jeśli już sobie o nim przypomina, to tylko po to, żeby je przedstawić Bogu jako wyrzut, a nie po to, żeby potraktować je jako zadanie i żeby zgodnie z wolą Bożą je pokonywać. (Dodajmy tu jeszcze, że cierpienie wpisane w przyrodniczo-biologiczną naturę świata, a więc nie tylko cierpienie moralne, ale po prostu kataklizmy, choroby itd., nie może być nawet w najmniejszym stopniu przypisane Bogu. Opis stworzenia zamieszczony w pierwszym rozdziale Księgi Rodzaju mówi nam jasno, że wszystko, co Bóg stwarza "jest dobrze", a nawet "bardzo dobre" (por. Rdz 1,1-31). Zło pojawia się później i za jego powstanie odpowiada człowiek oraz kusiciel-wąż).

Poważnym problemem wiary jest natomiast cierpienie zawinione. "Cierpienie to kara za grzechy" — na taki sposób myślenia zgodzi się chyba każdy z nas. Trzeba jednak pamiętać, że kryje się w nim, jak w każdym uproszczeniu, wiele niebezpieczeństw. Cierpienie jest tajemnicą, misterium znanym tylko Bogu. Jeśli powiemy, że jest "karą za grzechy", to odsłonimy tylko niewielki rąbek tej tajemnicy, a jest całkiem możliwe, że jeszcze bardziej ją zasłonimy. Owszem, cierpienie ma swój początek w ludzkim grzechu (i w grzechu aniołów), a więc jest skutkiem zerwania przyjaźni z Bogiem, ale z całą pewnością "kara" to tylko niewielki lub zgoła żaden jego aspekt. Tak więc jeśli już myśleć o cierpieniu, to raczej w kontekście grzechu pierworodnego, w kontekście ogólnej kondycji naszego ludzkiego bytowania, a nie w kontekście swoich własnych grzechów i zaniedbań. Jeżeli tylko tymi ostatnimi będziemy uzasadniać przydarzające się nam cierpienia, to wtedy ujrzymy w Bogu wyłącznie surowego Sędziego, który tylko czyha na nasze potknięcia, żeby móc nam wymierzyć klapsa. Z całą pewnością taki obraz Boga będzie i fałszywy, i szkodliwy. Natomiast widzieć cierpienie w kontekście grzechu pierworodnego i w kontekście niedoskonałości natury ludzkiej (przeznaczonej do doskonałości!) to uznać, że jest ono zawsze dla człowieka jakimś zadaniem i to zadaniem wspólnotowym. Cierpienie niesie w sobie nie tylko pytanie o początek (Skąd to cierpienie?), ale również pytanie o cel (Co z nim zrobić? Jaki jest jego sens?). To drugie pytanie, o czym zapominamy, jest znacznie ważniejsze. Skoro więc cierpienie ma swój początek w naszej wspólnej przeszłości (a przede wszystkim w dziele Adama), to jego przezwyciężenie także musi być wspólnotowe (ale przede wszystkim Adamowe, dzięki Nowemu Adamowi — Chrystusowi).

Że to wszystko możliwe i że to prawda wielokrotnie przekonywałem się w szpitalu. Tam ludzie poważnie chorzy pozostawieni sami sobie popadają w takie przygnębienie, że ich stan ducha urąga nawet ludzkiej godności. Trudno im wtedy pomóc. Ale jeśli człowiekowi choremu ktoś rzeczywiście zacznie towarzyszyć, po prostu być przy nim, niekoniecznie spełniać wszystkie zachcianki, ale być, słuchać, modlić się razem, to ów chory odmienia się nie do poznania. Zaczyna traktować swoją chorobę i otoczenie z wyrozumieniem. Zaczyna promieniować spokojem i wdzięcznością. A w jego oczach pojawia się jakaś mądrość, której na próżnoby szukać w spojrzeniach ludzi wypoczętych i zdrowych.

Krzysztof Mądel, jezuita


Śr sie 13, 2008 21:12
Zobacz profil
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13
Posty: 1790
Post 
Rita napisał(a):
Rozmawiamy o tym, jakie Bóg ma obowiązki w stosunku do człowieka, a nie odwrotnie.


A Bóg ma jakieś obowiązki? Mam nieodparte wrażenie, że traktujesz Boga jak nieco lepszego człowieka i przypisujesz Mu wszystkie ludzkie cechy (antropomorfizm). Jedynym boskim „obowiązkiem” jeśli już używamy tego określenia, to sprawić aby mogły być zrealizowane wszelkie nasze pragnienia, a nawet kaprysy. Bóg jest po to aby zaspokoić wszelkie potrzeby duszy, te dobre a nawet złe, ale w naszym ludzkim mniemaniu uważane za dobre albo przynajmniej właściwe lub pożądane (dość dowolnie rozumiemy co dobre a co złe).
Bóg stworzył (powołał do istnienia) prawa, czyli pewne stałe zasady oraz szeroko rozumiany świat, tylko po to aby dusza mogła realizować w nim swoje cele, bo tylko w świecie można cokolwiek doświadczyć.

Często pada tu takie stwierdzenie, że Bóg stworzył nas z miłości, tylko że miłość to nie tylko uczucie ale przede wszystkim najwyższa energia, energia życia która zbudowała wszechświat i nadal go podtrzymuje, a uczucie które nas ogarnia to jedynie skutek istnienia tej energii. Miłość to także „pokarm” którym żywi się dusza, bez niego nie mogła by istnieć.

_________________
Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść


Śr sie 13, 2008 21:15
Zobacz profil
Post 
Cytuj:
Nie wiem dlaczego cierpi noworodek. Nikt tego nie wie, poza Bogiem. Chrześcijanin po prostu ufa, że jest w tym sens i wola Boża a skoro tak, znosi to cierpienie. Gdy cierpi noworodek to cierpi nie tylko on, ale też jego bliscy. A może to cierpienie ma posłużyć pogłębieniu wiary jego rodziców? A może nawróceniu rodziców czy bliskich? Nigdy nie uzyskasz jednoznacznej i pełnej odpowiedzi: DLACZEGO? To znaczy nigdy w tym życiu - ziemskim.

Bóg posługuje się jednym człowiekiem dla osiągnięcia pewnych celów? :o No... tak, pełen miłości, rzeczywiście.... :?

Cytuj:
Mam nieodparte wrażenie, że traktujesz Boga jak nieco lepszego człowieka i przypisujesz Mu wszystkie ludzkie cechy (antropomorfizm).

TO masz złe wrażenie i proponuję mniej się skupiać nad tym, co ja Bogu przypisuję, a więcej na odpowiedziach na pytania które zadaję.

Cytuj:
A Bóg ma jakieś obowiązki?

Może naiwnie myślę, ale jak ktoś powołuje do życia i w dodatku podobno kocha, to musi mieć tez jakieś obowiązki wobec tego stworzenia, szczególnie jak temu stworzeniu dzieje się krzywda, szczególnie jak ktoś jest wszechmogący i nic ciekawszego do roboty nie ma.

Cytuj:
Jedynym boskim „obowiązkiem” jeśli już używamy tego określenia, to sprawić aby mogły być zrealizowane wszelkie nasze pragnienia, a nawet kaprysy. Bóg jest po to aby zaspokoić wszelkie potrzeby duszy, te dobre a nawet złe, ale w naszym ludzkim mniemaniu uważane za dobre albo przynajmniej właściwe lub pożądane (dość dowolnie rozumiemy co dobre a co złe).

I jak tego dokonuje? Szczególnie o te umierające noworodki mi chodzi.


Śr sie 13, 2008 21:24
Post 
Rita...jeśli odnosisz życie tylko do doczesności, to nigdy nie pojmiesz dlaczego umierają noworodki i nie przyjmiesz żadnej argumentacji.


Śr sie 13, 2008 21:31
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn gru 15, 2003 23:13
Posty: 1790
Post 
monika001 napisał(a):
Nie wiem dlaczego cierpi noworodek. Nikt tego nie wie, poza Bogiem. Chrześcijanin po prostu ufa, że jest w tym sens i wola Boża a skoro tak, znosi to cierpienie. Gdy cierpi noworodek to cierpi nie tylko on, ale też jego bliscy. A może to cierpienie ma posłużyć pogłębieniu wiary jego rodziców? A może nawróceniu rodziców czy bliskich? Nigdy nie uzyskasz jednoznacznej i pełnej odpowiedzi: DLACZEGO? To znaczy nigdy w tym życiu - ziemskim.


Ten świat jest tak skonstruowany, że nie może być skutku bez przyczyny (nawet fizycy to potwierdzają), każda przyczyna musi generować takie a nie inne skutki, to podstawowe prawo wszelkiego istnienia. Świat to nie kapelusz czarodzieja, z którego można wyciągnąć coś czego tam nigdy nie było.
Jeśli ktoś cierpi (nawet noworodek) to zapewne musi być tego przyczyna, oczywiście może być różna, ale na pewno nie wzięła się z nikąd. Jakie mogą być przypuszczalne powody? Tak jak napisałaś może to być jakaś przestroga dla bliskich tego dziecka, lub bardziej prawdopodobne to dług karmiczny, mogło się zdarzyć tak, że w poprzednim życiu to „dziecko” odebrało komuś życie np.: popełniło aborcję. Jest jeszcze taka możliwość, że dusza dziecka rozmyśliła się w ostatniej chwili przed porodem i dziecko rodzi się martwe. Chodzi o to aby na własnej skórze doświadczyć co znaczy odebrać komuś życie. Albo dusza rodzi się w genetycznie zdeformowanym ciele, celowo, na własne życzenie, bo pragnie właśnie takiego doświadczenia, dziwne? Z perspektywy duszy liczą się inne cele i priorytety.

_________________
Nie wierzę w Boga którego istnienia można by dowieść


Śr sie 13, 2008 21:53
Zobacz profil
Post 
Zapewniam Cię, że chętnie rozpatrzę jakąś argumentację, jak tylko ją usłyszę.


Śr sie 13, 2008 21:53
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Odpowiedz w wątku   [ Posty: 124 ]  Przejdź na stronę Poprzednia strona  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna strona

Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Designed by Vjacheslav Trushkin for Free Forums/DivisionCore.
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL