Dla mnie to był wielki wstrząs

Tym bardziej, że nic o jego chorobie nie wiedziałem. Wspaniały muzyk, kompozytor, człowiek niezwykle sympatyczny, ciepły i skromny, pozostający gdzieś w cieniu swych kolegów, jego klawisze miały w sobie coś metafizycznego, a głos wspaniale oddawał klimat utworów i świetnie współbrzmiał z głosem Davida Gilmoura. Świetnie uzupełniali się muzycznie i wokalnie. Teksty to była przeważnie Watersa działka i, mimo mojej lekkiej niechęci do jego osoby, oddaję mu to, że teksty Waters pisał świetne.
W dniu kiedy odszedł Rick, słuchałem jego kompozycji:
Wearing The Inside Out (z ostatniej płyty
Division Bell z 1994, gdzie zaśpiewał po 22 latach, nie licząc koncertów),
Us And Them (ze słynnej
Ciemnej Strony Księżyca wespół z Davidem Gilmourem, Roger Waters napisał słowa,). Natomiast nie mogłem wysłuchać do końca jego najważniejszego utworu
Great Gig In The Sky (także z Ciemniej Strony Księżyca), łzy leciały po policzku i długi czas nie mogłem się uspokoić

Jeszcze więcej zasmuciło mnie kiedy sobie pomyślałem, że widziałem Go 2 lata temu w Stoczni Gdańskiej, gdzie grał wraz Gilmourem i teraz oglądam to na DVD i Jego już nie ma.
To wielka strata dla muzyki. Pink Floyd już nigdy nie zagra. Teraz pora, by Waters i Mason pogodzili się Gilmourem, choćby dla zmarłego kolegi.
Spoczywaj w pokoju, Rick, i do zobaczenia w Niebie
