Jak być praktykującym chrześcijaninem?
Autor |
Wiadomość |
bietka.romaniak
Dołączył(a): Pt cze 27, 2008 13:26 Posty: 163
|
 Jak być praktykującym chrześcijaninem?
Zastanawiam się nad tym pytaniem, aby dać adekwatną odpowiedż, taką, która się nie wymądrza. Być praktykującym chrześcijaninem nie jest łatwo, ale kto powiedział, że będzie łatwo?! Po prostu, staram się żyć Ewangelią, gdzie Jezus między innymi mówi:"Kto chce iść za mną, niech mnie naśladuje...niech niesie krzyż każdego dnia..." A więc stawiać czoła przeciwnościom losu, wypełniać dobrze swoje zadania, obowiązki, pomagać innym, najpierw tym w swojej rodzinie itp.itd.
Kiedyś czytałam mądrą wypowiedż, że miłość do ludzi i Boga, to nie tylko uczucia, bo przecież nie wszystkich możemy przytulić do serca, uściskać jeśli tak nie czujemy, ale możemy pomóc w inny sposób, np.pomodlić się, uśmiechnąć, miło spojrzeć...
Niektórzy święci, między innymi św.Tereska od Dzieciątka Jezus czy ostatnio, św.Matka Teresa z Kalkuty, przeżywały ciemne noce miłości i to przez kilka lat(!) Matka Teresa powiedziała:" Będę świętą od ciemności". Cóż wtedy robić??? Po prostu trwać bez względu na to bolesne, okrutne doświadczenie...
Jasne, że jest to bardzo trudne! Mała święta,kiedy Bóg pozornie oddalił się od niej na 7 lat, nosiła przy sercu wypisany na papierze akt wiary...trwała pomimo wszystko aż do końca. Myślę,że z wiarą, jej praktykowaniem, nie trzeba się obnosić, życie nią musi być dyskretne, emanujące, bez przesady!
U pewnego teologa, Mieczysława Gogacza czytałam,że ci, którzy tutaj na ziemi nie kochają Boga, tylko ludzi, tam, w wieczności będą uczyć się kochać Boga 
|
Pn paź 13, 2008 10:08 |
|
|
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Cytuj: Boli fakt, że wielu ludzi nadal wierzy w latającego w chmurach faceta.
O, ciekawe, kogo masz na myśli ? Ja nie znam nikogo, kto wierzyłby w facetów latających w chmurach. Z tego co mi wiadomo, faceci nie latają ( kobiety zresztą też nie ). A może masz na myśli pilotów ? No cóż, w takim razie rozumiem - ja też w nich, niestety, wierzę 
|
Pn paź 13, 2008 10:14 |
|
 |
Anonim (konto usunięte)
|
Johnny99 napisał(a): Ja nie znam nikogo, kto wierzyłby w facetów latających w chmurach.
Sugerujesz, że Bóg nie potrafi latać w chmurach ? Przecież jest wszechmocny.
Jeżeli nawet nie w chmurach, to po niebie przemieszcza się na pewno ?...
A dla wielu niebo to nieboskłon, chmury 
|
Pn paź 13, 2008 10:58 |
|
|
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Cytuj: Sugerujesz, że Bóg nie potrafi latać w chmurach ?
Bóg ma ciekawsze zajęcia.
|
Pn paź 13, 2008 13:58 |
|
 |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
to śmieszne, ale już dziś dostałam dowód, że Bóg działa we mnie.
I prowadzi mnie..
Udało mi się dzisiaj otwarcie rozmawiać o Bogu z koleżanką mimo, że tego nie chciała. Znaczy rozpoczęła temat, wytłumaczyłam jej pewne rzeczy i mimo,że może nie do końca chciała o tym słuchać, to dziękuję Duchowi Św. ,że kierując mną wypowiedział słowa moimi ustami i choć to malutki kroczek to... Chwała Panu!
|
Pn paź 13, 2008 14:10 |
|
|
|
 |
No
Dołączył(a): Śr lip 05, 2006 16:42 Posty: 4717
|
Ja myślę, że sama to powiedziałaś . Nie musisz wszystkiego przypisywać Bogu bo zaraz okaże się, że jesteś marionetką którą steruje Jezus.
|
Pn paź 13, 2008 16:05 |
|
 |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
powiedziałam, ale pod natchnieniem Ducha Św
I nie rozumiem Twoich słów..
Ja nie czuję się marionetką w jego rękach,
fakt jestem tylko marnym narzędziem w jego rękach
i jestem szczęśliwa , że czasem napełnia mnie swoją łaską
i za moją pomocą (niewielką) działa pośród ludzi i to jest dla mnie piękne
Gdybym miała być marionetką w rękach Boga nigdy by nam nie dał wolnej woli  nie przesadzajmy , a uczmy się pokory 
|
Pn paź 13, 2008 18:29 |
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
*Julka* napisał(a): powiedziałam, ale pod natchnieniem Ducha Św  I nie rozumiem Twoich słów.. Ja nie czuję się marionetką w jego rękach, fakt jestem tylko marnym narzędziem w jego rękach i jestem szczęśliwa , że czasem napełnia mnie swoją łaską i za moją pomocą (niewielką) działa pośród ludzi i to jest dla mnie piękne 
Chwała Panu! 
_________________ Piotr Milewski
|
Pn paź 13, 2008 20:46 |
|
 |
Johnny99
Dołączył(a): Cz wrz 25, 2008 21:42 Posty: 16060
|
Nie mozna o sobie mówic " marionetka ". Jak pisał św. Paweł: " odtąd już nie ja żyje, ale żyje we mnie Chrystus ". Jesteś tym, w którym żyje Chrystus ! Bóg nikim nie steruje - Bóg jest w każdym naszym ( NASZYM ) czynie miłości.
|
Wt paź 14, 2008 11:06 |
|
 |
ladysherlockian
Dołączył(a): So wrz 23, 2006 8:34 Posty: 299
|
Ostatnio zaczęłam zastanawiać się nad moją wiarą i doszłam do wniosku, że chyba oszukuję samą siebie(bo przecież Boga oszukać się nie da). Chodzi o to, że właściwie nie przekłada się ona na moje życie. Wydaje mi się, że nie potrafię żyć w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi. Udaje mi się tylko jedynie unikanie dopuszczania się poważniejszego zła - natomiast "mniejsze zło" typu kłótnia zdarza się nadal często. Wiele razy już próbowałam zmienić swoje życie radykalnie, ale nic z tego nie wychodziło, udawało się tylko przez parę dni. Stale nie udaje mi się wygrywać z egoizmem, który chyba jest siłą napędową w moim życiu. Nie zastanawiam się, jak mogłabym pomóc innym zrobić coś dobrego, ale raczej jaką ciekawą książkę przeczytam, co nowego dowiem się na uczelni, co fajnego sobie ściągnę z sieci. Chyba żyję tak, aby przede wszystkim sobie dogodzić. Nie mam wątpliwości związanych z wiarą, jestem przekonana że Jezus jest Bogiem, przyjmuję sakramenty itp. ale wydaje mi się, że gdybym miała mieć kłopoty z powodu wiary, byłabym pierwszą osobą która by się jej wyparła, np. kiedyś w Wielkiej Brytanii katolicy nie mogli m.in. studiować, więc jeśli żyłabym w takich czasach i bardzo chciałabym studiować, to zapewne zmieniłabym religię na taką, która pozwalałby mi na podjęcie studiów. Niektórzy ludzie potrafili oddawać życie za wiarę, ja natomiast boję się, że ktoś się krzywiej popatrzy, a może nawet się zaśmieje. Może to jest związane z tym, że jestem osobą bardzo nieśmiałą i nawet o tak mało ważnych rzeczach jak ulubiony pisarz, mówię tylko zaufanym osobom i to po długim okresie znajomości. Wydaje mi się, że tak naprawdę nie wierzę i nie kocham Boga, bo gdybym Go kochała, nie żyłabym tak, jak żyję, tylko potrafiłabym wcielać w życie te wszystkie chrześcijańskie wartości. Chyba nie mogę się nazywać chrześcijanką, zdaje się, że to jest tylko maska, którą przybieram sama przed sobą, a faktycznie najważniejsza dla mnie jest nauka i sztuka. Próbowałam to zmieniać, ale za każdym razem są nawroty. Nie wiem, czy uczciwiej nie będzie przestać już próbować się zmieniać, ale cieszyć się tym co kocham? nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się być prawdziwym chrześcijaninem a nie marną imitacją, tak jak osoba co niby zna angielski i bardzo lubi ten język, ale uparcie mówi she don't chociaż wie, że powinno być inaczej(to takie niezbyt mądre porównanie, wzięta z mojej działki). takiej osoby nie możemy nazwać filologiem, miłośnikiem języka, i tak samo nie powinnam nazywać się chrześcijanką.
|
Wt paź 14, 2008 13:15 |
|
 |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
Droga ladysherlockian,
Myślę, że powinnaś od nowa przeczytać posty jumika powyżej.
Na pewno jesteś chrześcijaninem
To, że czasem nam nie wychodzi jest normalne.
Pan Jezus też upadał pod krzyżem,ale " Rzeczą ludzką jest upadać CUDEM jest się podnieść...".
Nie musisz od razu radykalnie zmieniać swojego życia, choć chrześcijaństwo niewątpliwie radykalne jest, ale głównie chodzi mi o to, żebyś swoją wiarę umacniała na zasadzie małych kroczków.
W jednym tygodniu wyznacz sobie taki cel , np. " będę mniej kłócić się z innymi.." i staraj się to postanowienie wcielać w życie.
Za pierwszym razem się nie uda, za drugim też, ale za trzecim może się udać. Trzeba nad sobą pracować, a nie od razu Rzym zbudowano
Świadczyć o Chrystusie publicznie nie jest łatwe, ale kto powiedział, że Wiara jest łatwa? Przytoczę Ci tu słowa Jana Pawła II podczas Apelu Jasnogórskiego w Częstochowie 18. VI. 1983 r :
"To, co kosztuje, właśnie stanowi wartość. Nie można być prawdziwie wolnym bez rzetelnego, głębokiego stosunku do wartości.."
Miej w sobie nadzieję !
To , że nam nie wychodzi nie znaczy, że mamy się poddawać i oddalać od Boga, bowiem szatan właśnie na to czeka!
Pamiętaj też o tym, że wiara góry przenosi
Módl się do Boga, aby nieustannie Cię umacniał, aby Cię prowadził,zaufaj mu, Bóg ma potężną moc i dla niego nie ma rzeczy niemożliwych , pozwól mu ,by Tobą kierował.
Ja sama mam często te problemy ,które wymieniłaś, ale właśnie staram się wciąż mieć nadzieję, staram się wstawać po upadkach, modlę się do Boga, aby pomógł mi w trwaniu w wierze...
Tobie też życzę abyś znalazła w sobie siłę i odwagę w Jezusie Chrystusie, aby dawać świadectwo , Niech Pan będzie z Tobą!
|
Wt paź 14, 2008 13:54 |
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
ladysherlockian napisał(a): Wydaje mi się, że tak naprawdę nie wierzę i nie kocham Boga, bo gdybym Go kochała, nie żyłabym tak, jak żyję, tylko potrafiłabym wcielać w życie te wszystkie chrześcijańskie wartości. Chyba nie mogę się nazywać chrześcijanką, zdaje się, że to jest tylko maska, którą przybieram sama przed sobą, a faktycznie najważniejsza dla mnie jest nauka i sztuka. Próbowałam to zmieniać, ale za każdym razem są nawroty. Nie wiem, czy uczciwiej nie będzie przestać już próbować się zmieniać, ale cieszyć się tym co kocham? Pamiętaj, że Bóg nigdy nie daje myśli potępiających siebie. To szatanowi zależy, żebyśmy siebie potępili, stwierdzili, że nie jesteśmy nic warci, że nie zasługujemy. Nie daj się szatanowi! Bądź cierpliwa! I módl się nieustannie! ladysherlockian napisał(a): nie wiem czy kiedykolwiek uda mi się być prawdziwym chrześcijaninem a nie marną imitacją To, że zauważasz problem, to już jest naprawdę dużo - nawet nie wiesz jak dużo. Ktoś kiedyś powiedział, że jeżeli zastanawiasz się, czy nie za mało kochasz, to oznacza, że kochasz, że Ci zależy. Tutaj podobnie. Pozwól, że jeszcze zapytam o parę spraw (wystarczy, że sama odpowiesz sobie). Czy uczestniczysz regularnie w Mszy świętej przyjmując Ciało Chrystusa? (to bardzo ważne!) Czy modlisz się regularnie? (ale nie tylko ustalonymi modlitwami, ale też własnymi słowami, od serca) Czy adorujesz Najświętszy Sakrament? Czy czytasz Biblię? "Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca." (List do Hebrajczyków 4:12) *Julka* napisał(a): Droga ladysherlockian, Myślę, że powinnaś od nowa przeczytać posty jumika powyżej.
Też myślę, że powinnaś przeczytać posty w tym wątku od początku, ale nie dlatego, że część jest moja  tylko dlatego, że różni ludzie pisali wartościowe rzeczy i może to Tobie pomoże.
_________________ Piotr Milewski
|
Wt paź 14, 2008 20:14 |
|
 |
jumik
Dołączył(a): Cz maja 03, 2007 9:16 Posty: 3755
|
Ten post będzie nie tylko do ladysherlockian.
Powstał na podstawie moich przemyśleń.
ladysherlockian napisał(a): Stale nie udaje mi się wygrywać z egoizmem, który chyba jest siłą napędową w moim życiu. Nie zastanawiam się, jak mogłabym pomóc innym zrobić coś dobrego, ale raczej jaką ciekawą książkę przeczytam, co nowego dowiem się na uczelni, co fajnego sobie ściągnę z sieci. Chyba żyję tak, aby przede wszystkim sobie dogodzić. [...] Może to jest związane z tym, że jestem osobą bardzo nieśmiałą i nawet o tak mało ważnych rzeczach jak ulubiony pisarz, mówię tylko zaufanym osobom i to po długim okresie znajomości. Wydaje mi się, że tak naprawdę nie wierzę i nie kocham Boga, bo gdybym Go kochała [...]
Wracałem dzisiaj autobusem do domu słuchając homilii księdza Piotra Pawlukiewicza i przypomniał mi się ten wątek oraz Ty, ladysherlockian. Przypomniało mi się, że napisałaś, że jesteś nieśmiała. Niby mało ważny fakcik, ale myślę, że ma tutaj podstawowe znaczenie - także podstawowe znaczenie dla wiary.
Myślę, że należy najpierw zerwać z pewnym mitem mówiącym, że nieśmiałość jest to zwykła cecha ludzka jak każda inna, jak bycie utalentowanym, szczupłym/nieszczupłym, dowcipnym, itd. Otóż... nieśmiałość nie jest czymś naturalnym! Zaniżona samoocena nie jest czymś naturalnym! Może ona wynikać z wychowania, szeroko rozumianego otoczenia (tzn ludzi spotykanych na swojej drodze oraz ich postaw i działań), ale to nie jest nasza cecha, etykietka jaką mamy!
Jesteśmy dziećmi Bożymi! Jesteśmy skarbami, cudownymi dzieciątkami naszego Tatusia, który nas ukochał! Jesteśmy Piękni! - "Wiem" - powiesz. Wiem, że wiesz. Wiem, że wiesz to rozumem. Tak samo rozumem znamy modlitwę Ojcze Nasz. Ale musimy tę prawdę o naszym Pięknie przyjąć sercem! (ja sam też chcę coraz bardziej przyjmować to sercem! To, że jestem piękny!  Bo kiedyś też byłem nieśmiały  )
Pozostaje pytanie: jak przyjąć to swoim sercem? jak przyjąć sercem to, że jest się pięknym, niezwykle wartościowym i kochanym bezwarunkowo?
Zastanówmy się... bo myślę, że ma to ogromne znaczenie. Ktoś kiedyś powiedział, że aby poznać Boga, trzeba najpierw poznać prawdziwego siebie. Jest to niewątpliwie prawdę, już chociażby dlatego, że Bóg objawia się nam nie tylko poprzez Biblię i Kościół, ale także mówi do nas przez nas samych - a jak mamy usłyszeć i poznać, że to Bóg skoro sami siebie nie znamy, nie znamy kanału przez który mówi Bóg?
Często w odpowiedzi na pytanie: "co robić, żeby dojść do Boga?" słyszymy listę czynności jakie mamy wykonać: spowiedź, Komunia Święta, Biblia, modlitwa, itd. Owszem, jest to ważne. Więcej: jest to niezbędne! Ale co człowiekowi, który jest w bagnie z tego, że ktoś mu wskaże kierunek w jakim ma iść, skoro on nawet ruszyć się nie może - czuje, że nie posuwa się do przodu mimo, że ciągle próbuje? A nie może się ruszyć nie dlatego, że to wskazywanie kierunku jest złe (bo jest dobre i konieczne!), że te rady i próby bycia dobrym są złe (bo są dobre i nieodzowne!), ale dlatego, że nie zauważa czegoś, co go absolutnie blokuje. Próbuje się ruszyć, ale nic mu się nie udaje. Bo siedzi w bagnie - bo nie poznał własnego serca - tak bardzo głęboko, nie przyjął Prawdy o sobie całym sercem. Gorzej - nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.
Kiedyś rozważałem o Bogu i człowieku i doszedłem do Ciekawego wniosku. Otóż... ladysherlockian, czy pomyślałaś kiedyś o sobie jako o objawieniu Boga? Jesteś objawieniem Boga! Czy wiesz o tym? Przecież jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga. A skoro tak, to objawiamy o Nim to, czego to podobieństwo dotyczy. Jesteśmy więc częściowym objawieniem Boga!  I jeżeli miałby powiedzieć, co objawiacie o Bogu Wy, wszystkie kobiety ( każda z Was!), to z pewnością objawiacie Boże Piękno!
(Trudno powiedzieć, czy my, mężczyźni, także objawiamy właśnie tę cechę  , ale Wy z pewnością tak!  )
Co mógłbym jeszcze napisać... polecam każdemu książkę, którą kiedyś przeczytałem p.t. "Jak kochać i być kochanym". Wiem, tytuł brzmi jak tytuł poradnika z pułki "tania psychologia", ale nic z tych rzeczy! Napisał ją amerykański jezuita, profesor uniwersytetu jezuickiego im. Loyoli w Chicago - John Powell. Bardzo wartościowa pozycja. I jest tam napisane m.in. o nieśmiałości, poznaniu siebie, własnych potrzebach, miłości. Jeżeli ktoś by chciał, a nie miał jak lub za co kupić, to mogę dać mój egzemplarz - przesłać pocztą (jeżeli komuś nie przeszkadza, że niektóe fragmenty są pozaznaczane ołówkiem  ).
Starajmy się więc poznać siebie! O to się módlmy! Nad tym się zastanawiajmy! Bo jesteśmy dziećmi Boga Wszechmogącego! 
_________________ Piotr Milewski
|
Śr paź 15, 2008 20:52 |
|
 |
ladysherlockian
Dołączył(a): So wrz 23, 2006 8:34 Posty: 299
|
Jak dalej się zastanawiam nad tą kwestią, wydaje mi się, że właściwie wiara jest takim dodatkiem do mojego życia, który daje mu dużo piękna, ale nie stanowi jego najważniejszą rzeczą, sensu życia, a naprawdę główną rolę w moim życiu odgrywa literatura i lingwistyka. Czasami wydaje mi się, że traktuję wiarę instrumentalnie, jako coś co ma mi dodawać pewności siebie.
Z wiarą wiążą się też różne paradoksy. Dla zdobywania wiedzy jestem gotowa do różnych wyrzeczeń i niewygód, natomiast dla wiary albo dla pomocy drugiemu człowiekowi to już nie bardzo:( zastanawiam się, dlaczego się tak dzieje, czemu nie potrafię starać się o to, aby być dobrym chrześcijaninem tak jak bardzo staram się o to, aby być dobrą studentką? Czy może być tak, że wielkie zamiłowanie do przedmiotu mojej nauki (filologia angielska) może przesłaniać mi Boga? czy w ogóle można to w jakiś sposób zmienić?
Może to temat na inną dyskusję, ale właściwie dlaczego tak trudno przyznawać się do wiary?przynajmniej jeśli chodzi o mnie. W ogóle cała moja postawa przypomina tą Kristoffa Njute z "Innych pieśni" Dukaja, który zdaje się przepraszać rozmówców za to, że ma takie a nie inne poglądy. Wiem, że to fantastyka, ale dobrze odzwierciedla moje postępowanie, dlatego podałam to jako przykład. Poza tym dalej uważam, że gdyby groziło mi coś z tego powodu, na pewno starałabym ją ukryć, a w takim razie co to za wiara, tylko wtedy gdy jest dobrze?
|
N paź 19, 2008 13:03 |
|
 |
*Julka*
zbanowana na stałe
Dołączył(a): N wrz 21, 2008 10:05 Posty: 1111
|
ladysherlockian,
To, że jesteś ambitna i masz zapał do swoich pasji nie jest złe
Bóg powinien być w życiu najważniejszy to fakt, jeżeli trudno Ci się do tego przekonać to myślę, że powinnaś omodlić swoje wnętrze, prosić Pana o łaski, o rozeznanie..
Wiadomo, że świadczenie wiarą nie jest proste, Pan Jezus przecież mówił:
"Prześladować Was będą, jak mnie prześladowali.."
Ale z Bożą pomocą nic nie jest trudne
Musisz odnaleźć w sobie miłość do Boga, która będzie Ci pomagała w świadczeniu... Spróbuj przypomnieć sobie Drogę Krzyżową Pana Jezusa..
On cierpiał niewyobrażalne męki właśnie z miłości do Nas...
No i tak jak na końcu napisałaś wiara nie powinna być wybiórcza.
To nie jest tak, że idę tam ,gdzie mi jest dobrze.
To jest oczywiście łatwiejsze, ale wiara nigdy nie była łatwa.
Tak jak już Ci podałam przykład, co mówił JPII:
"To , co kosztuje właśnie stanowi wartość..."
|
N paź 19, 2008 14:05 |
|
|
|
Nie możesz rozpoczynać nowych wątków Nie możesz odpowiadać w wątkach Nie możesz edytować swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz dodawać załączników
|
|