Cytuj:
Przymus oznacza niewolę, co automatycznie deprecjonowałoby niebo jako apogeum szczęścia.
Niebo jako apogeum szczęścia... Zakładając, że w niebie chrześcijańskim nie ma zła, nie ma bólu, nie ma chorób, to w takiej rzeczywistości nikt nie będzie cenić tego szczęścia. Bo będzie tak wszechobecne, że będzie się wciskać w każdy zakamarek istnienia. To tak, jakby przez całą wieczność jeść tort czekoladowy - prędzej czy później spowszednieje, a może nawet zemdli.
Wieczność niebiańska mija, z założenia, w stanie wiecznej radości. Czy będzie tam miejsce na naukę i rozwój intelektualny? Pewnie nie, bo na każde pytanie znajdzie się zapewne usłużna odpowiedź jakiejś istoty niebiańskiej. Czy będzie tam miejsce na rozwój technologiczny? Pewnie też nie, bo wszystkie potrzeby będą natychmiast zaspokajane, żeby nie zmącić wieczystego szczęścia duszy. Czy będzie tam miejsce na sztukę, literaturę, kulturę? Pewnie tak, ale nic nie będzie w stanie wzbudzać w duszy negatywnych emocji, bo znowu stan idealnego szczęścia zostałby zburzony. Nic też nie będzie w stanie wzbudzić emocji bardziej pozytywnych, bo przecież apogeum zostało już osiągnięte.
Cóż więc będzie robić dusza w Waszym niebie? Czy tak, jak Beatrycze u Dantego, kontemplować w promienistym kręgu doskonałość Boga i trwać w wiecznym stanie narkotycznej, niezachwianej, niezmiennej radości? I tak przez wieczność - wieczność! Bez możliwości doświadczenia czegoś w inny sposób, bez możliwości doświadczenia czegokolwiek poza radością. Tak wygląda wolna wola w wydaniu niebiańskim?
Dobrze, że nie wybieram się do Waszego nieba. Przeraża mnie daleko bardziej, niż piekło w wydaniu średniowiecznych myślicieli, tam się coś przynajmniej działo. Wieczysta stagnacja, zatrzymanie się w jednym punkcie na zawsze, brak wolnego wyboru - bo szczęście jest niejako narzucone z zasady... Straszne. Trochę jak w "Nowym wspaniałym świecie" Huxley'a.